Asker, październik 2017
Z
ogromnym poczuciem wstydu i bezradności, przypatrywałam się
brudnej podłodze, pokrytej potłuczonymi naczyniami i rozchlapanym
na wszystkie strony jedzeniem. Poplamionemu białemu
obrusowi,
który będzie nadawał się tylko do wyrzucenia oraz dwóm
uczestnikom tego wydarzenia. Którzy byli równie zszokowani, co ja.
Na pewno żaden z nich, nie był przygotowany na taką niekompetencję
z mojej strony. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię i uciec
czym prędzej z tego miejsca, zażenowana do granic możliwości.
Całość prezentowała się wręcz katastrofalnie,
niczym spełnienie jakiegoś sennego koszmaru, które od czasu do
czasu nawiedzały moją osobę. Podsycając największe lęki i
obawy. Uniemożliwiając
tym samym, ponowne zaśnięcie.
Coś
takiego, co stało się przed chwilą. Nie miało prawa się nigdy
wydarzyć. Nie mogłam zrozumieć, jakim cudem do tego dopuściłam.
W końcu tysiące razy od niepamiętnych czasów, podawałam do
stolików, zamówione przez gości restauracji dania. Pomagając w
ten sposób w przeszłości rodzicom
i zatrudnionemu
personelowi, gdy w weekendy nie mogli nadążyć za dość sporym
zainteresowaniem tym miejscem. Od najmłodszych lat, mogłam to robić
z zamkniętymi oczami. Dlaczego
więc, akurat dzisiaj musiała spotkać mnie taka wpadka?
Gdy
nadszedł czas, popełnienia pierwszego tak poważnego niedopatrzenia
przez moją osobę. Wynikającego pewnie
ze
zbytniej dekoncentracji i
nieumiejętności oddzielenia myślenia o problemach od pracy.
Stało się to w najgorszym z możliwych momentów.
Nie dość,
że ledwo wiązałam koniec z końcem, a restauracja była właściwie
na granicy bankructwa. To dołożyłam do kompletu, następną
kompromitacje tego miejsca. Zamiast przyciągać czymś nowych gości,
tylko ich odstraszałam. Byłam do niczego i wyłącznie marnowałam
lata ciężkiej
pracy mojej mamy. Sprowadzając jej ukochane miejsce na samo dno.
Życie z tą świadomością,
zaczynało być z każdym dniem trudniejsze. Od
zawsze najbardziej bałam się, sprawienia zawodu rodzicom i
rozczarowania ich swoją osobą.
Dlatego
też z każdą kolejną, upływającą sekundą, coraz trudniej było
mi słuchać pretensji
wypowiadanych
pod moim adresem. Nie potrafiłam znieść, pełnego złości
spojrzenia niezadowolonego klienta, przeszywającego mnie na wskroś.
Czy obraźliwych uwag, których sobie nie żałował. Choć
wiedziałam, że w pełni sobie na to zasłużyłam. W końcu, nikt
nie byłby zadowolony, gdyby zamówione przez niego jedzenie,
wylądowało na jego ubraniach.
Stałam więc naprzeciw niego,
pokornie milcząc. Po uprzednim wyduszeniu z siebie marnych
przeprosin. Modląc, aby jak najszybciej zakończył swoją tyradę.
Na co się, niestety nie zanosiło. Miałam wrażenie, że bycie w
uprzywilejowanej sytuacji w tym starciu, sprawiało mu sporą
satysfakcję i zamierzał, jak najdłużej cieszyć się tym
momentem.
Przez co łzy, same z siebie pojawiają się moich
oczach. Choć starałam się je ze wszystkich sił powstrzymać. Co i
tak, nie dawało żadnych efektów. Ten dzień był okropny i
przynosił mi same nieszczęścia. Doprowadzając mnie niemal na sam
skraj załamania.
- Skoro rzeczywiście jesteś
właścicielką tego miejsca. Nic dziwnego, że tak fatalnie
funkcjonuje. W końcu jest twoim odbiciem - po chwilowej konsternacji
młodego mężczyzny. Wynikającej z wiadomości, że restauracja
należy do mnie. Z jego ust wypływa, kolejna złośliwa uwaga,
dołująca mnie jeszcze bardziej niż poprzednie. Może on
rzeczywiście miał rację i nie nadawałam się do samodzielnego
prowadzenia biznesu? Skoro nie potrafiłam, przywrócić mu dawnej
pozycji i sprawić, aby na nowo przynosiło sensowne dochody.
-
Halvor, powiedziałem dosyć! To był wypadek. Tobie nigdy nie
zdarzyło się popełnić jakiegoś błędu?
- towarzysz poszkodowanego, staje w mojej obronie. Zresztą od samego
początku, patrzył na mnie dużo przychylniej. Byłam pewna, że
gdybym to na niego opuściła te przeklęte talerze, zareagowałby
zdecydowanie spokojniej i nie potraktował, aż tak nieprzyjemnie.
-
Takiego? Jakoś sobie nie przypominam. Każdy powinien posiadać
umiejętności do właściwego wykonywania swoich obowiązków albo
się za nie w ogóle nie brać. Inaczej
prowadzi to właśnie do takich sytuacji
- odpowiada mu butnie i z przesadną pewnością siebie. Patrząc
przy tym na mnie z niechęcią i czymś, co odbieram jako
pogardę.
W tym samym momencie, coś we mnie pęka.
Nagromadzony w ciągu ostatnich kilku godzin stres, zwyczajnie musiał
znaleźć gdzieś swoje ujście. Wybucham więc głośnym płaczem,
dając zapewne tym samym, kolejny duży powód do satysfakcji mojemu
rozmówcy.
- Przepraszam - wychlipuję tylko, a potem nie
zważając na nic. Praktycznie biegnąc, udaję się z powrotem do
kuchni. Niczym ostatni tchórz, nie umiejący zmierzyć się z
problemem. Najgorsza była jednak świadomość, że żaden szanujący
się właściciel, nie postąpiłby w taki sposób. Nie zostawiłby
tego bałaganu i nierozwiązanego konfliktu bez osiągnięcia
jakiegoś kompromisu. Byłam wściekła na samą siebie.
Kiedyś
nie
miałabym
najmniejszego problemu z konfrontacją z tym chłopakiem. A już na
pewno, nie reagowałabym z taką biernością na jego obrażanie
mojej osoby. Słuszne, czy nie. Nie miał jednak prawa być, aż tak
bezczelny.
Jednakże ostatnie miesiące, skutecznie osłabiły
moją wiarę w samą siebie i swoje umiejętności. Niszcząc
samoocenę w znaczący sposób. Doprowadzając
do wyrażania zgody na pomiatanie moją osobą.
Wpadając
do kuchennego pomieszczenia, zderzam się prawie z Theresą.
Przypatrującą mi się z niezrozumieniem i ogromną troską, gdy
tylko zauważa moje łzy. Coraz szybciej spływające po moich
policzkach.
- Sophie, co się stało? Dlaczego płaczesz i co to
był za huk, który przed chwilą słyszałam? Nic ci się nie stało?
- zasypuje mnie pytaniami, przyprawiając o jeszcze gorszy szloch.
Nie miałam pojęcia, co bym bez niej zrobiła. Była
jedyną osobą, która wykazywała troskę i w ogóle się mną
przejmowała.
-
Jestem beznadziejna, to się stało. Ośmieszyłam siebie i to
miejsce. Do niczego się nie nadaję. Nawet do podawania talerzy -
przez kilka następnych minut, streszczam jej, co takiego się
wydarzyło. Starając się przy tym uspokoić. Co wcale nie było
najłatwiejszym zadaniem.
- Dziecko, nie obwiniaj
się. Coś takiego, mogło się przytrafić każdemu. To był zwykły
wypadek przy pracy. Tym bardziej można usprawiedliwić cię tym, że
jesteś przemęczona i zestresowana. Już dawno mówiłam, że
powinnaś przez kilka dni odpocząć. Za bardzo się przepracowujesz
- przytula mnie mocno do siebie,
starając się mnie pocieszyć, co nie przynosi zbytnich rezultatów.
Ja i tak wiedziałam
swoje.
- Za tydzień, będę miała na to, aż za nadto czasu.
To ostateczny termin na spłatę, przynajmniej części zaległości.
W innym przypadku, stracę mieszkanie i restaurację. Tylko skąd ja
wezmę sto pięćdziesiąt tysięcy? - powoli przestawałam się łudzić,
że uda mi się zdobyć potrzebne pieniądze. To była stanowczo za
duża kwota, jak na moje możliwości. A
stanowiła tylko niecałą połowę tego, co byłam dłużna.
-
Nie trać nadziei. Trzeba walczyć do końca. Być może, uda się
nam coś wymyślić. Siedem dni, to wciąż sporo czasu. Ale teraz
opanujmy bieżący kryzys. Zostań tutaj i trochę ochłoń. Ja pójdę
posprzątam ten bałagan i zajmę się naszym niezadowolonym i
wyjątkowo niewychowanym gościem. Ta młodzież z roku na rok, jest
coraz gorsza. Dobrze, że przynajmniej ty się do
nich nie zaliczasz i
otrzymałaś dobre wychowanie
- Theresa, jak zawsze stara się zachować optymizm i zmotywować
mnie do walki o coś, co miało dla mnie ogromne znaczenie. Jedynie
dzięki tej kobiecie, już dawno nie rzuciłam tego wszystkiego w
diabły. Na dobre się poddając.
Idąc za radą,
jedynej przychylniej mi osoby na tym świecie. Postanawiam na krótką
chwilę, wybrać się do swojego mieszkania usytuowanego na poddaszu.
Z zamiarem doprowadzenia swojego stanu do normalności. Nie mogłam w
końcu, zostawić Theresy ze wszystkim samej. Przed nami było,
jeszcze kilka godzin pracy. Podczas których w pojedynkę, niczego by
nie zdziałała.
Przyglądam się swojemu odbiciu w
lusterku, znajdującym się w mojej malutkiej łazience. Pokrytej
białym kafelkami i zastawionej po brzegi różnego rodzaju
kosmetykami.
Zauważając, jak źle wyglądam. Zmęczona cera i
podkrążone z niewyspania oczy, stanowiły dość marny widok. Nie
mogłam jednak, nic na te kwestie poradzić. Nie miałam czasu na nic
poza pracą i krótkim
snem.
Dlatego dbanie o swój wygląd, szedł już dawno na dalszy
plan.
Przemywam twarz zimną wodą, ścierając resztki
rozmazanego makijażu z twarzy. Czując, że przynosi mi ona
otrzeźwienie. Musiałam przestać, użalać się nad sobą. To była
droga donikąd. Nie mająca nawet najmniejszego sensu
Biorę się dlatego, po raz któryś już dzisiaj w garść. Starając
się, zapomnieć
o przykrym wydarzeniu z restauracyjnej sali.
Niecałe
dziesięć minut później, schodzę na dół. Gotowa do dalszej
pracy. To było najlepsze ukojenie moich zszarganych nerwów i sposób
na odcięcie się od wszelkich zmartwień.
Na nieszczęście w
dość wąskim korytarzu, tuż przy schodach, które znajdowały się
po drodze do restauracyjnej łazienki. Natrafiam na osobę, której
miałam nadzieję, nigdy więcej nie spotkać. Staram się go bez
słowa wyminąć, ale zagradza mi drogę swoim ciałem. Zapewne, aby
po raz kolejny poużywać sobie na mnie. Widocznie nadal było mu
mało.
- Poczekaj. Sophie, tak? - pyta zdecydowanie
milszym i spokojniejszym głosem niż kilkanaście minut wcześniej.
Zupełnie mnie tym zaskakując. Nie daję się jednak na to nabrać,
doskonale wiedząc że mam do czynienia z delikatnie mówiąc,
niezbyt miłym człowiekiem.
- Zgadza się. Chcesz jeszcze coś
dodać na temat mojej beznadziejności? Panie... - robię krótką
przerwę, nie mogąc przypomnieć sobie jego imienia, które kilka
razy wypowiedział jego kolega, podczas wywołanego przeze mnie
zamieszania.
- Żaden
pan. Jesteśmy w końcu w podobnym wieku. Mam
na imię Halvor i chciałbym cię przeprosić. Trochę mnie
poniosło.
Moja reakcja była stanowczo przesadzona - patrzę na niego ze
zdziwieniem. W życiu nie spodziewałabym się przeprosin z jego
strony. Wydawał mi się pewnym siebie arogantem, nieskorym do
jakiegokolwiek przyznawania się do błędów.
- W porządku,
przeprosiny przyjęte. Ja też, jeszcze raz przepraszam. Powinnam
bardziej uważać - chciałam, jak najszybciej zapomnieć o tym
wydarzeniu i jego osobie. Dawno już nikt nie wypowiedział w moją
stronę, aż tylu przykrych i bolesnych słów.
- Poza
przeprosinami, mam dla ciebie jeszcze pewną, nietypową
propozycję,
ale to wymaga dłuższej rozmowy. Mogłabyś spotkać się ze mną
jutro popołudniu? - zupełnie szokują mnie usłyszane słowa.
Byłam pewna, że to jakiś żart. Ale jego wyraz twarzy, sugerował
że mówi zupełnie poważnie.
- Propozycję? Dla mnie? Niby
jaką? - chcę się dowiedzieć. Zupełnie niczego z tego nie
rozumiejąc.
To wszystko, stawało się z każdą chwilą dziwniejsze.
-
Dowiesz się, podczas naszego jutrzejszego spotkania. Tylko się na
nie zgódź - odpowiada mi tajemniczo, co wywołuje u mnie jedynie
irytację. Nie miałam najmniejszej ochoty na żadne spotkania, a
zwłaszcza z nim.
- Przykro mi, ale muszę odmówić. Popołudniu
pracuję i nie będę mogła się stąd wyrwać. Zresztą, nie
umawiam się z nieznajomymi. A teraz przepraszam, ale chcę wrócić
do pracy. Do widzenia - mówię z obojętnością. Po raz kolejny,
próbując go wyminąć. Ale powstrzymuje mnie przed tym, łapiąc za
nadgarstek.
- Zawsze możemy się spotkać tutaj. Miejsce jest
mi obojętne. Jeśli się nie zgodzisz i tak tu przyjdę. Razem z
rachunkiem za pralnię. Tak, czy inaczej się jeszcze zobaczymy -
widząc jego cwany uśmiech, ponownie wzbiera we mnie złość. Dawno
już nikt, mnie tak nie irytował swoim zachowaniem,
czy sposobem bycia. Nie miałam pojęcia, czego on ode mnie chce i
dlaczego
uwziął
się
właśnie
na mnie. Miałam
dość problemów, kolejny nie był mi potrzebny. A on wyglądał,
jakby sam był jednym, wielkim chodzącym problemem, dlatego wolałam się trzymać
od niego z daleka.
-
Proszę bardzo. Zapłacę za tą pralnie, co do grosza. Nie chcę być
ci nic winna. Tak samo, jak nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
Dlatego zapomnij o czymkolwiek. Nie mam zamiaru, robić z tobą
żadnych interesów - posyłam mu nieprzychylne spojrzenie. Następnie
wyrywam
swoją rękę z jego uścisku. Nie interesowało mnie nic, co miał
do zaoferowania ten człowiek. Od początku czułam, że za grosz nie
można mu ufać.
💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓
Dopiero
w momencie, gdy dziewczyna wybucha głośnym płaczem i znika z pola
mojego wiedzenia. Dochodzi do mnie, że stanowczo przesadziłem. Nie
powinienem był, wyładowywać na niej, wszystkich swoich negatywnych
emocji i rozwiązać tą niekomfortową dla nas wszystkich sytuację
w zdecydowanie spokojniejszy sposób. Bez dwóch zdań się
zagalopowałem. Mina Carla, dobitnie mi to uświadamia.
-
Zadowolony jesteś z siebie? Jak mogłeś się tak skandalicznie
zachować? Ona nie zrobiła przecież tego specjalnie. Co się z tobą
ostatnio dzieje? Wstyd mi za ciebie - mój przyjaciel, bierze stronę
dziewczyny. Brzmiąc
przy tym, jak moja mama.
Jak zawsze, wychodzę na tego winnego. Niedługo będę obwiniany za
całe zło tego świata.
- Mówisz tak, bo to nie ty jesteś
cały ubrudzony
w czymś, co miało stanowić nasz obiad - wskazuję na swoje brudne
ubrania. Nie miałem pojęcia, jak wrócę w nich do mieszkania.
Prześladował mnie cholerny pech. Najpierw ten idiotyczny artykuł,
a teraz to. Problem
poganiał problem, co zaczynało mi się bardzo nie
podobać.
-
Gdybym nawet był na twoim miejscu. W życiu nie postąpiłbym w taki
sposób. Nie wyładowuje się swojej złości na niewinnych osobach.
Bo to, nie tylko o ten nieszczęsny obiad chodziło. Doskonale o tym
wiem - próbuje mnie umoralniać, patrząc przy tym z nieukrywaną
złością
na moją osobę.
- Ona wcale nie jest bez winy. Gdyby nie była
taką niezdarą. Do niczego by nie doszło - staram się tłumaczyć,
ale wyjątkowo marnie mi to idzie. Carl był nieprzejednany i miał
własne zdanie na temat wydarzeń sprzed chwili.
- Nie będę
tego słuchał. Masz iść i ją natychmiast przeprosić. Inaczej
nawet się do mnie nie odzywaj. Nie będę się przyjaźnił z takim
gburem, który obwinia wszystkich dookoła o swoje niepowodzenia z
przeszłości - ruchem głowy, pokazuje mi miejsce, w którym przed
kilkoma minutami zniknęła właścicielka
tego miejsca. Pogrążona przeze mnie w rozpaczy.
- Zapomnij.
Nikogo nie będę przepraszał, bo nie mam za co. Idę do łazienki,
muszę spróbować w jakiś sposób to z siebie zmyć - podnoszę się
z zajmowanego przez siebie miejsca. Następnie omijając potłuczoną
zastawę stołową. Podążam wyznaczoną przez znajdujące się na
ścianie znaczki drogą.
W jej połowie, przystaję
na chwilę. Słysząc dosyć ciekawą rozmowę, dwójki znajomych mi
już kobiet. Dowiaduję się z niej o kłopotach
finansowych młodszej z nich i groźbie utraty tego miejsca. Które
chyba ma dla niej z jakiegoś nieznanego mi powodu ogromne znaczenie.
Przez chwilę, robi mi się jej nawet szkoda. Na pewno nie miała
łatwo. Widać też było, że podobnie jak ja, aktualnie
przechodziła przez trudny okres w życiu. I tak samo, nie miała
żadnego dobrego rozwiązania dla swoich problemów.
Odkrywając
następne, niewielkie podobieństwa między nami. Mimowolnie
przypominam sobie, wczorajsze słowa mojej siostry. Dzięki czemu do
mojej głowy wpada szalony, ale być może równocześnie genialny
pomysł. Dzięki któremu stopniowo, zacząłbym odzyskiwać zaufanie
wszystkich znanych mi osób, a przede wszystkim stworzył iluzję
swojej przemiany w dojrzałego i rozsądnego człowieka. To było
właśnie to, czego zapewne wszyscy ode mnie wymagali. Skoro więc
chcieli mojej zmiany, to ją dostaną. Choć nie będzie ona
prawdziwa, miałem nadzieję że pod wpływem zaskoczenia. Po prostu
się na nią nabiorą.
Pozostawało mi tylko teraz
najtrudniejsze. Nakłonienie tej dziewczyny do zaakceptowania mojej
korzystnej dla nas obojga oferty. Co może okazać się dosyć
trudnym zadaniem, biorąc pod uwagę fakt, jak niemiło ją dzisiaj
potraktowałem. Doprowadzając do
płaczu i zwątpienia w swoje możliwości.
Musiałem
więc, to wszystko na spokojnie rozegrać, aby nie stracić ostatniej
szansy na uratowanie swojego wizerunku
i popchnięcia swojej kariery do przodu.
Widząc,
wychodzącą z pomieszczenia starszą kobietę. Idę w pośpiechu do
łazienki. Nie chciałem, aby zorientowała się, że podsłuchałem
ich rozmowę. I tak miała już o mnie, nie najlepsze zdanie.
Wnioskując
po jej ostatnich słowach, wypowiedzianych pod moim adresem.
Znajdując
się w dość skromnym, ale schludnym wnętrzu toalety. Staram się
przynajmniej spróbować usunąć ze swoich rzeczy, kilka
największych plam. Co odnosi dość marne efekty, ale to nie miało
już dla mnie znaczenia. Jedyne o czym myślałem, to rozmowa z tą
młodą brunetką, która mogła stać się rozwiązaniem, wszystkich
moich ostatnich nieprzyjemności.
Nie mogę
powstrzymać, delikatnego uśmiechu zadowolenia. Gdy wpadam na nią
po opuszczeniu łazienki. Myślałem, że będę musiał się
bardziej wysilić, aby z nią porozmawiać. Zdecydowanie los zaczął
mi jednak
sprzyjać.
Spoglądam
na jej przestraszony wyraz twarzy, skryty w półmroku, jaki panował
w tym dusznym i wąskim korytarzu. Uniemożliwiając jej wyminięcie
mnie, mimo jej kilku dosyć rozpaczliwych prób.
Od
razu domyślam się, że przekonanie jej do mojej osoby, będzie
wymagało sporo pracy. Zdecydowanie, zbyt wiele przykrości
wyrządziłem jej przed kilkunastoma minutami, aby z łatwością o
tym zapomniała. Jej niechęć
do mojej osoby, można było wyczuć na odległość. Mimo jej
starań, aby nikt tego nie
dostrzegł.
Co niestety, wszystko znacząco komplikowało.
- Poczekaj.
Sophie, tak? - przypominam sobie jej imię. Wiedząc, że muszę
zacząć od przeprosin jej osoby. Próbując ją w ten sposób
zmiękczyć. Później powinno już pójść z górki. Znałem się w
końcu świetnie na kobietach i doskonale wiedziałem, co zrobić.
Aby je oczarować i sprawić, że oszaleją na moim
punkcie.
Wpatruję się z niedowierzaniem w
oddalającą się ode mnie sylwetkę dziewczyny. Nie mogąc uwierzyć,
że naprawdę kompletnie zignorowała moją prośbę o spotkanie. Nie
wykazując najmniejszego zainteresowania tą propozycją.
Nie
dość, że nic nie wyszło z próby ocieplenia naszych stosunków.
To w dodatku źle ją oceniłem.
Sophie wcale nie była do końca
taką grzeczną i pokorną dziewczyną, jak myślałem. Gdy ktoś
zaszedł jej za skórę, jak ja. Potrafiła pokazać charakterek. Co
z ogromną satysfakcją przed chwilą zaprezentowała. Nie
zamierzałem jednak się poddać. Miałem w końcu asa w rękawie,
który skutecznie powinien ją przekonać do zaakceptowania
wszystkiego, o co ją tylko poproszę.
- Idziesz?
Chcę wrócić do siebie i jak najszybciej się przebrać - podchodzę
do czekającego na mnie Carla.
- Zrobiłeś to, o co cię
poprosiłem? - pyta z poważną miną. Krzyżując
swoje ramiona w geście oczekiwania na moją odpowiedź.
- Jeśli
chodzi ci o Sophie. To przeprosiłem ją. Zadowolony? - wpatruje się
we mnie z nieukrywanym zaskoczeniem. Jakbym dokonał czegoś
niemożliwego.
- Naprawdę to zrobiłeś? - niedowierza.
Widocznie nawet on, miał o mnie, coraz gorsze zdanie.
- Nie,
zrobiłem to na niby. Jak mi nie wierzysz, to idź jej zapytaj -
przemilczam fakt, że przeprosiny były mi potrzebne do osiągnięcia
innego celu. Ale o tym, nikt nie mógł się dowiedzieć. Poza samą
zainteresowaną.
- Może jeszcze będą z ciebie ludzie. Ja
nadal w to wierzę. W przeciwieństwie do chociażby Ingrid. Uważa,
że po rozstaniu z Astrid.
Całkowicie
się
zatraciłeś.
Twierdzi,
że to taki mechanizm obronny. Teraz
ty ranisz, aby samemu nie zostać zranionym
- słysząc imię jego narzeczonej, przekręcam z irytacją oczami.
Nie potrzebowałem
darmowej psychoanalizy z
jej strony.
Ingrid studiowała
psychologie
i postawiła
sobie za
cel, zostanie
świetnym
psychologiem. Co na każdym możliwym kroku, próbowała udowodnić wszystkim znajomym jej osobom.
- Powiedz
jej, że chyba
za bardzo, wczuła
się
w rolę terapeuty,
którym jeszcze nie jest.
Zresztą,
ona
nigdy mnie nie lubiła. Najchętniej zabroniłaby ci w ogóle spotkań
ze mną. Obawia się pewnie, że jeszcze uda mi się, sprowadzić cię
na złą drogę - kieruję do niego te słowa, gdy znajdujemy się
już na zewnątrz.
- To wcale nie tak - odpowiada bez
przekonania, przez co posyłam mu pełnie politowania spojrzenie.
-
Daj spokój. Obydwaj wiemy, jak jest. Dałeś
się jej, zbyt mocno podporządkować. Uważaj, bo jeszcze się na
tym przejedziesz
- mój
ton głosu,
nie przyjmuje sprzeciwu
- Jak już tak rozmawiamy. Wiesz, że
ostatnio spotkałem Astrid?
Była
z Nim. Wyglądali na szczęśliwych - zamieram w jednym miejscu. Czując
ukłucie
zazdrości.
To ja powinienem
być
na jego miejscu. Szczęśliwy,
że mam ją u swojego boku.
-
Po co mi to mówisz?
Doskonale wiesz,
że nie znoszę,
gdy ktokolwiek o niej wspomina. Czy możecie
to nareszcie
uszanować?
- wzbiera we mnie nieoczekiwana złość.
Nie potrafiłem nad nią zapanować.
-
Spokojnie. Myślałem,
że już
się
z niej wyleczyłeś.
Minęło
w końcu
sporo czasu. Wybacz, nie wiedziałem
że
to dla ciebie nadal
trudny
temat
- Carl próbuje
się
usprawiedliwiać.
-
W porządku.
Po prostu więcej
mi o niej nie wspominaj. Ona to przeszłość, do której nie chcę
wracać. Do zobaczenia - żegnam się z nim. Po czym kieruję się w
stronę zaparkowanego samochodu.
Przez
całą
drogę
do mieszkania
myślę
o Astrid.
Mimo
upływu
czasu i tego, co zrobiła.
Nadal na jakiś
sposób
ją kochałem.
Choć
nie chciałem
tego uczucia
i próbowałem
się
go pozbyć.
Astrid
wciąż
była
w moich myślach
i sercu. Nie
potrafiłem o niej zapomnieć. Czy o naszych wspólnie spędzonych
chwilach. Żadna
inna, nie mogła choć w minimalnym stopniu mi jej zastąpić.
💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓
Wieczorem, gdy za oknami panowała prawdziwa
ulewa. Siedzę przy biurku, trzymając w dłoni kubek z gorącą
czekoladą. Mającą
w założeniu poprawić mi humor.
Zniechęcona kolejną, nieudaną
próbą osiągnięcia pomocy od osób, które po śmierci rodziców,
gorąco zapewniały o tym, że mogę na nich liczyć w każdej
sytuacji. Co okazało się kłamstwem stulecia i
obietnicami
bez żadnego pokrycia. Odrzucam ze złością telefon na łóżko.
Nie mogąc uwierzyć, że mam tak dużego pecha.
Dzwoniłam
po kolei do dawnych, często dobrych znajomych moich rodziców.
Próbując pożyczyć od nich jakieś pieniądze na poczet spłaty
zaległości. Ale każda jedna osoba mi odmawiała. Tłumacząc się
brakiem oszczędności, czy niedysponowaniem, jakimkolwiek wolnymi
pieniędzmi. Co było oczywistą nieprawdą i wszyscy mieliśmy tego
świadomość. Do czynienia,
miałam w końcu z wieloma wpływowymi osobami. Dla których, kilka
tysięcy Koron
Norweskich
nie stanowiło, właściwie żadnej wartości. Mogli je wydać w
kilka minut na kolejną do niczego nie przydatną im
zachciankę.
Wiedziałam,
że to ze
zwykłej zawiści i egoizmu, odmawiali mi wszystkiego, o co ich tylko
poprosiłam. Zapominając ile to razy, moi rodzice im pomagali. Nigdy
nie oczekując niczego w zamian. Jednak, gdy jedyna córka ich zmarłych przyjaciół była
w potrzebie. Zupełnie się tym nie przejmowali. Skupiając jedynie na czubku własnego nosa.
Przed
pójściem spać. Zauważam wiadomość od doskonale znanego mi
numeru. Prycham pod nosem, kasując ją bez czytania jej treści. Od
dawna nie chciałam mieć nic do czynienia z jej nadawcą, który
okazał
się jedną z największych pomyłek w moim życiu. Na szczęście,
zrozumiałam to w najlepszym do tego momencie, nie nabierając się
na
setną z rzędu obietnicę
zmiany i poprawy. Przekroczył granicę o jeden raz za dużo,
zabijając naszą miłość na
dobre.
Od
tamtej pory, nie byłam zainteresowana żadnymi, bliższymi
znajomościami. Zawiodłam się na jednych z najbliższych mi
osób. Na
swojej
najlepszej przyjaciółce
i rzekomym ukochanym, którzy świetnie zabawili się moim kosztem,
gdy byłam skupiona na walce z chorobą mojej rodzicielki. Nie
chciałam ich znać, co dobitnie im kiedyś
wytłumaczyłam.
Niektórzy jednak, jak widać nadal niczego nie
rozumieli.
Zmęczona
mijającym dniem, odkładam telefon na szafkę.
Przykrywając
się szczelnie kołdrą, niedługo potem w akompaniamencie dźwięku
padającego deszczu, zapadam w krótki i nerwowy sen. Nie mając
pojęcia, jak będzie wyglądała, chociażby moja najbliższa
przyszłość.
Dość
późnym popołudniem następnego dnia, sprzątam ze stolika zastawę.
Który kilka minut temu, zwolniło starsze małżeństwo.
Przychodzili tutaj niemal każdego
tygodnia, aby zjeść wspólny obiad od kilkunastu już
lat. Zawsze
razem. Tak
samo zakochani i wpatrzeni w siebie, jak na początku. Czasami
zazdrościłam
im tej miłości. Sama także, chciałbym mieć
obok siebie kogoś
na kim zawsze mogłabym
polegać.
Może wtedy, wszytko stałoby się łatwiejsze.
- Liczę,
że tym razem wyjdę stąd w czystych ubraniach. Dlatego lepiej
uważaj z tymi naczyniami - odwracam się gwałtownie za siebie.
Dostrzegając mój wczorajszy koszmar we własnej osobie, który
przypatruje mi się z uśmiechem rozbawienia.
- To znowu ty? -
patrzę na niego ze złością. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego jego
osoba, aż tak bardzo działa mi na nerwy. Praktycznie zupełnie go nie znałam. Ale wystarczyło,
że na niego spojrzałam, a zaczynało się we mnie gotować.
-
Przecież mówiłem, że przyjdę. Już teraz najlepiej zapamiętaj na przyszłość, że nigdy
łatwo nie odpuszczam i zwykle dostaję to, czego chcę - tymi
słowami do reszty wyprowadza mnie z równowagi. To
by
było na
tyle
z mojego miłego i spokojnego
popołudnia.
Moje
OdpowiedzUsuńSophie ma naprawdę ciężkie życie. Te długi śniace się po nocach, znikający czas na wpłacenie tych rachunków które znowu są długami i do tego doszedł jeszcze chamski Halvor (mam ogromny problem z zapamiętaniem jego imienia, bo nie siedzę w świecie skoków i za każdym razem muszę je sprawdzać hah). Istna tragedia, bo musiała wysłuchać tych złośliwości, które potem obróciły się całkowicie i padła podejrzana propozycja. W dodatku spotkanie doszło do skutku, tylko znowu przerwałas w takim momencie, że mam ochotę Cię udusić!
OdpowiedzUsuńA propos pana o trudnym imieniu to on też jest ciekawy. Złośliwy i wydaje się chamem i prostakiem. Ma wysokie mniemanie o sobie i w ogóle jakby urodził się w piekle. Nie szanuje ludzi, ale to chyba tylko maska. Wszystko przez przeszłość i tajemnicza dziewczynę o równie trudnym imieniu i nie moge się doczekać ich spotkania.
Obiecuję że następnym razem będę śmigać z pamięci te imiona hahaha.
Pozdrawiam,
N
Chyba już pisałam , że żal mi Sophie.I nie zazdroszczę jej takiego życia. Sama , bez nikogo bliskiego ( nie licząc Therese) z olbrzymimi długami. I groźbą utraty restauracji i mieszkania. Tak naprawdę to wszystko co zostało jej po rodzicach.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się , że nie dałabym rady na jej miejscu. Chyba mało kto by dał.
DO tego teraz Halvor. Strasznie złośliwy, chamski i do tego zapatrzony w siebie. Myślący , że wszystko mu się należy. Niby wiem, zdaję sobie sprawę , że to przez nieszczęśliwą miłość z przeszłości. No ale, bez przesady. Chłopak mógłby czasem zastanowić się nad sobą. W końcu nie jest pępkiem świata. I nie musi wyżywać się na innych.
Jestem cholernie ciekawa jego propozycji i tego czy Sophie ją przyjmie. I zgadzam się z Natolą. JAK MOGŁAŚ PRZERWAĆ AKURAT WTEDY !!!! Normalnie znęcasz się nad nami ;)
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. W szczególności oczywiście na kontynuację spotkania Halvora i Sophie. Pozdrawiam :)
Kompletnie nie dziwi się mnie reakcja Sophie. Musiałaby być z kamienia, aby stać i wysłuchiwać obelg pod swoim adresem. Nie dość, że w ostatnim czasie jej życie to jedna wielka katastrofa, to jak na nieszczęście pierwszy raz w życiu wywaliła naczynia ... i to na gburowatego chłopaka, który wyładował na niej złość. Taki "wypadek" może zdarzyć się każdemu, i z jednej strony rozumiem że Halvor mógł się wściec, ale powiedział o kilka słów za dużo.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że jego "przeprosiny" są podejrzane i coś kombinuje. Podejrzewałam również, że ich drogi złączą się gdy będzie chciał "wykorzystać" ją do ocieplenia swojego wizerunku. Obstawiam, że początkowo Sophie będzie przeciwna, ale nie będzie miała wyjścia ... Halvor zna już jej problemy i wie za który sznureczek pociągnąć. Chociaż z jednej strony, jeśli to ma uratować jej restaurację ... :)
Wiemy już co raz więcej o jego związku z byłą dziewczyną o imieniu Astrid. Nie rozumiem jedynie dlaczego przyjaciel o niej wspomina, skoro wie, jak Halvor to przeżył. I to jeszcze o jej nowej relacji, pff! Faceci i ich takt, a raczej jego brak! Za to jego dziewczyna oceniła zachowanie Halvora idealnie! Nawet ja, nie mająca nic wspólnego z psychologią, wyczaiłam co i jak haha ^^
Nie mogę się doczekać rozmowy Halvora i Sophie!!!
PS. U mnie nowość ;*
Ja i tak podziwiam Sophie... I tak dość długo wytrzymała zanim oddaliła się od Halvora. No normalnie aż mnie ręka świerzbiła, żeby mu przyłożyć, jak kierował obelgi pod jej adres, no ugh! Za kogo on się uważał w tym momencie to ja nie wiem. Ech... Rozumiem, że mógł się wkurzyć po tym, jak resztki jego obiadu wylądowały na nim, ale kurcze... Są jakieś granice, a według mnie on je przekroczył.
OdpowiedzUsuńStrasznie współczuję Sophie tej sytuacji, w której się znalazła :( Jest taka młoda, a już tyle musi dźwigać na swoich barkach. Naprawdę mam nadzieję, że jej sytuacja się poprawi i uda jej się wyjść na prostą.
Czyżby Halvor miał się ku temu przyczynić? Zdecydował się ją przeprosić, to choć tyle... Chociaż cóż z tego skoro te jego przeprosiny szczere nie były? Już coś kombinuje, już chce coś ugrać dla siebie... Aż się boję tego, co wymyślił! Ale coś czuję, że będzie jakoś manipulował Sophie, byleby tylko przystała na jego propozycję. Cokolwiek to będzie.
Dziewczyna Carla trafnie oceniła Halvora, brawa dla niej :D
Wiemy już coś więcej na temat jego poprzedniego związku i tego, jak został zraniony, co jednak dalej nie usprawiedliwia go przed tym, co robi. Może kiedyś się ogarnie.
Sophie... Chciała zwrócić się o pomoc do znajomych jej rodziców i co dostała w zamian? Kompletnie nie rozumiem, jak niektórzy mogą być tak bezduszni :(
Czekam z niecierpliwością na nowość :)
Pozdrawiam ;*
http://niewlasciwy-wybor.blogspot.com/ zapraszam serdecznie na drugi rozdział ;*
UsuńPrzyznam, że ciekawość dosłownie zżera mnie od środka. Choć już w poprzednim rozdziale coś tak czułam, że Halvor coś wykombinuje i będzie miał dla Sophie jakąś propozycje. I teraz strasznie ciekawi mnie, co on takiego kombinuje. Czuję jednak, że to może nie być nic inteligentnego, ale jeśli pozwoli Sophie wyjść bezpiecznie z długów, to jestem za. Tylko żeby nie musiała się upokarzać.
OdpowiedzUsuńW ogóle, to tak strasznie jest mi żal Sophie. Obecnie ma tak naprawdę tylko problemy. Długi, restauracje, która nie cieszy się specjalnym powodzeniem i jeszcze do tego Halvora na głowie. I z tym wszystkim jest tak naprawdę sama. Oczywiście ma Theresę, no ale ile może tak naprawdę zrobić starsza kobieta.
Z to Halvor oczywiście jak zwykle mnie irytuje. Czy on naprawdę nie może dać ludziom spokoju? Serio, nie dziwie się, że inni niespecjalnie go lubią. Ja też pewnie zwariowałabym z takim idiotą, jakim na razie jest. Dupek do kwadratu i tyle. I to, że „łaskawie” przeprosił dziewczynę… No po prostu nic, tylko przywalić mu patelnią w łeb.
Choć z drugiej strony strasznie ciekawi mnie, co takiego zrobiła mu ta cała Astrid. Wychodzi na to, że go zdradziła. I to w jakiś okrutny sposób. Tylko, czy to jest powód, by teraz Halvor wyżywał się na wszystkich wokół?
W każdym razie, strasznie ciekawi mnie, co to za propozycje ma dla Sophie? Mam już pewne podejrzenia, ale na razie zachowam je dla siebie.
Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
http://niewlasciwy-wybor.blogspot.com/ zapraszam serdecznie na trzeci rozdział ;*
OdpowiedzUsuń