piątek, 14 grudnia 2018

Rozdział 25








Marzec, 2018





Z narastającą frustracją i jeszcze większym zniechęceniem, wyrzucam kolejną pokrytą moim niezbyt wyraźnym pismem, zgniecioną kartkę papieru do kosza. Która podziela tym samym los kilku innych. Tworzących razem pokaźny stos w plastikowym pojemniku.
Opieram czoło o drewniany blat biurka, wzdychając głośno z niezadowoleniem. Z każdą minutą, nabierając coraz większego przekonania, że to wszystko bez sensu i mój pomysł jest wyjątkowo głupi. Nie mający najmniejszych szans na powodzenie i naprawę tego, co zepsułem poprzez swoje liczne nieprzemyślane decyzje.
Choć bardzo się starałem, nie potrafiłem oddać słowami, ani tego co miałem w głowie, ani tym bardziej tego, co czułem do adresatki mojego, wciąż nieistniejącego listu. Mimo że spędziłem nad nim już blisko dwie godziny, nadal znajdowałem się w punkcie wyjścia. Mając jedynie jego nagłówek, co do którego i tak miałem spore wątpliwości. 
Każde jedno napisane przeze mnie zdanie, wydawało się być wyjątkowo płytkie i puste. Doskonale wiedziałem, że w taki sposób w życiu nie przekonam do siebie Sophie, a jedynie wzbudzę w niej, jeszcze większą złość i setny raz z rzędu się przed nią ośmieszę. Marnując tym samym daną samemu sobie, ostatnią szansę na naprawę naszej relacji i próbę odbudowania związku.
Od kilku tygodni skupiałem się jedynie na tym, co i tak nie odniosło do tej pory żadnych efektów. Nie poczyniłem, chociażby maleńkiego kroku do przodu, a czasami odnosiłem nawet wrażenie, że się cofam i z każdą następną próbą zbliżenia się do Sophie jej nienawiść do mnie tylko się powiększała.
Tęsknota za dziewczyną, mimo upływającej coraz większej ilości dni od naszego rozstania, ani na moment nie zmniejszyła swojej intensywności. Co gorsza wyłącznie przybierała na sile, uniemożliwiając tym samym wszelkie próby powrotu do normalności i pogodzenia się z dokonanym wyborem przez Sophie.






- Co robisz? - niespodziewanie w drzwiach od mojego pokoju pojawia się Karoline. Jak zawsze tryskająca radością i optymizmem. Zazdrościłem jej takiego podejścia do życia. Moja siostra nigdy nie załamywała się żadnym niepowodzeniem, zamiast tego uparcie tak długo walczyła, aż przekuwała je wszystkie w sukces. W przeciwieństwie do mnie.
- Nic ciekawego - dyskretnie przykrywam leżącą w pobliżu książką, zapisaną kartkę będącą kolejnym dowodem moich marnych zdolności.
- Czyżby? Mam na ten temat trochę inne zdanie. Co tam chowasz? - podchodzi bliżej. Wpatrując się we mnie przenikającym spojrzeniem.
- To naprawdę nic ważnego. Wybierasz się gdzieś? - zmieniam szybko temat zauważając torebkę, którą trzymała w rękach. 
- Umówiłam się z Sophie. Mam do niej wpaść - odpowiada niepewnie. Nie mając pojęcia, jak zareaguję na tę wiadomość. Choć kilkukrotnie zapewniałem ją już, że nie przeszkadza mi wspominanie o mojej, wciąż niestety byłej dziewczynie.
- Co u niej? - cieszyłem się, że przynajmniej od czasu do czasu mogłem się dowiedzieć, jak Sophie sobie radzi. Dzięki czemu nie straciłem zupełnej styczności z jej życiem. 
- Jakoś. Jest trochę lepiej niż na początku, ale nadal do normalności sporo brakuje. Ostatnio zaczęła się przynajmniej niekiedy uśmiechać. Ale przede wszystkim, poczyniła spory postęp w przypadku rozmów o tobie. Już nie zmienia od razu tematu. Często w skupieniu słucha moich zapewnień o tym, że nigdy jej nie zdradziłeś, czy też tłumaczeń o twojej chęci pomocy Astrid. Na razie pozostaje na to obojętna, ale może wkrótce się to zmieni - stara się mnie pocieszyć, ale ja nie dawałem większej wiary, że Sophie któregoś dnia uwierzy w moją niewinność i mi wybaczy. Gdyby miała zamiar spróbować już by to zrobiła. 
- Wątpię. Zapewne słucha tego ze zwykłej grzeczności, mając i tak wyrobione własne zdanie na ten temat - nie chciałem robić sobie po raz kolejny złudnej nadziei. Wtedy to wszystko, jeszcze bardziej bolało.
- Halvor, to nieprawda. Ona bardzo martwi się o ciebie. Widzę to po niej. Gdy wspomniałam, że praktycznie całymi dniami leżysz na łóżku, patrząc się bezsensownie w sufit. Była tym wyraźnie zaniepokojona. Wciąż jesteś dla niej kimś bardzo ważnym. Musisz tylko dać jej czas i być cierpliwy. Nie tak łatwo zapomnieć o nakryciu swojego ukochanego na pocałunkach z inną. Ukartowane czy nie, to na pewno dogłębnie ją zraniło - Karoline uparcie próbuje mnie przekonać do swoich racji.
- Problem w tym, że nie potrafię być już cierpliwy. Każdy dzień bez niej jest istnym piekłem. Ja już nie daję po prostu rady. Nie mogę dłużej trwać w takim zawieszeniu - choć zapomnienie o Sophie i pogodzenie się z jej utratą, było ostatnią decyzją jaką chciałbym podjąć. Wiedziałem równocześnie, że jest jedyną, jaka może mi pomóc wrócić do równowagi. Życie w oczekiwaniu na cud, który się nie zdarzy. Nie miało zwyczajnie na dłuższą metę sensu.
- Więc coś zrób, zamiast czekać z założonymi rękoma. Ten ostatni raz spróbuj. Inaczej później możesz tego żałować. Przemyśl sobie to wszystko na spokojnie. Do zobaczenia - zostawia mnie samego. Opuszczając w pośpiechu dom.






Gdy ponownie zostaję sam, zastanawiam się nad słowami siostry, dochodząc do wniosku, że miała rację. Nie mogłem się teraz poddać. Musiałem, jeszcze raz spróbować zawalczyć o Sophie. Jeśli się nie uda, dopiero wtedy zacznę podejmowanie jakiś radykalnych kroków, mających na celu zmianę obecnego życia.
Natchniony nową energią i motywacją. Rzucam się w wir pisania. Niespodziewanie słowa, same zaczynają pojawiać się na papierze, tworząc zdanie jedno za drugim. Wspominając wspólnie spędzone chwilę z Sophie, dużo łatwiej było mi sprawić, aby list nabrał sensownego i logicznego kształtu. O jaki od samego początku mi chodziło.





Po ostatnich poprawkach, wkładam go do starannie zaadresowanej koperty. Czując coś przypominającego ulgę.
Przelanie swoich uczuć na kartkę papieru, wyraźnie mi pomogło. Teraz pozostało tylko mieć nadzieję, że Sophie zdecyduje się przeczytać ten list i przynajmniej spróbuje uwierzyć, że zawiera on najprawdziwszą prawdę. W innym przypadku, czekała mnie niezwykle gruntowna, a przy tym gwałtowna zmiana życia.






Późnym porankiem schodzę do kuchni z zamiarem zjedzenia, jakiegoś lekkiego i szybkiego śniadania. Mając w pamięci, że muszę dokończyć pakowanie na swój popołudniowy lot do Finlandii. Na który nie miałem przesadnej ochoty. 
Powrót do startów w zawodach, wzbudzał u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony liczyłem, że skupienie się na konkursach i oddawaniu, jak najlepszych skoków. Zajmą skutecznie moje myśli. Z drugiej obawiałem się, że będę się wyłącznie męczył, tak jak to było na treningach. Nie umiejąc skupić na wykonywanym przez siebie zadaniu. Poprzez nieustanne roztrząsanie tego, jakim byłem kretynem narażając swoje szczęście u boku Sophie. Przez danie wiary w to, że Astrid się zmieniła i zrozumiała swoje błędy.






- Mama? Co ty tutaj robisz? Nie powinnaś być w pracy? - pytam, będąc mocno zaskoczonym obecnością rodzicielki w domu. Byłem pewien, że jestem sam. 
- Wzięłam sobie wolne. Mam coś do załatwienia. Jak się czujesz? Jesteś gotowy na dzisiejszą podróż? - przygląda mi się z troską, zasypując pytaniami. Starając wyczytać coś z mojej twarzy.
- Jest w porządku. Do wyjazdów też już dawno przywykłem. Nie musisz się o nic martwić - staram się ją uspokoić. Szukając czegoś sensownego w lodówce do zjedzenia.
- Synku, nie musisz mnie okłamywać. Widzę przecież, że nic nie jest w porządku. Wyglądasz, jak swój cień. To się musi w końcu zmienić. Nie możesz tak żyć. Rozstałeś się z Sophie, ale to jeszcze nie jest koniec świata - ściskam mocniej w dłoni karton z mlekiem. Mając dość wysłuchiwania każdego dnia od wszystkich tego samego. Nic nie wartych słów pocieszenia czy zapewnień, że kiedyś zapomnę i wszystko się jakoś ułoży.
- Mamo, dla mnie utrata Sophie to coś gorszego niż koniec świata. Chyba nikt nie zdaje sobie sprawy, jak mocno ją kocham. Jak bardzo brakuje mi jej widoku, głosu, uśmiechu. Dosłownie wszystkiego, co z nią związane. W dodatku dochodzi jeszcze świadomość, że straciłem ją na własne życzenie. Powiedz, jak ty byś się czuła, gdybyś rozstała się z tatą i to z twojej winy? - mimowolnie podnoszę głos od razu tego żałując. Nie powinienem w końcu odreagowywać swojej złości na rodzinie. Oni nie byli niczemu winni.





- Przepraszam, nie chciałam, aby to tak zabrzmiało. Wiem ile Sophie dla ciebie znaczy. Po prostu bardzo martwię się o ciebie i chcę, żebyś był szczęśliwy. Nie mogę w spokoju patrzeć na to, że moje dziecko cierpi - słyszę jej skruszony ton głosu.
- Już dobrze. Niepotrzebnie się uniosłem, wybacz. Chciałaś dobrze - siadam przy niej. Doskonale wiedząc, że zawsze na pierwszym miejscu stawiała szczęście swoich dzieci. Dla naszej trójki była w stanie zrobić wszystko.
- Kiedy ty tak wydoroślałeś? Czasami naprawdę cię nie poznaję - mama przygląda mi się z nieukrywaną dumą. Zapewne mając w pamięci moje zachowanie po rozstaniu z Astrid, kiedy to na każdym kroku wybuchały między nami kłótnie, a ja nie dałem sobie nic powiedzieć.
- Nie tylko ty. Czasami sam się sobie dziwię, że aż tak się zmieniłem - Sophie dokonała prawdziwego cudu. W wyjątkowo krótkim czasie, całkowicie zmieniła moje podejście do życia i sposób myślenia. Za co będę jej wdzięczny do końca życia.
- Jesteśmy z tatą bardzo z ciebie dumni i zawsze możesz na nas liczyć, pamiętaj o tym – słyszę zapewnienia mamy, po czym mnie do siebie przytula. Tak samo, jak w dzieciństwie. Kiedy przychodziłem do niej, gdy miałem z czymś problem. Cieszyłem się, że relacje między mną a rodzicami, znowu stały się tak dobre i odzyskałem ich zaufanie. Przynajmniej to udało mi się naprawić. 







Dość wczesnym wieczorem, znajdując się już na lotnisku w oczekiwaniu na lot. Zastanawiam się, czy Sophie otrzymała już wysłały przeze mnie wczoraj list i zdecydowała się go przeczytać do końca przed uprzednim podarciem i wyrzuceniem do kosza. Czego najbardziej się obawiałem.
Liczyłem, że dany jej przeze mnie czas na podjęcie ostatecznej decyzji, sprawi że na spokojnie sobie wszystko przemyśli i odważy się ponownie mi zaufać, co było dla niej jedną z najtrudniejszych rzeczy w życiu. Przez okropne doświadczenia z Niklasem, wprost panicznie bała się obdarzać innych zaufaniem, a już zwłaszcza kogoś, kto raz go poważnie nadużył. Wielokrotnie mnie przed tym ostrzegała i zastrzegała, abym był z nią zupełnie szczery. Nie potrafiłem jednak tego uszanować. Teraz ponosząc zasłużone konsekwencje swojej głupoty.






- Johann, w razie czego będę mógł na ciebie liczyć, dopóki sobie czegoś nie znajdę? - chcę się upewnić.
- Jasne. Mam wolny pokój, więc przez jakiś czas będziesz mógł się w nim zatrzymać. Nic nie stoi na przeszkodzie. Nie lepiej zaczekać z tym jednak do końca sezonu? - kompletnie nie rozumie mojego pośpiechu w sprawie zmiany miejsca zamieszkania, o czym wiedział na razie jako jedyny. Nie miałem zamiaru mówić o niczym, ani rodzicom, ani Karoline, aby nie próbowali mnie na siłę zatrzymywać.
- Nie mogę czekać. Jak najszybciej muszę zmienić otoczenie. Inaczej w końcu tutaj oszaleję - tłumaczę koledze. 
- Dlaczego z góry zakładasz najgorsze scenariusze? Przecież nie wiesz, co Sophie ostatecznie postawi - Johann dołączył jako kolejny do grona osób, starających się mnie trzymać w przekonaniu, że nie powinienem zakładać najgorszego.
- Za dobrze ją znam, aby zbytnio się łudzić, że moje zapewnienia wystarczą. Gdybym jeszcze odnalazł Astrid, miałbym przynajmniej jakieś minimalne szanse, ale ona zapadła się niczym pod ziemię - mimo częstych kontaktów z jej bratem. Nadal nie dowiedziałem się od niego niczego nowego. Astrid wciąż się z nim w żaden sposób nie skontaktowała, nie zdradzając tym samym swojego aktualnego miejsca pobytu. 
- Halvor, prawdziwa miłość potrafi wiele znieść czy wybaczyć. Dlatego nie zakładaj z góry najgorszego i cierpliwie poczekaj na rozwój sytuacji - kiwam bez przekonania głową. Nie mając siły, ani tym bardziej ochoty na dalszą dyskusję na ten temat. Z ogromną więc ulgą przyjmuję wiadomość o odprawie. Starając się udawać przed resztą towarzyszących mi osób, że jakoś się trzymam i nie próbuję desperacko poskładać do kupy swojego życia, znajdującego się w zgliszczach.







💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓







Wyglądam przez okno, przyglądając się z uśmiechem pierwszym pączkom zakwitającym powoli na drzewach. Mimo że śnieg nie zaczął jeszcze topnieć. Te drobne zmiany w przyrodzie, udowadniały że gdzieś na dalekim horyzoncie można powoli wypatrywać wiosny, na którą z wielkim utęsknieniem czekałam. Nie mogąc doczekać się słonecznych i zdecydowanie cieplejszych dni.
Jak najszybciej chciałam zapomnieć o ostatnich fatalnych i w głównej mierze przepłakanych tygodniach, kiedy dni zlewały mi się właściwie w jedną szarą i obojętną zbitkę tych samych czynności.
Za wszelką więc cenę próbowałam zacząć nowy, zdecydowanie lepszy rozdział w swoim życiu. Głęboko wierząc, że tym razem mi się uda i poczucie szczęścia nie zagości u mnie tylko na krótki, ulotny moment.
Z każdym następnym dniem, powoli wracałam do równowagi, starając się wziąć w garść i żyć dalej. Nie zadręczając się na okrągło, jedną i tą samą sprawą.
Tylko jedno pozostało niezmienne. Wciąż tęskniłam za Halvorem, często poddając w wątpliwość prawdziwość wydarzeń, które doprowadziły do naszego rozstania. Wcale nie będąc już taka pewna, czy wszystko rzeczywiście było takie na jakie wyglądało. Kiedy emocje opadły, a przede wszystkim, gdy pozbyłam się złości, która w głównej mierze mną kierowała. Zaczynałam dostrzegać pewne istotne, często niepasujące do siebie fakty.
W dodatku nieustanne przekonywanie Karoline, że jej brat nie zrobił nic złego i kocha mnie do szaleństwa. Niczego mi nie ułatwiały. Coraz mocniej zaczynałam się wahać. Zastanawiając nad ponownym spotkaniem z Halvorem i przeprowadzeniem z nim szczerej rozmowy, która pomogłaby mi zdecydować, co dalej z tym wszystkim powinnam zrobić.
Nie potrafiłam się jednak odważyć, wykonać tego decydującego ruchu. Odciągając go z dnia na dzień.
Strach przed kolejnym rozczarowaniem był na tyle duży, że skutecznie powstrzymywał mnie przed zmianą obecnego stanu rzeczy. Raz po raz przypominając o tamtym feralnym poranku, gdy nakryłam Astrid i Halvora razem. Choć bardzo się starałam, nie potrafiłam wymazać tego widoku z pamięci. Będącym największym powodem, dla którego nadal tkwiłam w takim zawieszeniu. Nie potrafiąc się zdecydować, w którą stronę powinnam ostatecznie pójść.





Niezbyt głośne pukanie do drzwi mojego mieszkania. Odciąga mnie od codziennej walki z natłokiem przeciwstawnych myśli i ogromnym skołowaniem.
- Dzień dobry, Sophie. Mogłabyś poświęcić mi kilka minut? - wpatruję się z nieukrywanym zaskoczeniem w panią Granerud. Będącą jedną z ostatnich osób, jaką spodziewałam się ujrzeć.
- Oczywiście, pani Marit. Zapraszam - otwieram szerzej drzwi. Wpuszczając kobietę do mieszkania. Zastanawiając, co takiego sprawiło, że postanowiła złożyć mi wizytę.





- Napije się pani czegoś? - proponuję uprzejmie. Chcąc tym samym umilić naszą rozmowę. 
- Nie, dziękuję. Nie zajmę ci długo czasu. Usiądź - wskazuje na miejsce obok siebie.
- Coś się stało? Wygląda pani na zmartwioną - poznałam ją już na tyle, że doskonale wiedziałam, kiedy zmagała się z jakimś problemem.
- W ostatnim czasie raczej nie mam, zbytnich powodów do radości. Szczególnie, gdy patrzę na to, jak mój syn cierpi. Sophie, nie myśl że przyszłam robić ci wyrzuty albo przekonywać do wybaczenia Halvorowi. To zależy jedynie od ciebie, co ostatecznie postanowisz. Chciałam jednak, abyś wiedziała, że on naprawdę cię kocha i niczego jeszcze tak nie żałował jak tego, że cię okłamał. Być może trudno ci w to uwierzyć, ale przynajmniej spróbuj. Mnie nie mógłby w tej kwestii okłamać. Za dobrze go znam - widziałam, że ta rozmowa nie przychodziła jej z łatwością. Wyglądała na bezradną, z czym nie do końca potrafiła sobie poradzić. Było to zresztą w pełni zrozumiałe. Żadna matka nie chciałaby patrzeć na cierpienie swojego dziecka.
- Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć. Dla mnie to wszystko, także jest bardzo trudne. Sama już się gubię w tym w co mam wierzyć, a w co nie - mama Halvora była pierwszą osobą, której odważyłam się to powiedzieć.
- Najlepiej będzie, jak po prostu posłuchasz swojego serca. Ono w tym przypadku będzie najlepszym doradcą - radzi. Nie mając pojęcia o moich licznych uprzedzeniach, wynikających z wydarzeń z przeszłości.
- Kiedyś już to zrobiłam i nie wyszłam na tym najlepiej - uśmiecham się smutno. Wracając pamięcią do pierwszego rozstania z Niklasem. Wtedy też niemal każdy namawiał mnie, aby dała mu jeszcze jedną szansę. Zapewniając, że chłopak na pewno bardzo mnie kocha, a to był tylko jednorazowy wyskok. Obawiałam się zwyczajnie powtórki z rozrywki.
- Przepraszam, nie miałam pojęcia. Nie wszyscy są jednak tacy sami. Wiem, że Halvor nie jest ideałem i ma liczne wady. W dodatku do niedawna był okropnie niestały w uczuciach. Za twoją sprawą się to jednak zmieniło. Mój syn zakochał się tylko dwa razy. O ile jego miłość z Astrid była gwałtowna i bardzo niedojrzała. Co przypłacił ogromnym rozczarowaniem. Z tobą wygląda to już zupełnie inaczej. Wasza miłość jest zbudowana na całkiem innych fundamentach. Dlatego ma szansę przetrwać całe życie. Gdy Halvor obdarzy kogoś w końcu uczuciem to na zabój. Wtedy nie widzi już świata poza tą osobą. Tak było i jest teraz. Dlatego nigdy nie uwierzę, że mógłby wplątać się w romans z Astrid. On nie byłby w stanie tego zrobić - wraz z tą rozmową nabawiam się kolejnych wątpliwości. Dołączających do pokaźnej sterty poprzednich.
- Mimo wszystko mnie okłamywał. Miał do tego jakiś powód - mówię z delikatnym wyrzutem.
- Zrobił to dla twojego dobra. Czy ty nigdy, niczego przed nim nie zataiłaś, aby go chronić? - pyta, a ja niemal od razu przypominam sobie sytuację z Niklasem. Kiedy nie powiedziałam Halvorowi o szantażu, a zwłaszcza o jego powodzie. Nie chcąc go w to mieszać. Być może on kierował się podobną motywacją. Głowa zaczynała mi powoli pękać od wszystkich tych przypuszczeń i domysłów.





- Mogłaby mi pani odpowiedzieć na jedno pytanie? Czy Astrid naprawdę byłaby w stanie dopuścić się tak okropnej intrygi? - pytam. Pani Marit była jedną z najlepszych osób do wydania takiej opinii. Dobrze w końcu znała tą dziewczynę.
- Czy byłaby w stanie? Oczywiście, że tak. Ta dziewczyna nie raz pokazała, że jest wyjątkowo przebiegła i nie cofnie się przed niczym. Wiesz, ile razy próbowała skłócić nas z Halvorem? Wymyślała przeróżne kłamstwa. Wmawiała mu, że ją nękamy, że proponujemy jej pieniądze, aby się tylko z nim rozstała. Do czego w życiu bym się nie posunęła. Byłam przeciwna ich związkowi, ale Halvor ją kochał i był z nią na swój sposób szczęśliwy. To było dla mnie najważniejsze. Astrid robiła jednak wszystko, aby on w końcu zerwał z nami kontakt, co prawie się jej udało - powrót do tych wydarzeń na pewno nie był łatwy dla mojej rozmówczyni. Jej drżący głos, jasno to sugerował. Nie mieściło mi się w głowie, jak można było z premedytacją próbować zniszczyć relację ukochanej osoby z rodziną. To jedna z najgorszych rzeczy, jakich się można było dopuścić.






Rozmawiamy ze sobą, jeszcze przez jakiś czas. Podczas którego dostaję wyraźny obraz tego, jaką osobą w rzeczywistości jest Astrid. Dochodząc do wniosku, że nigdy nie chciałabym, aby ktoś taki stanął na mojej drodze.








W niedzielne popołudnie, gdy po ostatnich intensywnych dniach, ruch w restauracji jest znikomy. Popijam ciepłą owocową herbatę, rozmawiając z Therese na jakieś błahe tematy.
Miło było, choć na chwilę odciąć się od wszystkich zmartwień i po prostu spędzić czas w uwielbianym przeze mnie towarzystwie.
- Ostatnio natknęłam się na bardzo ciekawą ulotkę. W lipcu organizowany jest dwutygodniowy kurs kulinarny w jednym z miasteczek w przepięknej Toskanii. W dodatku cena jest wyjątkowo niska. Co o tym myślisz? - szukam jakiejś porady. Od kilku już dni, nieustannie zastanawiałam się, czy nie zarezerwować sobie miejsca. Mogłabym się wiele nauczyć, co w późniejszym czasie mogło tylko zaowocować.
- Myślę, że jak najszybciej powinnaś wszystko załatwić. Nie ma się nad czym zastanawiać. To wspaniały pomysł - Therese zachęca mnie do wyjazdu.
- Jaki to pomysł? - Malcolm, jak zwykłe miał idealne wyczucie chwili na swoje pojawienie się w kuchni. 
- Kursu we Włoszech. Sophie się zastanawia, czy powinna skorzystać - Therese wyręcza mnie w odpowiedzi.
- Oczywiście, że powinnaś. Przecież ty uwielbiasz Włochy. Masz więc okazję połączyć przyjemne z pożytecznym. Nawet nie próbuj z tego nie skorzystać - chłopak posyła mi ostrzegawcze spojrzenie. Od czasu, gdy wyjaśniliśmy sobie nasze relacje, ku mojemu zdziwieniu wszystko między nami układało się bez zarzutu. Malcolm przestał przekraczać granicę przyjaźni, uważnie się pilnując. Miałam wrażenie, że z każdym dniem, coraz lepiej radzi sobie z próbą pogodzenia się z tym, że nigdy nie będziemy razem.
- Jesteście pewni, że poradzicie sobie sami przez tyle czasu? W dodatku w okresie letnim? - jedynie właściwe działanie restauracji wzbudzało u mnie wątpliwości, czy mogłam sobie pozwolić na tak długi wyjazd. 
- Oczywiście, że tak. Poza tym być może do tego czasu, zatrudniasz jeszcze kogoś. Sama mówiłaś, że niedługo będziesz mogła sobie na to pozwolić - Malcolm nie odpuszcza. Od razu znajdując gotową odpowiedź.
- W porządku, niech będzie. W razie czego będzie na ciebie. Poczekajcie chwilę, przyniosę wam tą ulotkę - udaję się na górę w jej poszukiwaniu.






Przeszukuję zasypane sporymi ilościami dokumentów biurko. Starając się znaleźć w nich kolorową broszurę, którą położyłam tu przed kilkoma dniami. W ferworze poszukiwań, pokaźny plik nie otwartych od dłuższego czasu listów, spada na podłogę.
Najpóźniej wieczorem musiałam się w końcu zabrać do ich przejrzenia. Nie robiłam w końcu tego od ponad tygodnia. Nie mając zwyczajnie czasu.






Zbierając koperty z jasnych paneli. Mój wzrok przykuwa jedna, znacznie wyróżniającą się na tle innych. Przede wszystkim z powodu swojej niewielkiej wielkości i odręcznego zaadresowania. Biorę ją do rąk, przeżywając prawdziwy szok, gdy zauważam kto jest nadawcą tego listu.
Nie potrafiąc powstrzymać swojej ciekawości, siadam na łóżku po czym otwieram kopertę. Pogrążając się w czytaniu czegoś, co miało zmienić dosłownie wszystko.











Najdroższa, Sophie



Piszę ten list z nadzieją, że przeczytasz go do końca i uwierzysz, że wszystko co w nim zawarte jest najprawdziwszą prawdą, a moje uczucia do ciebie są szczere i niczym nie wymuszone. Nie są też żadną podłą grą z mojej strony, jak mylnie pewnie przypuszczasz.
Nigdy nie byłem dobry w pisaniu listów, ale to jedyny pomysł na jaki wpadłem. Tylko w ten sposób, mogę przynajmniej spróbować ci wyjaśnić, co tak naprawdę się wydarzyło na przestrzeni tych kilku tygodni, gdy nie byłem z tobą szczery.
Innego zwyczajnie nie znalazłem.
Wiem, że okropnie nawaliłem, zatajając przed tobą powrót Astrid i moje liczne spotkania z nią. Nic mnie nie usprawiedliwia i mam tego pełną świadomość. Nie miałem najmniejszego prawa, aby cię okłamywać. Zwłaszcza, że szczerość od samego początku była dla ciebie najważniejsza, a ja doskonale o tym wiedziałem.
Chęć pomocy Astrid, to jeden z największych popełnionych przeze mnie błędów, których jak sama doskonale wiesz w moim życiu nie brakowało. Nie mogę już jednak cofnąć czasu i zmienić biegu wydarzeń, choć to jedno z moich największych marzeń. Gdybym mógł, zrobiłbym wszystko inaczej...
Do końca życia nie wybaczę sobie, że po raz drugi pozwoliłem Astrid sobą manipulować i naiwnie uwierzyłem w jej zmianę. Ofiarowując tym samym pomoc w poukładaniu życia. Z czym sama nie mogła sobie poradzić.
Jedyne czego chciałem, to zrobić dobry uczynek i pomóc komuś, tak jak ty mi. Sama w końcu próbowałaś nauczyć mnie bezinteresownej dobroci wobec drugiego człowieka. Cierpliwie tłumacząc, że dobro zawsze do nas wraca.
Nie sądziłem jednak, że los tak okrutnie postanowi sobie ze mnie zakpić. Odbierając mi ciebie w tak bezwzględny sposób.
Choć niestety nie mam żadnych dowodów na udowodnienie ci tego. Przysięgam na wszystkie świętości, że nigdy nie zdradziłem cię z Astrid. Nie mógłbym ci tego zrobić. Nie po tym, gdy obiecałem ci, że będziemy ze sobą szczęśliwi.
Mimo jej usilnych prób wzbudzenia u mnie wątpliwości i nieustannego nalegania, abym dał nam jeszcze jedną szansę, ani przez moment nie zawahałem się, co do moich uczuć i tego, z którą z was chcę naprawdę być. Tylko ty się dla mnie liczyłaś. Wtedy, teraz i zawsze.
Poznanie cię było najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w życiu. Możliwość stopniowego poznawania cię i odkrywania, jak wspaniałą osobą jesteś było najlepszym sposobem na spędzanie czasu. Każda godzina spędzona z tobą, sprawiała że zakochiwałem się w tobie coraz bardziej.
Gdybym miał wybrać tylko jedną z naszych wspólnie spędzonych chwil. Nie potrafiłbym, wszystkie były tak samo cudowne i niezapomniane. Na zawsze pozostaną w mojej pamięci, jako wspomnienia najpiękniejszych momentów mojego życia.
Podczas nich zburzyłaś wszystkie moje mury, pełne uprzedzeń i niechęci jakimi odgradzałem się od innych. Pokazałaś zupełnie inną stronę życia i nauczyłaś cieszyć się z małych, często niewiele znaczących rzeczy. Za co będę ci dozgonnie wdzięczny.
Sophie, kocham cię, jak jeszcze nikogo innego, a każdy dzień bez ciebie jest niekończącą się mordęgą. Tęsknota za tobą mnie wykańcza. Powoli przestaję sobie z nią dawać radę. Dlatego też chcę ten ostatni raz spróbować, zmienić obecny stan rzeczy.
Proszę cię o jeszcze jedną szansą, mimo że świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że nigdy na ciebie nie zasługiwałem. Obiecuję ci jednak zrobić wszystko, aby wynagrodzić ci moje nierozsądne postępowanie i udowodnić, że jesteś dla mnie tą jedyną.
Dlatego też, jeśli jesteś w stanie, jeszcze raz mi zaufać. Spotkajmy się w przyszłą niedzielę tam, gdzie przełamaliśmy twój największy lęk, aby razem spróbować pokonać jeszcze jeden. Ten przed ponownym zaufaniem mojej osobie.
Gdybyś jednak uznała, że to dla ciebie za wiele i nie zmienisz swojej decyzji odnośnie naszego rozstania. W pełni to zaakceptuję i na zawsze usunę się z twojego życia. Tak jak mnie o to prosiłaś. Wyprowadzając się daleko stąd, abyś swobodnie mogła na nowo ułożyć sobie życie już bez mojego udziału.
Nigdy cię jednak nie zapomnę. Na zawsze pozostaniesz jedyną właścicielką mojego serca.





Kochający, Halvor





P.S. Mam ogromną nadzieję, że skorzystasz z pozostałej zawartości tej koperty. Pamiętasz, co mi kiedyś obiecałaś?









Ocieram łzy z twarzy, które spływają jedna po drugiej na napisany przez Halvora list. Będąc nim do głębi poruszona. Już dawno nic mnie tak nie wzruszyło, jak te kilkanaście zdań. Napisane dobrze znanym mi charakterem pisma.
Nie mogłam uwierzyć, że dopiero po przeczytaniu tego listu, zrozumiałam to, co wszyscy inni niemal od początku wiedzieli. Teraz już miałam pewność, że od samego początku do końca Halvor mówił prawdę. Nie miałam, co do tego żadnych wątpliwości.
Nikt nie mógłby, napisać czegoś tak przesiąkniętego emocjami, gdyby nie pochodziło to prosto z serca. On naprawdę mnie kochał i choć popełnił błąd. Nie zrobił niczego, czego nie mogłabym mu wybaczyć.
Zbyt mocno go kochałam, aby nie dać mu tej szansy. Dość już zmarnowaliśmy czasu osobno. Nie miałam zamiaru dłużej się nad niczym zastanawiać czy analizować, co będzie dla mnie lepsze. Byłam gotowa zaryzykować i spróbować naprawić to, co Astrid w przebiegły sposób chciała z premedytacją zniszczyć. Nie mogłam dać jej tej satysfakcji i pozwolić, aby wygrała. Halvor w żadnym stopniu nie zasługiwał na tak okrutną karę. Nie dopuszczę do tego, żeby ta okropna dziewczyna po raz drugi zniszczyła mu życie. 





Z uśmiechem wyciągam z koperty bilet wraz z akredytacją, które potwierdzają moje przypuszczenia odnośnie prośby Halvora, dotyczącej mojego pojawienia się na zawodach rozgrywanych na skoczni w Oslo w ramach Pucharu Świata, a zarazem będącymi pierwszym przystankiem na trasie turnieju RAW AIR.
Dopiero spoglądając na datę ich rozgrywania, widniejącą na bilecie. Na mojej twarzy pojawia się wyraz kompletnego szoku. Spoglądam to na bilet, to na stojący na biurku kalendarz. Mając wrażenie, że to jakiś kiepski żart.






- Jaka ja jestem głupia - podrywam się w pośpiechu z miejsca, gdy uświadamiam sobie, że zawody rozgrywane są dzisiaj, a co gorsza rozpoczęły się dobre dwadzieścia minut temu.
Zaczynam chodzić w kółko po mieszkaniu, nie mając pojęcia, co teraz zrobić. Przecież, jeśli nie zobaczę się dziś z Halvorem uzna on, że to definitywny koniec, a co gorsza być może nigdy więcej go nie zobaczę. Nie mogłam do tego dopuścić. Dlatego też zaczynam do niego dzwonić, choć doskonale wiedziałam, że to na nic. Halvor pewnie właśnie przygotowywał się do oddania skoku, a telefon znajdował się gdzieś z dala od niego. Niewiele więc myśląc, zbiegam po schodach do restauracji. Wpadając niczym huragan do kuchni. Jeszcze nie wiedziałam jak, ale musiałam znaleźć się na skoczni, zanim nie będzie za późno.






- Sophie, znalazłaś w końcu tą ulotkę? Nie było cię tyle czasu - Therese patrzy na mnie z niezrozumieniem, gdy z ogromną nerwowością szukam swojego portfela, którego jak na złość nigdzie nie było.
- Muszę jak najszybciej znaleźć się w Oslo, a właściwie to na Holmenkollbakken. On mówił prawdę. Dlaczego ja tak późno to zrozumiałam? - pytam, sama tak naprawdę nie wiem kogo.
- O czym ty mówisz? Uspokój się i zacznij od początku - staje przy mnie, opierając dłonie na moich ramionach. Wyrywając z amoku, w którym trwałam.
- Przeczytałam list, który w końcu otworzył mi oczy - tłumaczę jej pokrótce powód zamieszania, który wywołałam. W myślach cały czas szukając sposobu na dostanie się w upragnione przeze mnie miejsce.
- Tak strasznie się cieszę. Tyle na to czekałam. Nareszcie znowu będziesz szczęśliwa - Therese nie potrafi ukryć swojej radości, gdy zdradzam jej swoje zamiary.
- Będę, jak zdążę zatrzymać Halvora. Na co się na razie nie zanosi. Mogłam przejrzeć tą cholerną pocztę dużo wcześniej. Całkowita kretynka ze mnie. Gdybym jeszcze miała samochód - powoli zaczynałam tracić entuzjazm, wynikający z chwilowej euforii. Przecież szansa na to, że uda mi się tam dotrzeć na czas, graniczyła niemal z zerem.
- Weź mój - słyszę zza swoich pleców głos Malcolma.
- Co takiego? - odwracam się w jego stronę z niezrozumieniem.
- To, co słyszałaś. Przecież tu chodzi o twoje szczęście. Skoro Halvor jest tym, który może ci je zapewnić, trudno. Jakoś to przeżyję. Dlatego nie zastanawiaj się tylko bierz, zanim nie jest za późno - podaje mi kluczyki z uśmiechem. W życiu bym się nie spodziewała, że to akurat Malcolm pomoże mi w próbie pogodzenia się z Halvorem.
- Dziękuję, jesteś wspaniałym przyjacielem - przytulam się do niego. Następnie niedbale zakładając na siebie kurtkę.
- Dla ciebie wszystko. Obyś była w końcu szczęśliwa. Tylko jedź bezpiecznie, słyszysz? - kiwam potakująco głową. Wybiegając z restauracji. Nie chcąc stracić, ani sekundy więcej. 






Po raz kolejny, przeklinam w myślach. Nie mogąc uwierzyć w swojego pecha i korki panujące dosłownie wszędzie.
Ze strachem spoglądam na zegarek, który dobitnie uświadamia mi, że mój czas nieubłaganie dobiega końca. Byłam pewna, że druga seria zawodów już dawno się rozpoczęła, a ja wciąż miałam do pokonania kilka dobrych kilometrów.
Na kolejnym czerwonym świetle, uderzam w kierownicę z bezradności. Byłam pewna, że nie zdążę i zmarnuję ostatnią szansę na szczęśliwe życie u boku Halvora.





Ostatnie dzielące mnie metry od skoczni, przebiegam w tak szybkim tempie, że płuca zaczynają mnie palić niczym żywym ogniem. Zatrzymuję się dopiero przed Karoline, która na szczęście była tu dziś obecna. Bez niej do reszty bym się tutaj zgubiła. Nie mając kompletnie rozeznania, jak to wszystko wygląda podczas zawodów. Jednak dzięki jej spokojnej rozmowie ze mną przez telefon. Udało mi się dotrzeć w wyznaczone przez nią miejsce bez większych przeszkód.





- Nareszcie jesteś. Zaczynałam się już o ciebie bać - słyszę od niej na powitanie. Opieram dłonie o kolana, starając się unormować swój oddech i przez kilka sekund odpocząć.
- Były straszne korki. Znalazłaś go? - pytam z nadzieją, że wie gdzie znajduje się jej brat.
- Niestety nie. Po oddaniu przez niego drugiego skoku. Zapadł się niczym pod ziemię. Nikt go nie widział. Słyszałam jedynie, że był okropnie przybity - zaczynałam się o niego bać. Zwłaszcza, że był pewnie przekonany o tym, że podjęłam decyzję zupełnie inną do tej, na którą liczył.
- Poszukajmy go razem. Musi w końcu, gdzieś tu być - rozglądam się dookoła z naiwną nadzieją, że dostrzegę go gdzieś w tym tłumie.





- Sophie, to bez sensu. Przeszukałyśmy już niemal każdy zakamarek tego miejsca. Nigdzie go nie ma. Może lepiej chodźmy do hotelu, w którym cała drużyna się zatrzymała i tam na niego poczekajmy - proponuje. Jednak ja miałam przeczucie, że Halvor nadal, gdzieś tutaj jest.
- Jeszcze nie. Zastanówmy się, gdzie jeszcze go nie szukałyśmy - rozglądam się na wszystkie strony, aż w końcu doznaję olśnienia. Przecież było jedno miejsce, które było dla nas wyjątkowe.
- Karoline, już wiem. Halvor jest pewnie tam - wskazuję na samą górę. Myśl, że będę musiała się tam za chwilę znaleźć, napawała mnie olbrzymim przerażeniem.
- To niemożliwe. Podczas zawodów, punkt widokowy jest zamknięty. Nie wolno tam wchodzić - patrzę na dziewczynę z powątpiewaniem. 
- Ile znasz Halvora? Dobrze wiesz, że gdy na coś się uprze, wszystkie zasady i zakazy ma gdzieś. One dla niego wtedy nie istnieją - uśmiecham się delikatnie na wspomnienie jego niektórych opowieści. Kiedy to nagminnie naginał obowiązujące go zasady.





- Masz rację. Zgoda, w takim razie ja pójdę to sprawdzić. Ty tu poczekaj. Przysięgam, że gdy znajdę tego głupka to go chyba zabiję za to, że nie powiedział mi, co planuje. Już ja wybiję mu z głowy wszystkie przeprowadzki i inne absurdalne pomysły - deklaruje. Będąc wyraźnie wściekła na niego.
- Nie, Karoline. To ja muszę tam pójść i wszystko między nami wyjaśnić. Ty lepiej popytaj innych, czy go nie wiedzieli na wypadek, gdybym się jednak myliła. Ja nikogo tutaj nie znam - do poznania przeze mnie kolegów z drużyny Halvora, niestety nie zdążyliśmy dojść.
- Sophie, ale przecież ty śmiertelnie boisz się takich wysokości – przypomina przytomnie.
- Poradzę sobie. Coś innego jest dla mnie teraz dużo ważniejsze. Nawet strach mnie tym razem nie powstrzyma - zapewniam ją.
- W takim razie mam nadzieję, że wrócicie tu już razem. Trzymam kciuki - żegnamy się. Po czym z ogromną dozą niepewności, podążam w kierunku zmierzenia się z moimi największymi lękami.






Wychodzę z windy, stawiając niepewnie kilka kroków w przód. Odczuwając przy tym to samo uczucie strachu, jakie towarzyszyło mi przed kilkoma miesiącami, kiedy po raz pierwszy znalazłam się w tym miejscu.
Tym razem jednak, sama musiałam go przezwyciężyć. Nie mając obok siebie kogoś, kto jako jedyny był w stanie przedrzeć się przez moje bariery uprzedzeń i przerażenia. Sprawiając, że odważyłam się w ogóle spróbować, pokonać swój największy lęk. Który był moją zmorą od najmłodszych lat, skutecznie utrudniając niekiedy życie.
Dzięki Halvorowi i jego upartości, stopniowo oswajałam się z większymi wysokościami, walcząc ze swoimi słabościami, ale na znalezienie się samotnie akurat na takiej, zupełnie nie byłam przygotowana. Do tego potrzebowałam jego obecności oraz wsparcia i cierpliwości, jakimi za każdym razem mnie obdarzał.
Wtedy czułabym się zdecydowanie pewniej.





Coraz mocniej zapadający zmierzch, wcale nie ułatwiał mi zadania z jakim musiałam się zmierzyć. Bałam się, że za chwilę będę błądzić na oślep. Nie mając pojęcia, co znajduje się przede mną. Co mogło się dla mnie skończyć, dość przykrymi konsekwencjami, o których wolałam nawet nie myśleć.
Czując wzmagający się wiatr oraz chłód przenikający przez moją niezapiętą kurtkę, narzuconą jedynie niedbale na ramiona. Biorę głęboki wdech, rozglądając na boki z nadzieją, że nie się nie pomyliłam i Halvor naprawdę tu jest. Innego pomysłu na miejsce jego pobytu już nie miałam. Przeszukałyśmy w końcu cały teren skoczni, nigdzie go nie odnajdując. Wyglądało to tak, jakby nie chciał, aby ktokolwiek go odnalazł.
Ogromna więc ulga pojawia się na mojej twarzy, gdy zauważam niezbyt wyraźny kontur, doskonale znanej mi sylwetki. Oddalonej ode mnie o dobre kilkanaście metrów.
Odpycham od siebie narastającą panikę, wynikającą ze świadomości, że będę musiała podejść do samego krańca placu widokowego, zaczynając krok za krokiem podążać w stronę Halvora. Myśląc jedynie o tym, co chcę mu powiedzieć. Mając nadzieję, że nie jest za późno i między nami, można jeszcze wszystko naprawić. Niczego innego nie pragnęłam.





- Wiesz, że to właśnie tutaj, zaczęłam sobie powoli uświadamiać, ile tak naprawdę dla mnie znaczysz? To tutaj po raz pierwszy, zrozumiałam że stajesz się dla mnie kimś o wiele ważniejszym niż zwykły znajomy, czy nawet przyjaciel. Strasznie bałam się tych uczuć, próbując przed nimi za wszelką cenę bronić. Później jednak się okazało, że zupełnie niepotrzebnie - staję w niewielkiej odległości za nim z uśmiechem na ustach. Patrząc, jak się wzdryga. Dopiero moje słowa wyrwały go z rozmyślań, w których był pogrążony do tego stopnia, że zupełnie nie rejestrował tego, co działo się w jego aktualnym otoczeniu. Odwraca się gwałtownie za siebie, a nasze spojrzenia w końcu się ponownie spotykają po dłuższym czasie rozłąki. Od razu dostrzegam, że wyglądał na załamanego.
Zapewne po tym, jak nie zjawiłam się na czas. Był przekonany, że zdecydowałam o naszym ostatecznym końcu.
- Sophie, co ty...? - nie pozwalam mu dokończyć. Niwelując ostatnie dzielące nas centymetry. Mocno się do niego przytulając. O czym od dawna marzyłam. Do reszty go tym zaskakując, przez co przez kilka dobrych sekund stoi niczym posąg, nie kwapiąc się do jakiejkolwiek reakcji. Dopiero, gdy mam zamiar się od niego odsunąć, przyciąga mnie z powrotem do siebie. Zamykając w swoich ramionach z delikatną nutą niepewności, czy za chwilę go nie odepchnę.






- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jesteś. Byłem przekonany, że na dobre wyrzuciłaś mnie ze swojego życia. Tak bardzo cię za wszystko przepraszam. Za całe cierpienie, jakiego ci przysporzyłem - szepcze łamiącym się głosem. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Takiego zrezygnowanego i pozbawionego chęci do życia. Zaczynam się czuć źle z tym, że sama go do tego doprowadziłam.
- Nic więcej nie mów, proszę. Najpierw wysłuchaj mnie do końca - spoglądam na niego z prośbą, na którą przystaje. Wciąż będąc kompletnie zdezorientowany moją obecnością.
- To ja chciałam cię bardzo przeprosić za to, że tak późno uwierzyłam w twoje wyjaśnienia odnośnie tamtej sytuacji z Astrid, czy zapewnienia o miłości do mnie. Podczas, gdy inni od początku ci wierzyli. Ja dalej brnęłam w swoją teorię. Dopiero po przeczytaniu tego listu, kiedy zrozumiałam, że mogę stracić cię na zawsze. Uświadomiłam sobie, jaka byłam głupia. Powinnam bardziej ci ufać i dać się porządnie wytłumaczyć, zamiast osądzać i z góry uważać, że jesteś taki sam, jak Niklas. Tyle razy mi przecież udowodniłeś, że tylko ja liczę się dla ciebie. Jednak złe doświadczenia z bolesnej przeszłości, odebrały mi trzeźwy osąd. Nic do mnie nie docierało. Na szczęście zdążyłam, niemal w ostatniej chwili. Nawiązując więc do twojej propozycji z listu. Zgadzam się. Chcę spróbować odbudować nasz związek. Głęboko wierząc, że nam się uda. Kocham cię i nie potrafię bez ciebie żyć. Jesteś moim największym prezentem od losu. Jeśli starał się tym wynagrodzić mi wcześniejsze krzywdy, to mu się udało - jeszcze mocniej oplatam go swoimi ramionami. Podświadomie obawiając, że to tylko zwykły sen, z którego za chwilę się obudzę.
- Mówisz poważnie? Naprawdę chcesz do mnie wrócić? Wybaczyć mi wszystkie kłamstwa i spotkania z Astrid? - chce się upewnić. Nie dowierzając w moje słowa.
- Już ci je wybaczyłam. Zrozumiałam, że chciałeś jej tylko pomóc, a przy tym równocześnie ochronić mnie przed kolejnymi zmartwieniami. Pewnie na twoim miejscu, zrobiłabym to samo. Choć kłamstwa na dłuższą metę, nie mają żadnego sensu. Choćby wynikały one z najbardziej szlachetnych pobudek. Obydwoje boleśnie się o tym przekonaliśmy. Oczywiście więc, że chcę do ciebie wrócić. Nie wiem tylko, czy ty chcesz tego samego - zaczynam odczuwać lekkie wątpliwości. W końcu minęło trochę czasu od naszego rozstania, podczas którego wiele mogło się wydarzyć.
- Jeszcze pytasz? Od dawna już o niczym innym nie marzę. Kocham cię i przysięgam, że już nigdy więcej nie skrzywdzę. Każdego dnia będę się starał, abyś była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie i niczego ci nigdy nie zabrakło. Wynagrodzę ci każdą uronioną przeze mnie łzę. Zaczniemy wszystko od nowa - obiecuje, a ja bardziej niż kiedykolwiek wcześniej byłam pewna, że naprawdę się o to postara.
- Mam tylko jedno zastrzeżenie. Nie chcę zaczynać od nowa, a wrócić do tego na czym skończyliśmy. Tylko od teraz żadnych kłamstw. Mówimy sobie nawet najgorszą prawdę. Zgoda? - uśmiecham się w jego stronę. Zbliżając swoją twarz do jego. Chcąc nareszcie, aby mnie pocałował.
- Zgoda. Przypomnij mi tylko na czym to stanęliśmy? - na twarzy pojawia mu się w końcu szczery uśmiech, a w oczach dostrzegam błysk szczęścia. Znowu stawał się sobą z czego bardzo się cieszyłam.
- Chyba na tym - nie wiele myśląc, łącze ze sobą nasze usta. W pełnym miłości i tęsknoty pocałunku, który smakował lepiej niż wszystkie inne. Wywołując u mnie poczucie niewyobrażalnego szczęścia.





- Nie płacz - dopiero słowa Halvora, wypowiedziane między naszymi pocałunkami. Uświadamiają mi, że z moich oczu płyną łzy.
- To ze szczęścia i ulgi, że nareszcie wszystko znowu zaczyna się układać. Nie masz pojęcia, jak za tobą tęskniłam - znowu się do niego przytulam. Chcąc nacieszyć się jego ponowną bliskością, której ostatnio bardzo mi brakowało.
- Uwierz, że mam, bo czułem to samo. Od teraz jednak powoli wszystko wróci do normy. Niedługo na dobre zapomnimy o tym koszmarze - całuje mnie z czułością w czoło. Ocierając przy okazji resztę łez z twarzy.





- Kocham cię, Halvor - opieram swoją głowę na jego ramieniu. Chcąc, aby ta chwila trwała wiecznie. Tylko my i nocna panorama Oslo rozpościerająca się przed nami.
- Ja ciebie też kocham, Sophie. Jak nikogo innego. Uwierzysz w to w końcu? - pyta, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.
- Może kiedyś - zaczynam się śmiać - Oczywiście, że ci wierzę - dopowiadam po chwili. Przy okazji czując, że zaczynam się trząść z zimna. Jeśli naszego pogodzenia nie przypłacę porządnym przeziębieniem to będzie cud. Było jednak warto. 
- Zimno ci? - przypatruje mi się z uwagą. Mrużąc przy tym oczy. Zapewne dopiero teraz zauważając mój niezbyt stosowny ubiór do pogody. - Gdzie ty tak w ogóle masz czapkę i szalik? Dlaczego też ta kurtka jest taka cienka i w dodatku rozpięta? - pyta z niezadowoleniem.
- Nie miałam czasu ich ze sobą zabrać. Miałam ważniejsze rzeczy na głowie. Musiałam tu, jak najszybciej dotrzeć. Nic mi nie będzie - kręci z dezaprobatą głową. Słysząc moje wyjaśnienia.
- Jak zawsze jesteś uparta. Musisz zacząć bardziej dbać o swoje zdrowie. Już ja tego dopilnuję - ściąga swoją czapkę, zakładając mi ją na głowę, a następnie zmaga się przez chwilę z suwakiem od mojej kurtki. Zasuwając mi go pod samą szyję. Traktując niczym małe i niezbyt posłuszne dziecko. 






- Zaczekasz na mnie te kilka dni? Chociaż bardzo bym chciał być teraz tylko z tobą, nie uda mi się wykręcić z tego turnieju. - odrywam się od chłonięcia niezapomnianych widoków, odwracając głowę delikatnie w bok. Patrząc na Halvora z ostrzeżeniem.
- To chyba jasne, że zaczekam. Nie próbuj więc nawet żadnych numerów. Liczę, że zajmiesz same wysokie miejsca. Wróć tylko do mnie w jednym kawałku. Karoline ostatnio mi wspominała, że zacząłeś strasznie ryzykować i wyciągasz maksimum z każdego skoku. Balansując na granicy bezpieczeństwa, co może się bardzo szybko obrócić przeciwko tobie. Masz z tym skończyć, słyszysz? - nie dopuszczałam do siebie nawet myśli, że mogłoby stać się mu coś poważnego.
- Jasne, zrozumiałem. Dla ciebie mogę, choćby lądować na buli w każdym skoku. Ważne, że znowu mam cię przy sobie - całuje mnie krótko. Powstrzymując tym samym przed kolejną uwagą do jego głupich słów. 
- Poza tym, co to w ogóle za pomysł z tą wyprowadzką? Masz go sobie raz na zawsze wybić z głowy, rozumiesz? Nigdzie się nie ruszysz z Asker, przynajmniej nie beze mnie - mówię tonem nie znoszącym sprzeciwu - Twoja rodzina ma zresztą to samo zdanie. Karoline jest na ciebie wściekła, że chciałeś zrobić coś takiego za jej placami - ostrzegam go przed gniewem siostry, którego na pewno nie uniknie. 
- To było tylko awaryjne wyjście. Tutaj nie potrafiłbym pogodzić się z naszym rozstaniem. Wszystko dookoła mi o tobie przypomina. Teraz już jednak nie ma o czym mówić, bo na szczęście znowu jesteśmy razem - ucina temat. Wyraźnie nie mając ochoty o nim więcej rozmawiać. Na co sama przystaję, chcąc jak najszybciej zapomnieć o wszystkim co złe. 





- Musimy chyba niestety wrócić do rzeczywistości. Konkurs skończył się dobre dwie godziny temu. Na pewno wszyscy są już dawno w hotelu i cię szukają. Lepiej, żebyś nie robił sobie kolejnych kłopotów - choć nie chciałam się z nim rozstawać. Doskonale wiedziałam, że świat specjalnie dla nas się nie zatrzyma i wszystko toczy się w swoim ustalonym rytmie. Nadal mieliśmy swoje obowiązki, z których musieliśmy się wywiązywać. 
- Poczekajmy, jeszcze chwilę. Dopiero, co się pogodziliśmy, a już mamy się znowu rozstać? To niesprawiedliwe. Może spróbujemy przemycić cię do mojego pokoju? - proponuje przymilnym głosem. Próbując mnie namówić.
- Nawet o tym nie myśl. Dość już afer z twoim udziałem. Wytrzymaliśmy tyle, że ten tydzień nie zrobi nam różnicy. W dodatku zaraz koniec sezonu, niedługo będziemy mieli mnóstwo czasu dla siebie - tonuję jego entuzjazm. Starając się myśleć racjonalnie.
- W porządku. Ale lepiej zacznij planować sobie wolne dni. Gdy wrócę nie wypuszczę cię minimum przez dwa dni z naszego mieszkania, a dokładniej to łóżka. Muszę się tobą nacieszyć - na zachętę, składa kilka bardzo przyjemnych pocałunków na mojej szyi. Będącymi zapowiedzią tego, co miało się między nami wydarzyć po jego powrocie. Dając tym samym spore pole do popisu mojej wyobraźni.






- Co miałeś na myśli mówiąc naszego mieszkania? - szukam odpowiedzi na nie dające mi spokoju słowa, wypowiedziane przed kilkoma minutami przez niego.
- Przecież to oczywiste. Chodziło mi o mieszkanie, w którym mieliśmy razem zamieszkać. Nie pamiętasz już, że prawie wszystko było gotowe? Proszę to twoje klucze, trochę się na ciebie wyczekały - wręcza mi komplet kluczy, na który wprost nie mogłam się doczekać przed kilkoma tygodniami.
- Myślałam, że ze względu na okoliczności zrezygnowałeś z tego mieszkania - byłam o tym niemal przekonana.
- Nie potrafiłem tego zrobić. Doskonale wiedząc, jak bardzo ci się podobało. Wciąż miałem też jakieś minimalne poczucie nadziei, że kiedyś razem w nim zamieszkamy - na twarzy Halvora znowu pojawia się cień smutku, zapewne z powodu powrotu myślami do niezbyt dobrego okresu czasu, jaki ostatnio przechodziliśmy.
- Jak widać ta nadzieja w pełni się opłaciła. Od jutra zacznę się pakować. Chcę jak najszybciej z tobą zamieszkać. Nie mogę się już doczekać - łączę ze sobą nasze dłonie. Zaczynając snuć plany na najbliższe dni, które zapowiadały się bardzo pracowicie.






Opuszczamy powoli teren skoczni, próbując jak najdłużej odsunąć w czasie moment naszego pożegnania. Ani na moment nie puszczając przy tym swoich dłoni. Staramy się wykorzystać każdą wspólnie spędzoną minutę do maksimum, chcąc w ten sposób nadrobić stracony czas.
Takich szczęśliwych i przepełnionych radością, spotyka nas na swojej drodze Karoline, wyraźnie wybierająca się na nasze poszukiwania.





- Nareszcie. Nie macie pojęcia, jak długo czekałam na ten widok. W końcu się pogodziliście, a miłość zatriumfowała - rzuca się z piskiem najpierw w moje, a następnie Halvora objęcia. Ciesząc się równie mocno, co my z takiego obrotu sprawy.
- Duża w tym twoja zasługa, że się udało. Należą ci się spore podziękowania, zwłaszcza za wsparcie jakiego mi udzieliłaś. Bez ciebie już dawno bym się poddał. Taka siostra to prawdziwa skarb - musiałam się w pełni zgodzić ze swoim chłopakiem. Karoline była po prostu nieoceniona.
- Mnie także bardzo pomogłaś. Nie wiem, jak ci się za to wszystko odwdzięczę - dołączam do podziękowań, na które dziewczyna zasłużyła, jak nikt inny.
- Przestańcie mi już tak słodzić. Zamiast tego w ramach rewanżu powiedzcie mi lepiej w końcu, jak to naprawdę było na początku waszego związku. Strasznie mnie to ciekawi - patrzy na nas z rozbawieniem, zupełnie zaskakując tym pytaniem znikąd.
- Karoline, nie wiem zupełnie o czym ty mówisz - Halvor jako pierwszy odzyskuje rezon. Starając się, aby nasza największa tajemnica nie wyszła na jaw.
- Braciszku, przestań udawać głupka. Ja i tak doskonale wiem, że do pewnego momentu tylko udawaliście. Naprawdę myślałeś, że uwierzyłam w to, że taka dziewczyna jak Sophie mogła ot tak zakochać się w takim gburze, jakim wtedy byłeś? Od początku coś mi w tym wszystkim nie pasowało, a potem usłyszałam przypadkiem waszą rozmowę podczas tego wieczoru, gdy poznałyśmy się z Sophie, która tylko utwierdziła mnie w przypuszczeniach - byłam w szoku, słysząc wyznanie Karoline. Nigdy bym nie przypuszczała, że czegokolwiek się domyślała. Nie doceniłam jej bystrości i spostrzegawczości, przez co teraz nie mam pojęcia, jak mam się zachować. Było mi strasznie głupio i wstyd. 
- Dlaczego więc milczałaś i razem z nami grałaś to przedstawienie? - Halvor docieka, doskonale wiedząc, że nie ma sensu dalej zaprzeczać prawdzie.
- Bo czułam, że zaczynacie mieć się ku sobie. Widziałam te wszystkie ukradkowe spojrzenia, które sobie posyłaliście, gdy byliście przekonani, że nikt tego nie widzi. Albo waszą wzajemną troskę o siebie. W dodatku zaczynałeś się zmieniać na lepsze, a ciebie Sophie bardzo polubiłam. Chciałam się przekonać, co z tego wyjdzie i jak widać dobrze zrobiłam - opowiada ze sporym rozbawieniem. Na szczęście nie mając nam za złe naszych kłamstw.
- Jesteś niemożliwa. Czy przed tobą cokolwiek się ukryje? - jej brat kręci z niedowierzaniem głową.
- Wątpię, dlatego lepiej uważaj i miej się na baczności - posyła Halvorowi ostrzegawcze spojrzenie - To jak będzie, opowiecie mi jak to wszystko się zaczęło? - nie ustępuje. 
- To długa historia, dlatego zostawiam ten zaszczyt tobie, Sophie. Ja muszę niestety się z wami pożegnać. W innym przypadku trener mnie zabije. Podobno już mnie szuka - spogląda ze strachem na swój telefon.
- W porządku. Zostawię was na chwilę samych, gołąbeczki. Ładnie się pożegnajcie. Poczekam przy samochodzie, Sophie. Urządzimy sobie dziś babski wieczór. Przyda nam się - kiwam głową w jej kierunku na znak zgody. 






- Wielkie dzięki, naprawdę. Nie sądzisz, że razem powinniśmy wszystko wyjaśnić Karoline? - zwracam się do Halvora z niezadowoleniem. Wcale nie ciesząc się z perspektywy opowiedzenia samej o wszystkim jego siostrze. Zapowiadał się naprawdę długi i niezręczny dla mnie wieczór. 
- Wybacz, kochanie. Ale naprawdę muszę znaleźć się w ciągu kilku minut w hotelu, inaczej będę miał przechlapane - przyciąga mnie do siebie.
- Rozumiem. Będę za tobą strasznie tęsknić. Kocham cię – nie potrafiąc się dłużej złościć na niego. Żegnamy się. Co przychodzi mi z niezwykłym trudem, mimo że nie będziemy się widzieć tylko kilka dni.
- Obiecuję, że później zadzwonię. Uważaj na siebie. Kocham cię. Do zobaczenia w przyszłą niedzielę - całuje mnie czule, po czym wymieniając ze sobą ostatnie tęskne spojrzenia. Udajemy się w przeciwne strony.
Obydwoje z szerokimi uśmiechami na ustach. Doskonale wiedząc, że wszystko znowu wróciło na swoje miejsce. Nasza miłość okazała się silniejsza od wszystkich przeciwności, jakie musiała pokonać. Udowadniając tym samym, że jest tą właściwą i jedyną. Tą na całe życie, które stało przed nami otworem i jeszcze nigdy nie rysowało się w tak optymistycznych barwach.

5 komentarzy:

  1. Ach! Nareszcie koniec z depresją :D
    Zacznę od tego, że od samego początku przeczuwałam, że Karoline dostrzega więcej ;) Także miałam nosa co do jej osoby! Aż poczułam taką małą satysfakcję, gdy o tym wspomniała. Jest cudowną siostrą, która wspiera brata w dobrych i złych chwilach. Nawet gdy miała go po dziurki w nosie, a on sam doprowadzał ją swoim zachowaniem do szewskiej pasji, nie potrafiła go opuścić. Do samego końca miała nadzieję, że i dla niego zaświeci słoneczko :) I tak też się stało! Na drodze Halvora stanęła Sophie, która w pozytywnym sensie wywróciła jego życie do góry nogami. I choć początkowo niektórzy byli sceptycznie do ich związku nastawieni, mam tu na myśli jego matkę, to koniec końców próbowali w jakiś sposób im pomóc. Świetnie, że wszyscy najbliżsi im kibicują. To na pewno wpłynie dobrze na ich dalsze życie :)
    Dzięki tym wszystkim słowom o wątpliwościach oraz zapewnieniach o niewinności Halvora, Sophie z dnia na dzień sama zaczęła dostrzegać nieścisłości. Kulminacyjna okazała się rozmowa z jego matką, która przedstawiła jej obraz Astrid, która była/jest niezłą manipulantką. A list, który był niezwykle wzruszający i romantyczny, postawił kropkę nad "i"! Sophie zrozumiała, że nie może bez niego żyć i że to wprost niemożliwe, aby mógł ją zdradzić.
    Scena na skoczni była genialna! Świetnie to wymyśliłaś :) W końcu Sophie musiała kolejny raz pokonać swój największy lęk, ale i to okazało się być "błahostką" ... jak widać jest w stanie zrobić na prawdę wiele dla Halvora :) A ich pogodzenie to sama przyjemność dla czytelnika! Okropnie się cieszę ich szczęściem. W końcu żadne z nich nie zrobiło nic złego. Astrid może i jest genialną manipulantką, ale prawdziwej miłości nie da się zniszczyć. Ciekawi mnie, jak zakończysz jej wątek. Czy się pojawi, czy może już nie ^^
    Teraz pozostaje czekać nam na epilog. I mam mieszane uczucia! Bo z jednej strony cieszę się, że Halvor i Sophie się pogodzili, ale z drugiej trudno będzie mi się z nimi rozstać. Tak wciągasz mnie w swoje historie! ;D
    PS. Przy okazji zapraszam na nowość : https://no-soy-quien-ideaste.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam ten rozdział na jednym wdechu i z wypiekami na policzkach! :D Ach, co tutaj się działo! :)
    Aż mi było szkoda Halvora, gdy tak pisał list za listem i żaden mu się nie podobał. Ale w końcu wydobył z siebie wszystkie uczucia i doskonale przelał je na papier. Pisał prosto z serca, a przecież to jest najważniejsze :) Bardzo się cieszę, że dostał od Karoline takie wsparcie. Gdyby nie siostra to pewnie poddałby się szybciej, a ona skutecznie przekonywała go, by jeszcze się nie poddawał, mówiła mu, że walka o Sophie nie jest jeszcze skończona, co zaowocowało pogodzeniem zakochanych :)
    Sophie... Gdy emocje opadły, zaczęła dostrzegać nieścisłości, które inni widzieli od początku. Jednak rozumiem ją. W końcu została już tak skrzywdzona przez Niklasa, że bała się ponownie zaufać i przebaczyć. Pojawienie się w jej mieszkaniu mamy Halvora było strzałem w dziesiątkę! Kobiety ucięły sobie szczerą pogawędkę, dzięki której Sophie uwierzyła, że Halvor od samego początku mówił prawdę, że nie zdradził jej z Astrid.
    Ta scena z listem była genialna :) W ogóle ten list był przepiękny i bardzo mnie wzruszył <3 Ale tak bardzo się bałam, że Sophie nie zdąży na czas! I bałam się, że wymyślisz po drodze jakiś wypadek, skoro jak szalona gnała do Oslo, ale na szczęście obyło się bez! :) Gdy Karoline i Sophie nigdzie nie mogły znaleźć Halvora domyśliłam się, że skoczek może przebywać tylko w jednym miejscu :) Sophie również się tego domyśliła i wzięła sprawy w swoje ręce :) Przy okazji po raz kolejny pokonała swój lęk wysokości, ale zdecydowanie było warto! Biedny Halvor czekał tam zrezygnowany, bez nadziei, a jednak... Sophie się pojawiła! I mogli paść sobie w ramiona, cieszyć się bliskością tej drugiej osoby... Pięknie! Wyjaśnili sobie wszystko szczerze i pogodzili się <3 Wielki głaz spadł mi z serca haha :D Nie mogło być inaczej! Ich miłość jest wielka, więc Astrid ze swoimi manipulacjami może się schować! ^^
    O, i proszę... Karoline od początku przeczuwała, że coś jest nie tak i miała nosa haha :D A odpowiedzialność za wyjawienie jej całej prawdy spadła na biedną Sophie haha, to ją Halvor wkopał! :D Ale najważniejsze jest to, że zakochańce się pogodziły! <3
    Czyli przed nami już tylko epilog... Wielka szkoda, bo związałam się z nimi :) Ale czekam z niecierpliwością! :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ zapraszam na nowy rozdział ;*

      Usuń
  3. Oj nareszcie 😍😍😍 Nie mogłam się już doczekać naszej pary razem. Oni są tacy słodcy 😍
    Karoline jest chyba najlepsza siostrą na świecie. I jak o niej czytam żałuję że jestem jedynaczką😉
    Od zawsze wspierała Halvora choćby niewiadomo jakie głupstwo zrobił.
    A on jak pisał ten list. No ja się po prostu nad nim rozpływam.
    Nie pomyślałabym że mama Halvora się pojawi u Sophie. Ale było to strzałem w dziesiątkę. I na pewno w jakiś sposób pomogło przekonać Sophie.
    A ona w końcu dojrzała to co najważniejsze. Że Halvor kocha ja całym sercem i nigdy jej nie zdradził.
    Jak ja się bałam że ona nie zdąży na skocznie. Nawet nie masz pojęcia. I tu zaskoczył mnie miło Malcolm . Niby zmienił się ostatnio. No ale nie spodziewałam się.
    Od razu widziałam gdzie będzie Halvor😉
    Jejku ta ich scena była taka słodka i urocza.
    Nareszcie sobie wszystko wyjaśnili i teraz może być już tylko lepiej.
    Tylko czy ja mam się z tego cieszyć?!
    Bo niby się cieszę, ale to oznacza że już tylko epilog. I ja naprawdę nie mogę się z tym pogodzić.
    Nie mogę i nie chce 😪 Ja tak kocham to opowiadanie. I strasznie szybko mi się skończyło.
    Cieszę się jednak że szykujesz już coś nowego 😊
    Dlatego czekam z niecierpliwością. I pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem w końcu i ja. Przyznam, że ten rozdział czytało mi się bardzo przyjemnie. Od samego początku czułam, że to będzie dokładnie ten moment, w którym Sophie w końcu wybaczy Halvorowi. Po prostu wiedziałam, że tak się stanie.
    Halvor zdecydował się napisać list i to okazało się być strzałem w dziesiątkę. Skoro nic nie działało, to chwytał się po prostu każdego nawet najbardziej desperackiego rozwiązania. Na pewno włożył ten list całe swoje serce i prawdziwe uczucia. W końcu kochał Sophie najbardziej na świecie.
    Nie wierzę również, że zdecydowałby się poddać, gdyby list nie wypalił. Okej, myślał o wyprowadzce, ale wydaje mi się, że Karoline szybko wybiłaby mu z głowy wyjazd. W końcu nie można uciekać przed problemami, nieprawdaż?
    Na szczęście list doszedł, a wcześniej Sophie porozmawiała sobie z mama Halvora. Kobieta na pewno doskonale zna chłopaka — w jest jej synem. Komu więc Sophie miałaby zaufać, jak nie jej? Zna Halvora, znała tez Astrid, jej słowa znaczą naprawdę wiele. Dobrze, że Sophie ją wysłuchała, dzięki temu naprawdę zwątpiła w swoje postanowienie.
    A potem przeczytała list. I to w ostatniej chwili. Jeszcze kilkanaście minut, godzina czy dwie i już nie spotkałaby Halvora. Zdążyła z nim porozmawiać, jedocześnie po raz kolejny pokonując swój lęk.
    I nasza parka znów jest razem! Czyli wszystko kończy się szczęśliwie. Teraz nie pozostaje im już nic innego, tylko znów cieszyć się sobą i dalej planować szczęśliwą przyszłość. Bo nie wierzę, że mogłaby ona być inna.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń