Styczeń,
2018
Z
nieukrywanym zachwytem, wpatruję się w szumiące i kołyszące w
jednostajnym rytmie
swoimi nieokiełznanymi falami Morze
Norweskie. Nie potrafiąc oderwać swojego wzroku od wzburzonej tafli wody, raz po raz odpływającej i ponownie zbierającej się na brzegu.
Norweskie. Nie potrafiąc oderwać swojego wzroku od wzburzonej tafli wody, raz po raz odpływającej i ponownie zbierającej się na brzegu.
Morze
roztaczało się po sam horyzont, wzbudzając niemały podziw dla
swojego majestatu i wielkości. W dodatku jego niemilknący, ani
na sekundę szum. Miał na mnie niezwykle kojący i
uspokajający wpływ. Pozwalał mi się wyciszyć i po raz
pierwszy od bardzo dawna, zupełnie zresetować umysł.
Dodając nowej energii i siły, której ostatnio
zdecydowanie mi brakowało.
Miło
było, choćby na kilkanaście godzin oderwać się od rzeczywistości
i zgiełku panującego w mieście. Przenosząc się niemal
do innego świata. Opustoszałego i zdecydowanie rzadko
odwiedzanego w tej porze roku przez inne osoby, w
którym to większość reguł ustalała natura. Właśnie
czegoś takiego było mi trzeba.
Wdychając
świeże i dość chłodne powietrze tego styczniowego
popołudnia. Nie mogę wprost uwierzyć, że moje życie na
przestrzeni ostatnich miesięcy, tak diametralnie się zmieniło.
Jeszcze
do niedawna, każdy dzień był niemal walką o przetrwanie. Pełną
niepewności i strachu o choćby najbliższą przyszłość. Bez
cienia nadziei na poprawę mojego losu. Natomiast teraz
spacerowałam sobie, jak gdyby nigdy nic po delikatnie ośnieżonej
plaży, należącej do jednej z mniejszych nadmorskich miejscowości.
Mając u swego boku ukochanego, który rozjaśniał swoją osobą
każdą naszą wspólnie spędzoną ze sobą chwilę. Będąc
zupełnie spokojna o teraźniejszość, a także coraz wyraźniej
kształtującą się wspólną przyszłość naszej dwójki.
Po
cudownych świętach oraz niezwykle udanym Sylwestrze spędzonym
wspólnie z moimi dwoma najlepszymi przyjaciółkami.
Jakimi w pełni mogłam nazywać Karoline, ale także na powrót
Inge. Pełnym śmiechu i doskonałej zabawy. W nowy rok
weszłam z ogromnymi nadziejami i wiarą w to, że
nadszedł dla mnie w końcu czas spokoju i szczęścia oraz
bezgranicznej miłości, która miała się nigdy nie skończyć.
Gdy zegary zaczęły wybijać północ podczas tego wyjątkowego i niepowtarzalnego dnia w roku. Jedynym życzeniem jakie miałam to, aby nic się nie zmieniało. Dla mnie było to w zupełności wystarczające.
Gdy zegary zaczęły wybijać północ podczas tego wyjątkowego i niepowtarzalnego dnia w roku. Jedynym życzeniem jakie miałam to, aby nic się nie zmieniało. Dla mnie było to w zupełności wystarczające.
Po
powrocie Halvora z turnieju, którego czas trwania dłużył mi się
niemiłosiernie. Doprowadzając niemal do obłędu z powodu tęsknoty
za nim i jego obecnością obok. W końcu mieliśmy chwilę
czasu tylko dla siebie.
Wykorzystując
wolny weekend, będący krótką przerwą od dalszych zmagań. Tak,
jak już chłopak jakiś czas temu obiecał. Wybraliśmy
się na krótki, ale za to wyjątkowo romantyczny wyjazd. Mający być
chwilą tylko dla naszej dwójki i nikogo więcej. Dlatego też,
tuż po przyjeździe i zatrzymaniu się w niewielkim pensjonacie.
Zgodnie z umową wyłączyliśmy swoje telefony,
odcinając się tym samym od świata, aby nikt nie zakłócił nam
tych niecałych dwóch dni, gdzie byliśmy tylko my i nasze, wciąż
rozwijające się uczucie.
Wyjątkowo rzadko zdarzały się nam podobne okazje, dlatego też tą aktualnie trwającą, chcieliśmy wykorzystać do maksimum.
Wyjątkowo rzadko zdarzały się nam podobne okazje, dlatego też tą aktualnie trwającą, chcieliśmy wykorzystać do maksimum.
Za
nic nie chcieliśmy, aby nasz związek popadł w codzienną rutynę.
Skupiającą się tylko na jego karierze i mojej restauracji. Co na
razie idealnie nam wychodziło. Miałam nadzieję, że z biegiem
czasu nic się w tej kwestii nie zmieni.
-
O czym tak intensywnie rozmyślasz? - pytanie Halvora, wyrywa mnie z
rozmyślań, w których byłam pogrążona od dłuższej chwili.
-
O życiu i o tym, jak potrafi być ono nieprzewidywalne - odpowiadam
zgodnie z prawdą. Przytulając się mocno do
niego. Uwielbiając znajdywać się w jego silnych i
bezpiecznych objęciach.
- Akurat
w tej kwestii w pełni się z tobą zgadzam. Pomyśleć tylko,
jak niewiele zabrakło, abyśmy się nigdy lepiej nie poznali. Teraz
wydaje się to być czymś nie do pomyślenia - wracam pamięcią
do naszego pierwszego spotkania, które nie należało do
najprzyjemniejszych.
-
Wystarczyło, abym nie upuściła tamtych talerzy. Do tej pory nie
wiem, jak to się stało. Myślałam, że zapadnę się wtedy
pod ziemię ze wstydu - zaczyna się śmiać. Na wspomnienie o
tym wyjątkowo żenującym dla mnie zdarzeniu.
-
To było po prostu przeznaczenie. Gdyby to się nie stało, zapewne
nie zwróciłbym na ciebie uwagi. Strasznie wtedy
przesadziłem, okropnie cię traktując. Ale koniec końców,
wszystko się dobrze skończyło - z tym akurat miał rację. Gdyby
nie ten wypadek. Nasze drogi w życiu by się ze sobą nie
splotły. Co byłoby naszą najbardziej zmarnowaną szansą w
życiu.
-
Nawet lepiej niż dobrze się skończyło. Jeszcze nigdy nie byłam,
aż taka szczęśliwa, jak z tobą. Jesteś najlepszym prezentem
od losu. Kocham cię, Halvor i nic tego nie zmieni -
całuję go w ramach zapewnienia, czując jak ochoczo
odwzajemnia tą pieszczotę.
-
Też cię kocham, Sophie. Może jednak wrócimy do pokoju? Wtedy będę
wstanie pokazać ci, jak bardzo moje uczucie jest
głębokie - proponuje przymilnie. Próbując mnie namówić.
-
Zapomnij. Mało ci poprzedniej nocy? - czuję, jak na
moich policzkach powstają rumieńce zawstydzenia. Gdy
tylko przypominam sobie o tym, co miało miejsce pomiędzy nami
kilka godzin wcześniej. Nie dość, że to było jedno z naszych
najlepszych i najbardziej intensywnych zbliżeń. Wynikające zapewne
z ogromnego pragnienia swojej wzajemnej bliskości. To
wystarczyło mi tylko jedno spojrzenie na właścicielkę pensjonatu
podczas śniadania, aby mieć pewność, że sporo słyszała z
tamtych wydarzeń.
-
Nie moja wina, że potrafię aż tak cię zadowolić, że słyszy cię
potem cała okolica - odpowiada z cwanym uśmiechem. Wybuchając
następnie głośnym śmiechem na widok mojej zażenowanej miny.
-
Halvor! Mógłbyś przestać się śmiać. To naprawdę nie jest
zabawne. Co ta kobieta musiała sobie o nas pomyśleć? -
nie wiedziałam, jak spojrzę jej w oczy podczas kolacji.
-
Że jesteśmy w sobie na zabój zakochani i mamy bardzo udany seks?
Sophie, daj spokój. Ona też była kiedyś młoda.
Pewnie teraz żałuje, że tamte czasy już minęły. Ale
przynajmniej dostarczyliśmy jej rozrywki - obejmuje mnie ramieniem,
ruszając w dalszą drogę, kiedy obrzucam go morderczym spojrzeniem.
-
Długo będziemy tutaj siedzieć? Robi się naprawdę zimno. Masz już
prawie fioletowe policzki. Tak samo zresztą pewnie, jak ja. W końcu
je sobie odmrozisz - słyszę narzekania Halvora. Wyraźnie
nastawionego na powrót do ciepłego i przytulnego pokoju.
-
Jeszcze kilka minut. Może się pojawi - z wielką nadzieją,
wpatrywałam się w horyzont. Licząc na zobaczenie zorzy polarnej.
-
Już by to zrobiła, gdyby miała taki zamiar - w momencie
wypowiadania przez niego tych słów. Zaczynam dostrzegać niewielki
błysk i ledwie zauważalną łunę zielonej poświaty.
-
Jest, zobacz jaka piękna - opieram głowę na jego ramieniu.
Przyglądając się rodzącemu na naszych oczach cudowi natury.
Mimo że już kilka razy miałam okazję dostrzec to zjawisko. Ten
był najbardziej wyjątkowy i bez wątpienia godny
zapamiętania.
-
Ty i tak jesteś piękniejsza. Jesteś moim największym cudem -
Halvor odwraca mnie w swoją stronę. Przejeżdżając pieszczotliwie
po moich policzkach swoją dłonią. Uwielbiałam słuchać takich
słów z jego ust. Skutecznie podbudowywały moją pewność siebie i
poczucie wartości.
-
A ty moim - odpowiadam po dłuższej chwili milczenia, jakie między
nami zapanowało. Wiedząc, że była to najszczersza prawda.
Pakuję
kolejne rzeczy z półek do pudełka. Następnie wyraźnie
podpisując na nim czerwonym markerem, co takiego w sobie
zawiera. Chcąc tym samym oszczędzić sobie niepotrzebnego
zamieszania przy rozpakowywaniu w nowym mieszkaniu. Do którego
na dniach, miałam otrzymać swój własny komplet kluczy.
Ostatnio
wszystkie wolne chwile, poświęcałam na pakowanie. Sukcesywnie moje
mieszkanie z dnia na dzień, coraz bardziej pustoszało.
Zaczynając przypominać składowisko papierowych
kartonów. Ustawionych w równych rządkach tuż przy ścianach.
Nie
mogłam się już doczekać momentu, kiedy zamieszkam wspólnie z
Halvorem pod naszym nowym, starannie wybranym przez
nas adresem.
Choć niewątpliwie trudno będzie mi się rozstać z obecnym lokum. Chcieliśmy raz na zawsze zamknąć za sobą pewne rozdziały. Między innymi dotyczący związków z naszymi byłymi partnerami i rozpocząć nowy dużo lepszy z czystą kartą. W nowym miejscu, które nie będzie zawierało w sobie niemal na każdym kroku wspomnień dotyczących utraty przeze mnie rodziców, czy fatalnego związku Halvora z Astrid.
Choć niewątpliwie trudno będzie mi się rozstać z obecnym lokum. Chcieliśmy raz na zawsze zamknąć za sobą pewne rozdziały. Między innymi dotyczący związków z naszymi byłymi partnerami i rozpocząć nowy dużo lepszy z czystą kartą. W nowym miejscu, które nie będzie zawierało w sobie niemal na każdym kroku wspomnień dotyczących utraty przeze mnie rodziców, czy fatalnego związku Halvora z Astrid.
Przede
wszystkim nareszcie poczuję się swobodnie ze świadomością, że
nowe mieszkanie nie zawiera nawet najmniejszych śladów jej obecności.
Które w obecnym miejscu zamieszkania Halvora wywoływały u mnie
pewną dozę dyskomfortu i braku umiejętności pełnego odnalezienia
się w tamtych ścianach.
Spoglądam
na stojący na biurku kalendarz, gdzie data naszej
przeprowadzki była starannie zaznaczona kolorowymi
oznacznikami. Niemal tak samo mocno zaakcentowana,
jak termin wspólnych wakacji naszej dwójki
na wschodnim wybrzeżu Australii.
Do
tej pory pamiętam minę Halvora, gdy otworzył bożonarodzeniowy
prezent ode mnie. Będący spełnieniem jednego z jego
największych marzeń, którego realizację nieustannie odkładał na
później. Teraz już jednak nie miał wyjścia i musiał
je zrealizować.
Choć
ten prezent kosztował mnie całe oszczędności, jakie udało mi
się przez ostatni czas uzbierać. Wiedziałam, że był
warty każdej ceny. Choćby dla zobaczenia jego pełnego szoku wyrazu
twarzy, a zarazem ogromnego szczęścia błyszczącego
w oczach.
-
Otis, gdzie się schowałeś? Kotku to naprawdę nie jest czas
na zabawę - szukam swojego pupila. Który był ostatnio
wyjątkowo niezadowolony z powody wywołanego przez przeprowadzkę
chaosu. Nie potrafiąc znaleźć sobie nigdzie miejsca.
-
Otis, gdzie jesteś? - nie odnajdując go w jego najczęściej
wykorzystywanej kryjówce pod łóżkiem. Zaczynam się martwić, że
jakimś cudem udało się mu wyjść na zewnątrz. Czego
starałam się unikać.
-
Nie bój się. Zguba już się znalazła. Był na schodach.
Uciekł zapewne przez niedomknięte drzwi. Mały spryciarz
- słyszę znajomy głos, wywołujący u mnie ogromną radość.
-
Therese, wróciłaś? - patrzę na nią zupełnie zaskoczona.
Niweluję odległość między nami. Mocno się do niej przytulając
na powitanie. Choć byłyśmy ze sobą w częstym
kontakcie telefonicznym. Informując się niemal o
wszystkich najważniejszych wydarzeniach. Spotkanie na żywo
było czymś nieporównywalnie lepszym.
-
Dziś rano. Ale się za tobą stęskniłam, Sophie. Wspaniale
wyglądasz. Widzę, że związek z Halvorem bardzo ci służy – po
dłuższej chwili odsuwam się od niej. Bacznie przypatrując
jej pogodnej twarzy. Pokrytej sporą ilością zmarszczek, które w
jej przypadku dodawały tylko uroku.
-
Ja za tobą też bardzo tęskniłam. Brakowało mi ciebie
tutaj. Chodź na dół, zrobię nam herbaty i opowiesz, co u
ciebie. Zostało mi, jeszcze trochę przerwy. Więc mamy
doskonałą okazję - niemal w podskokach zbiegam po schodach.
Kierując się do restauracyjnej kuchni. Ogromnie ciesząc, że znowu
mam Therse przy sobie. Ta świadomość dodawała mi ogromnego
poczucia radości.
-
Jak ręka? Wszystko dobrze się zrasta? Nie ma żadnych
problemów? - pytam, wskazując na wciąż widoczny gips. Mając
nadzieję, że proces leczenia przebiega bez zarzutów.
-
Jest w porządku. Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu będą mi go
zdejmować. Mam nadzieję, że jakoś sobie poradzicie przez
ten pozostały do tego czas - kiwam na potwierdzenie głową.
Będąc o tym przekonana. Najgorszy okres był już za nami, a skoro
udało się go przetrwać. Teraz nie będzie stanowiło to żadnego
problemu.
-
Możesz w spokoju dochodzić do zdrowia. Poczekamy na ciebie tak
długo, jak będzie trzeba - zapewniam ją. Nie chcąc, aby zbyt
szybko śpieszyła się z powrotem do restauracji. Co mogłoby w
konsekwencji negatywnie odbić się na jej zdrowiu.
Gdy
temat naszej rozmowy, schodzi na pobyt Therese u Elsy i jej rodziny. Z
ogromnym zainteresowaniem, przysłuchuję się jej opowieściom.
Podświadomie wyobrażając sobie, jak mogłaby za kilkanaście lat
wyglądać stworzona przeze mnie i Halvora rodzina.
-
Gdzie tak w ogóle jest Malcolm? Nigdzie go nie widziałam. Nie
spędzacie razem przerwy? Pokłóciliście się? - wypytuje. Szybko
zauważając, że nie wszystko wygląda tak, jak przed jej
wyjazdem. Wkraczając tym samym na niezbyt wygodny dla
mnie temat.
-
Oczywiście, że się nie pokłóciliśmy. Wszystko
jest w porządku. Malcolm po prostu miał coś pilnego do załatwienia
- staram się brzmieć przekonująco. Nie chcąc jej niepotrzebnie
martwić. Swoimi zdecydowanie ochłodzonymi stosunkami z
chłopakiem.
-
Sophie, proszę cię. Przecież widzę, że coś jest na rzeczy. O co
chodzi? - nie odpuszcza. Starając się poznać prawdę.
- Dobrze,
powiem ci. Od czasu pewnego incydentu. Malcolm praktycznie cały
czas mnie unika. Rozmawiamy ze sobą, jedynie na tematy związane
z pracą czy restauracją - zwierzam się z nie najlepszych kontaktów z nim. Był na mnie wyraźnie zły od momentu tego niedoszłego
pocałunku. Jakby miał mi za złe, że przerwałam tamten
moment między nami. Demonstrując to za pomocą ignorancji
mojej osoby. Natomiast ja bałam się o tym z nim
porozmawiać. Nie chcąc, jeszcze bardziej pogorszyć naszych
relacji. Mówiąc mu wprost, że to nigdy nie powinno się wydarzyć
i było okropnym błędem z mojej strony, mimo że
do niczego tak naprawdę nie doszło.
-
A co to za incydent? - Therese patrzy na mnie z powagą, jakby
przeczuwając, że to coś poważnego. Biorę dlatego głęboki
wdech, opowiadając jej następnie wszystko ze szczegółami jako
jedynej. Wiedząc, że mogę w pełni jej zaufać, a ona nie będzie
mnie oceniała czy robiła jakichś wyrzutów.
-
Od tamtego czasu mam już niemal całkowitą pewność, że jego
uczucia do mnie wykraczają poza zwykłą przyjaźń. Therese, co ja
mam teraz z tym zrobić? - szukam u niej jakiejś porady. Nie czując
się za dobrze w tej sytuacji pomiędzy mną a moim
pracownikiem. Zwłaszcza, że naprawdę lubiłam Malcolma i
czasem brakowało mi naszej koleżeńskiej relacji.
-
Dziecko, ty nic nie możesz z tym zrobić. Malcolm sam musi się
wyleczyć z tego nieodwzajemnionego do ciebie uczucia. Powinien już
dawno zrozumieć, że nic z tego nie będzie. Zwłaszcza, że od
samego początku nie byłaś wolna. Lubię tego chłopaka, ale w tym
wypadku zachowuje się naprawdę niestosownie. Nikt nie powinien
mieszać się między dwójkę zakochanych, jak to on próbuje zrobić
- ocenia wszystko trzeźwym i obiektywnym okiem.
-
Mimo wszystko może jest w tym trochę mojej winy? Od samego początku
mogłam postawić sprawę jasno - z perspektywy czasu, bardzo tego
żałowałam. Nie dając nigdy Malcolmowi jasno do zrozumienia,
że nie ma na co liczyć w kwestii obdarzenia przeze mnie jego osoby,
jakimiś głębszymi uczuciami.
-
A nie zrobiłaś tego? Przecież nie ukrywałaś przed nim swojego
związku z Halvorem, prawda? Od początku wiedział, że jesteś
z nim szczęśliwa i to jego kochasz - stara
się pozbyć mojego poczucia winy.
- Być
może masz rację. Oby tylko, jak najszybciej mu przeszło. Inaczej
atmosfera tutaj, stanie się w końcu nie do
wytrzymania - bałam się tego. Zwłaszcza, że Malcolm był naprawdę
świetnym pracownikiem i szkoda by było stracić kogoś takiego.
-
Ja z nim porozmawiam. Zaproszę go dziś do siebie i wybadam
sytuację. Przy okazji postaram się na niego wpłynąć - deklaruje
się. Uznaję to za dobry pomysł. Jedyny jaki może przynieść
jakieś rozwiązanie. Miałam nadzieję, że Therese uda
się zaradzić naszemu niespodziewanemu konfliktowi.
Na
kilka minut przed zamknięciem restauracji. Z coraz większym
zmartwieniem, po raz kolejny wybieram numer Halvora.
Który, jak na złość nie odbiera ode mnie,
któregoś już z rzędu połączenia.
Zaczynałam
się poważnie o niego martwić, ponieważ już od dawna
powinien tu być. Miał w końcu tylko na chwilę wpaść do swojego
mieszkania po treningu, a potem jak zawsze wrócić tutaj. Tymczasem
nic takiego nie nastąpiło, przyprawiając mnie tym samym o
spore zdenerwowanie. I niezrozumienie, co takiego mogło go
zatrzymać.
Przed
północą, kiedy nareszcie udało mi się uporać z
samodzielnym sprzątaniem restauracji i
przygotowaniem wszystkiego na jutro.
Po
raz kolejny, staram się skontaktować ze swoim chłopakiem.
Szczególnie, że do głowy zaczęły mi przychodzić same najgorsze scenariusze, że mogło coś się mu stać. Czego chyba bym nie
przeżyła.
Dopiero
krótka i bardzo nieskładna wiadomość, która
niespodziewanie pojawia się na moim telefonie. W momencie, gdy
powoli traciłam nadzieję. Uspokaja choć trochę moje
zszargane nerwy. Niewiele jednak z niej rozumiałam. Zwłaszcza,
dlaczego Halvor informował mnie w niej, że zobaczymy się dopiero
rano. Przecież to nie miało większego sensu.
Zaczynałam
się obawiać, że kryje się za tym coś, co może mi się bardzo
nie spodobać. Starałam się jednak mu zaufać i nie wymyślać
pesymistycznych powodów dla jego tajemniczego zachowania.
💓💓💓💓💓💓💓💓
Ze zniecierpliwieniem kolejny raz, wyglądam przez okno swojego nadal
jeszcze obecnego mieszkania. Rozglądając się za Astrid,
która spóźniała się już niemal pół godziny. Nie wiedziałem,
co tym razem wymyśliła, przez co moja irytacja z każdą minutą
tylko się powiększała.
Z
wielką niechęcią zgodziłem się na nasze wspólne spotkanie po
jej niekończących się naleganiach, trwających niemal już od
blisko tygodnia. Nie miałem zamiaru jej ulegać, nie chcąc po raz
kolejny wciągnąć się w jej często absurdalne gierki.
Kiedy
jednak zagroziła, że złoży mi wizytę w restauracji albo
mieszkaniu Sophie. Uderzyła w bardzo niebezpieczne tony. Nie
miałem więc innego wyjścia niż przystać na jej
żądania. Znalazłem się w potrzasku, co moja była dziewczyna
postanowiła z premedytacją wykorzystać, skutecznie stawiając na
swoim.
Sophie
nadal nie miała pojęcia o powrocie Astrid, ani tym bardziej o
utrzymywaniu przez nas jakiegokolwiek kontaktu.
Mimo
obietnic złożonych Karoline, jeszcze przed świętami. Wciąż o
niczym nie powiedziałem swojej ukochanej. Obawiając się
konsekwencji z tym wiążących, które mogły być dla
mnie bardzo dotkliwe. Szczególnie w tym przełomowym dla nas
okresie czasu. W którym za nic nie chciałem niczego między
nami zepsuć.
Nasza
miłość kwitła w najlepsze i dzielił nas tylko mały krok od zamieszkania we wspólnie wybranym mieszkaniu. Z wielką
niecierpliwością obydwoje wyczekiwaliśmy tego momentu, odliczając
do niego pozostałe dni.
W
dodatku Sophie ostatnio wprost emanowała szczęściem, a
uśmiech nie schodził jej przez całe dnie z twarzy. Mimo
często wyczerpującej pracy.
Co
także mnie napawało radością i optymizmem. Jak mógłbym
więc to wszystko zaprzepaścić? Wyjawiając jej swoją jedyną
tajemnicę, jaką przed nią starannie ukrywałem.
-
Przepraszam za spóźnienie. Jednak musiałam dokończyć pakowanie -
Astrid wita się ze mną z uśmiechem. Wyraźnie była w dobrym
nastroju, a jej twarz nabrała zdrowego wyrazu. Po ostatnim kryzysie,
jaki przechodziła. Nie było już najmniejszego śladu.
-
Pakowanie? Wybierasz się gdzieś? - zastanawiam się. Nic z
tego nie rozumiejąc.
-
Mogłabym zapytać o to samo ciebie - wskazuje na kilka spakowanych
przeze mnie pudełek, które stanowiły niewielki procent pracy, jaką
będę musiał niedługo wykonać. Mimo upomnień Sophie. Pakowanie
nadal szło mi opornie. Nieustannie go dlatego przekładałem,
co doprowadzało ją do sporej irytacji.
-
Jutro wyjeżdżam do brata. Pozwolił mi u siebie
zamieszkać na jakiś czas i znalazł pracę. Zaczynam od przyszłego
tygodnia jako sekretarka w biurze, gdzie pracuje jakiś jego
znajomy. Dlatego tak bardzo nalegałam na spotkanie z tobą. Chciałam
się pożegnać - zaskakują mnie usłyszane słowa. W życiu bym się
czegoś takiego nie spodziewał.
-
Naprawdę się cieszę, że zaczyna ci się układać - uśmiecham
się nikle w jej kierunku. Mając nadzieję, że tym razem nie
zmarnuje otrzymanej szansy.
-
Skoro tak mówisz. To nie będziesz miał chyba nic przeciwko, aby
uczcić to ze mną? - wyciąga z torebki butelkę czerwonego wina.
Tego samego, które zawsze piliśmy, gdy mieliśmy jakąś okazję do
świętowania.
-
Astrid, nie mogę. Mam jutro trening. Nie mogę się narażać -
grzecznie jej odmawiam. Poza tym miałem świadomość, że Sophie by
się wściekła, gdyby wyczuła ode mnie alkohol. Mieliśmy w końcu
umowę, której nie zamierzałem łamać.
-
Halvor, tylko jeden mały kieliszek. Nic ci się nie stanie. Nie daj
się prosić. Zwłaszcza, że to nasze ostatnie spotkanie – stara
się mnie przekonać, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
Któremu w końcu ulegam.
-
Ale tylko jeden i na tym koniec - zastrzegam, ku jej
wyraźnej radości z powodu mojej zgody.
-
Gdzie masz kieliszki? W tej samej szafce, co zawsze? - pyta. Kierując
się do kuchni. Świetnie zaznajomiona w rozmieszczeniu rzeczy.
-
Raczej tak. Chyba, że Sophie je gdzieś przestawiła -
przypominam sobie o drobnych porządkach mojej dziewczyny, które
zrobiła podczas pomieszkiwania tutaj już jakiś czas temu.
Niedługo
potem wraz z Astrid, zasiadamy na kanapie w salonie. Delektując się
zaskakująco dobrym smakiem, przyniesionego przez nią wina. W
mgnieniu oka wypijam więc pierwszy kieliszek, który zarówno miał
być moim ostatnim.
-
Niemal, jak za starych dobrych czasów. Pamiętasz nasze romantyczne
wieczory i upojne noce? Byliśmy wtedy tacy szczęśliwi - przybliża
się do mnie. Nalewając po raz kolejny czerwonej cieczy do mojego
pustego już kieliszka.
-
Jednak tobie przestało to bardzo szybko wystarczać.
Zapragnęłaś czegoś innego. Podobno lepszego i ciekawszego -
odpowiadam cierpko. Ulegając pokusie, ponownego sięgnięcia po
alkohol. Ze względu na powrót do bolesnych wspomnień.
-
Teraz już wiem, że popełniłam ogromny błąd. Przy tobie miałam
w końcu wszystko, o czym mogłam tylko zamarzyć - kładzie
swoją dłoń na mojej.
-
Astrid, proszę cię. Nie zaczynaj znowu tego samego. To nic ci nie
da. Ile razy mam to jeszcze powtarzać? - byłem zmęczony jej
nieustannymi próbami uwodzenia czy ciągłym wracaniem do naszej
wspólnej przeszłości.
-
Dobrze już przestaję. Porozmawiajmy o czymś innym. Nie chcę psuć
naszego ostatniego wieczoru, jaki spędzamy razem - w
zadziwiający dla mnie sposób. Dziewczyna od tego
momentu zaczyna zachowywać się, jak moja zwykła znajoma, a
rozmowa zaczyna się nam się ze sobą, coraz lepiej kleić.
Przez to wszystko nawet nie zauważamy, kiedy butelka wina staje się
pusta.
-
Masz może jeszcze jakieś wino pod ręką? Tak dobrze nam się
rozmawia, że szkoda byłoby to już kończyć - pyta,
wyczekując mojej odpowiedzi.
-
Tak się składa, że mam. Zaraz przyniosę - podążam do kuchni na
poszukiwania alkoholu. Zwłaszcza, że ten wypity
przyjemnie szumiał mi w głowie, przez co nie zastanawiałem się
już nad konsekwencjami tego, co robię.
Zapominam,
że Sophie będzie się martwić, gdy nie wrócę na noc i nie będę
odpowiadał na jej próby kontaktu ze mną. Czy też, że
jutro zapewne odczuję skutki dzisiejszego szaleństwa. To nie
było dla mnie w tym momencie ważne. Liczyła się tylko dobra
zabawa w towarzystwie Astrid.
Kiedy
kolejna butelka, zostaje opróżniona przez nas w zastraszającym
tempie. Do reszty mnie tym samym pogrążając. Czułem, że
jestem kompletnie pijany. Kręciło mi się okropnie w
głowie, nie wspominając już o mienieniu się w oczach. Z
koordynacją ruchów i równowagą, także mógłbym mieć
spore problemy. Na dodatek Astrid wydawała się być w dużo lepszym
stanie ode mnie. Nie rozumiałem, jak to było w ogóle
możliwe.
-
Ale się urządziłeś. Abstynencja ci wyraźnie nie służy -
chichocze. Nabijając się z mojego nieciekawego stanu.
-
Bardzo zabawne, naprawdę. Zaraz mi przejdzie. To tylko
chwilowe - odpowiadam nieskładnie. Zamykając oczy,
czując ogarniającą mnie raptownie senność.
-
Szczerze w to wątpię. Nadal jednak możemy zakończyć nasze
spotkanie w bardzo przyjemny sposób. Nie chciałbyś? Byłoby nam na
pewno cudownie - szepcze mi do ucha. Zgrabnie wysuwając swoją dłoń
pod moją koszulkę, co natychmiast mnie na chwilę otrzeźwia.
-
Nie ma mowy. Może i jestem kompletnie pijany, ale jeszcze na tyle
kontaktuję, że nie zapomniałem o Sophie. Właśnie, powinienem do
niej zadzwonić. Pewnie jest na mnie wściekła. Co ja
najlepszego narobiłem? - szukam wzorkiem telefonu, co okazuje
się karkołomnym zadaniem. Zwłaszcza, że widziałem podwójnie.
-
Nigdzie nie będziesz dzwonił. Po pierwsze jest na to za późno, a
po drugie lepiej, żeby nie słyszała cię w takim stanie.
Powinieneś się położyć, chodź - pomaga mi wstać. Po czym
odprowadza do łóżka, co nas obydwoje kosztuje sporo energii. Na
szczęście obchodzi się bez strat materialnych.
-
Dobranoc - mówię, kładąc się wygodnie na łóżku. Nie będąc w
stanie powstrzymać ogarniającej mnie senności. Chwilę
później zasypiam. Zupełnie tracąc kontakt z rzeczywistością.
Budzę
się z okropnym bólem głowy. Niemal rozsadzającym moją czaszkę
od środka. W dodatku promieniującym prawie do całego odrętwiałego
od spania w jednej pozycji ciała. Nie pozwalającym skupić się
nawet na najprostszym myśleniu o tym jaki jest dzień tygodnia albo,
gdzie się w ogóle znajduję. Czy też ostrzegawczym przypomnieniu
sobie istotnych wydarzeń z wczorajszego wieczoru.
Upierdliwy
ból skutecznie odbierał mi, jakiekolwiek chęci do rozpoczęcia
kolejnego dnia. Zwłaszcza, gdy powoli docierała do mnie świadomość,
ile miałem dziś do zrobienia.
Na
samą myśl o udaniu się na trening, marzyłem wyłącznie o
ponownym pójściu spać. Choć świetnie zdawałem sobie sprawę z
jego wagi. Nadal ważył się los kilku z nas w kwestii występu na
Igrzyskach. Przez co, zwłaszcza w najbliższym czasie,
powinien dawać z siebie wszystko. Zamiast snuć się niczym duch,
udając że sumiennie wykonuję zlecone mi zadania.
Dawno
już nie obudziłem się z tak fatalnym samopoczuciem. Niczym po
jakiejś jednej z wielu imprez u Larsa. Na wspomnienie których,
odczuwam jedynie wstyd i złość na samego siebie, że na własne
życzenie dałem się wtedy sprowadzić, niemal na samo dno. Będąc
przy tym święcie przekonanym, że postępuję słusznie i
właściwie. Żal i chęć zapomnienia o Astrid do reszty odebrały
mi rozum. Na szczęście tamten okres czasu był już zdecydowanie za
mną.
Teraz
skupiałem się wyłącznie na wspólnej przyszłości z Sophie,
która rysowała się w samych pozytywnych barwach. Pełnych
szczęścia i naszej miłości. Dopóki miałem ją przy sobie.
Wiedziałem, że wszystko będzie dobrze i poradzimy sobie z każdą,
nawet najbardziej wymagającą przeciwnością.
Dla
mnie liczyła się tylko ona i byłem pewien, że tak już
pozostanie.
Słysząc
irytujący i głośny dźwięk, jak domyślam się budzika. Który
wywołuje, jeszcze gorszy ból mojej głowy. Sięgający w tym
momencie granic wytrzymałości. Potrząsam delikatnie ramieniem
obejmowanej przeze mnie dziewczyny. Chcąc ją, jak najszybciej
obudzić.
-
Sophie, błagam cię. Wyłącz to. Dlaczego w ogóle zmieniłaś tą
melodyjkę? Tamta była zdecydowanie lepsza. Przede wszystkim dużo
cichsza – słowa ledwo przechodzą przez moje zaschnięte
gardło. Po dłuższej chwili, gdy nie doczekuję się
żadnej reakcji z jej strony. Otwieram w końcu oczy. Natrafiając
spojrzeniem na zegar, wskazujący ku mojemu zdumieniu na późny
poranek. Rozglądam się z niezrozumieniem dookoła. Przeżywając
prawdziwy szok, gdy spoglądam na twarz, leżącej obok mnie
dziewczyny. To nie Sophie była we mnie wtulona, a Astrid. W dodatku
znajdowaliśmy się w moim starym mieszkaniu.
Niespodziewanie
wspomnienia wczorajszego wieczoru, zaczynają bombardować
mój aktualnie niezbyt sprawie pracujący umysł.
Przyprawiając mnie o niedowierzanie i ogromne wyrzuty
sumienia. Przecież to było niemożliwe. Nie mógłbym zrobić
czegoś takiego swojej obecnej dziewczynie. Nie zdradziłbym jej.
Mimo sporej ilości wypitego alkoholu, nie mogłem na tyle stracić
nad sobą kontroli, aby dopuścić się tego niewybaczalnego czynu.
Musiałem to wszystko, jak najszybciej wyjaśnić.
-
Widzę, że w końcu się obudziłeś. Nareszcie. Myślałam, że już
się nie doczekam. Przy okazji zrozumiałeś też małą pomyłkę.
Żebyś tylko widział teraz swoją minę. Jest po prostu bezcenna.
Wino zdecydowanie bardziej uderzyło ci wczoraj do głowy niż mi się
wydawało - blondynka zaczyna się głośno śmiać.
Rozbawiona moją dezorientacją.
-
Astrid, co tu się w ogóle dzieje? Jakim cudem śpimy ze sobą
w jednym łóżku? - chcę się czegoś dowiedzieć.
Przypominając sobie, że kładłem się tutaj sam. Tego byłem
zupełnie pewien. Nawet pomimo tego, że niektóre fragmenty
poprzedniego wieczoru mi umknęły.
-
Nie pamiętasz? Nic a nic? - dopytuje, bacznie mi się przypatrując.
Kręcę przecząco głową, co kwituje kolejnym wybuchem śmiechu.
Wyraźnie zadowolona z takiego obrotu sprawy. Tym razem to ona miała
kontrolę nad rozgrywającymi się wydarzeniami. Co było jej bardzo
na rękę.
-
Dobrze w takim razie cię uświadomię, bo jeszcze oszalejesz z tej
niewiedzy - układa wygodnie głowę na moim ramieniu. Jedynie przez
wzgląd na chęć otrzymania jakichś informacji, nie odsuwam jej od
siebie - nad ranem przyszłam do ciebie, bo znowu męczyły mnie
koszmary. Nie chciałam być sama, więc zapytałam czy mogę z tobą
spać, a ty się bez żadnych sprzeciwów zgodziłeś. Ot cała
historia. Choć muszę przyznać, że już dawno nie spało mi się
tak dobrze. Przez chwilę poczułam się nawet, jakby było między
nami jak dawniej - ignoruję jej ostatnie słowa. Zresztą, co do
żadnych nie miałem pewności, że mówiła prawdę. Równie dobrze
mogła wykorzystać po prostu sytuację i mój stan. Kładąc się
obok bez żadnego pytania. Nie chciało mi się wierzyć, że
przystałem na coś takiego bez żadnego sprzeciwu.
-
Ale między nami do niczego więcej nie doszło? Ani wtedy, ani
wcześniej? - pytam z olbrzymim strachem. Chcąc mieć, co do tego
zupełną pewność. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym na własne
życzenie zniszczył swój związek.
-
Nie bój się. Nie zdradziłeś ze mną swojej ukochanej Sophie.
Nawet gdybyś chciał, to nie byłeś w stanie. Byłeś kompletnie
pijany i to po niecałych dwóch butelkach wina wypitych przez nas.
Poza tym, jakoś mnie nie kręci, aby być z nią myloną w takiej
sytuacji, a tak pewnie by było. Skoro i tak kilkukrotnie wczoraj
pomyliłeś nasze imiona. Chyba naprawdę ją kochasz. Jeśli nawet
po alkoholu myślisz jedynie o niej - oddycham z ogromną ulgą. W
przeciwieństwie do Astrid, w spojrzeniu której dostrzegam złość
i rozgoryczenie. Widocznie nadal nie potrafiła się z tym pogodzić.
Licząc, że prędzej czy później jej ulegnę.
-
Nie zrozum mnie źle, ale czas wstawać. Muszę się zaraz zbierać.
Jest już dość późno - chcę, jak najszybciej zakończyć tą
niezręczną dla mnie sytuację i tak fatalnie się czułem z tym, że
pozwoliłem, aby to wszystko zaszło aż tak daleko. Nie
wiedziałem, jak spojrzę Sophie w oczy. Okłamywanie jej po raz
kolejny nie wchodziło w grę. Musiałem się do wszystkiego w końcu
przyznać. Licząc, że będzie w stanie mi wybaczyć.
-
Poczekaj, jeszcze chwilę. Wiesz, że dziś wyjeżdżam. Chciałabym
ten ostatni raz się tobą nacieszyć. Halvor, wiem że już cię nie
odzyskam. Wczoraj to doskonale zrozumiałam. Więc pozwól
mi przynajmniej się z tobą ostatecznie pożegnać. To naprawdę
cholernie trudne, pogodzić się z tym, że należysz do innej -
ponownie mocno się we mnie wtula. Stawiając mnie w bardzo
niekomfortowym położeniu.
-
Astrid, to co robimy jest bardzo nie w porządku w stosunku do Sophie
- upominam ją. Próbując się odsunąć, na co mi nie pozwala.
-
Przecież nie robimy nic złego. To tylko zwykły gest
sympatii. Przestań być takim sztywniakiem. Trochę więcej
luzu - w momencie wypowiadania przez nią tych słów. Mam
wrażenie, że słyszę pukanie do drzwi. Było ono jednak na tyle
stłumione, że nie byłem go pewny.
-
Słyszałaś? Chyba ktoś przyszedł - chcę już wstać i to
sprawdzić, ale mnie powstrzymuje. Łapiąc za rękę i łącząc ze
sobą nasze dłonie.
-
Coś ci się chyba przesłyszało. Ja nic nie słyszałam - wypowiada
z niezachwianą pewnością. Jednak kierowany dziwnym przeczuciem.
Postanawiam osobiście się o tym przekonać. Zwłaszcza, że
dochodzą do mnie coraz wyraźniejsze odgłosy, jakby ktoś znajdował
się w mieszkaniu.
-
Pójdę się upewnić - podnoszę się do pozycji siedzącej z
zamiarem wstania z łóżka, gdy niespodziewanie Astrid
przysuwa się do mnie w taki sposób, że w mgnieniu oka
siada na moich kolanach. Wpijając się przy tym gwałtownie i
niespodziewanie w moje usta.
Nie zdążam jej
nawet od siebie odepchnąć, gdy natrafiam na pełne rozczarowania i
cierpienia spojrzenie Sophie, stojącej w drzwiach sypialni.
Kurczowo
trzymała swoją dłoń na klamce. Nie mogąc uwierzyć, że to
dzieje się naprawdę. Ja sam miałem wrażenie, że to wszystko to
jakiś koszmar, z którego za chwilę się obudzę. Niestety sekundy
mijały, a ja nadal tkwiłem obok Astrid, która z wyrazem triumfu na
twarzy, czekała na dalszy rozwój wypadków.
Stało
się to, czego najbardziej się obawiałem. Właśnie spełniał się
najczarniejszy scenariusz, którego tak bardzo się bałem przez
cały ten czas od pierwszego ponownego spotkania z moją byłą
dziewczyną.
Sophie w
końcu dowiedziała się o jej powrocie, a co gorsza
dostała mylny obraz tego, co mnie z nią łączy. Nie miałem
pojęcia, jak mam jej to wszystko wytłumaczyć i zarazem nie
stracić.
-
Jak mogłeś? - pyta pełnym złości i smutku głosem. Kręcąc z
niedowierzaniem głową. Dogłębnie zraniona. Wysnuwając
jednoznaczne wnioski z tego, czego była przed momentem świadkiem.
Po czym odwraca się z zamiarem wyjścia. Nie żądając nawet
jakichkolwiek wyjaśnień. Dla niej wszystko było jasne, co
drastycznie zmniejszało moje szanse na jakiekolwiek próby wyjaśnień
i przekonania jej, że nic mnie nie łączy z Astrid.
-
Sophie, poczekaj! - nie zważając na nic. Wybiegam za nią w
pośpiechu. Musiałem ją zatrzymać i wszystko wytłumaczyć. To się
nie mogło skończyć w taki sposób. Nie mogłem jej stracić.
Doganiam ją tuż przy drzwiach. Chwytając mocno za rękę i
przyciągając do siebie.
-
Zostaw mnie. Nie chcę cię dłużej oglądać - próbuje się
wyrwać, a pierwsze łzy, których nie potrafiła dłużej
powstrzymać. Zaczynają spływać po jej policzkach.
-
To wcale nie jest tak, jak myślisz. Wiem, jak to wyglądało, ale
uwierz mi, że to jedna wielka pomyłka. Zaraz ci wszystko
wytłumaczę. Musisz mnie wysłuchać, błagam cię - próbuję ją
przekonać. Odnosząc spektakularną porażkę.
-
Masz mnie za kompletną kretynkę? Wiesz, ile razy coś takiego
słyszałam od Niklasa? Z nim też to wszystko niby było zupełnie
nie tak, jak myślałam. On też zawsze się wszystkiego wypierał.
Najpierw mnie zdradzał, a potem próbował kłamać w żywe oczy.
Niczym najgorszy tchórz. Ty jesteś dokładnie taki sam. Tak samo
podły i zakłamany - ociera kilka łez. Patrząc na
mnie nienawistnym spojrzeniem - byłam taka głupia, myśląc
że naprawdę mnie kochasz, że to ze mną chcesz być. Podczas gdy,
szukałeś sobie jedynie wizytówki przed bliskimi. Kogoś, kto
sprawi przed nimi dobre wrażenie. Codziennie zapewniałeś mnie o
swojej miłości. Snułeś wspólne plany, które były zwykłą złudą,
a potem umawiałeś się ze swoją byłą dziewczyną, którą pewnie
nadal kochasz. Na co to wszystko było, co? Wszystkie te fałszywe
obietnice i zapewnienia. Po co, chciałeś ze mną prawdziwego
związku? Skoro zamierzałeś wrócić do Astrid. Mogłeś mi o tym
powiedzieć, zamiast odgrywać marne przedstawienie. Nawet na jedną
szczerą rozmowę nie było cię stać? - zasypuje mnie wyrzutami.
Przyprawiając o jeszcze większe poczucie winy. Przez które
nie jestem w stanie wykrztusić z siebie, chociażby jednego słowa.
-
Teraz zaczynam rozumieć twoje dziwne zachowanie sprzed kilku
tygodni. To przez spotkania z Astrid, nie miałeś dla
mnie czasu. Świetnie się z nią bawiłeś, a ja bezgranicznie
ci ufałam i we wszystko wierzyłam. Skończona idiotka ze mnie -
szlocha. Będąc kompletnie zrozpaczona.
-
Mylisz się. Nie zdradzam cię z nią i nigdy niczego nie udawałem.
Naprawdę cię kocham. Jesteś dla mnie wszystkim, musisz w to
uwierzyć. To, co przed chwilą widziałaś to jedno wielkie
nieporozumienie. Przysięgam - robię wszystko, aby w to uwierzyła.
Jednak na niewiele się to zdaje.
-
Nigdy ci w to nie uwierzę. Nie po tym, co tutaj widziałam. Już raz
popełniłam w życiu ten błąd. Nie pozwolę sobie być tak
perfidnie okłamywaną po raz drugi. Wiedziałeś, że szczerość i
wierność to dla mnie podstawa. Żadnej z nich nie uszanowałeś. To
koniec, Halvor. Nie chcę cię znać. Powodzenia z Astrid - wyrywa
swoją dłoń, którą nieświadomie wciąż trzymałem w swojej. Po
czym zatrzaskując z głośnym hukiem drzwi po prostu
odchodzi. Być może na zawsze, co napawało mnie ogromnym sprzeciwem
i strachem, że nieodwołalnie mogłem ją stracić. Przez swoją
własną głupotę.
Oszołomiony
tym, co miało tutaj miejsce. Siadam na kanapie, wpatrując się
pustym wzrokiem w ścianę. Mając ochotę krzyczeć z rozpaczy i
bezsilności.
Nie
mogłem uwierzyć, że w ciągu kilku minut zaprzepaściłem
wszystko, o co tak długo walczyłem. Staram się mimo wszystko,
wziąć w garść i zastanowić nad tym, co mam teraz zrobić, aby
odzyskać Sophie i przekonać ją do tego, że mówię prawdę.
Kiedy
zauważam Astrid zmierzającą do wyjścia, jak gdyby nigdy
nic. Patrzę na nią z prawdziwą nienawiścią. Tym razem
posunęła się stanowczo za daleko. Nigdy nie wybaczę jej tego, co
zrobiła.
-
To twoja sprawka. Uknułaś to wszystko, prawda? - zagradzam jej
drogę. Patrząc wprost w jej oczy.
-
A nawet jeśli, to co? Winić możesz jedynie siebie. Do niczego cię
przecież nie zmuszałam. Mogłeś się ze mną nie spotykać.
Ostrzegałam cię, że będę walczyć. Nie uległeś mi, więc
posunęłam się do małego podstępu. Spałeś, jak zabity. Dając
mi tym samym spore pole do popisu.
Wysyłałam
jej więc wiadomość z twojego telefonu z prośbą o
spotkanie. Wiedziałam, że pojawi się tutaj w mig. Zwłaszcza, że
wczoraj nie dawałeś jej żadnego znaku życia poza tym jednym
durnym SMS - em. Biedaczka się o ciebie strasznie martwiła. Potem
wystarczyło już odegrać małe przedstawienie. Wyszło nawet lepiej
niż się spodziewałam - jej prześmiewczy ton głosu, doprowadza
mnie niemal do szału. Nie mogłem uwierzyć, że posunęła się do
czegoś takiego.
-
Dlaczego, Astrid? Co ja ci takiego zrobiłem, że po raz kolejny
niszczysz mi życie? - nie potrafiłem tego zrozumieć.
-
Halvor, nie chciałam tego. Nie miałam jednak innego wyjścia. Nie
dałeś mi wyboru. Skoro ja nie mogę cię mieć, to ona także nie
będzie cię miała. Udanej reszty życia. Żegnaj - wymija
mnie. Opuszczając po chwili moje mieszkanie. Po raz drugi
zostawiając mnie w kompletnej rozsypce.
Na
własnej skórze przekonałem się, że historia lubi się powtarzać.
Wątpiłem tylko, czy tym razem, uda mi się po czymś takim
pozbierać.
A zaczęło się tak pięknie. I nagle wszystko prysło jak bańka mydlana.
OdpowiedzUsuńAle zacznę od początku. Krótki wyjazd Sophie z Halvorem, na pewno był im oby bardzo potrzebny. W końcu mogli spędzić ze sobą więcej czasu. Którego ostatnio nie mieli.
Do tego powrót Theresy. Już prawie zdrowej i gotowej do pracy. Sophie zapewne strasznie za nią tęskniła. I brakowało jej rad Therese.
Plany wakacyjnego wyjazdu( swoją drogę, zazdroszczę tej Australii) i wspólnego zamieszkania. Zrobiło się tak uroczo i błogo, że już wtedy zaczęło ogarniać mnie przeczucie , że coś się wydarzy. Bo tego spokoju było tutaj za dużo.
No i nie myliłam się. Tak naprawdę to nie mam pojęcia co napisać. Halvor idioto co Ty najlepszego zrobiłeś???!!!
Pomijam już fakt, że on dalej nic nie powiedział Sophie. Że kolejny raz postanowił się spotkać z Astrid. Ale wspólne wino ze swoją byłą? Jeszcze w większych ilościach ?! Halvor naprawdę?! Błagam. Zawiódł mnie chłopak dziś na całej linii. No kurcze nie rozumiem tego co zrobił. Kolejny raz poświęcił spotkanie z Sophie . Sprawił, że dziewczyna się martwiła, denerwowała. Dla kogo? Nawet nie potrafił odebrać jej telefonu. A podobno tak mocno ją kocha. Ja jakoś w tym rozdziale , w ogóle tego nie widziałam. Wystarczyła prośba Astrid i trochę wina.
A intryga którą uknuła Astrid, obrazuje jaką ona jest osobą. Nie dziwię się Sophie, że jest wściekła i rozżalona. Że nie chce znać Halvora. Sama mam ochotę go zabić.
Powinien na kolanach iść i błagać ją o wybaczenie. Oj kolega mi dziś strasznie podniósł ciśnienie. I praktycznie gdzieś uleciała cała sympatia którą go darzyłam. Faceci są jednak kompletnymi dupkami ;)
Pozdrawiam Cię cieplutko i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:)
O Boże, co tu się wydarzyło.
OdpowiedzUsuńA zaczęło się tak pięknie i miło. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy gdy czytałam o tym wszystkim :) Życie Sophie nareszcie przybrało barw i po całym tym cierpieniu, los nareszcie się do niej uśmiechnął. Ma przy sobie ukochanego, z którym zaczęła planować wspólne życie, odzyskała przyjaciółkę, jak i zyskała kolejną. Wszystko było idealnie, do czasu, aby perfidna i zakłamana Astrid przebiła tą bańkę szczęścia.
Byłam wręcz przekonana, że Astrid złoży wizytę Sophie. Nie sądziłam, że odegra taką scenę! Chociaż gdy zaproponowała wino, Halvor powinien ruszy głową i wyprosić ją z mieszkania. Ok, pożegnała się, i to powinno być na tyle. Po cóż on to dalej pociągnął! Dziewczyna wykorzystała okazję, chociaż tyle że miała w sobie choć procent godności i nie wmówiła mu, że z nią spał. Ale ... odegrała taką scenę, wykorzystując zdezorientowanego Halvora, żeby Sophie pomyślała to, co pomyślałaby każda kobieta na jej miejscu. Tak mi jej strasznie żal, bo ten widok był na pewno bardzo bolesny. Poczuła się zdradzona i oszukana. Nie tylko przez ten incydent ... biedaczka sądzi, że to wszystko było jednym wielkim kłamstwem, a Halvor jedynie ją wykorzystał i wcale się nie zmienił. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że on nawet nie ma szansy na to, aby jakoś to wyjaśnić i udowodnić swoją niewinność. Co może doprowadzić do gorszych skutków niż po rozstaniu z Astrid. Obawiam się też o relacje Sophie z Karoline, bo w końcu siostra Halvora wiedziała o obecności Astrid i nie ostrzegła dziewczynę, chcąc aby brat przyznał się do wszystkiego. Ach, tak się skomplikowało, że aż się obawiam co będzie dalej.
Pozostaje jeszcze kwestia Malcolma. Boję się, że chłopak zacznie pocieszać Sophie, a ona w całej tej rozpaczy może popełnić nieodwracalny błąd.
Nie pozostaje mi nic jak czekać (nie) cierpliwie na nowość! Pozdrawiam :*
Ło, co tu się stało? Serio, po tym rozdziale mam taki totalny zastój umysłowy, że nie wiem, czy uda mi się sklecić choć jedno logiczne zdanie.
OdpowiedzUsuńZacznę od początku, czyli od sielanki jaka teoretycznie zapanowała w związku Sophie i Halvora. Po prostu aż ciepło na sercu robiło, gdy czytałam o tym jak planują wspólną przyszłość, jacy są razem szczęśliwi.
Mieli razem nie tylko być, ale nawet mieszkać. I wyjechać na wspaniałe wakacje. Sophie tak strasznie cieszyła się na myśl o tak wspaniale spędzonym czasie. W końcu przecież miała zaznać tego spokoju, którego tak bardzo pragnęła.
Do tego Theresa dochodzi do siebie i znów może chociaż psychicznie wspierać Sophie. Która zdecydowanie nie powinna przejmować się sprawą z Malcolmem. Chłopak sam sobie jest winien, od początku wiedział, że startuje to zajętej kobiety.
No i tutaj dochodzimy do Halvora. Żadne słowa nie wyrażą mojej dezaprobaty dla tego, co zrobił. Coś tak czułam, że nie długo jego drobne kłamstewka się zemszczą. Mógł od razu powiedzieć Sophie o Astrid i miałby to z głowy. A tak to wpakował się w niesamowite wręcz bagno.
Oczywiście z pomocą Astrid. Która po raz kolejny okazuje się być okrutną, przebiegłą żmiją. Co ona sobie wyobraża, że cały świat kręci się wokół niej? Jak w ogóle mogła uknuć taką intrygę? W ten sposób zniszczyła życie Halvorowi, Sophie i sama zrobiła z siebie jędze najgorszego gatunku.
Biedna Sophie, nawet nie chcę wyobrażać sobie, jak musi się czuć. Już uwierzyła, że jej życie zaczyna się układać, a tu taki cios…
Mam nadzieję, że teraz Halvor szybko wymyśli jak przekonać Sophie, że nic tak naprawdę się nie stało. Będzie, bardzo, bardzo trudno, ale wierzę, że da sobie radę.
W każdym razie teraz z jeszcze większą niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Co tutaj się stało...? Normalnie aż nie wiem, co powiedzieć!
OdpowiedzUsuńA zaczęło się tak pięknie i niezwykle uroczo. Wypad nad Morze Norweskie i to w dodatku o tej porze roku... Coś magicznego! Aż im pozazdrościłam ^^ Tak cudownie się czytało o ich wciąż rozkwitającym uczuciu, o planach na przyszłość oraz o dopakowywaniu ostatnich szczegółów odnośnie przeprowadzki... Tak mi się ciepło na sercu wtedy zrobiło :) Prezent Sophie dla Halvora na Święta był strzałem w dziesiątkę! Naprawdę trafiła w gust skoczka i spełniła jego marzenie. Na pewno bardzo się ucieszył z takiej niespodzianki :)
Fajnie, że udał się Sylwester dziewczynom! I cieszę się, że Sophie wybaczyła Indze. To wielki krok, ale czuję, że nie pożałuje swojej decyzji :)
Bardzo cieszy mnie również powrót do zdrowia Therese :) Dobrze, że skończyło się tylko na strachu i jej zdrowi i życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo.
Malcolm... Naprawdę nie wiem, co mam o nim sądzić. Sophie absolutnie nie powinna czuć się winna, w końcu od początku stawiała sprawę jasno, a to on tak krążył i krążył w nadziei na coś więcej. A po tym niedoszłym pocałunku diametralnie się zmienił i w sumie nie wiadomo, o co mu chodzi. Byleby nie robił Sophie żadnych niepotrzebnych problemów. Sam jest niestety sobie winien...
Przechodząc do Halvora... To ja kompletnie nie wiem, co mu odbiło. Przecież wino z Astrid nie mogło skończyć się dobrze, więc kompletnie nie rozumiem, czemu jej uległ. W pewnym momencie, gdy czytałam o tym, jak bardzo się urządził myślałam, że dziewczyna dosypała mu czegoś do kieliszka, ale pomyliłam się. Na szczęście! Choć... No nie pojmuję go. W dodatku po raz kolejny okłamał Sophie, a rano obudził się w takim stanie, że szkoda mówić. W dodatku obok Astrid. I znów myślałam, że zacznie mu wmawiać, że spędzili ze sobą noc i szczerze muszę przyznać, że pozytywnie zdziwiłam się tym, że go nie okłamała, tylko powiedziała, jak było. Jednak... To pozytywne zdziwienie trwało tylko chwilkę. Takie, jak ona nigdy się nie zmieniają, co dobitnie udowodniła wymyślając tę intrygę. No, aż coś się we mnie gotuje! Niech w końcu do niej dotrze, że nie jest pępkiem świata. I co to w ogóle za słowa, że skoro ona nie może mieć Halvora to żadna nie będzie go miała? Mogła być taka mądra wcześniej, a nie teraz posuwać się do takich czynów.
Biedna Sophie! Aż mi się serce kraje :( Widok był jednoznaczny i nie dziwię się, że wysunęła takie wnioski. Tajemnicze zniknięcia Halvora, nieodbieranie telefonów, dziwne zachowania... Wszystko się na siebie nałożyło no i masz... Mam nadzieję, że Halvor zrobi wszystko, by odzyskać dziewczynę. Musi jakoś utwierdzić ją w tym, że jej nie zdradził i wytłumaczyć wszystko. Choć będzie mu cholernie ciężko, ale niestety to jest tylko i wyłącznie jego winą.
Czekam z ogromną niecierpliwością na nowość! :)
W wolnej chwili zapraszam do siebie na nowy rozdział - https://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ :)
Pozdrawiam ;*
https://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ zapraszam na dwudziesty szósty rozdział ;*
Usuń