Marzec,
2018
Z
narastającą frustracją i jeszcze większym zniechęceniem,
wyrzucam kolejną pokrytą moim niezbyt wyraźnym pismem,
zgniecioną kartkę papieru do kosza. Która podziela tym samym los
kilku innych. Tworzących razem pokaźny stos w plastikowym
pojemniku.
Opieram
czoło o drewniany blat biurka, wzdychając głośno z
niezadowoleniem. Z każdą minutą, nabierając coraz większego
przekonania, że to wszystko bez sensu i mój pomysł jest wyjątkowo
głupi. Nie mający najmniejszych szans na powodzenie i naprawę
tego, co zepsułem poprzez swoje liczne nieprzemyślane
decyzje.
Choć
bardzo się starałem, nie potrafiłem oddać słowami, ani tego co
miałem w głowie, ani tym bardziej tego, co czułem do adresatki
mojego, wciąż nieistniejącego listu. Mimo że spędziłem nad nim
już blisko dwie godziny, nadal znajdowałem się w punkcie wyjścia.
Mając jedynie jego nagłówek, co do którego i tak
miałem spore wątpliwości.
Każde
jedno napisane przeze mnie zdanie, wydawało się być wyjątkowo
płytkie i puste. Doskonale wiedziałem, że w taki
sposób w życiu nie przekonam do siebie Sophie, a jedynie wzbudzę w
niej, jeszcze większą złość i setny raz z rzędu się
przed nią ośmieszę. Marnując tym samym daną samemu sobie,
ostatnią szansę na naprawę naszej relacji i próbę odbudowania
związku.
Od
kilku tygodni skupiałem się jedynie na tym, co i tak nie odniosło
do tej pory żadnych efektów. Nie poczyniłem, chociażby maleńkiego
kroku do przodu, a czasami odnosiłem nawet wrażenie, że się cofam
i z każdą następną próbą zbliżenia się do Sophie jej
nienawiść do mnie tylko się powiększała.
Tęsknota
za dziewczyną, mimo upływającej coraz większej ilości dni od
naszego rozstania, ani na moment nie zmniejszyła swojej
intensywności. Co gorsza wyłącznie przybierała na sile,
uniemożliwiając tym samym wszelkie próby powrotu do
normalności i pogodzenia się z dokonanym wyborem przez
Sophie.
-
Co robisz? - niespodziewanie w drzwiach od mojego pokoju pojawia się
Karoline. Jak zawsze tryskająca radością i optymizmem.
Zazdrościłem jej takiego podejścia do życia. Moja siostra nigdy
nie załamywała się żadnym niepowodzeniem, zamiast tego
uparcie tak długo walczyła, aż przekuwała je wszystkie w
sukces. W przeciwieństwie do mnie.
-
Nic ciekawego - dyskretnie przykrywam leżącą w
pobliżu książką, zapisaną kartkę będącą kolejnym
dowodem moich marnych zdolności.
-
Czyżby? Mam na ten temat trochę inne zdanie. Co tam chowasz? -
podchodzi bliżej. Wpatrując się we mnie przenikającym
spojrzeniem.
-
To naprawdę nic ważnego. Wybierasz się gdzieś? - zmieniam szybko
temat zauważając torebkę, którą trzymała w rękach.
-
Umówiłam się z Sophie. Mam do niej wpaść - odpowiada niepewnie.
Nie mając pojęcia, jak zareaguję na tę wiadomość. Choć
kilkukrotnie zapewniałem ją już, że nie przeszkadza mi
wspominanie o mojej, wciąż niestety byłej dziewczynie.
-
Co u niej? - cieszyłem się, że przynajmniej od czasu do czasu
mogłem się dowiedzieć, jak Sophie sobie radzi. Dzięki czemu
nie straciłem zupełnej styczności z jej życiem.
-
Jakoś. Jest trochę lepiej niż na początku, ale nadal do
normalności sporo brakuje. Ostatnio zaczęła
się przynajmniej niekiedy uśmiechać. Ale przede
wszystkim, poczyniła spory postęp w przypadku rozmów o tobie.
Już nie zmienia od razu tematu. Często w skupieniu słucha moich
zapewnień o tym, że nigdy jej nie zdradziłeś, czy też tłumaczeń
o twojej chęci pomocy Astrid. Na razie pozostaje na to obojętna,
ale może wkrótce się to zmieni - stara się mnie pocieszyć, ale
ja nie dawałem większej wiary, że Sophie któregoś dnia
uwierzy w moją niewinność i mi wybaczy. Gdyby miała zamiar
spróbować już by to zrobiła.
-
Wątpię. Zapewne słucha tego ze zwykłej grzeczności, mając i tak
wyrobione własne zdanie na ten temat - nie chciałem robić
sobie po raz kolejny złudnej nadziei. Wtedy to wszystko,
jeszcze bardziej bolało.
-
Halvor, to nieprawda. Ona bardzo martwi się o ciebie.
Widzę to po niej. Gdy wspomniałam, że praktycznie całymi dniami
leżysz na łóżku, patrząc się bezsensownie w sufit. Była tym
wyraźnie zaniepokojona. Wciąż jesteś dla niej kimś bardzo
ważnym. Musisz tylko dać jej czas i być cierpliwy. Nie tak
łatwo zapomnieć o nakryciu swojego ukochanego na
pocałunkach z inną. Ukartowane czy nie, to na pewno dogłębnie ją
zraniło - Karoline uparcie próbuje mnie przekonać do swoich
racji.
-
Problem w tym, że nie potrafię być już cierpliwy. Każdy
dzień bez niej jest istnym piekłem. Ja już nie daję po
prostu rady. Nie mogę dłużej trwać w takim zawieszeniu -
choć zapomnienie o Sophie i pogodzenie się z jej utratą, było
ostatnią decyzją jaką chciałbym podjąć. Wiedziałem
równocześnie, że jest jedyną, jaka może mi pomóc wrócić do
równowagi. Życie w oczekiwaniu na cud, który się nie zdarzy. Nie
miało zwyczajnie na dłuższą metę sensu.
-
Więc coś zrób, zamiast czekać z założonymi rękoma.
Ten ostatni raz spróbuj. Inaczej później możesz tego
żałować. Przemyśl sobie to wszystko na spokojnie. Do zobaczenia -
zostawia mnie samego. Opuszczając w pośpiechu dom.
Gdy ponownie zostaję
sam, zastanawiam się nad słowami siostry, dochodząc do wniosku, że
miała rację. Nie mogłem się teraz poddać. Musiałem, jeszcze raz
spróbować zawalczyć o Sophie. Jeśli się nie uda, dopiero wtedy
zacznę podejmowanie jakiś radykalnych kroków, mających na
celu zmianę obecnego życia.
Natchniony
nową energią i motywacją. Rzucam się w wir pisania.
Niespodziewanie słowa, same zaczynają pojawiać się na papierze,
tworząc zdanie jedno za drugim. Wspominając wspólnie spędzone
chwilę z Sophie, dużo łatwiej było mi sprawić, aby list nabrał
sensownego i logicznego kształtu. O jaki od samego początku mi
chodziło.
Po
ostatnich poprawkach, wkładam go do starannie zaadresowanej
koperty. Czując coś przypominającego ulgę.
Przelanie
swoich uczuć na kartkę papieru, wyraźnie mi pomogło. Teraz
pozostało tylko mieć nadzieję, że Sophie zdecyduje się
przeczytać ten list i przynajmniej spróbuje uwierzyć, że zawiera
on najprawdziwszą prawdę. W innym przypadku, czekała mnie
niezwykle gruntowna, a przy tym gwałtowna zmiana życia.
Późnym
porankiem schodzę do kuchni z zamiarem zjedzenia, jakiegoś lekkiego
i szybkiego śniadania. Mając w pamięci, że muszę dokończyć
pakowanie na swój popołudniowy lot do Finlandii. Na który nie
miałem przesadnej ochoty.
Powrót
do startów w zawodach, wzbudzał u mnie mieszane uczucia. Z jednej
strony liczyłem, że skupienie się na konkursach i oddawaniu, jak
najlepszych skoków. Zajmą skutecznie moje myśli. Z drugiej
obawiałem się, że będę się wyłącznie męczył, tak jak to
było na treningach. Nie umiejąc skupić na wykonywanym przez siebie
zadaniu. Poprzez nieustanne roztrząsanie tego, jakim byłem
kretynem narażając swoje szczęście u boku Sophie.
Przez danie wiary w to, że Astrid się zmieniła i
zrozumiała swoje błędy.
-
Mama? Co ty tutaj robisz? Nie powinnaś być w pracy? - pytam, będąc
mocno zaskoczonym obecnością rodzicielki w domu. Byłem
pewien, że jestem sam.
-
Wzięłam sobie wolne. Mam coś do załatwienia. Jak się czujesz?
Jesteś gotowy na dzisiejszą podróż? - przygląda mi się z
troską, zasypując pytaniami. Starając wyczytać coś z mojej
twarzy.
-
Jest w porządku. Do wyjazdów też już dawno przywykłem. Nie
musisz się o nic martwić - staram się ją uspokoić. Szukając
czegoś sensownego w lodówce do zjedzenia.
-
Synku, nie musisz mnie okłamywać. Widzę przecież, że nic nie
jest w porządku. Wyglądasz, jak swój cień. To się musi w końcu
zmienić. Nie możesz tak żyć. Rozstałeś się z Sophie, ale to
jeszcze nie jest koniec świata - ściskam mocniej w dłoni karton z
mlekiem. Mając dość wysłuchiwania każdego dnia od wszystkich
tego samego. Nic nie wartych słów pocieszenia czy zapewnień, że
kiedyś zapomnę i wszystko się jakoś ułoży.
-
Mamo, dla mnie utrata Sophie to coś gorszego niż koniec świata.
Chyba nikt nie zdaje sobie sprawy, jak mocno ją kocham. Jak bardzo
brakuje mi jej widoku, głosu, uśmiechu. Dosłownie wszystkiego, co
z nią związane. W dodatku dochodzi jeszcze świadomość, że
straciłem ją na własne życzenie. Powiedz, jak ty byś się czuła,
gdybyś rozstała się z tatą i to z twojej winy? - mimowolnie
podnoszę głos od razu tego żałując. Nie powinienem w końcu
odreagowywać swojej złości na rodzinie. Oni nie byli niczemu
winni.
-
Przepraszam, nie chciałam, aby to tak zabrzmiało. Wiem ile Sophie
dla ciebie znaczy. Po prostu bardzo martwię się o ciebie i chcę,
żebyś był szczęśliwy. Nie mogę w spokoju patrzeć na to, że
moje dziecko cierpi - słyszę jej skruszony ton głosu.
-
Już dobrze. Niepotrzebnie się uniosłem, wybacz. Chciałaś
dobrze - siadam przy niej. Doskonale wiedząc, że zawsze na
pierwszym miejscu stawiała szczęście swoich dzieci. Dla naszej
trójki była w stanie zrobić wszystko.
-
Kiedy ty tak wydoroślałeś? Czasami naprawdę cię nie poznaję -
mama przygląda mi się z nieukrywaną dumą. Zapewne mając w
pamięci moje zachowanie po rozstaniu z Astrid, kiedy to na każdym
kroku wybuchały między nami kłótnie, a ja nie dałem sobie nic
powiedzieć.
-
Nie tylko ty. Czasami sam się sobie dziwię, że aż tak się
zmieniłem - Sophie dokonała prawdziwego cudu. W wyjątkowo krótkim
czasie, całkowicie zmieniła moje podejście do życia i sposób
myślenia. Za co będę jej wdzięczny do końca życia.
-
Jesteśmy z tatą bardzo z ciebie dumni i zawsze możesz na nas
liczyć, pamiętaj o tym – słyszę zapewnienia mamy, po czym
mnie do siebie przytula. Tak samo, jak w dzieciństwie. Kiedy
przychodziłem do niej, gdy miałem z czymś problem. Cieszyłem się,
że relacje między mną a rodzicami, znowu stały się tak dobre i
odzyskałem ich zaufanie. Przynajmniej to udało mi się
naprawić.
Dość
wczesnym wieczorem, znajdując się już na lotnisku w oczekiwaniu na
lot. Zastanawiam się, czy Sophie otrzymała już wysłały przeze
mnie wczoraj list i zdecydowała się go przeczytać do końca przed
uprzednim podarciem i wyrzuceniem do kosza. Czego najbardziej się
obawiałem.
Liczyłem,
że dany jej przeze mnie czas na podjęcie ostatecznej decyzji,
sprawi że na spokojnie sobie wszystko przemyśli i odważy się
ponownie mi zaufać, co było dla niej jedną z najtrudniejszych
rzeczy w życiu. Przez okropne doświadczenia z Niklasem, wprost
panicznie bała się obdarzać innych zaufaniem, a już zwłaszcza
kogoś, kto raz go poważnie nadużył. Wielokrotnie mnie przed tym
ostrzegała i zastrzegała, abym był z nią zupełnie szczery. Nie
potrafiłem jednak tego uszanować. Teraz ponosząc zasłużone
konsekwencje swojej głupoty.
-
Johann, w razie czego będę mógł na ciebie liczyć, dopóki sobie
czegoś nie znajdę? - chcę się upewnić.
-
Jasne. Mam wolny pokój, więc przez jakiś czas będziesz mógł się
w nim zatrzymać. Nic nie stoi na przeszkodzie. Nie lepiej zaczekać
z tym jednak do końca sezonu? - kompletnie nie rozumie
mojego pośpiechu w sprawie zmiany miejsca zamieszkania, o czym
wiedział na razie jako jedyny. Nie miałem zamiaru mówić o niczym,
ani rodzicom, ani Karoline, aby nie próbowali mnie na siłę
zatrzymywać.
-
Nie mogę czekać. Jak najszybciej muszę zmienić otoczenie. Inaczej
w końcu tutaj oszaleję - tłumaczę koledze.
-
Dlaczego z góry zakładasz najgorsze scenariusze? Przecież nie
wiesz, co Sophie ostatecznie postawi - Johann dołączył jako
kolejny do grona osób, starających się mnie trzymać w
przekonaniu, że nie powinienem zakładać najgorszego.
-
Za dobrze ją znam, aby zbytnio się łudzić, że moje zapewnienia wystarczą. Gdybym jeszcze odnalazł Astrid, miałbym przynajmniej
jakieś minimalne szanse, ale ona zapadła się niczym pod ziemię -
mimo częstych kontaktów z jej bratem. Nadal
nie dowiedziałem się od niego niczego nowego. Astrid
wciąż się z nim w żaden sposób nie skontaktowała, nie
zdradzając tym samym swojego aktualnego miejsca pobytu.
-
Halvor, prawdziwa miłość potrafi wiele znieść czy wybaczyć.
Dlatego nie zakładaj z góry najgorszego i cierpliwie poczekaj
na rozwój sytuacji - kiwam bez przekonania głową. Nie mając siły,
ani tym bardziej ochoty na dalszą dyskusję na ten temat. Z ogromną
więc ulgą przyjmuję wiadomość o odprawie. Starając się udawać
przed resztą towarzyszących mi osób, że jakoś się trzymam i nie
próbuję desperacko poskładać do kupy swojego życia, znajdującego
się w zgliszczach.
💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓
Wyglądam
przez okno, przyglądając się z uśmiechem pierwszym pączkom
zakwitającym powoli na drzewach. Mimo że śnieg nie zaczął
jeszcze topnieć. Te drobne zmiany w przyrodzie, udowadniały
że gdzieś na dalekim horyzoncie można powoli wypatrywać
wiosny, na którą z wielkim utęsknieniem czekałam. Nie mogąc
doczekać się słonecznych i zdecydowanie cieplejszych dni.
Jak
najszybciej chciałam zapomnieć o ostatnich fatalnych i w głównej
mierze przepłakanych tygodniach, kiedy dni zlewały mi się
właściwie w jedną szarą i obojętną zbitkę tych samych
czynności.
Za
wszelką więc cenę próbowałam zacząć nowy,
zdecydowanie lepszy rozdział w swoim życiu. Głęboko wierząc, że
tym razem mi się uda i poczucie szczęścia nie zagości u mnie
tylko na krótki, ulotny moment.
Z
każdym następnym dniem, powoli wracałam do równowagi, starając
się wziąć w garść i żyć dalej. Nie zadręczając się na
okrągło, jedną i tą samą sprawą.
Tylko
jedno pozostało niezmienne. Wciąż tęskniłam za
Halvorem, często poddając w wątpliwość prawdziwość wydarzeń,
które doprowadziły do naszego rozstania. Wcale nie będąc
już taka pewna, czy wszystko rzeczywiście było takie na
jakie wyglądało. Kiedy emocje opadły, a przede wszystkim, gdy
pozbyłam się złości, która w głównej mierze mną kierowała.
Zaczynałam dostrzegać pewne istotne, często niepasujące do siebie
fakty.
W
dodatku nieustanne przekonywanie Karoline, że jej brat nie zrobił
nic złego i kocha mnie do szaleństwa. Niczego mi nie ułatwiały.
Coraz mocniej zaczynałam się wahać. Zastanawiając nad ponownym
spotkaniem z Halvorem i przeprowadzeniem z nim szczerej rozmowy,
która pomogłaby mi zdecydować, co dalej z tym wszystkim powinnam
zrobić.
Nie
potrafiłam się jednak odważyć, wykonać tego decydującego ruchu.
Odciągając go z dnia na dzień.
Strach
przed kolejnym rozczarowaniem był na tyle duży, że skutecznie
powstrzymywał mnie przed zmianą obecnego stanu rzeczy. Raz po raz
przypominając o tamtym feralnym poranku, gdy nakryłam Astrid i
Halvora razem. Choć bardzo się starałam, nie potrafiłam wymazać
tego widoku z pamięci. Będącym największym powodem, dla którego
nadal tkwiłam w takim zawieszeniu. Nie potrafiąc się zdecydować,
w którą stronę powinnam ostatecznie pójść.
Niezbyt
głośne pukanie do drzwi mojego mieszkania. Odciąga mnie od
codziennej walki z natłokiem przeciwstawnych myśli i ogromnym
skołowaniem.
-
Dzień dobry, Sophie. Mogłabyś poświęcić mi kilka minut? -
wpatruję się z nieukrywanym zaskoczeniem w panią Granerud.
Będącą jedną z ostatnich osób, jaką spodziewałam się
ujrzeć.
-
Oczywiście, pani Marit. Zapraszam - otwieram szerzej drzwi.
Wpuszczając kobietę do mieszkania. Zastanawiając, co takiego
sprawiło, że postanowiła złożyć mi wizytę.
-
Napije się pani czegoś? - proponuję uprzejmie. Chcąc tym samym
umilić naszą rozmowę.
-
Nie, dziękuję. Nie zajmę ci długo czasu. Usiądź - wskazuje na
miejsce obok siebie.
-
Coś się stało? Wygląda pani na zmartwioną - poznałam ją już
na tyle, że doskonale wiedziałam, kiedy zmagała się z jakimś
problemem.
-
W ostatnim czasie raczej nie mam, zbytnich powodów do
radości. Szczególnie, gdy patrzę na to, jak mój syn
cierpi. Sophie, nie myśl że przyszłam robić ci wyrzuty albo
przekonywać do wybaczenia Halvorowi. To zależy jedynie od ciebie,
co ostatecznie postanowisz. Chciałam jednak, abyś wiedziała, że
on naprawdę cię kocha i niczego jeszcze tak nie żałował jak
tego, że cię okłamał. Być może trudno ci w to uwierzyć, ale
przynajmniej spróbuj. Mnie nie mógłby w tej kwestii okłamać. Za
dobrze go znam - widziałam, że ta rozmowa nie przychodziła jej z
łatwością. Wyglądała na bezradną, z czym nie do końca
potrafiła sobie poradzić. Było to zresztą w pełni zrozumiałe.
Żadna matka nie chciałaby patrzeć na cierpienie swojego dziecka.
-
Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć. Dla mnie to wszystko, także
jest bardzo trudne. Sama już się gubię w tym w co mam wierzyć, a
w co nie - mama Halvora była pierwszą osobą, której odważyłam
się to powiedzieć.
-
Najlepiej będzie, jak po prostu posłuchasz swojego serca. Ono w tym
przypadku będzie najlepszym doradcą - radzi. Nie mając pojęcia o
moich licznych uprzedzeniach, wynikających z wydarzeń z
przeszłości.
-
Kiedyś już to zrobiłam i nie wyszłam na tym najlepiej - uśmiecham
się smutno. Wracając pamięcią do pierwszego rozstania z Niklasem.
Wtedy też niemal każdy namawiał mnie, aby dała mu jeszcze jedną
szansę. Zapewniając, że chłopak na pewno bardzo mnie kocha, a to
był tylko jednorazowy wyskok. Obawiałam się zwyczajnie powtórki
z rozrywki.
-
Przepraszam, nie miałam pojęcia. Nie wszyscy są jednak tacy sami.
Wiem, że Halvor nie jest ideałem i ma liczne wady. W dodatku do
niedawna był okropnie niestały w uczuciach. Za twoją sprawą się
to jednak zmieniło. Mój syn zakochał się tylko dwa razy. O ile
jego miłość z Astrid była gwałtowna i bardzo niedojrzała. Co
przypłacił ogromnym rozczarowaniem. Z tobą wygląda to już
zupełnie inaczej. Wasza miłość jest zbudowana na całkiem
innych fundamentach. Dlatego ma szansę przetrwać całe
życie. Gdy Halvor obdarzy kogoś w końcu uczuciem to na zabój.
Wtedy nie widzi już świata poza tą osobą. Tak było i jest teraz.
Dlatego nigdy nie uwierzę, że mógłby wplątać się w romans z
Astrid. On nie byłby w stanie tego zrobić - wraz z tą rozmową
nabawiam się kolejnych wątpliwości. Dołączających do pokaźnej
sterty poprzednich.
-
Mimo wszystko mnie okłamywał. Miał do tego jakiś powód
- mówię z delikatnym wyrzutem.
-
Zrobił to dla twojego dobra. Czy ty nigdy, niczego przed nim
nie zataiłaś, aby go chronić? - pyta, a ja niemal od razu
przypominam sobie sytuację z Niklasem. Kiedy nie powiedziałam
Halvorowi o szantażu, a zwłaszcza o jego powodzie. Nie
chcąc go w to mieszać. Być może on kierował się
podobną motywacją. Głowa zaczynała mi powoli pękać od
wszystkich tych przypuszczeń i domysłów.
-
Mogłaby mi pani odpowiedzieć na jedno pytanie? Czy
Astrid naprawdę byłaby w stanie dopuścić się tak
okropnej intrygi? - pytam. Pani Marit była jedną z najlepszych osób
do wydania takiej opinii. Dobrze w końcu znała tą dziewczynę.
-
Czy byłaby w stanie? Oczywiście, że tak. Ta dziewczyna nie raz
pokazała, że jest wyjątkowo przebiegła i nie cofnie się przed
niczym. Wiesz, ile razy próbowała skłócić nas z Halvorem?
Wymyślała przeróżne kłamstwa. Wmawiała mu, że ją nękamy, że
proponujemy jej pieniądze, aby się tylko z nim rozstała. Do czego
w życiu bym się nie posunęła. Byłam przeciwna ich związkowi,
ale Halvor ją kochał i był z nią na swój sposób szczęśliwy.
To było dla mnie najważniejsze. Astrid robiła jednak
wszystko, aby on w końcu zerwał z nami kontakt, co prawie się jej
udało - powrót do tych wydarzeń na pewno nie był łatwy dla mojej
rozmówczyni. Jej drżący głos, jasno to sugerował. Nie mieściło
mi się w głowie, jak można było z premedytacją próbować
zniszczyć relację ukochanej osoby z rodziną. To jedna z
najgorszych rzeczy, jakich się można było dopuścić.
Rozmawiamy
ze sobą, jeszcze przez jakiś czas. Podczas którego dostaję
wyraźny obraz tego, jaką osobą w rzeczywistości jest Astrid.
Dochodząc do wniosku, że nigdy nie chciałabym, aby ktoś taki
stanął na mojej drodze.
W
niedzielne popołudnie, gdy po ostatnich intensywnych dniach, ruch w
restauracji jest znikomy. Popijam ciepłą owocową herbatę,
rozmawiając z Therese na jakieś błahe tematy.
Miło
było, choć na chwilę odciąć się od wszystkich zmartwień i po
prostu spędzić czas w uwielbianym przeze mnie towarzystwie.
-
Ostatnio natknęłam się na bardzo ciekawą ulotkę. W lipcu
organizowany jest dwutygodniowy kurs kulinarny w jednym z
miasteczek w przepięknej Toskanii. W dodatku cena jest
wyjątkowo niska. Co o tym myślisz? - szukam jakiejś porady. Od
kilku już dni, nieustannie zastanawiałam się, czy nie zarezerwować
sobie miejsca. Mogłabym się wiele nauczyć, co w późniejszym
czasie mogło tylko zaowocować.
-
Myślę, że jak najszybciej powinnaś wszystko załatwić. Nie ma
się nad czym zastanawiać. To wspaniały pomysł - Therese zachęca
mnie do wyjazdu.
-
Jaki to pomysł? - Malcolm, jak zwykłe miał idealne wyczucie
chwili na swoje pojawienie się w kuchni.
-
Kursu we Włoszech. Sophie się zastanawia, czy powinna skorzystać -
Therese wyręcza mnie w odpowiedzi.
-
Oczywiście, że powinnaś. Przecież ty uwielbiasz Włochy.
Masz więc okazję połączyć przyjemne z pożytecznym. Nawet
nie próbuj z tego nie skorzystać - chłopak posyła mi ostrzegawcze
spojrzenie. Od czasu, gdy wyjaśniliśmy sobie nasze relacje, ku
mojemu zdziwieniu wszystko między nami układało się bez zarzutu.
Malcolm przestał przekraczać granicę przyjaźni, uważnie się
pilnując. Miałam wrażenie, że z każdym dniem, coraz lepiej radzi
sobie z próbą pogodzenia się z tym, że nigdy nie będziemy razem.
-
Jesteście pewni, że poradzicie sobie sami przez tyle czasu? W
dodatku w okresie letnim? - jedynie właściwe działanie restauracji
wzbudzało u mnie wątpliwości, czy mogłam sobie pozwolić na
tak długi wyjazd.
-
Oczywiście, że tak. Poza tym być może do tego czasu, zatrudniasz
jeszcze kogoś. Sama mówiłaś, że niedługo będziesz mogła sobie
na to pozwolić - Malcolm nie odpuszcza. Od razu znajdując gotową
odpowiedź.
-
W porządku, niech będzie. W razie czego będzie na ciebie.
Poczekajcie chwilę, przyniosę wam tą ulotkę - udaję się na górę
w jej poszukiwaniu.
Przeszukuję
zasypane sporymi ilościami dokumentów biurko. Starając się
znaleźć w nich kolorową broszurę, którą położyłam tu przed
kilkoma dniami. W ferworze poszukiwań, pokaźny plik nie otwartych
od dłuższego czasu listów, spada na podłogę.
Najpóźniej
wieczorem musiałam się w końcu zabrać do ich przejrzenia. Nie
robiłam w końcu tego od ponad tygodnia. Nie mając zwyczajnie
czasu.
Zbierając
koperty z jasnych paneli. Mój wzrok przykuwa jedna, znacznie
wyróżniającą się na tle innych. Przede wszystkim z powodu swojej
niewielkiej wielkości i odręcznego zaadresowania. Biorę ją do
rąk, przeżywając prawdziwy szok, gdy zauważam kto jest nadawcą
tego listu.
Nie
potrafiąc powstrzymać swojej ciekawości, siadam na łóżku po
czym otwieram kopertę. Pogrążając się w czytaniu czegoś, co
miało zmienić dosłownie wszystko.
Najdroższa,
Sophie
Piszę
ten list z nadzieją, że przeczytasz go do końca i uwierzysz, że
wszystko co w nim zawarte jest najprawdziwszą prawdą, a moje
uczucia do ciebie są szczere i niczym nie wymuszone. Nie są też
żadną podłą grą z mojej strony, jak mylnie pewnie przypuszczasz.
Nigdy
nie byłem dobry w pisaniu listów, ale to jedyny pomysł na jaki
wpadłem. Tylko w ten sposób, mogę przynajmniej spróbować ci
wyjaśnić, co tak naprawdę się wydarzyło na przestrzeni tych
kilku tygodni, gdy nie byłem z tobą szczery.
Innego
zwyczajnie nie znalazłem.
Wiem,
że okropnie nawaliłem, zatajając przed tobą powrót Astrid i moje
liczne spotkania z nią. Nic mnie nie usprawiedliwia i mam tego pełną
świadomość. Nie miałem najmniejszego prawa, aby cię okłamywać.
Zwłaszcza, że szczerość od samego początku była dla ciebie
najważniejsza, a ja doskonale o tym wiedziałem.
Chęć
pomocy Astrid, to jeden z największych popełnionych przeze mnie
błędów, których jak sama doskonale wiesz w moim życiu nie
brakowało. Nie mogę już jednak cofnąć czasu i zmienić biegu
wydarzeń, choć to jedno z moich największych marzeń. Gdybym mógł,
zrobiłbym wszystko inaczej...
Do
końca życia nie wybaczę sobie, że po raz drugi pozwoliłem Astrid
sobą manipulować i naiwnie uwierzyłem w jej zmianę. Ofiarowując
tym samym pomoc w poukładaniu życia. Z czym sama nie
mogła sobie poradzić.
Jedyne
czego chciałem, to zrobić dobry uczynek i pomóc komuś, tak jak ty
mi. Sama w końcu próbowałaś nauczyć mnie bezinteresownej dobroci
wobec drugiego człowieka. Cierpliwie tłumacząc, że dobro zawsze
do nas wraca.
Nie
sądziłem jednak, że los tak okrutnie postanowi sobie ze mnie
zakpić. Odbierając mi ciebie w tak bezwzględny sposób.
Choć
niestety nie mam żadnych dowodów na udowodnienie ci tego.
Przysięgam na wszystkie świętości, że nigdy nie zdradziłem cię
z Astrid. Nie mógłbym ci tego zrobić. Nie po tym, gdy obiecałem
ci, że będziemy ze sobą szczęśliwi.
Mimo
jej usilnych prób wzbudzenia u mnie wątpliwości i nieustannego
nalegania, abym dał nam jeszcze jedną szansę, ani przez moment nie
zawahałem się, co do moich uczuć i tego, z którą z was
chcę naprawdę być. Tylko ty się dla mnie liczyłaś.
Wtedy, teraz i zawsze.
Poznanie
cię było najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w życiu.
Możliwość stopniowego poznawania cię i odkrywania, jak wspaniałą
osobą jesteś było najlepszym sposobem na spędzanie czasu. Każda
godzina spędzona z tobą, sprawiała że zakochiwałem się w tobie
coraz bardziej.
Gdybym
miał wybrać tylko jedną z naszych wspólnie spędzonych chwil. Nie
potrafiłbym, wszystkie były tak samo cudowne i niezapomniane. Na
zawsze pozostaną w mojej pamięci, jako wspomnienia
najpiękniejszych momentów mojego życia.
Podczas nich zburzyłaś
wszystkie moje mury, pełne uprzedzeń i niechęci jakimi odgradzałem
się od innych. Pokazałaś zupełnie inną stronę życia i
nauczyłaś cieszyć się z małych, często niewiele znaczących
rzeczy. Za co będę ci dozgonnie wdzięczny.
Sophie,
kocham cię, jak jeszcze nikogo innego, a każdy dzień bez ciebie
jest niekończącą się mordęgą. Tęsknota za tobą mnie wykańcza.
Powoli przestaję sobie z nią dawać radę. Dlatego też chcę ten
ostatni raz spróbować, zmienić obecny stan rzeczy.
Proszę
cię o jeszcze jedną szansą, mimo że świetnie zdaję sobie sprawę
z tego, że nigdy na ciebie nie zasługiwałem. Obiecuję ci jednak
zrobić wszystko, aby wynagrodzić ci moje nierozsądne postępowanie
i udowodnić, że jesteś dla mnie tą jedyną.
Dlatego
też, jeśli jesteś w stanie, jeszcze raz mi zaufać. Spotkajmy się
w przyszłą niedzielę tam, gdzie przełamaliśmy twój największy
lęk, aby razem spróbować pokonać jeszcze jeden. Ten przed
ponownym zaufaniem mojej osobie.
Gdybyś jednak
uznała, że to dla ciebie za wiele i nie zmienisz swojej decyzji
odnośnie naszego rozstania. W pełni to zaakceptuję i na zawsze
usunę się z twojego życia. Tak jak mnie o to prosiłaś.
Wyprowadzając się daleko stąd, abyś swobodnie mogła na nowo
ułożyć sobie życie już bez mojego udziału.
Nigdy
cię jednak nie zapomnę. Na zawsze pozostaniesz
jedyną właścicielką mojego serca.
Kochający,
Halvor
P.S.
Mam ogromną nadzieję, że skorzystasz z pozostałej zawartości
tej koperty. Pamiętasz, co mi kiedyś obiecałaś?
Ocieram
łzy z twarzy, które spływają jedna po drugiej na napisany przez
Halvora list. Będąc nim do głębi poruszona. Już dawno nic mnie
tak nie wzruszyło, jak te kilkanaście zdań. Napisane dobrze znanym
mi charakterem pisma.
Nie
mogłam uwierzyć, że dopiero po przeczytaniu tego listu,
zrozumiałam to, co wszyscy inni niemal od początku wiedzieli. Teraz
już miałam pewność, że od samego początku do końca Halvor
mówił prawdę. Nie miałam, co do tego żadnych wątpliwości.
Nikt
nie mógłby, napisać czegoś tak przesiąkniętego emocjami, gdyby
nie pochodziło to prosto z serca. On naprawdę mnie kochał i choć
popełnił błąd. Nie zrobił niczego, czego nie mogłabym mu
wybaczyć.
Zbyt
mocno go kochałam, aby nie dać mu tej szansy. Dość już
zmarnowaliśmy czasu osobno. Nie miałam zamiaru dłużej się nad
niczym zastanawiać czy analizować, co będzie dla mnie lepsze.
Byłam gotowa zaryzykować i spróbować naprawić to, co Astrid w
przebiegły sposób chciała z premedytacją zniszczyć. Nie mogłam
dać jej tej satysfakcji i pozwolić, aby wygrała. Halvor w żadnym
stopniu nie zasługiwał na tak okrutną karę. Nie dopuszczę
do tego, żeby ta okropna dziewczyna po raz drugi zniszczyła mu
życie.
Z
uśmiechem wyciągam z koperty bilet wraz z akredytacją, które
potwierdzają moje przypuszczenia odnośnie prośby Halvora,
dotyczącej mojego pojawienia się na zawodach rozgrywanych na
skoczni w Oslo w ramach Pucharu Świata, a zarazem będącymi
pierwszym przystankiem na trasie turnieju RAW AIR.
Dopiero
spoglądając na datę ich rozgrywania, widniejącą na
bilecie. Na mojej twarzy pojawia się wyraz kompletnego szoku.
Spoglądam to na bilet, to na stojący na biurku
kalendarz. Mając wrażenie, że to jakiś kiepski żart.
-
Jaka ja jestem głupia - podrywam się w pośpiechu z miejsca, gdy
uświadamiam sobie, że zawody rozgrywane są dzisiaj, a co gorsza
rozpoczęły się dobre dwadzieścia minut temu.
Zaczynam
chodzić w kółko po mieszkaniu, nie mając pojęcia, co teraz
zrobić. Przecież, jeśli nie zobaczę się dziś z Halvorem uzna
on, że to definitywny koniec, a co gorsza być może nigdy więcej
go nie zobaczę. Nie mogłam do tego dopuścić. Dlatego też
zaczynam do niego dzwonić, choć doskonale wiedziałam, że to na
nic. Halvor pewnie właśnie przygotowywał się do oddania
skoku, a telefon znajdował się gdzieś z dala od
niego. Niewiele więc myśląc, zbiegam po schodach do
restauracji. Wpadając niczym huragan do kuchni. Jeszcze nie
wiedziałam jak, ale musiałam znaleźć się na skoczni, zanim nie
będzie za późno.
-
Sophie, znalazłaś w końcu tą ulotkę? Nie było cię tyle czasu -
Therese patrzy na mnie z niezrozumieniem, gdy z ogromną nerwowością
szukam swojego portfela, którego jak na złość nigdzie nie było.
-
Muszę jak najszybciej znaleźć się w Oslo, a właściwie to na
Holmenkollbakken. On mówił prawdę. Dlaczego ja tak późno to
zrozumiałam? - pytam, sama tak naprawdę nie wiem kogo.
-
O czym ty mówisz? Uspokój się i zacznij od początku - staje przy
mnie, opierając dłonie na moich ramionach. Wyrywając z amoku, w
którym trwałam.
-
Przeczytałam list, który w końcu otworzył mi oczy -
tłumaczę jej pokrótce powód zamieszania, który wywołałam.
W myślach cały czas szukając sposobu na dostanie się w upragnione
przeze mnie miejsce.
-
Tak strasznie się cieszę. Tyle na to czekałam. Nareszcie znowu
będziesz szczęśliwa - Therese nie potrafi ukryć swojej radości,
gdy zdradzam jej swoje zamiary.
-
Będę, jak zdążę zatrzymać Halvora. Na co się na razie nie
zanosi. Mogłam przejrzeć tą cholerną pocztę dużo wcześniej.
Całkowita kretynka ze mnie. Gdybym jeszcze miała samochód - powoli
zaczynałam tracić entuzjazm, wynikający z chwilowej euforii.
Przecież szansa na to, że uda mi się tam dotrzeć na czas,
graniczyła niemal z zerem.
-
Weź mój - słyszę zza swoich pleców głos Malcolma.
-
Co takiego? - odwracam się w jego stronę z
niezrozumieniem.
-
To, co słyszałaś. Przecież tu chodzi o twoje szczęście. Skoro
Halvor jest tym, który może ci je zapewnić, trudno. Jakoś to
przeżyję. Dlatego nie zastanawiaj się tylko bierz, zanim nie jest
za późno - podaje mi kluczyki z uśmiechem. W życiu bym się nie
spodziewała, że to akurat Malcolm pomoże mi w próbie pogodzenia
się z Halvorem.
-
Dziękuję, jesteś wspaniałym przyjacielem - przytulam się do
niego. Następnie niedbale zakładając na siebie kurtkę.
-
Dla ciebie wszystko. Obyś była w końcu szczęśliwa. Tylko
jedź bezpiecznie, słyszysz? - kiwam potakująco głową.
Wybiegając z restauracji. Nie chcąc stracić, ani sekundy
więcej.
Po
raz kolejny, przeklinam w myślach. Nie mogąc uwierzyć w swojego
pecha i korki panujące dosłownie wszędzie.
Ze strachem spoglądam
na zegarek, który dobitnie uświadamia mi, że mój czas
nieubłaganie dobiega końca. Byłam pewna, że druga seria zawodów
już dawno się rozpoczęła, a ja wciąż miałam do pokonania kilka
dobrych kilometrów.
Na
kolejnym czerwonym świetle, uderzam w kierownicę z bezradności.
Byłam pewna, że nie zdążę i zmarnuję ostatnią szansę na
szczęśliwe życie u boku Halvora.
Ostatnie
dzielące mnie metry od skoczni, przebiegam w tak szybkim tempie, że
płuca zaczynają mnie palić niczym żywym ogniem.
Zatrzymuję się dopiero przed Karoline, która na szczęście była
tu dziś obecna. Bez niej do reszty bym się tutaj zgubiła. Nie
mając kompletnie rozeznania, jak to wszystko wygląda podczas
zawodów. Jednak dzięki jej spokojnej rozmowie ze mną przez
telefon. Udało mi się dotrzeć w wyznaczone przez nią miejsce bez
większych przeszkód.
-
Nareszcie jesteś. Zaczynałam się już o ciebie bać - słyszę od
niej na powitanie. Opieram dłonie o kolana, starając się unormować
swój oddech i przez kilka sekund odpocząć.
-
Były straszne korki. Znalazłaś go? - pytam z nadzieją, że wie
gdzie znajduje się jej brat.
-
Niestety nie. Po oddaniu przez niego drugiego skoku. Zapadł się
niczym pod ziemię. Nikt go nie widział. Słyszałam jedynie, że
był okropnie przybity - zaczynałam się o niego bać. Zwłaszcza,
że był pewnie przekonany o tym, że podjęłam decyzję zupełnie
inną do tej, na którą liczył.
-
Poszukajmy go razem. Musi w końcu, gdzieś tu być - rozglądam się
dookoła z naiwną nadzieją, że dostrzegę go gdzieś w
tym tłumie.
-
Sophie, to bez sensu. Przeszukałyśmy już niemal każdy zakamarek
tego miejsca. Nigdzie go nie ma. Może lepiej chodźmy do hotelu, w
którym cała drużyna się zatrzymała i tam na niego poczekajmy -
proponuje. Jednak ja miałam przeczucie, że Halvor nadal, gdzieś
tutaj jest.
-
Jeszcze nie. Zastanówmy się, gdzie jeszcze go nie szukałyśmy -
rozglądam się na wszystkie strony, aż w końcu doznaję olśnienia.
Przecież było jedno miejsce, które było dla nas wyjątkowe.
-
Karoline, już wiem. Halvor jest pewnie tam - wskazuję na samą
górę. Myśl, że będę musiała się tam za
chwilę znaleźć, napawała mnie olbrzymim przerażeniem.
-
To niemożliwe. Podczas zawodów, punkt widokowy jest zamknięty. Nie
wolno tam wchodzić - patrzę na dziewczynę z powątpiewaniem.
-
Ile znasz Halvora? Dobrze wiesz, że gdy na coś się uprze,
wszystkie zasady i zakazy ma gdzieś. One dla niego wtedy nie
istnieją - uśmiecham się delikatnie na wspomnienie jego niektórych
opowieści. Kiedy to nagminnie naginał obowiązujące go
zasady.
-
Masz rację. Zgoda, w takim razie ja pójdę to sprawdzić. Ty tu
poczekaj. Przysięgam, że gdy znajdę tego głupka to go chyba
zabiję za to, że nie powiedział mi, co planuje. Już ja wybiję mu
z głowy wszystkie przeprowadzki i inne absurdalne pomysły -
deklaruje. Będąc wyraźnie wściekła na niego.
-
Nie, Karoline. To ja muszę tam pójść i wszystko między nami
wyjaśnić. Ty lepiej popytaj innych, czy go nie wiedzieli
na wypadek, gdybym się jednak myliła. Ja nikogo tutaj nie znam
- do poznania przeze mnie kolegów z drużyny Halvora, niestety nie
zdążyliśmy dojść.
- Sophie,
ale przecież ty śmiertelnie boisz się takich wysokości –
przypomina przytomnie.
-
Poradzę sobie. Coś innego jest dla mnie teraz dużo
ważniejsze. Nawet strach mnie tym razem nie powstrzyma - zapewniam
ją.
-
W takim razie mam nadzieję, że wrócicie tu już razem.
Trzymam kciuki - żegnamy się. Po czym z ogromną dozą niepewności,
podążam w kierunku zmierzenia się z moimi największymi lękami.
Wychodzę
z windy, stawiając niepewnie kilka kroków w przód. Odczuwając
przy tym to samo uczucie strachu, jakie towarzyszyło mi
przed kilkoma miesiącami, kiedy po raz pierwszy znalazłam
się w tym miejscu.
Tym
razem jednak, sama musiałam go przezwyciężyć. Nie mając
obok siebie kogoś, kto jako jedyny był w stanie przedrzeć się
przez moje bariery uprzedzeń i przerażenia. Sprawiając, że
odważyłam się w ogóle spróbować, pokonać swój największy
lęk. Który był moją zmorą od najmłodszych lat, skutecznie
utrudniając niekiedy życie.
Dzięki
Halvorowi i jego upartości, stopniowo oswajałam się z
większymi wysokościami, walcząc ze swoimi słabościami, ale na
znalezienie się samotnie akurat na takiej, zupełnie nie byłam
przygotowana. Do tego potrzebowałam jego obecności oraz wsparcia i
cierpliwości, jakimi za każdym razem mnie obdarzał.
Wtedy
czułabym się zdecydowanie pewniej.
Coraz
mocniej zapadający zmierzch, wcale nie ułatwiał mi zadania z jakim
musiałam się zmierzyć. Bałam się, że za chwilę będę błądzić
na oślep. Nie mając pojęcia, co znajduje się przede mną. Co
mogło się dla mnie skończyć, dość przykrymi konsekwencjami, o
których wolałam nawet nie myśleć.
Czując
wzmagający się wiatr oraz chłód przenikający przez moją
niezapiętą kurtkę, narzuconą jedynie niedbale na ramiona. Biorę
głęboki wdech, rozglądając na boki z nadzieją, że nie się nie
pomyliłam i Halvor naprawdę tu jest. Innego pomysłu na miejsce
jego pobytu już nie miałam. Przeszukałyśmy w końcu cały teren
skoczni, nigdzie go nie odnajdując. Wyglądało to tak, jakby nie
chciał, aby ktokolwiek go odnalazł.
Ogromna
więc ulga pojawia się na mojej twarzy, gdy zauważam niezbyt
wyraźny kontur, doskonale znanej mi sylwetki. Oddalonej ode mnie o
dobre kilkanaście metrów.
Odpycham
od siebie narastającą panikę, wynikającą ze świadomości, że
będę musiała podejść do samego krańca placu widokowego,
zaczynając krok za krokiem podążać w stronę Halvora. Myśląc
jedynie o tym, co chcę mu powiedzieć. Mając nadzieję, że nie
jest za późno i między nami, można jeszcze wszystko naprawić.
Niczego innego nie pragnęłam.
-
Wiesz, że to właśnie tutaj, zaczęłam sobie powoli uświadamiać,
ile tak naprawdę dla mnie znaczysz? To tutaj po raz pierwszy,
zrozumiałam że stajesz się dla mnie kimś o wiele ważniejszym niż
zwykły znajomy, czy nawet przyjaciel. Strasznie bałam się tych
uczuć, próbując przed nimi za wszelką cenę bronić. Później
jednak się okazało, że zupełnie niepotrzebnie - staję w
niewielkiej odległości za nim z uśmiechem na ustach. Patrząc, jak
się wzdryga. Dopiero moje słowa wyrwały go z rozmyślań, w
których był pogrążony do tego stopnia, że zupełnie nie
rejestrował tego, co działo się w jego aktualnym otoczeniu.
Odwraca się gwałtownie za siebie, a nasze spojrzenia w końcu się
ponownie spotykają po dłuższym czasie rozłąki. Od razu
dostrzegam, że wyglądał na załamanego.
Zapewne
po tym, jak nie zjawiłam się na czas. Był przekonany, że
zdecydowałam o naszym ostatecznym końcu.
-
Sophie, co ty...? - nie pozwalam mu dokończyć. Niwelując ostatnie
dzielące nas centymetry. Mocno się do niego przytulając. O czym od
dawna marzyłam. Do reszty go tym zaskakując, przez co przez kilka
dobrych sekund stoi niczym posąg, nie kwapiąc się do jakiejkolwiek
reakcji. Dopiero, gdy mam zamiar się od niego odsunąć, przyciąga
mnie z powrotem do siebie. Zamykając w swoich ramionach z delikatną
nutą niepewności, czy za chwilę go nie odepchnę.
-
Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jesteś. Byłem przekonany, że
na dobre wyrzuciłaś mnie ze swojego życia. Tak bardzo cię za
wszystko przepraszam. Za całe cierpienie, jakiego ci przysporzyłem
- szepcze łamiącym się głosem. Jeszcze nigdy nie widziałam go w
takim stanie. Takiego zrezygnowanego i pozbawionego chęci do życia.
Zaczynam się czuć źle z tym, że sama go do tego doprowadziłam.
-
Nic więcej nie mów, proszę. Najpierw wysłuchaj mnie do końca -
spoglądam na niego z prośbą, na którą przystaje. Wciąż będąc
kompletnie zdezorientowany moją obecnością.
-
To ja chciałam cię bardzo przeprosić za to, że tak późno
uwierzyłam w twoje wyjaśnienia odnośnie tamtej sytuacji z Astrid,
czy zapewnienia o miłości do mnie. Podczas, gdy inni od początku
ci wierzyli. Ja dalej brnęłam w swoją teorię. Dopiero po
przeczytaniu tego listu, kiedy zrozumiałam, że mogę stracić cię
na zawsze. Uświadomiłam sobie, jaka byłam głupia. Powinnam
bardziej ci ufać i dać się porządnie wytłumaczyć, zamiast
osądzać i z góry uważać, że jesteś taki sam, jak Niklas. Tyle
razy mi przecież udowodniłeś, że tylko ja liczę się dla ciebie.
Jednak złe doświadczenia z bolesnej przeszłości, odebrały mi
trzeźwy osąd. Nic do mnie nie docierało. Na szczęście zdążyłam,
niemal w ostatniej chwili. Nawiązując więc do twojej propozycji z
listu. Zgadzam się. Chcę spróbować odbudować nasz
związek. Głęboko wierząc, że nam się uda. Kocham cię i
nie potrafię bez ciebie żyć. Jesteś moim największym prezentem
od losu. Jeśli starał się tym wynagrodzić mi wcześniejsze
krzywdy, to mu się udało - jeszcze mocniej oplatam go swoimi
ramionami. Podświadomie obawiając, że to tylko zwykły sen, z
którego za chwilę się obudzę.
-
Mówisz poważnie? Naprawdę chcesz do mnie wrócić? Wybaczyć mi
wszystkie kłamstwa i spotkania z Astrid? - chce się upewnić. Nie
dowierzając w moje słowa.
-
Już ci je wybaczyłam. Zrozumiałam, że chciałeś jej tylko pomóc,
a przy tym równocześnie ochronić mnie przed kolejnymi
zmartwieniami. Pewnie na twoim miejscu, zrobiłabym to samo. Choć
kłamstwa na dłuższą metę, nie mają żadnego sensu. Choćby
wynikały one z najbardziej szlachetnych pobudek. Obydwoje boleśnie
się o tym przekonaliśmy. Oczywiście więc, że chcę do
ciebie wrócić. Nie wiem tylko, czy ty chcesz tego samego - zaczynam
odczuwać lekkie wątpliwości. W końcu minęło trochę czasu od
naszego rozstania, podczas którego wiele mogło się wydarzyć.
-
Jeszcze pytasz? Od dawna już o niczym innym nie marzę. Kocham cię
i przysięgam, że już nigdy więcej nie skrzywdzę. Każdego dnia
będę się starał, abyś była najszczęśliwszą dziewczyną na
świecie i niczego ci nigdy nie zabrakło. Wynagrodzę ci każdą
uronioną przeze mnie łzę. Zaczniemy wszystko od nowa - obiecuje, a
ja bardziej niż kiedykolwiek wcześniej byłam pewna, że naprawdę
się o to postara.
-
Mam tylko jedno zastrzeżenie. Nie chcę zaczynać od nowa, a wrócić
do tego na czym skończyliśmy. Tylko od teraz żadnych kłamstw.
Mówimy sobie nawet najgorszą prawdę. Zgoda? - uśmiecham
się w jego stronę. Zbliżając swoją twarz do jego. Chcąc
nareszcie, aby mnie pocałował.
-
Zgoda. Przypomnij mi tylko na czym to stanęliśmy? - na
twarzy pojawia mu się w końcu szczery uśmiech, a w oczach
dostrzegam błysk szczęścia. Znowu stawał się sobą z czego
bardzo się cieszyłam.
-
Chyba na tym - nie wiele myśląc, łącze ze sobą nasze usta. W
pełnym miłości i tęsknoty pocałunku, który smakował lepiej niż
wszystkie inne. Wywołując u mnie poczucie
niewyobrażalnego szczęścia.
-
Nie płacz - dopiero słowa Halvora, wypowiedziane między naszymi
pocałunkami. Uświadamiają mi, że z moich oczu płyną łzy.
-
To ze szczęścia i ulgi, że nareszcie wszystko znowu zaczyna się
układać. Nie masz pojęcia, jak za tobą tęskniłam - znowu się
do niego przytulam. Chcąc nacieszyć się jego ponowną bliskością,
której ostatnio bardzo mi brakowało.
-
Uwierz, że mam, bo czułem to samo. Od teraz jednak powoli wszystko
wróci do normy. Niedługo na dobre zapomnimy o tym koszmarze -
całuje mnie z czułością w czoło. Ocierając przy okazji resztę
łez z twarzy.
-
Kocham cię, Halvor - opieram swoją głowę na jego ramieniu. Chcąc,
aby ta chwila trwała wiecznie. Tylko my i nocna panorama Oslo
rozpościerająca się przed nami.
-
Ja ciebie też kocham, Sophie. Jak nikogo innego. Uwierzysz w to w
końcu? - pyta, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.
-
Może kiedyś - zaczynam się śmiać - Oczywiście, że ci wierzę -
dopowiadam po chwili. Przy okazji czując, że zaczynam się trząść
z zimna. Jeśli naszego pogodzenia nie przypłacę porządnym
przeziębieniem to będzie cud. Było jednak warto.
-
Zimno ci? - przypatruje mi się z uwagą. Mrużąc przy tym oczy.
Zapewne dopiero teraz zauważając mój niezbyt stosowny ubiór do
pogody. - Gdzie ty tak w ogóle masz czapkę i szalik? Dlaczego też
ta kurtka jest taka cienka i w dodatku rozpięta? - pyta z
niezadowoleniem.
-
Nie miałam czasu ich ze sobą zabrać. Miałam ważniejsze rzeczy na
głowie. Musiałam tu, jak najszybciej dotrzeć. Nic mi nie będzie -
kręci z dezaprobatą głową. Słysząc moje wyjaśnienia.
-
Jak zawsze jesteś uparta. Musisz zacząć bardziej dbać o swoje
zdrowie. Już ja tego dopilnuję - ściąga swoją czapkę,
zakładając mi ją na głowę, a następnie zmaga się przez chwilę
z suwakiem od mojej kurtki. Zasuwając mi go pod samą
szyję. Traktując niczym małe i niezbyt posłuszne dziecko.
-
Zaczekasz na mnie te kilka dni? Chociaż bardzo bym chciał być
teraz tylko z tobą, nie uda mi się wykręcić z tego turnieju. -
odrywam się od chłonięcia niezapomnianych widoków, odwracając
głowę delikatnie w bok. Patrząc na Halvora z ostrzeżeniem.
-
To chyba jasne, że zaczekam. Nie próbuj więc nawet
żadnych numerów. Liczę, że zajmiesz same wysokie miejsca. Wróć
tylko do mnie w jednym kawałku. Karoline ostatnio mi wspominała, że
zacząłeś strasznie ryzykować i wyciągasz maksimum z każdego
skoku. Balansując na granicy bezpieczeństwa, co może się bardzo
szybko obrócić przeciwko tobie. Masz z tym skończyć, słyszysz? -
nie dopuszczałam do siebie nawet myśli, że mogłoby stać się mu
coś poważnego.
-
Jasne, zrozumiałem. Dla ciebie mogę, choćby lądować na buli w
każdym skoku. Ważne, że znowu mam cię przy sobie - całuje mnie
krótko. Powstrzymując tym samym przed kolejną uwagą do jego
głupich słów.
-
Poza tym, co to w ogóle za pomysł z tą wyprowadzką? Masz go sobie
raz na zawsze wybić z głowy, rozumiesz? Nigdzie się nie ruszysz z
Asker, przynajmniej nie beze mnie - mówię tonem nie
znoszącym sprzeciwu - Twoja rodzina ma zresztą to samo zdanie.
Karoline jest na ciebie wściekła, że chciałeś zrobić coś
takiego za jej placami - ostrzegam go przed gniewem siostry, którego
na pewno nie uniknie.
-
To było tylko awaryjne wyjście. Tutaj nie potrafiłbym pogodzić
się z naszym rozstaniem. Wszystko dookoła mi o tobie przypomina.
Teraz już jednak nie ma o czym mówić, bo na szczęście znowu
jesteśmy razem - ucina temat. Wyraźnie nie mając ochoty o nim
więcej rozmawiać. Na co sama przystaję, chcąc jak
najszybciej zapomnieć o wszystkim co złe.
-
Musimy chyba niestety wrócić do rzeczywistości. Konkurs skończył
się dobre dwie godziny temu. Na pewno wszyscy są już dawno w
hotelu i cię szukają. Lepiej, żebyś nie robił sobie kolejnych
kłopotów - choć nie chciałam się z nim rozstawać. Doskonale
wiedziałam, że świat specjalnie dla nas się nie zatrzyma i
wszystko toczy się w swoim ustalonym rytmie. Nadal mieliśmy
swoje obowiązki, z których musieliśmy się wywiązywać.
-
Poczekajmy, jeszcze chwilę. Dopiero, co się pogodziliśmy, a już
mamy się znowu rozstać? To niesprawiedliwe. Może spróbujemy
przemycić cię do mojego pokoju? - proponuje przymilnym głosem.
Próbując mnie namówić.
-
Nawet o tym nie myśl. Dość już afer z twoim udziałem.
Wytrzymaliśmy tyle, że ten tydzień nie zrobi nam różnicy. W
dodatku zaraz koniec sezonu, niedługo będziemy mieli mnóstwo czasu
dla siebie - tonuję jego entuzjazm. Starając się myśleć
racjonalnie.
-
W porządku. Ale lepiej zacznij planować sobie wolne dni. Gdy wrócę
nie wypuszczę cię minimum przez dwa dni z naszego mieszkania, a
dokładniej to łóżka. Muszę się tobą nacieszyć - na zachętę,
składa kilka bardzo przyjemnych pocałunków na mojej szyi. Będącymi
zapowiedzią tego, co miało się między nami wydarzyć po jego
powrocie. Dając tym samym spore pole do popisu mojej wyobraźni.
-
Co miałeś na myśli mówiąc naszego mieszkania? - szukam
odpowiedzi na nie dające mi spokoju słowa, wypowiedziane przed
kilkoma minutami przez niego.
-
Przecież to oczywiste. Chodziło mi o mieszkanie, w którym mieliśmy
razem zamieszkać. Nie pamiętasz już, że prawie wszystko było
gotowe? Proszę to twoje klucze, trochę się na ciebie
wyczekały - wręcza mi komplet kluczy, na który wprost nie mogłam
się doczekać przed kilkoma tygodniami.
-
Myślałam, że ze względu na okoliczności zrezygnowałeś z tego
mieszkania - byłam o tym niemal przekonana.
-
Nie potrafiłem tego zrobić. Doskonale wiedząc, jak bardzo ci się
podobało. Wciąż miałem też jakieś minimalne poczucie nadziei,
że kiedyś razem w nim zamieszkamy - na twarzy Halvora znowu pojawia
się cień smutku, zapewne z powodu powrotu myślami do niezbyt
dobrego okresu czasu, jaki ostatnio przechodziliśmy.
-
Jak widać ta nadzieja w pełni się opłaciła. Od jutra
zacznę się pakować. Chcę jak najszybciej z tobą zamieszkać. Nie
mogę się już doczekać - łączę ze sobą nasze dłonie.
Zaczynając snuć plany na najbliższe dni, które zapowiadały się
bardzo pracowicie.
Opuszczamy
powoli teren skoczni, próbując jak najdłużej odsunąć w czasie
moment naszego pożegnania. Ani na moment nie puszczając przy tym
swoich dłoni. Staramy się wykorzystać każdą wspólnie
spędzoną minutę do maksimum, chcąc w ten sposób nadrobić
stracony czas.
Takich
szczęśliwych i przepełnionych radością, spotyka nas na
swojej drodze Karoline, wyraźnie wybierająca się na nasze
poszukiwania.
-
Nareszcie. Nie macie pojęcia, jak długo czekałam na ten widok. W
końcu się pogodziliście, a miłość zatriumfowała - rzuca się z
piskiem najpierw w moje, a następnie Halvora objęcia. Ciesząc się
równie mocno, co my z takiego obrotu sprawy.
-
Duża w tym twoja zasługa, że się udało. Należą ci się spore
podziękowania, zwłaszcza za wsparcie jakiego mi udzieliłaś. Bez
ciebie już dawno bym się poddał. Taka siostra to prawdziwa skarb -
musiałam się w pełni zgodzić ze swoim chłopakiem. Karoline była
po prostu nieoceniona.
-
Mnie także bardzo pomogłaś. Nie wiem, jak ci się za to wszystko
odwdzięczę - dołączam do podziękowań, na które dziewczyna
zasłużyła, jak nikt inny.
- Przestańcie mi
już tak słodzić. Zamiast tego w ramach rewanżu powiedzcie mi
lepiej w końcu, jak to naprawdę było na początku waszego
związku. Strasznie mnie to ciekawi - patrzy na nas z
rozbawieniem, zupełnie zaskakując tym pytaniem znikąd.
-
Karoline, nie wiem zupełnie o czym ty mówisz - Halvor jako pierwszy
odzyskuje rezon. Starając się, aby nasza największa tajemnica nie
wyszła na jaw.
-
Braciszku, przestań udawać głupka. Ja i tak doskonale wiem, że do
pewnego momentu tylko udawaliście. Naprawdę myślałeś,
że uwierzyłam w to, że taka dziewczyna jak Sophie mogła ot tak
zakochać się w takim gburze, jakim wtedy byłeś? Od początku coś
mi w tym wszystkim nie pasowało, a potem usłyszałam przypadkiem
waszą rozmowę podczas tego wieczoru, gdy poznałyśmy się z
Sophie, która tylko utwierdziła mnie w przypuszczeniach - byłam w
szoku, słysząc wyznanie Karoline. Nigdy bym nie przypuszczała, że
czegokolwiek się domyślała. Nie doceniłam jej bystrości i
spostrzegawczości, przez co teraz nie mam pojęcia, jak mam się
zachować. Było mi strasznie głupio i wstyd.
-
Dlaczego więc milczałaś i razem z nami grałaś to przedstawienie?
- Halvor docieka, doskonale wiedząc, że nie ma sensu dalej
zaprzeczać prawdzie.
-
Bo czułam, że zaczynacie mieć się ku sobie. Widziałam te
wszystkie ukradkowe spojrzenia, które sobie posyłaliście, gdy
byliście przekonani, że nikt tego nie widzi. Albo waszą wzajemną
troskę o siebie. W dodatku zaczynałeś się zmieniać na lepsze, a
ciebie Sophie bardzo polubiłam. Chciałam się przekonać, co z tego
wyjdzie i jak widać dobrze zrobiłam - opowiada ze sporym
rozbawieniem. Na szczęście nie mając nam za złe naszych kłamstw.
-
Jesteś niemożliwa. Czy przed tobą cokolwiek się ukryje? - jej
brat kręci z niedowierzaniem głową.
-
Wątpię, dlatego lepiej uważaj i miej się na baczności - posyła
Halvorowi ostrzegawcze spojrzenie - To jak będzie, opowiecie mi jak
to wszystko się zaczęło? - nie ustępuje.
- To
długa historia, dlatego zostawiam ten zaszczyt tobie, Sophie. Ja
muszę niestety się z wami pożegnać. W innym przypadku trener mnie
zabije. Podobno już mnie szuka - spogląda ze strachem na swój
telefon.
-
W porządku. Zostawię was na chwilę samych, gołąbeczki. Ładnie
się pożegnajcie. Poczekam przy samochodzie, Sophie. Urządzimy
sobie dziś babski wieczór. Przyda nam się - kiwam głową
w jej kierunku na znak zgody.
-
Wielkie dzięki, naprawdę. Nie sądzisz, że razem powinniśmy
wszystko wyjaśnić Karoline? - zwracam się do Halvora z
niezadowoleniem. Wcale nie ciesząc się z perspektywy opowiedzenia
samej o wszystkim jego siostrze. Zapowiadał się naprawdę
długi i niezręczny dla mnie wieczór.
-
Wybacz, kochanie. Ale naprawdę muszę znaleźć się w ciągu kilku
minut w hotelu, inaczej będę miał przechlapane - przyciąga mnie
do siebie.
-
Rozumiem. Będę za tobą strasznie tęsknić. Kocham cię – nie
potrafiąc się dłużej złościć na niego. Żegnamy się. Co
przychodzi mi z niezwykłym trudem, mimo że nie będziemy się
widzieć tylko kilka dni.
-
Obiecuję, że później zadzwonię. Uważaj na siebie. Kocham cię.
Do zobaczenia w przyszłą niedzielę - całuje mnie czule,
po czym wymieniając ze sobą ostatnie tęskne spojrzenia. Udajemy
się w przeciwne strony.
Obydwoje
z szerokimi uśmiechami na ustach. Doskonale wiedząc, że wszystko
znowu wróciło na swoje miejsce. Nasza miłość okazała się
silniejsza od wszystkich przeciwności, jakie musiała pokonać.
Udowadniając tym samym, że jest tą właściwą i jedyną. Tą na
całe życie, które stało przed nami otworem i jeszcze nigdy nie
rysowało się w tak optymistycznych barwach.
Ach! Nareszcie koniec z depresją :D
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że od samego początku przeczuwałam, że Karoline dostrzega więcej ;) Także miałam nosa co do jej osoby! Aż poczułam taką małą satysfakcję, gdy o tym wspomniała. Jest cudowną siostrą, która wspiera brata w dobrych i złych chwilach. Nawet gdy miała go po dziurki w nosie, a on sam doprowadzał ją swoim zachowaniem do szewskiej pasji, nie potrafiła go opuścić. Do samego końca miała nadzieję, że i dla niego zaświeci słoneczko :) I tak też się stało! Na drodze Halvora stanęła Sophie, która w pozytywnym sensie wywróciła jego życie do góry nogami. I choć początkowo niektórzy byli sceptycznie do ich związku nastawieni, mam tu na myśli jego matkę, to koniec końców próbowali w jakiś sposób im pomóc. Świetnie, że wszyscy najbliżsi im kibicują. To na pewno wpłynie dobrze na ich dalsze życie :)
Dzięki tym wszystkim słowom o wątpliwościach oraz zapewnieniach o niewinności Halvora, Sophie z dnia na dzień sama zaczęła dostrzegać nieścisłości. Kulminacyjna okazała się rozmowa z jego matką, która przedstawiła jej obraz Astrid, która była/jest niezłą manipulantką. A list, który był niezwykle wzruszający i romantyczny, postawił kropkę nad "i"! Sophie zrozumiała, że nie może bez niego żyć i że to wprost niemożliwe, aby mógł ją zdradzić.
Scena na skoczni była genialna! Świetnie to wymyśliłaś :) W końcu Sophie musiała kolejny raz pokonać swój największy lęk, ale i to okazało się być "błahostką" ... jak widać jest w stanie zrobić na prawdę wiele dla Halvora :) A ich pogodzenie to sama przyjemność dla czytelnika! Okropnie się cieszę ich szczęściem. W końcu żadne z nich nie zrobiło nic złego. Astrid może i jest genialną manipulantką, ale prawdziwej miłości nie da się zniszczyć. Ciekawi mnie, jak zakończysz jej wątek. Czy się pojawi, czy może już nie ^^
Teraz pozostaje czekać nam na epilog. I mam mieszane uczucia! Bo z jednej strony cieszę się, że Halvor i Sophie się pogodzili, ale z drugiej trudno będzie mi się z nimi rozstać. Tak wciągasz mnie w swoje historie! ;D
PS. Przy okazji zapraszam na nowość : https://no-soy-quien-ideaste.blogspot.com/ :)
Przeczytałam ten rozdział na jednym wdechu i z wypiekami na policzkach! :D Ach, co tutaj się działo! :)
OdpowiedzUsuńAż mi było szkoda Halvora, gdy tak pisał list za listem i żaden mu się nie podobał. Ale w końcu wydobył z siebie wszystkie uczucia i doskonale przelał je na papier. Pisał prosto z serca, a przecież to jest najważniejsze :) Bardzo się cieszę, że dostał od Karoline takie wsparcie. Gdyby nie siostra to pewnie poddałby się szybciej, a ona skutecznie przekonywała go, by jeszcze się nie poddawał, mówiła mu, że walka o Sophie nie jest jeszcze skończona, co zaowocowało pogodzeniem zakochanych :)
Sophie... Gdy emocje opadły, zaczęła dostrzegać nieścisłości, które inni widzieli od początku. Jednak rozumiem ją. W końcu została już tak skrzywdzona przez Niklasa, że bała się ponownie zaufać i przebaczyć. Pojawienie się w jej mieszkaniu mamy Halvora było strzałem w dziesiątkę! Kobiety ucięły sobie szczerą pogawędkę, dzięki której Sophie uwierzyła, że Halvor od samego początku mówił prawdę, że nie zdradził jej z Astrid.
Ta scena z listem była genialna :) W ogóle ten list był przepiękny i bardzo mnie wzruszył <3 Ale tak bardzo się bałam, że Sophie nie zdąży na czas! I bałam się, że wymyślisz po drodze jakiś wypadek, skoro jak szalona gnała do Oslo, ale na szczęście obyło się bez! :) Gdy Karoline i Sophie nigdzie nie mogły znaleźć Halvora domyśliłam się, że skoczek może przebywać tylko w jednym miejscu :) Sophie również się tego domyśliła i wzięła sprawy w swoje ręce :) Przy okazji po raz kolejny pokonała swój lęk wysokości, ale zdecydowanie było warto! Biedny Halvor czekał tam zrezygnowany, bez nadziei, a jednak... Sophie się pojawiła! I mogli paść sobie w ramiona, cieszyć się bliskością tej drugiej osoby... Pięknie! Wyjaśnili sobie wszystko szczerze i pogodzili się <3 Wielki głaz spadł mi z serca haha :D Nie mogło być inaczej! Ich miłość jest wielka, więc Astrid ze swoimi manipulacjami może się schować! ^^
O, i proszę... Karoline od początku przeczuwała, że coś jest nie tak i miała nosa haha :D A odpowiedzialność za wyjawienie jej całej prawdy spadła na biedną Sophie haha, to ją Halvor wkopał! :D Ale najważniejsze jest to, że zakochańce się pogodziły! <3
Czyli przed nami już tylko epilog... Wielka szkoda, bo związałam się z nimi :) Ale czekam z niecierpliwością! :)
Pozdrawiam ;*
http://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ zapraszam na nowy rozdział ;*
UsuńOj nareszcie 😍😍😍 Nie mogłam się już doczekać naszej pary razem. Oni są tacy słodcy 😍
OdpowiedzUsuńKaroline jest chyba najlepsza siostrą na świecie. I jak o niej czytam żałuję że jestem jedynaczką😉
Od zawsze wspierała Halvora choćby niewiadomo jakie głupstwo zrobił.
A on jak pisał ten list. No ja się po prostu nad nim rozpływam.
Nie pomyślałabym że mama Halvora się pojawi u Sophie. Ale było to strzałem w dziesiątkę. I na pewno w jakiś sposób pomogło przekonać Sophie.
A ona w końcu dojrzała to co najważniejsze. Że Halvor kocha ja całym sercem i nigdy jej nie zdradził.
Jak ja się bałam że ona nie zdąży na skocznie. Nawet nie masz pojęcia. I tu zaskoczył mnie miło Malcolm . Niby zmienił się ostatnio. No ale nie spodziewałam się.
Od razu widziałam gdzie będzie Halvor😉
Jejku ta ich scena była taka słodka i urocza.
Nareszcie sobie wszystko wyjaśnili i teraz może być już tylko lepiej.
Tylko czy ja mam się z tego cieszyć?!
Bo niby się cieszę, ale to oznacza że już tylko epilog. I ja naprawdę nie mogę się z tym pogodzić.
Nie mogę i nie chce 😪 Ja tak kocham to opowiadanie. I strasznie szybko mi się skończyło.
Cieszę się jednak że szykujesz już coś nowego 😊
Dlatego czekam z niecierpliwością. I pozdrawiam cieplutko.
Jestem w końcu i ja. Przyznam, że ten rozdział czytało mi się bardzo przyjemnie. Od samego początku czułam, że to będzie dokładnie ten moment, w którym Sophie w końcu wybaczy Halvorowi. Po prostu wiedziałam, że tak się stanie.
OdpowiedzUsuńHalvor zdecydował się napisać list i to okazało się być strzałem w dziesiątkę. Skoro nic nie działało, to chwytał się po prostu każdego nawet najbardziej desperackiego rozwiązania. Na pewno włożył ten list całe swoje serce i prawdziwe uczucia. W końcu kochał Sophie najbardziej na świecie.
Nie wierzę również, że zdecydowałby się poddać, gdyby list nie wypalił. Okej, myślał o wyprowadzce, ale wydaje mi się, że Karoline szybko wybiłaby mu z głowy wyjazd. W końcu nie można uciekać przed problemami, nieprawdaż?
Na szczęście list doszedł, a wcześniej Sophie porozmawiała sobie z mama Halvora. Kobieta na pewno doskonale zna chłopaka — w jest jej synem. Komu więc Sophie miałaby zaufać, jak nie jej? Zna Halvora, znała tez Astrid, jej słowa znaczą naprawdę wiele. Dobrze, że Sophie ją wysłuchała, dzięki temu naprawdę zwątpiła w swoje postanowienie.
A potem przeczytała list. I to w ostatniej chwili. Jeszcze kilkanaście minut, godzina czy dwie i już nie spotkałaby Halvora. Zdążyła z nim porozmawiać, jedocześnie po raz kolejny pokonując swój lęk.
I nasza parka znów jest razem! Czyli wszystko kończy się szczęśliwie. Teraz nie pozostaje im już nic innego, tylko znów cieszyć się sobą i dalej planować szczęśliwą przyszłość. Bo nie wierzę, że mogłaby ona być inna.
Pozdrawiam
Violin