poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Rozdział 2



Asker, październik 2017



Z ogromnym poczuciem wstydu i bezradności, przypatrywałam się brudnej podłodze, pokrytej potłuczonymi naczyniami i rozchlapanym na wszystkie strony jedzeniem. Poplamionemu białemu obrusowi, który będzie nadawał się tylko do wyrzucenia oraz dwóm uczestnikom tego wydarzenia. Którzy byli równie zszokowani, co ja. Na pewno żaden z nich, nie był przygotowany na taką niekompetencję z mojej strony. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię i uciec czym prędzej z tego miejsca, zażenowana do granic możliwości. 











Całość prezentowała się wręcz katastrofalnie, niczym spełnienie jakiegoś sennego koszmaru, które od czasu do czasu nawiedzały moją osobę. Podsycając największe lęki i obawy. Uniemożliwiając tym samym, ponowne zaśnięcie. 
Coś takiego, co stało się przed chwilą. Nie miało prawa się nigdy wydarzyć. Nie mogłam zrozumieć, jakim cudem do tego dopuściłam. W końcu tysiące razy od niepamiętnych czasów, podawałam do stolików, zamówione przez gości restauracji dania. Pomagając w ten sposób w przeszłości rodzicom i zatrudnionemu personelowi, gdy w weekendy nie mogli nadążyć za dość sporym zainteresowaniem tym miejscem. Od najmłodszych lat, mogłam to robić z zamkniętymi oczami. Dlaczego więc, akurat dzisiaj musiała spotkać mnie taka wpadka?





Gdy nadszedł czas, popełnienia pierwszego tak poważnego niedopatrzenia przez moją osobę. Wynikającego pewnie ze zbytniej dekoncentracji i nieumiejętności oddzielenia myślenia o problemach od pracy. Stało się to w najgorszym z możliwych momentów.
Nie dość, że ledwo wiązałam koniec z końcem, a restauracja była właściwie na granicy bankructwa. To dołożyłam do kompletu, następną kompromitacje tego miejsca. Zamiast przyciągać czymś nowych gości, tylko ich odstraszałam. Byłam do niczego i wyłącznie marnowałam lata ciężkiej pracy mojej mamy. Sprowadzając jej ukochane miejsce na samo dno. Życie z tą świadomością, zaczynało być z każdym dniem trudniejsze. Od zawsze najbardziej bałam się, sprawienia zawodu rodzicom i rozczarowania ich swoją osobą. 





Dlatego też z każdą kolejną, upływającą sekundą, coraz trudniej było mi słuchać pretensji wypowiadanych pod moim adresem. Nie potrafiłam znieść, pełnego złości spojrzenia niezadowolonego klienta, przeszywającego mnie na wskroś. Czy obraźliwych uwag, których sobie nie żałował. Choć wiedziałam, że w pełni sobie na to zasłużyłam. W końcu, nikt nie byłby zadowolony, gdyby zamówione przez niego jedzenie, wylądowało na jego ubraniach.
Stałam więc naprzeciw niego, pokornie milcząc. Po uprzednim wyduszeniu z siebie marnych przeprosin. Modląc, aby jak najszybciej zakończył swoją tyradę. Na co się, niestety nie zanosiło. Miałam wrażenie, że bycie w uprzywilejowanej sytuacji w tym starciu, sprawiało mu sporą satysfakcję i zamierzał, jak najdłużej cieszyć się tym momentem.
Przez co łzy, same z siebie pojawiają się moich oczach. Choć starałam się je ze wszystkich sił powstrzymać. Co i tak, nie dawało żadnych efektów. Ten dzień był okropny i przynosił mi same nieszczęścia. Doprowadzając mnie niemal na sam skraj załamania.





- Skoro rzeczywiście jesteś właścicielką tego miejsca. Nic dziwnego, że tak fatalnie funkcjonuje. W końcu jest twoim odbiciem - po chwilowej konsternacji młodego mężczyzny. Wynikającej z wiadomości, że restauracja należy do mnie. Z jego ust wypływa, kolejna złośliwa uwaga, dołująca mnie jeszcze bardziej niż poprzednie. Może on rzeczywiście miał rację i nie nadawałam się do samodzielnego prowadzenia biznesu? Skoro nie potrafiłam, przywrócić mu dawnej pozycji i sprawić, aby na nowo przynosiło sensowne dochody.
- Halvor, powiedziałem dosyć! To był wypadek. Tobie nigdy nie zdarzyło się popełnić jakiegoś błędu? - towarzysz poszkodowanego, staje w mojej obronie. Zresztą od samego początku, patrzył na mnie dużo przychylniej. Byłam pewna, że gdybym to na niego opuściła te przeklęte talerze, zareagowałby zdecydowanie spokojniej i nie potraktował, aż tak nieprzyjemnie.
- Takiego? Jakoś sobie nie przypominam. Każdy powinien posiadać umiejętności do właściwego wykonywania swoich obowiązków albo się za nie w ogóle nie brać. Inaczej prowadzi to właśnie do takich sytuacji - odpowiada mu butnie i z przesadną pewnością siebie. Patrząc przy tym na mnie z niechęcią i czymś, co odbieram jako pogardę.





W tym samym momencie, coś we mnie pęka. Nagromadzony w ciągu ostatnich kilku godzin stres, zwyczajnie musiał znaleźć gdzieś swoje ujście. Wybucham więc głośnym płaczem, dając zapewne tym samym, kolejny duży powód do satysfakcji mojemu rozmówcy.
- Przepraszam - wychlipuję tylko, a potem nie zważając na nic. Praktycznie biegnąc, udaję się z powrotem do kuchni. Niczym ostatni tchórz, nie umiejący zmierzyć się z problemem. Najgorsza była jednak świadomość, że żaden szanujący się właściciel, nie postąpiłby w taki sposób. Nie zostawiłby tego bałaganu i nierozwiązanego konfliktu bez osiągnięcia jakiegoś kompromisu. Byłam wściekła na samą siebie.
Kiedyś nie miałabym najmniejszego problemu z konfrontacją z tym chłopakiem. A już na pewno, nie reagowałabym z taką biernością na jego obrażanie mojej osoby. Słuszne, czy nie. Nie miał jednak prawa być, aż tak bezczelny.
Jednakże ostatnie miesiące, skutecznie osłabiły moją wiarę w samą siebie i swoje umiejętności. Niszcząc samoocenę w znaczący sposób. Doprowadzając do wyrażania zgody na pomiatanie moją osobą. 





Wpadając do kuchennego pomieszczenia, zderzam się prawie z Theresą. Przypatrującą mi się z niezrozumieniem i ogromną troską, gdy tylko zauważa moje łzy. Coraz szybciej spływające po moich policzkach.
- Sophie, co się stało? Dlaczego płaczesz i co to był za huk, który przed chwilą słyszałam? Nic ci się nie stało? - zasypuje mnie pytaniami, przyprawiając o jeszcze gorszy szloch. Nie miałam pojęcia, co bym bez niej zrobiła. Była jedyną osobą, która wykazywała troskę i w ogóle się mną przejmowała. 
- Jestem beznadziejna, to się stało. Ośmieszyłam siebie i to miejsce. Do niczego się nie nadaję. Nawet do podawania talerzy - przez kilka następnych minut, streszczam jej, co takiego się wydarzyło. Starając się przy tym uspokoić. Co wcale nie było najłatwiejszym zadaniem.
- Dziecko, nie obwiniaj się. Coś takiego, mogło się przytrafić każdemu. To był zwykły wypadek przy pracy. Tym bardziej można usprawiedliwić cię tym, że jesteś przemęczona i zestresowana. Już dawno mówiłam, że powinnaś przez kilka dni odpocząć. Za bardzo się przepracowujesz - przytula mnie mocno do siebie, starając się mnie pocieszyć, co nie przynosi zbytnich rezultatów. Ja i tak wiedziałam swoje.
- Za tydzień, będę miała na to, aż za nadto czasu. To ostateczny termin na spłatę, przynajmniej części zaległości. W innym przypadku, stracę mieszkanie i restaurację. Tylko skąd ja wezmę sto pięćdziesiąt tysięcy? - powoli przestawałam się łudzić, że uda mi się zdobyć potrzebne pieniądze. To była stanowczo za duża kwota, jak na moje możliwości. A stanowiła tylko niecałą połowę tego, co byłam dłużna. 
- Nie trać nadziei. Trzeba walczyć do końca. Być może, uda się nam coś wymyślić. Siedem dni, to wciąż sporo czasu. Ale teraz opanujmy bieżący kryzys. Zostań tutaj i trochę ochłoń. Ja pójdę posprzątam ten bałagan i zajmę się naszym niezadowolonym i wyjątkowo niewychowanym gościem. Ta młodzież z roku na rok, jest coraz gorsza. Dobrze, że przynajmniej ty się do nich nie zaliczasz i otrzymałaś dobre wychowanie - Theresa, jak zawsze stara się zachować optymizm i zmotywować mnie do walki o coś, co miało dla mnie ogromne znaczenie. Jedynie dzięki tej kobiecie, już dawno nie rzuciłam tego wszystkiego w diabły. Na dobre się poddając.






Idąc za radą, jedynej przychylniej mi osoby na tym świecie. Postanawiam na krótką chwilę, wybrać się do swojego mieszkania usytuowanego na poddaszu. Z zamiarem doprowadzenia swojego stanu do normalności. Nie mogłam w końcu, zostawić Theresy ze wszystkim samej. Przed nami było, jeszcze kilka godzin pracy. Podczas których w pojedynkę, niczego by nie zdziałała.





Przyglądam się swojemu odbiciu w lusterku, znajdującym się w mojej malutkiej łazience. Pokrytej białym kafelkami i zastawionej po brzegi różnego rodzaju kosmetykami.
Zauważając, jak źle wyglądam. Zmęczona cera i podkrążone z niewyspania oczy, stanowiły dość marny widok. Nie mogłam jednak, nic na te kwestie poradzić. Nie miałam czasu na nic poza pracą i krótkim snem. Dlatego dbanie o swój wygląd, szedł już dawno na dalszy plan.
Przemywam twarz zimną wodą, ścierając resztki rozmazanego makijażu z twarzy. Czując, że przynosi mi ona otrzeźwienie. Musiałam przestać, użalać się nad sobą. To była droga donikąd. Nie mająca nawet najmniejszego sensu Biorę się dlatego, po raz któryś już dzisiaj w garść. Starając się, zapomnieć o przykrym wydarzeniu z restauracyjnej sali.





Niecałe dziesięć minut później, schodzę na dół. Gotowa do dalszej pracy. To było najlepsze ukojenie moich zszarganych nerwów i sposób na odcięcie się od wszelkich zmartwień.
Na nieszczęście w dość wąskim korytarzu, tuż przy schodach, które znajdowały się po drodze do restauracyjnej łazienki. Natrafiam na osobę, której miałam nadzieję, nigdy więcej nie spotkać. Staram się go bez słowa wyminąć, ale zagradza mi drogę swoim ciałem. Zapewne, aby po raz kolejny poużywać sobie na mnie. Widocznie nadal było mu mało.





- Poczekaj. Sophie, tak? - pyta zdecydowanie milszym i spokojniejszym głosem niż kilkanaście minut wcześniej. Zupełnie mnie tym zaskakując. Nie daję się jednak na to nabrać, doskonale wiedząc że mam do czynienia z delikatnie mówiąc, niezbyt miłym człowiekiem.
- Zgadza się. Chcesz jeszcze coś dodać na temat mojej beznadziejności? Panie... - robię krótką przerwę, nie mogąc przypomnieć sobie jego imienia, które kilka razy wypowiedział jego kolega, podczas wywołanego przeze mnie zamieszania.
- Żaden pan. Jesteśmy w końcu w podobnym wieku. Mam na imię Halvor i chciałbym cię przeprosić. Trochę mnie poniosło. Moja reakcja była stanowczo przesadzona - patrzę na niego ze zdziwieniem. W życiu nie spodziewałabym się przeprosin z jego strony. Wydawał mi się pewnym siebie arogantem, nieskorym do jakiegokolwiek przyznawania się do błędów.
- W porządku, przeprosiny przyjęte. Ja też, jeszcze raz przepraszam. Powinnam bardziej uważać - chciałam, jak najszybciej zapomnieć o tym wydarzeniu i jego osobie. Dawno już nikt nie wypowiedział w moją stronę, aż tylu przykrych i bolesnych słów. 
- Poza przeprosinami, mam dla ciebie jeszcze pewną, nietypową propozycję, ale to wymaga dłuższej rozmowy. Mogłabyś spotkać się ze mną jutro popołudniu? - zupełnie szokują mnie usłyszane słowa. Byłam pewna, że to jakiś żart. Ale jego wyraz twarzy, sugerował że mówi zupełnie poważnie.
- Propozycję? Dla mnie? Niby jaką? - chcę się dowiedzieć. Zupełnie niczego z tego nie rozumiejąc. To wszystko, stawało się z każdą chwilą dziwniejsze.
- Dowiesz się, podczas naszego jutrzejszego spotkania. Tylko się na nie zgódź - odpowiada mi tajemniczo, co wywołuje u mnie jedynie irytację. Nie miałam najmniejszej ochoty na żadne spotkania, a zwłaszcza z nim.
- Przykro mi, ale muszę odmówić. Popołudniu pracuję i nie będę mogła się stąd wyrwać. Zresztą, nie umawiam się z nieznajomymi. A teraz przepraszam, ale chcę wrócić do pracy. Do widzenia - mówię z obojętnością. Po raz kolejny, próbując go wyminąć. Ale powstrzymuje mnie przed tym, łapiąc za nadgarstek.
- Zawsze możemy się spotkać tutaj. Miejsce jest mi obojętne. Jeśli się nie zgodzisz i tak tu przyjdę. Razem z rachunkiem za pralnię. Tak, czy inaczej się jeszcze zobaczymy - widząc jego cwany uśmiech, ponownie wzbiera we mnie złość. Dawno już nikt, mnie tak nie irytował swoim zachowaniem, czy sposobem bycia. Nie miałam pojęcia, czego on ode mnie chce i dlaczego uwziął się właśnie na mnie. Miałam dość problemów, kolejny nie był mi potrzebny. A on wyglądał, jakby sam był jednym, wielkim chodzącym problemem, dlatego wolałam się trzymać od niego z daleka. 
- Proszę bardzo. Zapłacę za tą pralnie, co do grosza. Nie chcę być ci nic winna. Tak samo, jak nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Dlatego zapomnij o czymkolwiek. Nie mam zamiaru, robić z tobą żadnych interesów - posyłam mu nieprzychylne spojrzenie. Następnie wyrywam swoją rękę z jego uścisku. Nie interesowało mnie nic, co miał do zaoferowania ten człowiek. Od początku czułam, że za grosz nie można mu ufać.



💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓







Dopiero w momencie, gdy dziewczyna wybucha głośnym płaczem i znika z pola mojego wiedzenia. Dochodzi do mnie, że stanowczo przesadziłem. Nie powinienem był, wyładowywać na niej, wszystkich swoich negatywnych emocji i rozwiązać tą niekomfortową dla nas wszystkich sytuację w zdecydowanie spokojniejszy sposób. Bez dwóch zdań się zagalopowałem. Mina Carla, dobitnie mi to uświadamia.







- Zadowolony jesteś z siebie? Jak mogłeś się tak skandalicznie zachować? Ona nie zrobiła przecież tego specjalnie. Co się z tobą ostatnio dzieje? Wstyd mi za ciebie - mój przyjaciel, bierze stronę dziewczyny. Brzmiąc przy tym, jak moja mama. Jak zawsze, wychodzę na tego winnego. Niedługo będę obwiniany za całe zło tego świata. 
- Mówisz tak, bo to nie ty jesteś cały ubrudzony w czymś, co miało stanowić nasz obiad - wskazuję na swoje brudne ubrania. Nie miałem pojęcia, jak wrócę w nich do mieszkania. Prześladował mnie cholerny pech. Najpierw ten idiotyczny artykuł, a teraz to. Problem poganiał problem, co zaczynało mi się bardzo nie podobać.
- Gdybym nawet był na twoim miejscu. W życiu nie postąpiłbym w taki sposób. Nie wyładowuje się swojej złości na niewinnych osobach. Bo to, nie tylko o ten nieszczęsny obiad chodziło. Doskonale o tym wiem - próbuje mnie umoralniać, patrząc przy tym z nieukrywaną złością na moją osobę.
- Ona wcale nie jest bez winy. Gdyby nie była taką niezdarą. Do niczego by nie doszło - staram się tłumaczyć, ale wyjątkowo marnie mi to idzie. Carl był nieprzejednany i miał własne zdanie na temat wydarzeń sprzed chwili.
- Nie będę tego słuchał. Masz iść i ją natychmiast przeprosić. Inaczej nawet się do mnie nie odzywaj. Nie będę się przyjaźnił z takim gburem, który obwinia wszystkich dookoła o swoje niepowodzenia z przeszłości - ruchem głowy, pokazuje mi miejsce, w którym przed kilkoma minutami zniknęła właścicielka tego miejsca. Pogrążona przeze mnie w rozpaczy.
- Zapomnij. Nikogo nie będę przepraszał, bo nie mam za co. Idę do łazienki, muszę spróbować w jakiś sposób to z siebie zmyć - podnoszę się z zajmowanego przez siebie miejsca. Następnie omijając potłuczoną zastawę stołową. Podążam wyznaczoną przez znajdujące się na ścianie znaczki drogą.




W jej połowie, przystaję na chwilę. Słysząc dosyć ciekawą rozmowę, dwójki znajomych mi już kobiet. Dowiaduję się z niej o kłopotach finansowych młodszej z nich i groźbie utraty tego miejsca. Które chyba ma dla niej z jakiegoś nieznanego mi powodu ogromne znaczenie. Przez chwilę, robi mi się jej nawet szkoda. Na pewno nie miała łatwo. Widać też było, że podobnie jak ja, aktualnie przechodziła przez trudny okres w życiu. I tak samo, nie miała żadnego dobrego rozwiązania dla swoich problemów.
Odkrywając następne, niewielkie podobieństwa między nami. Mimowolnie przypominam sobie, wczorajsze słowa mojej siostry. Dzięki czemu do mojej głowy wpada szalony, ale być może równocześnie genialny pomysł. Dzięki któremu stopniowo, zacząłbym odzyskiwać zaufanie wszystkich znanych mi osób, a przede wszystkim stworzył iluzję swojej przemiany w dojrzałego i rozsądnego człowieka. To było właśnie to, czego zapewne wszyscy ode mnie wymagali. Skoro więc chcieli mojej zmiany, to ją dostaną. Choć nie będzie ona prawdziwa, miałem nadzieję że pod wpływem zaskoczenia. Po prostu się na nią nabiorą.





Pozostawało mi tylko teraz najtrudniejsze. Nakłonienie tej dziewczyny do zaakceptowania mojej korzystnej dla nas obojga oferty. Co może okazać się dosyć trudnym zadaniem, biorąc pod uwagę fakt, jak niemiło ją dzisiaj potraktowałem. Doprowadzając do płaczu i zwątpienia w swoje możliwości.
Musiałem więc, to wszystko na spokojnie rozegrać, aby nie stracić ostatniej szansy na uratowanie swojego wizerunku i popchnięcia swojej kariery do przodu.





Widząc, wychodzącą z pomieszczenia starszą kobietę. Idę w pośpiechu do łazienki. Nie chciałem, aby zorientowała się, że podsłuchałem ich rozmowę. I tak miała już o mnie, nie najlepsze zdanie. Wnioskując po jej ostatnich słowach, wypowiedzianych pod moim adresem. 
Znajdując się w dość skromnym, ale schludnym wnętrzu toalety. Staram się przynajmniej spróbować usunąć ze swoich rzeczy, kilka największych plam. Co odnosi dość marne efekty, ale to nie miało już dla mnie znaczenia. Jedyne o czym myślałem, to rozmowa z tą młodą brunetką, która mogła stać się rozwiązaniem, wszystkich moich ostatnich nieprzyjemności.





Nie mogę powstrzymać, delikatnego uśmiechu zadowolenia. Gdy wpadam na nią po opuszczeniu łazienki. Myślałem, że będę musiał się bardziej wysilić, aby z nią porozmawiać. Zdecydowanie los zaczął mi jednak sprzyjać.
Spoglądam na jej przestraszony wyraz twarzy, skryty w półmroku, jaki panował w tym dusznym i wąskim korytarzu. Uniemożliwiając jej wyminięcie mnie, mimo jej kilku dosyć rozpaczliwych prób.

Od razu domyślam się, że przekonanie jej do mojej osoby, będzie wymagało sporo pracy. Zdecydowanie, zbyt wiele przykrości wyrządziłem jej przed kilkunastoma minutami, aby z łatwością o tym zapomniała. Jej niechęć do mojej osoby, można było wyczuć na odległość. Mimo jej starań, aby nikt tego nie dostrzegł. Co niestety, wszystko znacząco komplikowało.

- Poczekaj. Sophie, tak? - przypominam sobie jej imię. Wiedząc, że muszę zacząć od przeprosin jej osoby. Próbując ją w ten sposób zmiękczyć. Później powinno już pójść z górki. Znałem się w końcu świetnie na kobietach i doskonale wiedziałem, co zrobić. Aby je oczarować i sprawić, że oszaleją na moim punkcie.










Wpatruję się z niedowierzaniem w oddalającą się ode mnie sylwetkę dziewczyny. Nie mogąc uwierzyć, że naprawdę kompletnie zignorowała moją prośbę o spotkanie. Nie wykazując najmniejszego zainteresowania tą propozycją.
Nie dość, że nic nie wyszło z próby ocieplenia naszych stosunków. To w dodatku źle ją oceniłem.
Sophie wcale nie była do końca taką grzeczną i pokorną dziewczyną, jak myślałem. Gdy ktoś zaszedł jej za skórę, jak ja. Potrafiła pokazać charakterek. Co z ogromną satysfakcją przed chwilą zaprezentowała. Nie zamierzałem jednak się poddać. Miałem w końcu asa w rękawie, który skutecznie powinien ją przekonać do zaakceptowania wszystkiego, o co ją tylko poproszę.





- Idziesz? Chcę wrócić do siebie i jak najszybciej się przebrać - podchodzę do czekającego na mnie Carla.
- Zrobiłeś to, o co cię poprosiłem? - pyta z poważną miną. Krzyżując swoje ramiona w geście oczekiwania na moją odpowiedź.
- Jeśli chodzi ci o Sophie. To przeprosiłem ją. Zadowolony? - wpatruje się we mnie z nieukrywanym zaskoczeniem. Jakbym dokonał czegoś niemożliwego.
- Naprawdę to zrobiłeś? - niedowierza. Widocznie nawet on, miał o mnie, coraz gorsze zdanie.
- Nie, zrobiłem to na niby. Jak mi nie wierzysz, to idź jej zapytaj - przemilczam fakt, że przeprosiny były mi potrzebne do osiągnięcia innego celu. Ale o tym, nikt nie mógł się dowiedzieć. Poza samą zainteresowaną.
- Może jeszcze będą z ciebie ludzie. Ja nadal w to wierzę. W przeciwieństwie do chociażby Ingrid. Uważa, że po rozstaniu z Astrid. Całkowicie się zatraciłeś. Twierdzi, że to taki mechanizm obronny. Teraz ty ranisz, aby samemu nie zostać zranionym - słysząc imię jego narzeczonej, przekręcam z irytacją oczami. Nie potrzebowałem darmowej psychoanalizy z jej strony. Ingrid studiowała psychologie i postawiła sobie za cel, zostanie świetnym psychologiem. Co na każdym możliwym kroku, próbowała udowodnić wszystkim znajomym jej osobom. 
- Powiedz jej, że chyba za bardzo, wczuła się w rolę terapeuty, którym jeszcze nie jest. Zresztą, ona nigdy mnie nie lubiła. Najchętniej zabroniłaby ci w ogóle spotkań ze mną. Obawia się pewnie, że jeszcze uda mi się, sprowadzić cię na złą drogę - kieruję do niego te słowa, gdy znajdujemy się już na zewnątrz.
- To wcale nie tak - odpowiada bez przekonania, przez co posyłam mu pełnie politowania spojrzenie.
- Daj spokój. Obydwaj wiemy, jak jest. Dałeś się jej, zbyt mocno podporządkować. Uważaj, bo jeszcze się na tym przejedziesz - mój ton głosu, nie przyjmuje sprzeciwu
- Jak już tak rozmawiamy. Wiesz, że ostatnio spotkałem Astrid? Była z Nim. Wyglądali na szczęśliwych - zamieram w jednym miejscu. Czując ukłucie zazdrości. To ja powinienem być na jego miejscu. Szczęśliwy, że mam ją u swojego boku. 
- Po co mi to mówisz? Doskonale wiesz, że nie znoszę, gdy ktokolwiek o niej wspomina. Czy możecie to nareszcie uszanować? - wzbiera we mnie nieoczekiwana złość. Nie potrafiłem nad nią zapanować. 
- Spokojnie. Myślałem, że już się z niej wyleczyłeś. Minęło w końcu sporo czasu. Wybacz, nie wiedziałem że to dla ciebie nadal trudny temat - Carl próbuje się usprawiedliwiać.
- W porządku. Po prostu więcej mi o niej nie wspominaj. Ona to przeszłość, do której nie chcę wracać. Do zobaczenia - żegnam się z nim. Po czym kieruję się w stronę zaparkowanego samochodu.





Przez całą drogę do mieszkania myślę o Astrid. Mimo upływu czasu i tego, co zrobiła. Nadal na jakiś sposóbkochałem. Choć nie chciałem tego uczucia i próbowałem się go pozbyć. Astrid wciąż była w moich myślach i sercu. Nie potrafiłem o niej zapomnieć. Czy o naszych wspólnie spędzonych chwilach. Żadna inna, nie mogła choć w minimalnym stopniu mi jej zastąpić.





💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓







Wieczorem, gdy za oknami panowała prawdziwa ulewa. Siedzę przy biurku, trzymając w dłoni kubek z gorącą czekoladą. Mającą w założeniu poprawić mi humor.
Zniechęcona kolejną, nieudaną próbą osiągnięcia pomocy od osób, które po śmierci rodziców, gorąco zapewniały o tym, że mogę na nich liczyć w każdej sytuacji. Co okazało się kłamstwem stulecia i obietnicami bez żadnego pokrycia. Odrzucam ze złością telefon na łóżko. Nie mogąc uwierzyć, że mam tak dużego pecha.





Dzwoniłam po kolei do dawnych, często dobrych znajomych moich rodziców. Próbując pożyczyć od nich jakieś pieniądze na poczet spłaty zaległości. Ale każda jedna osoba mi odmawiała. Tłumacząc się brakiem oszczędności, czy niedysponowaniem, jakimkolwiek wolnymi pieniędzmi. Co było oczywistą nieprawdą i wszyscy mieliśmy tego świadomość. Do czynienia, miałam w końcu z wieloma wpływowymi osobami. Dla których, kilka tysięcy Koron Norweskich nie stanowiło, właściwie żadnej wartości. Mogli je wydać w kilka minut na kolejną do niczego nie przydatną im zachciankę.
Wiedziałam, że to ze zwykłej zawiści i egoizmu, odmawiali mi wszystkiego, o co ich tylko poprosiłam. Zapominając ile to razy, moi rodzice im pomagali. Nigdy nie oczekując niczego w zamian. Jednak, gdy jedyna córka ich zmarłych przyjaciół była w potrzebie. Zupełnie się tym nie przejmowali. Skupiając jedynie na czubku własnego nosa. 





Przed pójściem spać. Zauważam wiadomość od doskonale znanego mi numeru. Prycham pod nosem, kasując ją bez czytania jej treści. Od dawna nie chciałam mieć nic do czynienia z jej nadawcą, który okazał się jedną z największych pomyłek w moim życiu. Na szczęście, zrozumiałam to w najlepszym do tego momencie, nie nabierając się na setną z rzędu obietnicę zmiany i poprawy. Przekroczył granicę o jeden raz za dużo, zabijając naszą miłość na dobre. 
Od tamtej pory, nie byłam zainteresowana żadnymi, bliższymi znajomościami. Zawiodłam się na jednych z najbliższych mi osób. Na swojej najlepszej przyjaciółce i rzekomym ukochanym, którzy świetnie zabawili się moim kosztem, gdy byłam skupiona na walce z chorobą mojej rodzicielki. Nie chciałam ich znać, co dobitnie im kiedyś wytłumaczyłam. Niektórzy jednak, jak widać nadal niczego nie rozumieli.





Zmęczona mijającym dniem, odkładam telefon na szafkę.
Przykrywając się szczelnie kołdrą, niedługo potem w akompaniamencie dźwięku padającego deszczu, zapadam w krótki i nerwowy sen. Nie mając pojęcia, jak będzie wyglądała, chociażby moja najbliższa przyszłość.





Dość późnym popołudniem następnego dnia, sprzątam ze stolika zastawę. Który kilka minut temu, zwolniło starsze małżeństwo. Przychodzili tutaj niemal każdego tygodnia, aby zjeść wspólny obiad od kilkunastu już lat. Zawsze razem. Tak samo zakochani i wpatrzeni w siebie, jak na początku. Czasami zazdrościłam im tej miłości. Sama także, chciałbym mieć obok siebie kogoś na kim zawsze mogłabym polegać. Może wtedy, wszytko stałoby się łatwiejsze.





Liczę, że tym razem wyjdę stąd w czystych ubraniach. Dlatego lepiej uważaj z tymi naczyniami - odwracam się gwałtownie za siebie. Dostrzegając mój wczorajszy koszmar we własnej osobie, który przypatruje mi się z uśmiechem rozbawienia.
- To znowu ty? - patrzę na niego ze złością. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego jego osoba, aż tak bardzo działa mi na nerwy. Praktycznie zupełnie go nie znałam. Ale wystarczyło, że na niego spojrzałam, a zaczynało się we mnie gotować. 
- Przecież mówiłem, że przyjdę. Już teraz najlepiej zapamiętaj na przyszłość, że nigdy łatwo nie odpuszczam i zwykle dostaję to, czego chcę - tymi słowami do reszty wyprowadza mnie z równowagi. To by było na tyle z mojego miłego i spokojnego popołudnia.


8 komentarzy:

  1. Sophie ma naprawdę ciężkie życie. Te długi śniace się po nocach, znikający czas na wpłacenie tych rachunków które znowu są długami i do tego doszedł jeszcze chamski Halvor (mam ogromny problem z zapamiętaniem jego imienia, bo nie siedzę w świecie skoków i za każdym razem muszę je sprawdzać hah). Istna tragedia, bo musiała wysłuchać tych złośliwości, które potem obróciły się całkowicie i padła podejrzana propozycja. W dodatku spotkanie doszło do skutku, tylko znowu przerwałas w takim momencie, że mam ochotę Cię udusić!
    A propos pana o trudnym imieniu to on też jest ciekawy. Złośliwy i wydaje się chamem i prostakiem. Ma wysokie mniemanie o sobie i w ogóle jakby urodził się w piekle. Nie szanuje ludzi, ale to chyba tylko maska. Wszystko przez przeszłość i tajemnicza dziewczynę o równie trudnym imieniu i nie moge się doczekać ich spotkania.
    Obiecuję że następnym razem będę śmigać z pamięci te imiona hahaha.
    Pozdrawiam,
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba już pisałam , że żal mi Sophie.I nie zazdroszczę jej takiego życia. Sama , bez nikogo bliskiego ( nie licząc Therese) z olbrzymimi długami. I groźbą utraty restauracji i mieszkania. Tak naprawdę to wszystko co zostało jej po rodzicach.
    Wydaje mi się , że nie dałabym rady na jej miejscu. Chyba mało kto by dał.
    DO tego teraz Halvor. Strasznie złośliwy, chamski i do tego zapatrzony w siebie. Myślący , że wszystko mu się należy. Niby wiem, zdaję sobie sprawę , że to przez nieszczęśliwą miłość z przeszłości. No ale, bez przesady. Chłopak mógłby czasem zastanowić się nad sobą. W końcu nie jest pępkiem świata. I nie musi wyżywać się na innych.
    Jestem cholernie ciekawa jego propozycji i tego czy Sophie ją przyjmie. I zgadzam się z Natolą. JAK MOGŁAŚ PRZERWAĆ AKURAT WTEDY !!!! Normalnie znęcasz się nad nami ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. W szczególności oczywiście na kontynuację spotkania Halvora i Sophie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kompletnie nie dziwi się mnie reakcja Sophie. Musiałaby być z kamienia, aby stać i wysłuchiwać obelg pod swoim adresem. Nie dość, że w ostatnim czasie jej życie to jedna wielka katastrofa, to jak na nieszczęście pierwszy raz w życiu wywaliła naczynia ... i to na gburowatego chłopaka, który wyładował na niej złość. Taki "wypadek" może zdarzyć się każdemu, i z jednej strony rozumiem że Halvor mógł się wściec, ale powiedział o kilka słów za dużo.
    Wiedziałam, że jego "przeprosiny" są podejrzane i coś kombinuje. Podejrzewałam również, że ich drogi złączą się gdy będzie chciał "wykorzystać" ją do ocieplenia swojego wizerunku. Obstawiam, że początkowo Sophie będzie przeciwna, ale nie będzie miała wyjścia ... Halvor zna już jej problemy i wie za który sznureczek pociągnąć. Chociaż z jednej strony, jeśli to ma uratować jej restaurację ... :)
    Wiemy już co raz więcej o jego związku z byłą dziewczyną o imieniu Astrid. Nie rozumiem jedynie dlaczego przyjaciel o niej wspomina, skoro wie, jak Halvor to przeżył. I to jeszcze o jej nowej relacji, pff! Faceci i ich takt, a raczej jego brak! Za to jego dziewczyna oceniła zachowanie Halvora idealnie! Nawet ja, nie mająca nic wspólnego z psychologią, wyczaiłam co i jak haha ^^
    Nie mogę się doczekać rozmowy Halvora i Sophie!!!
    PS. U mnie nowość ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja i tak podziwiam Sophie... I tak dość długo wytrzymała zanim oddaliła się od Halvora. No normalnie aż mnie ręka świerzbiła, żeby mu przyłożyć, jak kierował obelgi pod jej adres, no ugh! Za kogo on się uważał w tym momencie to ja nie wiem. Ech... Rozumiem, że mógł się wkurzyć po tym, jak resztki jego obiadu wylądowały na nim, ale kurcze... Są jakieś granice, a według mnie on je przekroczył.
    Strasznie współczuję Sophie tej sytuacji, w której się znalazła :( Jest taka młoda, a już tyle musi dźwigać na swoich barkach. Naprawdę mam nadzieję, że jej sytuacja się poprawi i uda jej się wyjść na prostą.
    Czyżby Halvor miał się ku temu przyczynić? Zdecydował się ją przeprosić, to choć tyle... Chociaż cóż z tego skoro te jego przeprosiny szczere nie były? Już coś kombinuje, już chce coś ugrać dla siebie... Aż się boję tego, co wymyślił! Ale coś czuję, że będzie jakoś manipulował Sophie, byleby tylko przystała na jego propozycję. Cokolwiek to będzie.
    Dziewczyna Carla trafnie oceniła Halvora, brawa dla niej :D
    Wiemy już coś więcej na temat jego poprzedniego związku i tego, jak został zraniony, co jednak dalej nie usprawiedliwia go przed tym, co robi. Może kiedyś się ogarnie.
    Sophie... Chciała zwrócić się o pomoc do znajomych jej rodziców i co dostała w zamian? Kompletnie nie rozumiem, jak niektórzy mogą być tak bezduszni :(
    Czekam z niecierpliwością na nowość :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://niewlasciwy-wybor.blogspot.com/ zapraszam serdecznie na drugi rozdział ;*

      Usuń
  5. Przyznam, że ciekawość dosłownie zżera mnie od środka. Choć już w poprzednim rozdziale coś tak czułam, że Halvor coś wykombinuje i będzie miał dla Sophie jakąś propozycje. I teraz strasznie ciekawi mnie, co on takiego kombinuje. Czuję jednak, że to może nie być nic inteligentnego, ale jeśli pozwoli Sophie wyjść bezpiecznie z długów, to jestem za. Tylko żeby nie musiała się upokarzać.
    W ogóle, to tak strasznie jest mi żal Sophie. Obecnie ma tak naprawdę tylko problemy. Długi, restauracje, która nie cieszy się specjalnym powodzeniem i jeszcze do tego Halvora na głowie. I z tym wszystkim jest tak naprawdę sama. Oczywiście ma Theresę, no ale ile może tak naprawdę zrobić starsza kobieta.
    Z to Halvor oczywiście jak zwykle mnie irytuje. Czy on naprawdę nie może dać ludziom spokoju? Serio, nie dziwie się, że inni niespecjalnie go lubią. Ja też pewnie zwariowałabym z takim idiotą, jakim na razie jest. Dupek do kwadratu i tyle. I to, że „łaskawie” przeprosił dziewczynę… No po prostu nic, tylko przywalić mu patelnią w łeb.
    Choć z drugiej strony strasznie ciekawi mnie, co takiego zrobiła mu ta cała Astrid. Wychodzi na to, że go zdradziła. I to w jakiś okrutny sposób. Tylko, czy to jest powód, by teraz Halvor wyżywał się na wszystkich wokół?
    W każdym razie, strasznie ciekawi mnie, co to za propozycje ma dla Sophie? Mam już pewne podejrzenia, ale na razie zachowam je dla siebie.
    Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  6. http://niewlasciwy-wybor.blogspot.com/ zapraszam serdecznie na trzeci rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń