środa, 1 sierpnia 2018

Rozdział 1


Asker, październik 2017





Dość późnym popołudniem, gdy za oknami powoli zapadał zmierzch. A aura, niemal od samego rana, nie zachęcała do wyjścia na zewnątrz, choćby na krótką chwilę. Z bezmyślnego oglądania, jakiegoś niezbyt interesującego filmu w telewizji. Wyrywa mnie najpierw dźwięk dzwonka do drzwi, a następnie głośne pukanie. Ktoś najwyraźniej, niecierpliwie oczekiwał na zobaczenie się ze mną, na co nie miałem najmniejszej ochoty. To w końcu był mój wolny dzień, pierwszy od dłuższego czasu i chciałem spędzić go w samotności. Odpoczywając i starając się wymyślić, jak odbudować zaufanie trenerów i nie pogrzebać do reszty swojej szansy na występy w Pucharze Świata od samego już początku sezonu, który miał rozpocząć się za niecały miesiąc.






Do niedawna, było to praktycznie przesądzone, że zostanę włączony do kadry A. Osiągnięcie zadowalających wyników w okresie letnim i dobra postawa na treningach, skutecznie się do tego przyczyniły. Nareszcie poczyniłem zadowalający mnie postęp. Który miał otworzyć mi drzwi do możliwości osiągania kolejnych, coraz większych sukcesów. Tak bardzo przeze mnie upragnionych.

Jednak po ostatniej aferze, którą wywołali ci cholerni dziennikarze, o ile w ogóle można ich było takowymi nazwać. Moje notowania, drastycznie spadły.







Nikt nie chciał w końcu narażać, dobrej reputacji całej drużyny. Będącej wizytówką Norwegii na świecie. Wprowadzając do niej, jak to ujął trener - kogoś o tak niskim poczuciu moralności i dobrych obyczajów, jak ja.
Ostatni, nawet najbardziej zagorzali zwolennicy podobno mojego dużego talentu. Który według nich z każdym rokiem, coraz bardziej marnowałem swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem i licznymi wybrykami. Nie mieli już do mnie, ani grama zaufania. Wszyscy obawiali się, że prędzej, czy później wywołam kolejny skandal. Albo swoją naganną postawą, albo jakimś głupim pomysłem. Wystawiając przy okazji na ośmieszenie, cały sztab szkoleniowy i swoich kolegów. Którzy patrzyli na mnie z coraz większą niechęcią. Czym zbytnio i tak się nie przejmowałem. Do niczego, nie byli mi oni potrzebni. Miałem własne grono, zaufanych znajomych. Innego nie potrzebowałem.






Musiałem tylko, jak najprędzej coś zrobić. Aby wszyscy dostali złudne wrażenie, że zrozumiałem swoje błędy i zmieniłem się na lepsze. Choć w rzeczywistości, ani myślałem o staniu się przykładnym i grzecznym chłopcem, czego to każdy ode mnie wymagał. Lubiłem swój styl życia. Dobrą zabawę, niezobowiązujące znajomości i brak zaangażowania. Tego ostatniego unikałem wręcz, jak ognia. Z własnego doświadczenia sprzed kilkunastu miesięcy. Wiedząc, że może bardzo łatwo zranić.

Byłem młody i chciałem korzystać z życia, a to że obrałem sobie za cel zrobienie kariery, jako sportowiec. Nie powinno mieć z tym nic wspólnego. Jedno w końcu, nie wykluczało drugiego. 









- Halvor, otwórz te przeklęte drzwi. Doskonale wiem, że tam jesteś - po raz kolejny rozlega się głośne pukanie, wraz z podniesionym głosem mojej siostry. Który świetnie rozpoznaję. Przez kilkanaście lat, wsłuchiwałem się w niego niemal codziennie.
Wiedząc, że i tak ta uparciucha nie ustąpi. Z jawnym niezadowoleniem podążam w stronę drzwi, następnie je otwierając.
- Czym sobie zasłużyłem na dostąpienie zaszczytu twoich odwiedzin? - pytam na powitanie, obdarzając ją ironicznym uśmiechem. Widziałem po jej twarzy, że była na mnie wściekła. Nie było w tym zresztą nic dziwnego. Ostatnio spotykałem się tylko z takim nastawieniem do mojej osoby. 
- Wiesz, jaki dziś dzień? Niedziela! Obiecałeś, że wpadniesz w odwiedziny. Rodzice czekali cały dzień. Nie dość, że muszą nieustannie tłumaczyć się sąsiadom za ekscesy ich syna. To nawet nie raczysz od czasu do czasu, sprawdzić jak się mają. Straciłeś rozum do reszty? - nawet ona zasypuje mnie oskarżeniami. Miałem tego powoli dość. Nie rozumiałem, po co robi aferę z takiej błahostki. Po co, wszyscy ją robili. 
- Zapomniałem, okej? Kiedy indziej się z nimi zobaczę. Mam zresztą teraz poważniejsze zmartwienia - przepuszczam ją w drzwiach. Zapraszając do środka. Nie chciałem, aby pozostali mieszkańcy słyszeli naszą awanturę. Kto wie, czy za chwilę nie pojawiłby się, kolejny artykuł na jakimś plotkarskim portalu internetowym.




- Masz je na własne życzenie. Mogłeś nie szlajać się po jakiś klubach i nie spać z pierwszymi lepszymi, które się napatoczą. Odbębniając z jedną z nich grę wstępną na oczach wszystkich. Myślisz, że tak wygląda życie profesjonalnego sportowca? - po raz kolejny, przechodzi do ataku na moją osobę.
- Skąd miałem wiedzieć, że ktoś mnie rozpozna i zrobi zdjęcia? A potem podeśle, jakiemuś szmatławcowi? Każdy ma prawo do zabawy, jestem takim samym człowiekiem, jak inni. Tylko z mojego zachowania, wszyscy robią aferę - siadam na kanapie, przymykając oczy. Miałem dość słuchania niekończących się kazań.
- Bo nikt inny nie bawi się, prawie każdego wieczoru. Będąc do tego osobą publiczną. Co się z tobą stało? Gdzie podział się mój kochany, starszy brat, dla którego liczył się tylko sport? - patrzy na mnie z rozczarowaniem w oczach. Była kolejną osobą, którą zawiodłem. Zawodziłem wszystkich dookoła, a przede wszystkim siebie.
- Po prostu dorosłem i zrozumiałem, że rzeczywistość jest zupełnie inna od naszych wyobrażeń - czasami tęskniłem za minionymi latami, gdzie miałem tysiące marzeń i myślałem, że osiągnę wszystko, o czym tylko sobie zamarzę. Teraz nie miałem już, co do tego żadnych złudzeń. Nigdy nie uda mi osiągnąć tego wszystkiego, co chciałem. Na to było, zdecydowanie za późno.





- Nie masz nawet herbaty? Lodówkę też masz pustą. Kiedy ty ostatnio robiłeś zakupy? - dołączam w końcu do siostry, która przekopuje moje kuchenne szafki, szukając potrzebnych jej produktów. Za każdym razem, zamykając każdą głośniej. Kręcąc przy tym z dezaprobatą głową.
- Jakiś czas temu. Nie miałem na to czasu. Doskonale wiesz, że muszę więcej trenować i pokazać, że naprawdę mi zależy. Start sezonu, coraz bliżej - przypominam jej, gdy zniechęcona dalszymi poszukiwaniami. Zajmuje miejsce przy kuchennym stole.
- Myślisz, że trenerom o to chodziło, abyś więcej trenował? Rusz trochę tą pustą głową i pomyśl. Oni chcą, żebyś uporządkował swoje życie. Zaczął być odpowiedzialny i stał się profesjonalistą, a nie zbyt pewnym siebie gówniarzem, który myśli że wszystko mu wolno i z góry zakłada, że bez żadnego wysiłku dostanie wszystko, co tylko chce - nie miałem pojęcia, kiedy moja siostra, aż tak dorosła. Mówiła, jak dojrzały i stateczny człowiek. Mający za sobą masę doświadczenia w przeróżnych życiowych kwestiach. Spoglądam na jej twarz, która już dawno, pozbyła się dziecinnego wyrazu. Przypominając swoimi rysami w niektórych miejscach moją własną. Jedynie jej długie, kręcone włosy opadały jej swobodnie na plecy. Niemal, jak zawsze. Jedynie ta kwestia, pozostawała niezmienna. Dopiero przeglądając się jej uważnie, zauważyłem jak wiele zmian zaszło w jej wyglądzie oraz zachowaniu. Co dobitnie mi uświadomiło, jak bardzo się od siebie oddaliliśmy. Skoro nie zauważyłem tego zdecydowanie wcześniej.
- Myślisz, że nie próbuję? Ograniczyłem swoje imprezy. Jestem punktualnie na każdym treningu i nie wdaję się w żadne konflikty. To chyb powinno im wystarczyć - nie miałem zamiaru rezygnować z każdej przyjemności. Nawet starty z najlepszymi, nie były tego warte.

- Wystarczyć? To twój obowiązek i od samego początku, powinieneś był to robić. Tym ich w życiu nie przekonasz, aby dali ci kolejną szansę - jest sceptycznie nastawiona do moich rozważań.
- Więc masz jakiś pomysł, czy umiesz się tylko mądrzyć? - pytam wrednie, czym tylko dodatkowo ją złoszczę.





- Właśnie o tym mówię. Zacznij najpierw szanować ludzi. Potem ogarnij swoje życie, bo nie masz nad nim żadnej kontroli. Zobacz, jaki masz tutaj bałagan. Jak tak w ogóle można żyć? Brakuje ci kobiecej ręki. Znalazł byś sobie w końcu porządną dziewczynę. Ona w mig, postawiłaby cię do pionu - wpatruję się w nią z niedowierzaniem, że mogła w ogóle wpaść na taki pomysł.
- Zapomnij o tym. Nigdy żadnej już nie zaufam. Wszystkie są identyczne. Kiedyś powiedziałem, że żadnych związków i zobowiązań i będę się tego trzymał - niechciane wspomnienia, stają mi przed oczami. Natychmiast je od siebie odrzucam. Wstaję z zajmowanego miejsca w pośpiechu, podchodząc do okna. Wyprowadzony z równowagi.

- Halvor, nie każda jest taka, jak ona. Myślałam, że już ci przeszło. W końcu minęło trochę czasu - podchodzi do mnie. Kładąc delikatnie dłoń na moim ramieniu.

- Nigdy mi nie przejdzie. To co zrobiła, było niewybaczalne. Zresztą, nie chcę o tym rozmawiać. Wolałbym zostać sam - widzę, jak moja siostra waha się przez kilka sekund. Ale w końcu kiwa potakująco głową i zbiera się do wyjścia.

- Przepraszam, że poruszyłam ten temat. Wpadnij do nas w przyszłym tygodniu. Rodzice na pewno się ucieszą. Trzymaj się - żegna się ze mną. Opuszczając moje mieszkanie ze zmartwieniem wypisanym w oczach.








Przez następne minuty nie potrafię, znaleźć sobie miejsca. Cała niechciana lawina wspomnień, próbuje przedostać się do mojej świadomości. Wracają do mnie momenty, gdy czułem się bezgranicznie szczęśliwy. Wszystkie wspólnie spędzone wieczory i noce. Pocałunki, wyznania i jej cichy szept, którym zapewniała mnie, że jestem dla niej tym jedynym.
Niedługo potem, wszystko okazało się jednym wielkim kłamstwem. Niszcząc bezpowrotnie we mnie, jakąś cząstkę wiary w ludzi i ich uczciwość.





💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓





W poniedziałkowe pochmurne przedpołudnie, gdy niebo przykryte było ciemnymi, deszczowymi chmurami. Przekraczam bramy miejscowego cmentarza. To przygnębiające i skłaniające do refleksji nad życiem miejsce. Niemal, jak zawsze otaczała nadnaturalna cisza. Miałam wrażenie, że jestem tu zupełnie sama. Pośród olbrzymich drzew i w labiryncie marmurowych nagrobków. Które jako jedyne, miały być świadkiem, mojej chwili słabości. Na jaką pozwalałam sobie od czasu do czasu, wyłącznie tutaj. Nie potrafiąc zaakceptować niesprawiedliwości losu.





Jak na swoje dość krótkie, dwudziestojednoletnie życie. Doświadczyłam, aż nazbyt cierpienia i poczucia straty najbliższych. Wkraczając właściwie, dopiero co w dorosłe życie, nie miałam już obok siebie praktycznie nikogo bliskiego. Byłam zdana wyłącznie na siebie. Ponosząc w pełni konsekwencje, każdej podjętej przez siebie decyzji. Często błądziłam po omacku, nie mając kogoś, kto mógłby mi doradzić, czy służyć dobrą radą opartą na swoim życiowym doświadczeniu. Coraz częściej, byłam bliska poddania się i pogrążenia w rozpaczy z powodu straty szansy na normalne i spokojne życie.





Udaję się jedną z bocznych alejek w doskonale znany mi punkt, które odwiedzałam regularnie od kilku miesięcy, raz w tygodniu. Najczęściej w poniedziałkowy poranek. Gdy restauracja, była otwierana w późniejszych, popołudniowych godzinach. Ze względu na jeszcze bardziej nikłe niż w pozostałe dni tygodnia, zainteresowanie przebywaniem w jej wnętrzu gości o poranku pierwszego dnia nowego tygodnia, najczęściej znienawidzonego przez większą część ludzi na świecie.






Staję w końcu przed miejscem, gdzie w niewielkich odstępach czasowych. Zostały pochowane dwie najbliższe mi na świecie osoby. Składam świeży bukiet kwiatów, uśmiechając się smutno.
Następnie przecieram delikatnie dłonią lekko zakurzone litery, układające się w imiona i nazwisko moich ukochanych rodziców.
Ostatnie dwa lata, były dla mojej rodziny pasmem tragicznych wydarzeń i walki o przetrwanie. Najpierw tata, wracając pewnego zimowego dnia z pracy. Miał tragiczny wypadek. Wpadł w poślizg na wyjątkowo oblodzonej tamtego dnia drodze. Nie mając większych szans na przeżycie. Odniósł na tyle poważne obrażenia, że nie udało się go uratować. Mimo kilkutygodniowej walki lekarzy o jego życie.
Dla mnie i mojej mamy, to był prawdziwy cios. Na jaki nikt nigdy, nie będzie właściwie przygotowany.
Przez długie miesiące, nie mogłyśmy się po tym podnieść. Przez co restauracja, zaczęła być zaniedbywana i podupadać. Z dnia na dzień, tracąc coraz więcej klientów. Rozczarowanych jakością dań, przygotowywanych przez zatrudnionego na szybko kucharza, mającego przejąć w zastępstwie obowiązki mojej rodzicielki.






W końcu, gdy wszystko zaczęło się powoli układać. Ból stawał się z każdym dniem mniejszy i razem z mamą, zaczęłyśmy godzić się z przedwczesną śmiercią jej męża i mojego ojca. Wkładając całą swoją energię i poświęcenie w odbudowaniu zaufania klientów restauracji i odzyskania przez nią właściwej renomy.
Spadł na nas kolejny cios. Moja rodzicielka nagle i niespodziewanie, znacznie podupadła na zdrowiu. Na początku to zbagatelizowała. Zrzucając pogorszenie jej stanu na stres i przemęczenie, gdy próbowałyśmy przywrócić świetność naszemu rodzinnemu biznesowi. Ale z każdym tygodniem, zaczynało być gorzej. Do ciągłego osłabienia, doszły inne niepokojące objawy. Jak choćby tajemnicze krwotoki z nosa, pojawiające się znikąd.




W momencie, kiedy mama wybrała się do lekarza za moją błagalną namową. Usłyszała druzgocącą dla nas diagnozę. Ostra białaczka szpikowa w wyjątkowo rozwiniętym stadium rozwoju. Żaden z kilkunastu odwiedzonych przez nas lekarzy, nie dawał jej większych szans na wyjście z tego. Jednak ja się nie poddałam, szukając najprzeróżniejszych lekarzy i sposobów leczenia tej podstępnej choroby. Czekając równocześnie z niesłabnącą nadzieją na odnalezienie dawcy szpiku, gdzie zachodziłaby zgodność między nim, a moją rodzicielką.






Nic jednak nie przynosiło rezultatów. Mama słabła z dnia na dzień, ku mojemu przerażeniu i rozpaczy. Gdy skończyły się nam oszczędności, które zostały przeznaczone na konsultacje z różnorakiej maści onkologami, często pochodzącymi również z innych krajów. Pod moimi dużymi naciskami. Sprzedałyśmy nasz rodzinny dom i zadłużyłyśmy restaurację, aby mieć pieniądze na innowacyjne leczenie, które kosztowało majątek. Przenosząc się tym samym do maleńkiego mieszkania nad restauracją, zajmowanego kiedyś przez pracownika.





Mama długo się przed tym broniła, jakby przeczuwając, że nie ma już dla niej ratunku. Nie chciała, abym została ze stosem długów i bez dachu nad głową, gdy jej zabraknie. Ale ja nie chciałam, nawet tego słuchać. Wierzyłam, że coś w końcu przyniesie efekty i ona wyzdrowieje. Nie poddawałam się, aż do samego końca. 









Dzień jej śmierci, był najgorszym w moim życiu. Nagle zostałam sama. Bez osoby, która wszystkiego mnie nauczyła. Która zawsze była przy mnie. Dbała o mnie, troszczyła i wychowała najlepiej, jak tylko potrafiła. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego los uparł się właśnie na nią. Pełną ciepła i radości kobietę, starającą się pomóc każdemu, kto tylko ją o to poprosił.








- Tak bardzo za wami tęsknię. Gdybyście nadal ze mną byli. Wszystko byłoby inaczej. Czuję się taka samotna i bezsilna - wypowiadam słowa, ginące w szumie wiatru. Ocierając kilka samotnych łez, spływających mi po policzkach. Jeszcze przez kilka minut, stoję nad grobem rodziców. Pozwalając sobie na gorzki płacz bezradności. Po czym ruszam w drogę powrotną, wiedząc że muszę pomóc Theresie w przygotowaniach do otwarcia restauracji. Nie mogłam nadużywać jej dobroci.

I tak, pomagała mi ponad stan. Często się przemęczając, co z uwagi na jej zaawansowany wiek, było bardzo niewskazane. Za nic, nie chciałam przeżywać kolejnego pogrzebu w najbliższym czasie.






Przekraczam próg restauracji, rozglądając się z niechęcią po jej wnętrzu. Które od dawna wymagało, gruntownego remontu oraz wymiany stołów i krzeseł. Z każdym miesiącem, wszystko stawało się bardziej zniszczone. Powoli przypominało to przestarzałą ruinę. Nic więc dziwnego, że coraz mniej osób chciało tu zaglądać. Już na starcie nie mogłam konkurować z żadnym innym, nowoczesnym lokalem. Nie mówiąc już o tych, oddalonych od nas o kilkanaście kilometrów. Znajdujących się w centrum naszej stolicy.









Wchodzę do kuchni, zastając w niej Theresę.
Po uprzednim przywitaniu się z nią. Zawiązuję swój ulubiony fartuszek i zabieram się do przyrządzenia zupy, która była daniem dnia. Uwielbiałam gotować. To była moja pasja od najmłodszych lat, którą zostałam zarażona przez mamę. Która z bardzo niewielu produktów, potrafiła wyczarować prawdziwe arcydzieło. Od niepamiętnych czasów z wielkim podziwem, przyglądałam się jej pracy w kuchni, starając jak najwięcej nauczyć.
Z tak samo wielkim zainteresowaniem, oglądałam wszystkie programy kulinarne, podziwiając swoich kuchennych idoli ze szklanego ekranu. Już w dzieciństwie, skrycie marzyłam o skończeniu akademii kulinarnej i zostaniu słynnym na cały kraj kucharzem. Zdobywając uprzednio doświadczenie w restauracjach całego świata. Być może z czasem, dorabiając się nawet gwiazdki Michelina, którą udawało się zdobyć tylko najwybitniejszym.
Jednakże od śmierci rodziców, przestałam marzyć o czymś tak nierealnym. Porzuciłam utopijne wyobrażenia o osiągnięciu, czegoś spektakularnego. Stałam się realistką, skupiając się na tym, co tu i teraz. Walcząc o utrzymanie i nie zostanie na bruku, co praktycznie groziło mi od dłuższego już czasu.





- Sophie, ktoś do ciebie. To ten sam ordynarny człowiek, który był tutaj w zeszłym tygodniu. Idź do niego, a ja tutaj dokończę - zdenerwowany głos mojej współpracownicy, wyrywa mnie z rozmyślań. Wprawiając w ogromne zdenerwowanie. Wiedziałam, że czeka mnie, bardzo nieprzyjemna rozmowa.
- Niedługo wracam - informuję ją, odrywając się od krojenia warzyw. Wycieram delikatnie dłonie w ściereczkę. Kierując swoje kroki na główną sale, gdzie przy jednym ze stolików, siedział już mężczyzna w średnim wieku. Ubrany w drogi garnitur, sprawdzając coś z narastającym zniecierpliwieniem w swoim tablecie.





- Dzień dobry - witam się uprzejmie. Starając się być kulturalna mimo że mój rozmówca, sam nią nie grzeszył. Zajmując przy tym miejsce naprzeciwko jego.
- Nie wiem, czy taki dobry, pani Larsen. Przynajmniej dla pani - odpowiada mi poważnym tonem głosu. Posyłając mi uśmiech pełen wyższości, jakby cieszył się z moich kłopotów.
- Co ma pan na myśli? - staram się dowiedzieć, przeczuwając najgorsze.
- Naprawdę, pani nie wie? Przecież w zeszłym tygodniu, chyba jasno się wyraziłem. Miała pani pięć dni na wpłatę połowy zaległości, wynikających z niespłaconych kredytów. Jednak do tego momentu nie otrzymaliśmy, ani grosza. Chyba więc jasne, jakie będą nasze następne kroki - zamieram w jednym miejscu, nie potrafiąc wykrztusić z siebie, choćby słowa.
- Ale przecież powiedziałam panu, że potrzebuję więcej czasu. Przynajmniej miesiąc, aby móc cokolwiek wpłacić. Ja naprawdę, nie mam tych pieniędzy. Proszę mi uwierzyć - patrzę na niego błagalnie, mając nadzieję, że nie zajmie restauracji i mojego mieszkania. Za jakiś czas pozostawiając mnie po prostu bezdomną.




- Przykro mi, ale takie są przepisy. Nie mogę robić dla nikogo wyjątku. Ostatnio zresztą to pani tłumaczyłem - jest nieprzejednany, przez co czuję, że po raz kolejny tego dnia, zbiera się mi na płacz.

- Błagam, pana. Jeszcze chociaż o dodatkowe kilka dni. Ta restauracja, to wszystko co mam. Ja nawet nie mam, gdzie się podziać - nie powstrzymuję już swoich łez. Nie mając na to siły. Sytuacja, zbyt mocno zaczęła mnie przerastać.
- Tydzień, pani Larsen. Ani dnia więcej. Jeśli nadal nie otrzymamy wymaganej kwoty. Restauracja i mieszkanie nad nim, zostanie zlicytowane na poczet wymaganych należności. Do widzenia - przedstawiciel wierzyciela, wykazuje odrobinę dobrej woli. Ukazując, że posiada w sobie poczucie człowieczeństwa. Dając mi dodatkowy czas na zdobycie pieniędzy, co i tak było właściwe nierealne. W ciągu siedmiu dni, w życiu nie uda mi się, zdobyć wymaganej kwoty.











Wracam do kuchni, gdy udaje mi się, choć w minimalnym stopniu pozbierać. Bez słowa przystępuje do wykonywania swoich obowiązków. Zamykając się w swoim świecie, tracąc właściwe poczucie czasu.
- Sophie, mamy dziś pierwszych klientów. Tutaj masz zamówienie - Theresa podaje mi kartkę, pokrytą jej schludnym pismem. Spoglądam na nią, zapamiętując zamówione dania.
- Już się za nie biorę. Za niedługo będą gotowe - ponownie wpadam w wir pracy. Jak najdalej odrzucając od siebie, dzisiejsze spotkanie.





Gdy wszystko jest już gotowe, układam potrawy na tacy. Poprawiając ostanie dekoracje dań. Rozglądając się równocześnie za Theresą. Nie dostrzegam jej jednak nigdzie w pobliżu. Nie chcąc więc, aby przyrządzone przeze mnie jedzenie wystygło. Biorę tacę w ręce i udaję się z nią w stronę stolika, zajmowanego przez dwóch młodych mężczyzn. Popełniając tym samym, nieodwracalny w konsekwencjach błąd.






Będąc już przy stoliku, potykam się o wystającą w podłodze płytkę, jedyną w całym pomieszczeniu. Doskonale mi znaną. Zawsze w końcu pamiętałam, aby na nią uważać. Ale przez wydarzenia dzisiejszego dnia, straciłam czujność. Przez co taca, wypada mi z rąk. Tłukąc naczynia z głośnym hukiem. Najgorsze jednak, że ich zawartość ląduje wprost na ubraniach, nieznajomego mi chłopaka. Widząc jego wściekłą minę i furię wprost kipiącą z oczu. Wiedziałam, że mam nie lada problem.








      💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓







Błądzę ulicami w poszukiwaniu restauracji o przedziwnej nazwie "Wszystkie Zakątki Świata", przeklinając swojego przyjaciela, że chciał się spotkać akurat w tym miejscu. Jakby nie było do tego, lepszych miejsc w centrum. Nie dość, że nie miałem ochoty na żadne spotkania, a zwłaszcza z najlepszym przyjacielem ze szkolnej ławki. Któremu życie, układało się zdecydowanie lepiej niż mnie. To w dodatku, za mną całkiem wyczerpujący trening, po którym marzyłem wyłącznie o odpoczynku, a nie słuchaniu o szczęśliwym związku tego szczęściarza. Który został przed kilkoma dniami, świeżo upieczonym narzeczonym, swojej długoletniej partnerki.





Gdy udaje mi się w końcu, odnaleźć właściwy budynek. Moja konsternacja, przybiera jedynie na sile. Restauracja wyglądała, jakby lata świetności miała dawno za sobą. Łuszcząca się farba i wymagająca od dawna odrestaurowania jej nazwa. Nie zachęcały do spędzenia w niej czasu. Zaczynałem obawiać się, przekroczenia jej progu. Podejrzewając, że to jakieś podejrzane miejsce, a mój przyjaciel postanowił wykręcić mi jakiś kiepski żart. Jak to nieraz miał w swoim zwyczaju.
Zbieram się jednak na odwagę i wchodzę do środka. Przygotowany dosłownie na wszystko. Jednak wnętrze wygląda normalnie, może jedynie trochę przestarzale.





Restauracja jest praktycznie pusta, dlatego z łatwością dostrzegam mojego towarzysza dzisiejszego spotkania. Machającego i szczerzącego się do mnie, niczym małe dziecko.
- Jesteś nareszcie, Granerud. Myślałem już, że się biedaku zgubiłeś - śmieje się ze mnie, gdy siadam na krześle.
- To nie ja, każę ci szukać jakiś dziur. Których nikt nie odwiedza. Skądś ty w ogóle wytrzasnął tą restaurację? - pytam Carla. Patrząc na niego z niezadowoleniem.
- Kiedyś to była jedna z najlepszych restauracji w mieście. Moi rodzice, często mnie tutaj zabierali. Może teraz nie zachęca wyglądem, ale nadal mają nieziemską kuchnię. Sam się zresztą za chwilę przekonasz - miałem, co do tego odmienne zdanie. Ale postanowiłem to przemilczeć.




- Co panom podać? - kilka minut później, pojawia się przy nas starsza kobieta z radosnym uśmiechem. Pozwalam Carlowi zamówić za nas dwóch, zdając się na jego znajomość dań serwowanych w tym miejscu.
- Jak się czujesz będąc, sławnym na całą Norwegię? Nie dość ci było afer z przeszłości i musiałeś wpakować się w kolejną? - zaczyna drażliwy dla mnie temat, gdy kobieta znika z naszego pola widzenia. Którego wolałem uniknąć. Wygląda na to, że już wszyscy moi znajomi, widzieli kompromitację z udziałem moim i tej upierdliwej blondynki.
- Przecież nie zrobiłem tego świadomie. Gdybym wiedział, że zrobi się taka afera. Trzymałbym się z daleka od tego miejsca - wzdycham bezsilnie. Chciałem, żeby w końcu to wszystko ucichło.
- Kiedy ty w końcu dorośniesz? Co teraz będzie? Masz jakiś pomysł, jak to wszystko odkręcić - patrzy na mnie z wyczekiwaniem.
- Pracuję nad tym - wymiguję się od odpowiedzi. Nie chcąc słuchać, kolejnych dobrych rad. Te wczorajsze od siostry w zupełności mi wystarczyły.





Na szczęście Carl odpuszcza. Pogrążając się bez reszty w opowieści o tym, jak to się oświadczył. Słuchałem tego z udawanym zainteresowaniem. Uważając, że popełnia błąd, angażując się, aż tak w tą relację. Sam dobrowolnie, narażał się na ogromne cierpienie. Na szczęście ja, zdążyłem z tego wyrosnąć. Przestałem się bawić w miłość po kres i te inne tanie bzdury, w które większość wierzyła.





Nieustającą paplaninę Carla przerywa dopiero, głośny dźwięk tłukących się naczyń. Na początku, nie mam pojęcia, co się właściwie dzieje. Dopiero sekundę później, orientuję się, że zamówiony przeze mnie i Carla obiad wylądował na mnie. Pokrywając moje spodnie i koszulkę, różnobarwną breją. Zaszokowany zaistniałym wydarzeniem, zastygam na dłuższy moment w jednym miejscu. Dopiero jakąś chwilę później, odzyskując rezon.





Dostrzegam młodą brunetkę, całkiem niczego sobie. Zapewne kelnerkę. Wpatrującą się we mnie z przerażeniem w oczach.

- Najmocniej pana przepraszam. Nie mam pojęcia, jak to się stało. Za chwilę wszystko posprzątam i oczywiście pokryję wszelkie straty, jakie pan poniósł - odpowiada z jawną skruchą. Nic mnie to jednak nie obchodziło. Byłem tak wściekły, że nie docierały do mnie żadne przeprosiny.

- Czy ty jesteś normalna? Jesteś tak głupia, że nawet do noszenia talerzy się nie nadajesz? Chcę rozmawiać z właścicielem tego beznadziejnego lokalu. To wszystko, to jakaś totalna porażka - podnoszę głos, przestając nad sobą panować. Dostrzegam łzy w oczach dziewczyny, ale nie robią one na mnie wrażenia. Musiałem odreagować na kimś, swoje ostatnie frustracje, a ona okazała się do tego idealna.

- To ja nim jestem - słysząc jej cichy, przestraszony głosik. Wybucham głośnym, ironicznym śmiechem. Zupełnie nie wierząc w to, co powiedziała.

- Naprawdę myślisz, że ci w to uwierzę? Na twoim miejscu, nie pogarszałbym swojej sytuacji i tak jest fatalna - byłem, coraz bardziej zirytowany jej nieporadnością i próbą uniknięcia odpowiedzialności.

- Halvor, uspokój się do cholery. Ona mówi prawdę. To Sophie Larsen, właścicielka tego miejsca - do naszej burzliwej wymiany zdań, dołącza w końcu Carl. Szokując mnie do granic możliwości. Przez co zupełnie nie wiem, co mam powiedzieć.




______________
Pierwszy rozdział za nami. Zagadka rozwiązana.  ;) 
Mam tylko nadzieję, że powyższa treść komuś przypadła do gustu i nie zawiodłam Waszych oczekiwań. :)

7 komentarzy:

  1. Zacznę od tego że ja chyba spodziewałam się tutaj każdego Norwega. Ale o Granerudzie nawet nie pomyślałam 😉 Nie przeszło mi to nawet przez głowę.
    Na początku chciałam napisać że go nawet polubiłam. Dobra chłopak młody, do tego dość mocno chyba zraniony przez swoją wielką miłość. Chce odreagować. Zabawia się z kim popadnie i ma w dupie wszystko i wszystkich. Ok. Nie pochwala ale jak lubi co mi do tego 😉 Ale to jak potraktował Sophie na końcu całkowicie zmieniło moje spojrzenie na niego. Zachował się jak kompletny dupek. Cham . Zapatrzony w siebie idiota. No brak mi słów. Nie dał sobie nic wytłumaczyć i nic to nie wzruszył nawet łzy dziewczyny. Oj będzie się musiał chłopak napracować żeby zdobyć moją sympatię😉
    Co do samej Sophie, strasznie mi jej żal. Straciła ojca, A niedługo po nim mamę. Tak naprawdę najbliższe osoby. Nie wyobrażam sobie nawet jak musi być jej ciężko. A teraz jeszcze sprawa zadłużenia. Nawet nie chcę myśleć co się stanie gdy odbiorą jej restaurację. Mam nadzieję że do tego nie dojdzie. Choć tydzień to bardzo mało czasu na znalezienie pieniędzy. Trzymam jednak kciuki żeby się udało. Dobrze że dziewczyna ma przy sobie Therese . Oj nie zazdroszczę jej życia.
    Oczekiwań nie zawiodłaś jak zawsze zresztą. Świadczy o tym już fakt że czytam moje pierwsze opowiadanie o Norwegach 😉 Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na skokach znam się jak kura na balecie, więc głównego bohatera totalnie nie kojarzę. Ale raczej nie powinno mi to przeszkadzać, skoro przy poprzednich twoich historiach mi nie przeszkadzało.
    Na razie niespecjalnie polubiłam Halvora ( tak się odmienia, co nie?). Od razu widać, że coś mu się we łbie poprzewracało. Nadużywa zaufania wszystkich dookoła i jeszcze się dziwi, że ludzie się od niego odsuwają. Sorry, takie życie. Okej, teoretycznie każdy człowiek potrzebuje czasami wyjść na imprezę, odstresować się i zapomnieć o bożym świecie. Ale jeśli ktoś robi to prawie codziennie i dodatkowo jest sportowcem, to oczywiste, że ludzie będą go ocenia.
    Choć z drugiej strony wygląda na to, że chłopak zachowuje się tak ze względu na przeszłość. Wiemy, że była jakaś kobieta, która go skrzywdziła. Bardzo, bardzo skrzywdziła. I on to teraz odreagowuje. Stracił wiarę w siebie i w dobro, w to, że może sobie jeszcze ułożyć życie. Nic więc dziwnego, że przestał się starać, że przestał się przejmować. Dla niego świat stał się obojętny.
    Dobrze, że są jeszcze ludzie, którzy się o niego martwią. Przede wszystkim siostra, którą od razu polubiłam. To silna babka i mam nadzieję, że w końcu uda jej się postawić brata do pionu. Bo inaczej może być kiepsko.
    Co do Sophie, to strasznie jej współczuje. Stracić dwoje bliskich ludzi w tak krótkim czasie, to prawdziwy koszmar. W ogóle podziwiam ją za to, że zdecydowała się jednak kontynuować rodzinny interes. Z logicznego punktu widzenia, lepiej byłoby sprzedać restauracje i zacząć wszystko od nowa. Ale ona zdecydowała się kontynuować pracę rodziców. Szkoda tylko, że przez długi tak strasznie trudno jej to idzie. Mam nadzieję, że jakoś znajdzie pieniądze na spłatę należności i zatrzyma restauracje.
    Ostatnia scena podniosła mi ciśnienie. Jak w ogóle Halvor mógł się tak zachować?! Ja rozumiem, że ma ciężki okres, ale żeby od razu naskakiwać na biedną Sophie. Okej, upuściła na niego talerze, ale to jeszcze nie koniec świata, każdemu się może zdarzyć. I to, to jak ją obrażał, nie dając się wytłumaczyć… Normalnie, aż mam ochotę przywalić mu w łeb.
    Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Witaj kochana!

      Jak zwykle przychodzę spóźniona, wybacz mi. Zbierałam się kilkukrotnie, aby coś tutaj napisać, ale nie miałam weny, energii, ugh sama nie wiem. Więc cieszę się, że nareszcie jestem w stanie napisać coś sensowego. Bo lepiej późno, niż wcale, więc najważniejsze, że jestem, hm? (ironia)

      Powiem Ci, że już zdążyłam się bardzo zżyć z tym opowiadaniem. Urzekło mnie od samego początku i z pewnością będę na bieżąco śledzić losy bohaterów.

      Halvor (jejku, kraszuje to imię max) jest cholernym fuckboyem i ma wszystko gdzieś. Osobiście popieram takie podejście do życia, ale on jest w dodatku strasznie chamski i nikogo nie szanuje. Jego siostra jest całkiem fajną osobą, choć to zdecydowanie postać drugoplanowa. Martwi się o brata i chce dla niego jak najlepiej, a on w ogóle nie bierze jej na poważnie. Straszne, że jakaś dziewczyna w przeszłości bardzo go zraniła i dlatego odrzuca wszelkie myśli o związkach, czy głębszych relacjach (znam ten typ;))

      Sophie przeżyła ogromne cierpienie. Jak na tak młodą osobę bardzo wiele przeszła i nadal nie ma lekko w życiu. To straszne, że los nie był dla niej łaskawy do takiego stopnia. W dodatku ta wtopa z potknięciem i jeszcze Halvor, który wyładował na niej swoje frustracje. Jejku, jest mi jej starsznie szkoda, bo to co się stało nie było jej winą.

      Tylko błagam, nie opisuj dwa razy tych samych wydarzeń. Rozumiem, że chcesz w ten sposób ukazać sytuację z dwóch perspektyw, ale troche to męczy., gdy czytam dwa razy tę samą sytuację. (takie moje narzekanie, ech)

      I tak na zakończenie, już zupełnie inny temat. Nie myślałaś może o wgraniu jakiegoś szablonu na bloga? Obecny wygląd (możesz być zła, wybacz) pozostawia wiele do życzenia, a jakiś ładniutki szablon na pewno by sprawił, że czytałoby się znacznie przyjemniej. Nie mówię tego złośliwie, absolutnie, raczej wychodzę do Ciebie z poradą, która z pewnością Ci pomoże. Ja najchętniej korzystam z usług świetnej szabloniarnie www.bajkowe-szablony.blogspot.com i serdecznie Ci ją polecam.

      Czekam niecierpliwie na kolejny genialny rozdział, bo jestem cholernie ciekawa co wydarzy się dalej.

      Buziaki, Leah

      Usuń
  4. Ja osobiście jestem bardzo zaskoczona głównym bohaterem :D W ogóle go nie brałam pod uwagę! Ale w sumie ... on mi pasuje do takiej postaci. Mam wrażenie, że Halvor ma charakterek takiego niegrzecznego chłopca, przynajmniej sprawia takie wrażenie ;)
    Zacznijmy więc od niego! Jak widać, cała Norwegia dowiedziała się o jego nocnych przygodach, a na dodatek jego trener jest wściekły na sposób prowadzenia przez niego życia. A co najgorsze ... chłopak kompletnie nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi źle, mimo że siostra starała się jak mogła, aby wbić mu to do głowy. Przynajmniej wiemy, dlaczego tak się zachowuje i dlaczego w ten sposób traktuje kobiety. Sam został w przeszłości zraniony przez jedną z nich, a teraz sądzi że wszystkie są takie same. Do czasu :P Widać nie pogodził się z przeszłością i odreagowuje jak odreagowuje. Potrzeba mu wstrząsu, albo osoby, która "postawi go do pionu".
    Sophie również ma smutną przeszłość, o wiele gorszą, ale jakoś stara się trzymać. Podziwiam ją za to, jaka jest silna. Inna kompletnie by się załamała na jej miejscu. Straciła obojga rodziców, w krótkim czasie i można rzecz w straszliwy sposób. Do tego doszły problemy finansowe ... a na domiar złego musiała spotkać Halvora w złym humorze! Cóż, chyba każdy na jego miejscu by się wkurzył, ale mam nadzieję, że trochę spuści z tonu. Powiedział kilka słów za dużo. W końcu specjalnie tego nie zrobiła!
    Bardzo mnie ciekawi, jak rozwinie się ich relacja :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie to zupełnie nowa postać. Nie żyje światem skoków, więc zupełnie się nie orientuje w temacie, ale jak najbardziej przypadło mi do gustu.
    Halvor w końcu się doigrał, chociaż nie sądziłam że to będzie tak poważne. Nie widać życie gwiazdy nie jest proste przez rozpoznawalność, ale oprócz tego powinien trochę myśleć i się ogarnąć. Takie życie może jest ciekawe i bardzo lubię TYCH ZŁYCH, ale to nie tak powinno iść. Wszystko spowodowane jest jakimiś przeżyciami i fanami z przeszłości, które mam nadzieje że wyjaśnia się niebawem.
    Sophie również nie jest szczęściara. Ciężka przeszłość i teraźniejszość. Strasznie jej współczuję, bo jest dobra osoba, a musi przeżywać takie rzeczy. Strata obojga rodziców, nawet nie chce o tym myśleć. Spotkała jeszcze Halvora, który nie szczędzil jej słów.
    Strasznie ciekawi mnie ciąg dalszy, bo skończyłaś w takim momencie, że sama nie wierzylam.
    Żyjąca w niepewności,
    N

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaskoczyłaś mnie totalnie, bo co jak co, ale Graneruda, jako głównego bohatera w ogóle nie brałam pod uwagę :D Ale pasuje do takiego niegrzecznego chłopaka :D Cóż... Szalał, bawił się, zbytnio nie przejmował się konsekwencjami i w końcu poważnie się doigrał. A teraz musi zrobić wszystko, aby na nowo odzyskać zaufanie trenera i powrócić do formy. Cóż, czy mu się to uda, zobaczymy. Jest zdeterminowany, żeby to osiągnąć, a równocześnie dalej nie ogarnia tego, jak się zachowuje. Wizyta siostry niewiele dała, chyba nic do niego nie dotarło, chociaż powinno. Zachowuje się tak, jakby to co zrobił zupełnie go nie obchodziło. Może faktycznie tak jest. Dobra, rozumiem, że w przeszłości został zraniony i teraz znalazł taki a nie inny sposób na odreagowywanie, ale... Wszystko musi mieć jakieś granice! Może nadejdzie ten czas, aż się opamięta. Oby! :D
    Bardzo współczuję Sophie :( W tak krótkim okresie czasu straciła oboje rodziców, została sama, a w dodatku ma sporo problemów z tym, aby utrzymać restauracje i spłacić długi. To zdecydowanie zbyt dużo jak na jedną osobę :( Widać, że jest dobrą osobą, która zasługuje na najlepsze, ale jak na razie niestety los jej nie oszczędza. Ale mam nadzieję, że niedługo pojawi się jakieś światełko w tunelu, które pomoże jej uporać się ze wszystkim :)
    Pierwsze jej spotkanie z Halvorem mamy już za sobą... Do najprzyjemniejszych zdecydowanie nie należało. Rozumiem, że Norweg miał prawo się wkurzyć, ale nie powinien od razu tak wrzeszczeć i tak się zachowywać. Przecież nie zrobiła tego specjalnie. Ech, tak jakby on w ogóle nie popełniał żadnych błędów...
    Czekam z niecierpliwością na nowość :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń