piątek, 27 lipca 2018

Prolog


Asker, październik 2017



Jak niemal każdego dnia, o równej czwartej trzydzieści nad ranem. Spokojny i kojący głos Adele, śpiewającej o znalezieniu kogoś, kto zastąpi jej utraconą miłość, rozbrzmiewa w moim maleńkim mieszkaniu na poddaszu. Informując tym samym, że powinnam rozpocząć, kolejny dzień żmudnej i trudnej pracy. Próbując tym samym, ocalić wieloletnie lata starań i wkładanego poświęcenia, kilku pokoleń mojej rodziny. I ostatniej rzeczy, jaka została mi po rodzicach. Będącej dobytkiem ich życia. 

Jak najszybciej odsuwam od siebie myśli o nich, wiedząc że jest na to stanowczo za wcześnie. Ból był zbyt świeży, a rany nie zagojone na tyle, abym mogła spokojnie wracać do tych wyjątkowo przykrych i smutnych wspomnień. Które nieodwracalnie zmieniły moje życie. 







Przecieram zaspane oczy, próbując odgonić od siebie resztki, niezbyt wyraźnego wymysłu mojej podświadomości, które zafundowała mi mijającej powoli nocy. Byłam wykończona, a niecałe cztery godziny niespokojnego snu, nie pozwoliły mi się zregenerować, choćby w najmniejszym stopniu.

Po raz kolejny, przeklinam w myślach zakochaną parę, która świętując swoją którąś z kolei rocznicę związku, opuściła restaurację grubo po północy. Przeciągając tym samym, godziny jej zamknięcia do granic możliwości. 




Z westchnieniem niezadowolenia i zniechęcenia. Wstaję ze swojego wygodnego łóżka, przykrytego kolorową pościelą w paski. Wiedząc, że muszę się pośpieszyć. Za niecałe półgodziny, powinnam odebrać świeże zaopatrzenie produktów, potrzebnych mi do przygotowania większości potraw, znajdujących się w karcie i serwowanych przez moją restaurację. Nadal nie potrafiłam się przyzwyczaić, że jestem jej właścicielką.

Choć spędziłam w niej większą część swojego dzieciństwa i znałam każdy kąt na pamięć. Nie docierała do mnie świadomość, że odpowiedzialność za jej dalsze prosperowanie, leżała na moich barkach. Z czym niestety nie najlepiej sobie radziłam. Przypominając o pokaźnym pliku wezwań i ponagleń do zapłaty, które nieotwarte leżały na biurku. 






W momencie, gdy moje stopy stykają się z okropnie zimnym drewnianym parkietem, przechodzi mnie przenikający do szpiku kości dreszcz. W pośpiechu wkładam na siebie ciepły sweter, dochodząc do wniosku, że nigdy nie przyzwyczaję się do panującego dookoła zimnego klimatu. Choć zostałam w nim wychowana, wprost go nienawidziłam. Wiecznie chłodnego lata i wyjątkowo mroźnych zim, które ciągnęły się bez końca. Przyprawiając mnie o jeszcze większe przygnębienie.

Kiedyś marzyłam o zamieszkaniu w jakimś, zdecydowanie dużo cieplejszym krańcu Europy. Planowałam studiować w innym kraju, poznawać nowe miejsca, kultury. Ale los przygotował dla mnie, zupełnie inny scenariusz, jakiego za nic nie potrafiłam przewidzieć. Uziemiając mnie w tym przeklętym mieście na dobre. Przy okazji niwecząc, wszystkie moje plany. 






W pośpiechu, wciąż jeszcze z nie do końca wysuszonymi włosami, które już od kilku dni prosiły się o umycie. Zbiegam po schodach prowadzących na dół, wprost do restauracji. Związując je w luźnego koka na czubku głowy.

Zapalam światło w sporej rozmiarem kuchni, otwierając tylne drzwi, prowadzące wprost na wietrzny i zimny świt. W tym samym momencie słyszę klakson samochodu, świetnie znanego mi dostawcy. Jak zawsze był punktualnie.



- Dzień dobry, pani Larsen - wita się ze mną. Zaczynając bez niepotrzebnej zwłoki, wyciągać kartony z produktami, zamówionymi przeze mnie przed kilkoma dniami.
- Dzień dobry, panie Solberg. Strasznie dziś zimno - krzyżuję swoje ramiona, starając się w ten sposób ogrzać. 

- Nic dziwnego, mamy w końcu prawie koniec października. Bliżej nam do zimy niż lata. Zresztą ja przez tyle lat życia, zdążyłem się już do tego przyzwyczaić, że słońce oglądam w głównej mierze w telewizji - mężczyzna odpowiada mi z uśmiechem. Podając plik kartek do podpisania, potwierdzających przyjęcie zamówienia.

- Mnie nawet nie stać na luksus jej oglądania w ostatnim czasie. Ale nie będę pana zanudzać. Na pewno, czeka dziś pana, jeszcze sporo pracy. Miłego dnia - żegnam się. Zaczynając wnosić do środka ciężkie kartony, które następnie rozpakowuję w spiżarni. 









Po raz kolejny, spoglądam z niemym błaganiem na drzwiczki od piekarnika. Modląc się, aby wytrzymał i udało mi się dopiec, starannie przygotowywane przez poprzednie godziny ciasta. Do otwarcia restauracji nie pozostało wiele czasu, a znajdujące się aktualnie na blachach słodkości. Były jednym z największych źródeł, moich niewielkich zysków, jakie przynosił ten lokal.




- Sophie, mówiłam ci już tydzień temu, że z tym piekarnikiem jest coś nie tak - Theresa przygląda się mu z takim samym zmartwieniem, jak ja. Zapewne zaklinając go w myślach. 
- Pamiętam, ale nic na to nie poradzę. Nie mam na jego naprawę, a już tym bardziej na zakup nowego. Jeśli się do reszty zepsuje, to będzie koniec - patrzę na kobietę w sędziwym już wieku. Która była dla mnie niemal, jak babcia. Została ze mną, jako jedyna ze starego personelu, starając się w jakiś sposób pomóc uchronić restaurację przed definitywnym zamknięciem. Pracując za marne grosze, tłumacząc to tym, że spokojnie jej to wystarcza, jako dodatek do emerytury.

- Miejmy nadzieję, że nam tego nie zrobi. I tak jestem dla ciebie pełna podziwu, dziecko. Radzisz sobie ze wszystkim sama i ani razu nie miałaś momentu, w którym chciałaś się poddać. Jesteś tak samo uparta i silna, jak twoja mama - na jej wspomnienie w moich oczach pojawiają się łzy, których staram się szybko pozbyć. Powoli miałam wszystkiego dość i znajdowałam w sobie, coraz mniej siły i motywacji, aby spróbować jakoś zapanować nad chaosem w moim życiu, który trwał już niemal od pół roku. Życie nieustannie rzucało mi kłody pod nogi, jakby próbowało sprawdzić, gdzie jest granica mojej wytrzymałości. 





💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓






Okropny ból głowy i stająca się nie do wytrzymania suchość w gardle, wybudzają mnie z głębokiego i bardzo przyjemnego snu. Otwieram oczy, rozglądając się po nieznajomym mi wnętrzu.

Po chwili zauważając, leżącą obok mnie niczego sobie blondynkę, zapewne właścicielkę tego przestronnego mieszkania. Z którą musiałem się przespać ubiegłej nocy. Sądząc po porozrzucanych dokoła naszych ubraniach i jej ufnym wtuleniu w moje ramiona. Jakieś mgliste wspomnienia tego, co się między nami działo, stają mi przed oczyma.
Nie przywiązuje jednak do tego większej wagi. Dziewczyna była tylko kolejną na liście. O której zapomnę, moment później po opuszczeniu tego mieszkania. Nie pamiętałem nawet jej imienia, które zapewne podała mi, podczas nawiązania przez nas znajomości w klubie wczorajszego wieczoru.
Gdzie postanowiłem się trochę odstresować i wyluzować po ciężkim zgrupowaniu, zafundowanym nam przez trenera w ostatnich dniach. Nie mogłem powstrzymać swojej radości, gdy dobiegło ono końca. Miałem dość monotonii i zasad, jaki podczas niego panowały. Życie zgodnie z nimi, nigdy nie leżało w mojej naturze. Sprawiając, że nieustannie narażałem się na jakieś konflikty i upomnienia. 





Wstaję delikatnie z łóżka, starając się nie obudzić mojej towarzyszki, co niestety odnosi marny skutek. Przez co nie uniknę standardowych tłumaczeń, że to na pewno nie nasze ostatnie spotkanie, co będzie jednym wielkim kłamstwem. 

- Gdzie się wybierasz, skarbie? Tak bez pożegnania - do moich uszu, dochodzi jej piskliwy ton głosu. Gdy zapinam swoje spodnie. Przekręcam oczami nie dowierzając jej głupocie. Czy ona naprawdę sądziła, że po jednej wspólnej nocy będziemy ze sobą? To była tylko krótka zabawa, która dostarczyła nam miłych wrażeń i już. Było po wszystkim. 

- Nie chciałem cię budzić. Niestety muszę już iść, śpieszę się - dostrzegam jej niezadowoloną minę, którą nie zwiastowała niczego dobrego.

- Już, tak szybko? Myślałam, że weźmiemy wspólnie prysznic, a potem zjemy razem śniadanie. Nie miałbyś ochoty? - podchodzi do mnie, wpijając zachłannie w usta. Zupełnie nie przejmując się swoją nagością. Odsuwam ją od siebie, uświadamiając przy okazji, że blondynka fatalnie całuje. Wiedziałem, że to był najwyższy czas, aby opuścić to miejsce. Dziewczyna zaczynała obiecywać i wyobrażać sobie nie wiadomo co.

- Oczywiście, że bym miał i to ogromną. Ale niestety, obowiązki wzywają. Innym razem – mówię, zupełnie na nią nie patrząc. Skupiając się na szukaniu swoich butów.

- Może wieczorem? Zadzwoń, gdy skończysz. Masz mój numer, dałam ci go wczoraj. Zanim zajęliśmy się, czymś zdecydowanie przyjemniejszym - zaczyna chichotać, ku mojej zgrozie. Wyraźnie było z nią coś nie tak, a ja musiałem wypić zdecydowanie za dużo. Inaczej w życiu by między nami do niczego nie doszło. Dziewczyna była okropnie zaborcza i rościła sobie stanowczo, zbyt dużo praw.

- Na pewno się odezwę. Do usłyszenia - kłamię, po czym w pośpiechu opuszczam mieszkanie. Wiedząc, że nigdy więcej nie przekroczę jego progu.




Przed południem, gdy udało mi praktycznie pozbyć bólu głowy i zapomnieć o dość nieprzyjemnym poranku, który zresztą nie należał do rzadkości. Słyszę dźwięk swojego telefonu. Który rozbrzmiewa nie wiadomo skąd. Gdy odnajduję go w końcu w kieszeni kurtki, wiszącej w korytarzu. Odbieram go z lekkim zawahaniem. Widniejący na ekranie numer trenera, nie zwiastował niczego dobrego. Słuchając jego krzyków i gróźb. Uświadamiam sobie, że tym razem, naprawdę się doigrałem i nie miałem pojęcia, jak z tego wybrnąć. Aby nie zostać odsuniętym na dobre od kadry i możliwości startu w zawodach.


________________

Za nami prolog nowej historii. :) 
Miałam pisać końcowy rozdział na poprzedni blog, a powstało "to". :D
Napisane zupełnie spontanicznie, przez co nie mam pojęcia, jak to będzie z dalszą częścią tego opowiadania i weną na nie. 
Mam nadzieję, że komuś się spodobało i zostanie ze mną. 
Przyda mi się masa motywacji i Waszych wnikliwych opinii i przypuszczeń. 
Poza tym porwałam się na pisanie z dwóch perspektyw, co może się okazać dla mnie sporym wyzwaniem i albo się uda, albo okaże się to totalną klapą i wszystko wyląduje w koszu. 
Ktoś ma jakieś podejrzenia, odnośnie bohatera albo bohaterów? :D 
Wraz z pierwszym rozdziałem, pewnie pojawi się zakładka z nimi. Który ukaże się zapewne po skończeniu aktualnego opowiadania. (Chyba, że zrobię sobie wakacje od pisania :D).
Tymczasem kończę swoje wywody i nikogo już nimi nie zanudzam. 
Z góry dziękując za każdy komentarz. :)

8 komentarzy:

  1. Niczym "szpieg cesarski" zaglądnęłam i tutaj ;) Doskonale Cię rozumiem i tą "spontaniczność", ponieważ samą mnie to ogarnęło ^^ Ale takie coś jest podobno najlepsze i wierzę, ba! Ja jestem pewna, że doskonale sobie poradzić w "dwóch perspektywach". Kto, jak nie Ty?
    Sporo dowiedzieliśmy się o życiu głównej bohaterki. Straciła rodziców, którzy prowadzili restauracje, a teraz wszelkie obowiązki spadły na nią. Nazwy miasta nie znałam, ale wujcio Google mi pomógł i teraz wiem, że miejsce akcji aktualnie jest w Norwegii haha ^^ dlatego dumam nad głównym bohaterem. Bo jest nim skoczek, prawda? Norweski? Bo tu się rozwija pełna lista ... i którego wybrać? Ale ... na pewno nie jest to grzeczny chłopiec i lubi bawić się kobietami. Podejrzewam, że "rozmowa" z trenerem zmusi go do ogarnięcia swojego życia :)
    Ja jestem zdecydowanie na tak! Zresztą, dziwne by było jakbym nie była ^^ z niecierpliwością oczekuje rozwiązania zagadki odnośnie bohatera ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, jak ja się cieszę, że wystartowałaś z kolejną historią! :) Wprost nie wyobrażam sobie tego, że mogłabyś w najbliższym czasie dla nas nie pisać hihi :D I ja jestem przekonana, że pisanie z dwóch perspektyw świetnie Ci wyjdzie :)
    Sophie, główna bohaterka wiele przeszła w życiu. Straciła rodziców i teraz musi radzić sobie z prowadzeniem restauracji i z zapłatą rachunków, co wcale nie jest lekkie. Mam nadzieję, że te problemy w restauracji są chwilowe :)
    Czyżby głównym bohaterem był jakiś norweski skoczek? Wiele na to wskazuje, ale cierpliwie poczekam na wyjaśnienie tej zagadki :) Ach, ale ten jego tryb życia... ^^
    Ja na pewno zostaję i życzę Ci dużo, dużo weny! :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem i ja :) Jak się cieszę , że zaczęłaś coś nowego :)
    Wnioskuję , że jak główna bohaterka mieszka w Norwegii będzie o norweskich skoczkach :) Hm, powiem szczerze, nigdy jeszcze nie czytałam opowiadania o Norwegach ;) Jakoś nie po drodze mi było. Ale , że to Ty jesteś autorką , na pewno zostanę :) W ogóle nie ma innej możliwości :) Przecież zawsze jest ten pierwszy raz:)
    Jestem niezmiernie ciekawa kogo obstawiasz tutaj na główną rolę. Normalnie nie mogę się doczekać , aż zdradzisz nam tą tajemnicę. Nie mam pojęcia kogo obstawiać, najprędzej chyba Daniela lub Johanna. Choć obydwoje wydają mi się za grzeczni :D Naprawdę nie mam żadnego pomysłu. Ze swojej strony chciałabym chyba Stjernena ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę spóźniona, bo chciałam zacząć czytać i skomentować dopiero gdy skończysz poprzednie opowiadanie...Ale nie mogłam się powstrzymać XD
    Dwie perspektywy bardzo mnie intrygują i oczywiście jestem na tak 😀
    Zapowiada się ciekawie i tajemniczo, ponieważ nadal nie mam pojęcia kto będzie głównymi bohaterami.
    Czekam,
    N

    OdpowiedzUsuń
  5. Totalnie, ale totalnie nie mam pojęcia, jak mogłam nie zauważyć tego, że zaczęłaś kolejne opowiadanie. Tak to właśnie jest, gdy z lenistwa nie czyta się gadek pod rozdziałami.
    W każdym razie prolog bardzo mi się podoba. Całe opowiadanie zapowiada się naprawdę świetnie i już masz moje słowo, że będę tu często zaglądać.
    Od razu polubiłam Sophie. Może ze względu na imię, które wprost uwielbiam? Przed wszystkim jest uparta i wytrwała, a to szanuję. Chce utrzymać rodzinną restaurację, choć jest to bardzo trudne. Mam jednak nadzieję, że jej się to uda.
    Strasznie ciekawi mnie, kim jest tajemniczy mężczyzna. Na pewno ma problem w życiu związku z ustatkowaniem się, ale coś czuję, że gdy pozna Sophie, wszystko się zmieni.
    A jeśli chodzi o pisanie z dwóch perspektyw, to ja zawsze się śmieje, że tak właśnie zaczynałam. Moje pierwsze fanfiction było pisane nie z dwóch, nie z trzech, ale chyba z ośmiu, czy dziewięciu perpekty. Porąbane co nie xd?
    Ode mnie na razie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na pierwszy rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć!
    Chyba nie mogłam znaleźć odpowiedniejszego momentu, aby trafić na Twój nowy blog.
    Zaciekawiłaś mnie! Sophie wydaje się być barwną postacią. która przyciąga czytelnika, w podobny sposób co przynęta rybę. Hm, trochę słabe porównanie, ale mam nadzieje, że wiesz o co chodzi :).
    Z pewnością zostaję na dłużej i czekam na pierwszy rozdział.
    Życzę dużej ilości weny <3
    Tulę,
    Shoshano.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj!

    Upał na zewnątrz konkretnie daje się we znaki, dlatego całymi dniami nie robię nic innego, prócz odkrywania nowych opowiadań. Jeszcze niedawno narzekałam na brak lektur, jednak po odkryciu Ciebie i Twoich blogów nie mam już na co narzekać.

    Zacznę może od tego, że opowiadanie zapowiada się bardzo obiecująco. Pierwsze na co mogę zwrócić uwagę, to tajemnica, jaką owiany jest prolog.

    I snuję takie małe domysły co do miejsca akcji opowiadania - czyżby to Skandynawia? Popraw mnie, jeśli się mylę, jednak właśnie jedna z tych mroźnych krain idealnie pasuje mi do tego opowiadania.

    Dwie postacie i dwa różne światy. Ona, zraniona utratą rodziców, dźwigająca brzemię w postaci restauracji, do tego tonąca w długach. Wydaje się być skromną i poukładaną osobą.
    On natomiast jest jej całkowitym przeciwieństwem. Blayboy, bawiący się uczuciami płci pięknej, może być ciekawie.

    Jestem cholernie ciekawa jak potoczą się losy tej dwójki, jednak najbardziej czekam na to, aż ich drogi się skrzyżują.

    Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg opowiadania i oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zaprosiła Cię do siebie, hah. xD

    Buziaki, Leah

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, dopiero teraz zobaczyłam dopisek z miejscem akcji u góry xD

      *cringe*

      Ale moja intuicja mnie nie zawiodła, Skandynawia!

      Usuń