Niemal
biegnę, pokonując ostatni odcinek drogi dzielącej mnie od
szpitala, zostawiając za sobą Halvora, który musiał uporać się
z zaparkowaniem samochodu daleko w tyle. Nie
przejmowałam się, ani okropnym chłodem, który przenikał przez
moją niezapiętą kurtkę, ani śliską nawierzchnią chodnika.
Nie zważałam na nic, będąc w stanie myśleć jedynie o tym, aby
jak najszybciej dotrzeć do miejsca, którego wolałabym nigdy więcej
nie oglądać. Niosło ono w końcu za sobą jedynie ból i smutek
oraz długie dni, podczas których złudna nadzieja, że wszystko
skończy się dobrze i nie będę musiała opłakiwać najbliższych
zwyczajnie gasła.
Ze
zbyt wieloma już osobami musiałam się w nim na zawsze pożegnać.
Przez co, kojarzył mi się teraz z samymi najgorszymi
rzeczami.
Dostrzegając
spory gmach z daleka, którego elewacja nadal prosiła się o
renowację. Przed oczami stają mi najboleśniejsze wspomnienia.
Wypadek taty, czuwanie przy jego łóżku, gdy był pogrążony w
śpiączce, czy przegrana walka z chorobą mojej
rodzicielki. Zagojone rany znów zaczynają dawać o sobie
znać, znacznie przyśpieszając bicie mojego serca.
Czuję,
jak piekące łzy cierpienia i braku zrozumienia dla
niesprawiedliwego losu, starają się znaleźć ujście. Jednak ze
wszystkich sił, próbuję je powstrzymać. Wiedząc, że to był
najgorszy moment na nie.
Nie
mogłam się teraz rozkleić i ponownie rozpamiętywać przeszłości.
Miałam obecnie coś ważniejszego do zrobienia. Teraz powinna liczyć
się tylko osoba Therese i jej stan.
Po
kompletnie niespodziewanym telefonie otrzymanym od Else, córki
Therese z informacją, że jej mama przed kilkoma godzinami uległa
nieszczęśliwemu wypadkowi, podczas powrotu do domu i została
zabrana przez służby medyczne do jednego ze szpitali położonych w
stolicy. Nie potrafiłam powstrzymać swojego strachu o osobę, która
była mi niezwykle bliska. Zwłaszcza, że nie otrzymałam żadnych
szczegółowych informacji, co do jej stanu zdrowia i tego, co w
ogóle się wydarzyło. Jedynie jakieś szczątkowe fakty, które
wywoływały wyłącznie poczucie niepokoju i coraz
większego przerażenia.
Else
znajdowała się kilkaset kilometrów stąd i poza jedną wiadomością
otrzymaną od kogoś ze szpitala. Nie była w stanie dowiedzieć się
niczego więcej. Prosząc o to mnie. Była poruszona nie mniej niż
ja, a fakt dzielącej jej odległości niczego nie ułatwiał.
Zwłaszcza, że najwcześniej mogła się tutaj pojawić dopiero
jutro. Doskonale słyszałam w jej głosie strach i
poczucie winy, że nie może być przy swojej mamie, gdy ona tego
najbardziej potrzebuje.
Przez
to wszystko musiałam się opierać na domysłach, które wcale nie
były optymistyczne. Nie dopuszczałam jednak do siebie myśli, że
mogłabym stracić tę energiczną i niezwykle pozytywnie nastawioną
do świata kobietę, która jako jedyna się mną zajęła po śmierci
mamy. Nie zostawiając samej sobie i nie pozwalając ostatecznie
załamać i pogrążyć w rozpaczy.
Otaczając swoim
ogromnym wsparciem i opieką przez wszystkie te długie
dni, gdy życie nie miało dla mnie większego sensu czy znaczenia.
To dzięki niej stanęłam na nogi i podjęłam walkę o ratowanie
ukochanego miejsca mojej rodzicielki. Za co będę jej dozgonnie
wdzięczna.
W
dodatku to właśnie Therese zastępowała mi rodzinę od kilku już
lat. Wiele jej zawdzięczałam i nadal potrzebowałam w swoim życiu.
Wiedząc, że była nieliczną ze znanych mi osób, na którą zawsze
mogłam liczyć i bezgranicznie zaufać.
-
Sophie, uważaj. Co ty najlepszego wyprawiasz? Wiesz, co mogłoby
się stać, gdybyś weszła na tą ulicę? - wracam do
rzeczywistości, dopiero gdy czuję dość mocne szarpnięcie za
rękę, uniemożliwiające mi przejście przez ulicę na
czerwonym świetle, które zauważam po raz pierwszy w tym momencie.
Patrzę
na pełną strachu twarz Halvora, który w ostatniej chwili, uchronił
mnie od możliwej tragedii.
-
Przepraszam. Zupełnie odpłynęłam, ale to wszystko przez to, że
okropnie boję się o Therese. Co jeśli stało się jej coś
poważnego? Ja jej nie mogę stracić, rozumiesz? Na
dodatek nawet nie wiem, co ją spotkało. Nie mogę znieść
tej bezsilności - przytulam się mocno do niego. Pozwalając
sobie na chwilę słabości. Nie mając dłużej siły udawać,
że radzę sobie z tą sytuacją.
-
Wszystko będzie dobrze. Jestem pewien, że gdyby jej stan był
poważny. Else na pewno zostałaby o tym poinformowana. Nie mogliby
czegoś takiego przed nią zataić. Musisz się uspokoić. Nerwy w
niczym nam na pewno nie pomogą - jego spokojny i kojący
ton głosu. Przemawia mi do rozsądku. Nie mogłam przecież
zakładać z góry najgorszego. Biorę dlatego głęboki wdech i
staram się opanować targające mną emocje.
-
Masz rację. Dziękuję, że przy mnie jesteś. Sama chyba bym tutaj
oszalała - patrzę na niego z ogromnym pokładem wdzięczności.
Ciesząc się, że w tym trudnym momencie mogę liczyć na jego
wsparcie. - Idziemy? - łapię go za rękę, po czym już dużo
spokojniej. Pokonujemy drogę dzielącą nas od wejścia do
szpitala.
Będąc
w środku. Rozglądam się dokładnie po wnętrzu, w którym panuje
zaskakująca cisza i spokój. Jaka byłaby nie do pomyślenia podczas
dziennych godzin, gdy panował tu nieustanny ruch i zamieszanie.
Aktualnie
szpital wyglądał niemal na opustoszały. Jedynie gdzie nie gdzie
dostrzegałam pojedyncze osoby. Dlatego też nie chcąc
tracić więcej czasu. Szukam miejsca, gdzie mogłabym otrzymać
potrzebne mi informacje. Prowadząc Halvora wszędzie za sobą, ani
na chwilę nie puszczając jego dłoni. Jego obecność była dla
mnie w tym momencie zbawienna.
Odnajdując
w końcu punkt informacyjny, wyglądający na kształt recepcji.
Bez wahania podążam w jego kierunku, chcąc zobaczyć się, jak
najszybciej z Therese. Albo przynajmniej dowiedzieć się czegoś o
jej stanie zdrowia. Tylko to było teraz dla mnie ważne.
-
Dobry wieczór. Przed kilkoma godzinami, podobno trafiła
tutaj Therese Iversen. Mogłaby mi pani powiedzieć na jakim oddziale
się znajduje i kto zajmuje się jej przypadkiem? To bardzo
pilne - pytam, mając nadzieję, że kobieta siedząca za
kontuarem udzieli mi wszystkich potrzebnych informacji. Wykazując
się odrobiną dobrej woli. Choć po wyrazie jej twarzy, nie
liczyłam zbytnio na powodzenie tego planu.
-
Czy państwo wiedzą, która jest w ogóle godzina? Dochodzi północ.
Czas odwiedzin minął dawno temu. Proszę przyjść rano i nie
przeszkadzać mi w pracy oraz nie zakłócać spokoju. Trochę
wyobraźni - odpowiada kategorycznie, czego się spodziewałam.
Doskonale wiedziałam, że pora była zbyt późna, aby liczyć na
przychylność kogokolwiek tutaj. Nie chciałam się jednak poddawać.
-
Ale tu nie chodzi o odwiedziny. Chcę tylko się dowiedzieć, co się
stało i w jakim jest stanie. To dla mnie naprawdę ważne. Bardzo
panią proszę - nie ustępuję. Za wszelką cenę musiałam
sprawdzić, co się dzieje z Therese. Nie wytrzymałabym życia w
niepewności przez następne kilka godzin.
-
Przykro mi, ale takie są przepisy - moje błagania na nic się nie
zdają. Ta kobieta była wyjątkową służbistką, której
przebłaganie graniczyło z cudem.
-
Za to ja jestem pewien, że ten jeden raz można zrobić wyjątek. To
dla nas ogromnie ważne. Zrobiłaby nam pani ogromną
przysługę - do rozmowy dołącza Halvor, który do tej pory
milczał. Posyłając w stronę recepcjonistki wyjątkowo przymilny
uśmiech, któremu trudno było się oprzeć. Nie tylko ja
miałam takie zdanie, sądząc po błysku w oku naszej rozmówczyni.
-
Państwo są z rodziny? - byłam pewna, że to pytanie do
reszty nas pogrąży. W końcu w świetle prawa byłam dla Therese
zupełnie obcą osobą, której nikt nie miał prawa udzielać
informacji o jej stanie zdrowia.
-
Oczywiście. Pani Iversen to babcia mojej dziewczyny. Są ze sobą
bardzo zżyte. W końcu Sophie została przez nią wychowana.
Mają tylko siebie. Dlatego bardzo proszę nie utrudniać nam
uzyskania informacji - gdy mam już opowiedzieć, jak
przedstawia się sytuacja. Wyręcza mnie Halvor. Kłamiąc jak z
nut. Posyłam mu ostrzegawcze spojrzenie, jednak on nic sobie z tego
nie robi. Mając zamiar nadal koloryzować rzeczywistość.
-
Dobrze, niech będzie. To czwarte piętro. O resztę proszę pytać
lekarza dyżurującego. Ja nic więcej nie wiem. Nikt nie
uzupełnił jeszcze szczegółowo karty - patrzy na mnie ze
współczuciem, przekazując istotne informacje.
-
Bardzo pani dziękujemy. Jestem ogromnie wdzięczna -
udając się w stronę windy, nadal nie mogłam uwierzyć, że
naprawdę się udało.
-
Halvor, wiesz że gdy prawda się wyda. Będziemy
mieli spory problem? Kłamstwo zawsze prędzej czy później
wychodzi na jaw - nie czułam się dobrze z tym, że musieliśmy
posunąć do kłamania, aby osiągnąć zamierzony cel.
-
Daj spokój. Wiesz, że inaczej niczego byśmy się nie
dowiedzieli. Ona była na to zbyt uparta. Zresztą niewinne
kłamstwo od czasu do czasu, jeszcze nikomu nie zaszkodziło
– wzrusza ramionami, nie widząc w tym nic złego. Przypatruję
się mu przez chwilę. Zastanawiając, czy w stosunku do mnie także
stosował taką taktykę.
Wpatruję
się z wyczekiwaniem w lekarza. Którego wiek jasno wskazywał,
że stosunkowo niedawno rozpoczął swoją pracę. Czekając, aż
zacznie w końcu mówić. Swoim milczeniem, wystawiał moje
poczucie cierpliwości na poważną próbę.
- Na
początku wyglądało to naprawdę poważnie, ponieważ Pani
Iversen upadła na mocno oblodzony chodnik. Niestety upadek był tak
niefortunny, że doszło do złamania prawej ręki i dość silnego
uderzenia w głowę, które spowodowało utratę przytomności. Na
szczęście po wykonanych przez nas badaniach, okazało się
ono niegroźne. Pani babcia jest już przytomna i nic nie zagraża
jej życiu. Założyliśmy gips na rękę i na wszelki wypadek
zostawiliśmy ją na obserwacji, aby w pełni
wykluczyć wstrząśnienie mózgu albo inne
powikłania. Jutro jednak powinna opuścić szpital. Proszę się nie
martwić. Tym razem skończyło się tylko na strachu, jednakże
powinna bardziej na siebie uważać. Kości w tym wieku, nie są już
tak wytrzymałe jak kiedyś - oddycham z ogromną ulgą.
Ciesząc, że to wszystko nie skończyło się o wiele
poważniej. Ogromny kamień spada mi z serca, a napięcie
stopniowo ustępuje.
-
Mogę się z nią zobaczyć? Ogromnie mi na tym zależy - proszę.
Chcąc osobiście sprawdzić, jak miewa się Therese.
-
Dobrze, ale tylko na chwilę. Choć pacjentka raczej jeszcze nie śpi
i tak już dawno minęły pory odwiedzin. Pani
babcia to wyjątkowo energiczna osoba, jak na swój
wiek, a jaka wygadana. Myślałem, że zagada mnie na śmierć,
gdy nie chciałem jej stąd dziś wypuścić - wymieniamy
się porozumiewawczymi uśmiechami. W końcu sama
doskonale zdawałam sobie sprawę, że potrafi być bardzo uparta. Po
czym opuszczam gabinet.
-
Therese, tak strasznie się bałam, że coś ci się stało -
podchodzę do łóżka, które zajmowała. Mocno się do niej
przytulając. Zważając jednak na jej rękę, aby jej nie urazić.
-
Już dobrze. Po prostu zrobiła się ze mnie ostatnio straszna
niezdara. Chyba naprawdę się starzeję. Narobiłam nam
wszystkim strasznego bałaganu - uśmiecha się do
mnie, odwzajemniając uścisk.
-
Na pewno nic ci się nie stało, poza tą ręką? - chcę się
upewnić. Obawiając, że lekarze mogli coś przeoczyć.
-
Nic mi nie jest. Ręka trochę boli, ale to normalne przy złamaniu.
Elsa niepotrzebnie zaczęła panikować. Tylko cię wystraszyła.
Sama bym cię jutro na spokojnie o wszystkim powiadomiła, a tak
postawiła na nogi tyle osób - kręcę głową z niedowierzaniem, że
bagatelizuje ten wypadek, aż do tego stopnia.
-
Bardzo dobrze, że mnie zawiadomiła. Czegoś takiego nie
można lekceważyć. Powinnam do niej zadzwonić - pewnie wciąż
czekała w ogromnym napięciu na jakieś wiadomości.
-
Nie trzeba. Przed chwilą skończyłam z nią rozmawiać. Uspokoiłam
ją, ale i tak jutro przyjedzie. Ze względu na to złamanie,
chce mnie zabrać do siebie na trochę. Ale muszę ją odwieść od
tego pomysłu - Therese z góry postanowiła odrzucić
propozycję córki.
-
Dlaczego? Spędziłabyś trochę czasu z rodziną. Odpoczęła i
nabrała sił. To świetny pomysł - staram się ją przekonać.
-
Sophie, a jak ty sama sobie ze wszystkim poradzisz? Nie mogę cię
zostawić. Zwłaszcza nie na święta. Nie spędzisz ich w
samotności. Nie dopuszczę do tego - planowałyśmy, że
tradycyjnie spędzimy Wigilię razem, a potem rodzina odwiedzi ją w
pierwszy albo drugi dzień świąt. Nic nie miałyśmy zamiaru
zmieniać w tej kwestii, przynajmniej jeszcze w tym roku. Ale teraz
trzeba było wszystko zweryfikować i wybrać najlepszą opcję.
-
O pracy i tak możesz zapomnieć na kilka następnych tygodni. A mi
nic się nie stanie, jak jedne święta spędzę sama. Dlatego
wrócisz razem z Else do niej - choć ta perspektywa nie
brzmiała kusząco. Zdrowie i samopoczucie Therese były
ważniejsze. Ja jakoś sobie poradzę.
-
Nie ma mowy. Pojadę do Else, ale jeśli spędzisz te święta z
rodziną Halvora. To mój warunek. Przecież już ci to
proponował, ale ze względu na mnie odmówiłaś - przypominam sobie
o tym fakcie. Nie mogłam jednak skorzystać z tego zaproszenia.
Na coś takiego, było zdecydowanie za wcześnie. Oficjalnie nie
byliśmy ze sobą nawet miesiąca. Dla większości jego rodziny byłam
kompletnie obcą osobą, przy której na pewno nie czuliby się
swobodnie w tym wyjątkowym okresie w roku. Nie chciałam się
dlatego nikomu narzucać.
-
Porozmawiamy o tym później. Teraz są ważniejsze rzeczy -
zmieniam szybko temat. Przysuwając sobie krzesło bliżej
łóżka. Po czym przez następne kilka minut omawiamy bieżące sprawy. Przy okazji staram się pozbyć poczucia winy
Therese w związku z jej niemożnością pracy w restauracji przez
najbliższy czas.
-
Powinnaś odpocząć. Pójdę już, ale na pewno cię jeszcze jutro
odwiedzę przed twoim wyjazdem - nie mogłabym się z nią nie
pożegnać.
- W
porządku. Dobranoc, Sophie. Zrób sobie jutro wolny dzień i
wyśpij się porządnie, dziecko. Inaczej w końcu się mi wykończysz
- nalega. Doskonale widząc, że byłam ogromnie zmęczona.
-
Chyba tak zrobię. Dobranoc – popieram jej pomysł. Przytulam
się do niej ostatni raz. Następnie wychodzę na korytarz,
gdzie czekał już na mnie Halvor. Dziękując ogromnie losowi,
że skończyło się tylko na strachu i Therese nie stało się nic
poważnego. Innego obrotu sytuacji chyba bym nie wytrzymała.
Dość
późnym porankiem. Otwieram oczy z
uśmiechem na ustach, skutecznie obudzona przez czułe pocałunki
składane na mojej twarzy. To był najlepszy sposób na moje pobudki,
który mógłby się powtarzać codziennie. Nie miałabym nic
przeciwko temu.
Spoglądam z
uczuciem na mój największy powód do szczęścia. Ciesząc
się, że po raz pierwszy od dawna mogłam z nim spędzić wspólny
poranek. To znaczyło dla mnie o wiele więcej niż myślał.
-
Dzień dobry, kochanie. Mam nadzieję, że się wyspałaś. Śniadanie
czeka na stole, więc masz się za nie zaraz zabrać i nie chcę
słyszeć sprzeciwu. Ja niestety muszę już iść. Mam kilka spraw
do załatwienia - wyglądało na to, że z moich planów odnośnie
wspólnie spędzonego czasu nici.
-
Nie możesz zostać? Moglibyśmy spędzić trochę czasu razem.
Proszę - chciałam się nacieszyć jego obecnością, której
ostatnio miałam, jak na lekarstwo.
-
Niestety nie mogę, choć bardzo bym chciał. Muszę wpaść do
rodziców, bo mają do mnie jakąś pilną sprawę. Potem
mam trening, a muszę jeszcze zabrać kilka rzeczy z mieszkania. Ale
obiecuję, że wieczór spędzimy razem. Wtedy będę tylko do
twojej dyspozycji - miałam nadzieję, że tym razem dotrzyma
słowa i niczego w ostatniej chwili nie odwoła, jak to ostatnio
miał w zwyczaju.
-
Co z twoimi przenosinami do mnie? - dopytuję. Nawiązując do naszej
wczorajszej rozmowy, która została niedokończona.
-
Na pewno tego chcesz? - patrzy na mnie uważnie. Chcąc się
ostatecznie upewnić.
-
Oczywiście, inaczej bym nie pytała. Czekam na ciebie
wieczorem. Masz być z rzeczami i nie przyjmuję żadnych
wymówek, słyszysz? Do świąt się stąd nie ruszysz -
odpowiadam z rozbawieniem.
-
A zawody w Engelbergu? Wiesz, że wiele osób poczuje się
zawiedzionych, gdy mnie zabraknie - droczy się ze mną. Przybliżając
się bliżej.
-
Nad nimi się jeszcze zastanowię - mówię ze śmiechem. - Chodź,
przynajmniej odprowadzę cię do drzwi - wstaję w pośpiechu z
łóżka. Wkładając po drodze na siebie sweter.
-
Miłego dnia i wracaj do mnie szybko - całuję Halvora na
pożegnanie. Wcale nie mając ochoty się z nim rozstawać.
-
Postaram się być, jak najszybciej - mówi, po czym zdecydowanie
pogłębia nasz pocałunek, a na dodatek wsuwa dłonie pod moją
koszulkę. Błądząc nimi sprawnie po moim ciele. Skutecznie
wzbudzając we mnie pożądanie. Wiedziałam, że robi to
wszystko specjalnie.
-
Chyba się gdzieś śpieszyłeś - mruczę, gdy zjeżdża swoimi
ustami na moją szyję. Przyprawiając mnie tym o uderzenie
gorąca.
-
Nic się nie stanie, jak trochę się spóźnię - w momencie, gdy
mam zostać pozbawiona swetra i koszulki. Ktoś nieoczekiwanie
otwiera drzwi od restauracji. Zupełnie nie zwracając uwagi na
wywieszoną kartkę z informacją, że dziś jest zamknięta.
-
Sophie, to ja. Przyszedłem sprawdzić, jak się masz. Po tym, co
wczoraj się wydarzyło z Therese. Może napijemy się razem... -
Malcolm przerywa, wpatrując się we mnie i Halvora z jawnym
rozczarowaniem i wyraźnym niezadowoleniem - kawy - kończy
swoją wypowiedź. Odsuwam się od swojego chłopaka zawstydzona, że
nakryto nas w tak jednoznacznej sytuacji.
-
Jasne. Czemu nie - odpowiadam mu, starając się zachowywać
normalnie. Nie potrafiłam jednak na niego spojrzeć.
-
Pójdę już. Do zobaczenia - Halvor żegna się ze mną. Całując
lekko w policzek. Nie zważając na obecność mojego
niespodziewanego gościa. Traktując go niczym powietrze.
- Dokończymy wieczorem, to co nam przerwał twój niezbyt
lubiany przeze mnie kolega. On to ma dopiero wyczucie czasu - szepcze
mi do ucha na odchodne. Mrugając do mnie.
Po
chwili zostawia nas samych z Malcolmem. Uprzednio żegnając go
niezbyt przyjaznym spojrzeniem, na które wcale nie pozostawał
mu dłużny. Coraz bardziej wątpiłam, że oni kiedykolwiek zaczną
się chociażby tolerować. Obydwaj zachowywali się jak dzieci,
a ja nie miałam już do nich siły.
-
Widzę, że jednak kryzys zażegnany. Pogodziliście się? - słyszę
pytanie Malcolma, gdy tylko stawiam przed nim filiżankę z
kawą. Choć starał się zachowywać normalnie, widziałam że
było mu to wyraźnie nie na rękę.
-
Nie musieliśmy się godzić, bo wcale nie byliśmy pokłóceni
- wzruszam ramionami. Nie rozumiejąc skąd te dziwne pytania z jego
strony i przesadna dociekliwość.
-
Sophie, nie myśl, że próbuję się wtrącać, ale ja na twoim
miejscu byłbym mniej ufny. Gdy jesteśmy zakochani, pewnych rzeczy
nie dostrzegamy - patrzę na niego z niezrozumieniem.
-
O czym ty mówisz? - pytam, coraz mocniej zaniepokojona
przebiegiem tej rozmowy.
-
Po prostu mam wrażenie, że Halvor nie jest z tobą całkowicie
szczery. Ktoś z taką bujną przeszłością, jak on. Nie mógłby
się w tak krótkim czasie, aż tak diametralnie zmienić. To wręcz
niemożliwe, a ja w cuda nie wierzę - wprost nie mogłam
uwierzyć, że słyszę coś takiego.
-
Malcolm, przestań! Nie znasz go, dlatego nie osądzaj z góry. Ufam
mu, bo mam do tego podstawy. Gdybyś nie wiedział, to
naprawdę zdążyłam go bardzo dobrze poznać i wiem o nim o wiele
więcej niż inni, którzy zamiast mu pomóc od razu wydawali mylne
osądy. Tak naprawdę oceniając Halvora wyłącznie po
pozorach i na podstawie tego, co widzą. Zamiast zagłębić
się zdecydowanie głębiej w jego postępowanie -
mimowolnie bronię chłopaka. Nie znosząc takiego powierzchownego
traktowania. Jednak w głębi duszy, czuję lekkie zawahanie i obawę,
że w mój rozmówca może mieć trochę racji.
-
Przepraszam. Nie chciałem cię zdenerwować. Po prostu jako
przyjaciel, zwyczajnie się o ciebie martwię. Widziałem w końcu,
jak smutna byłaś na przestrzeni ostatnich dni - próbuje się
tłumaczyć. Jednak niezbyt to do mnie przemawia.
-
Przyjaciel powinien się cieszyć moim szczęściem, a nie
próbować je zdyskredytować - odwracam od niego wzrok, zawiedziona
jego postępowaniem.
-
Sophie, to nie o to chodzi. Ja tylko nie chcę, abyś
cierpiała - dotyka delikatnie mojej dłoni leżącej na stoliku,
która niemal od razu odsuwam od niego.
-
Malcolm, nikt nie uchroni mnie przed całym złem tego świata.
Jestem w pełni świadoma swoich wyborów i dopóki będą mnie
uszczęśliwiać, to będę się ich trzymać. Zresztą lepiej
będzie, jak przestaniemy dyskutować na takie tematy, ponieważ
nigdy się w tych kwestiach ze sobą nie zgodzimy - mówię z pełnym
przekonaniem.
-
Jak uważasz. Porozmawiajmy więc lepiej o pracy. Musimy się jakoś
zorganizować pod nieobecność Therese - w pełni się z nim
zgadzałam. Dlatego też przez następne minuty staramy się znaleźć,
jak najlepsze wyjście z obecnej sytuacji. Planując dokładnie nasze
obowiązki w najbliższych dniach.
Czuję,
jak stopniowo atmosfera między nami zaczyna się rozluźniać i
powracać do normalności. Co przyjmuję z zadowoleniem. Lubiłam
Malcolma i nie chciałam, abyśmy się sprzeczali. Był naprawdę
dobrym kolegą, ale nie mogłam dopuścić, aby znacząco przekraczał
pewne granice i zaczął sobie wyobrażać coś, co nigdy nie stanie
się rzeczywistością.
💓💓💓💓💓💓💓💓💓
Pakuję
najpotrzebniejsze rzeczy, które przydadzą mi się w ciągu
następnych kilku dni pobytu u Sophie. Mając zamiar, jak najszybciej
się u niej zjawić. Tak jak rano jej obiecałem. Tym razem pod
żadnym pozorem nie mogąc jej zawieść. W końcu już wczoraj
obiecałem samemu sobie, że skończę z kłamstwami i zaniedbywaniem
naszego związku. Tego było stanowczo za wiele.
Nadal
jednak wahałem się, czy przyznać się jej do pomocy Astrid i
wyznać całą prawdę odnośnie ostatnich dni. Odwaga z wczorajszego
wieczoru, zupełnie mnie opuściła. W dodatku może fakt, że
przerwano mi akurat zanim się do wszystkiego przyznałem był
znakiem od losu, żebym po prostu milczał.
Bałem
się reakcji dziewczyny, a zwłaszcza tego, że mogłaby mi
nie wybaczyć nieszczerości i nie uwierzyć, że nic mnie z Astrid
nie łączy. Złe doświadczenia z przeszłości na pewno zostawiły
w niej jakiś ślad. Przez co była okropnie wyczulona na
tym punkcie. Z góry zakładając najgorsze. Dla niej coś
takiego mogło być jednoznaczne. Nie chciałem dokładać jej
kolejnych zmartwień, a co gorsza przysporzyć niepotrzebnego
cierpienia.
Sophie
zwłaszcza teraz potrzebowała mojej obecności i wsparcia. Po raz
kolejny przeżywając trudne chwile. Tym razem pod postacią
obawy o zdrowie Therese. Doskonale widziałem w jej
oczach olbrzymi strach podczas wczorajszej nocy.
Byłem pewien, że starty kolejnej bliskiej osoby po prostu by
nie zniosła. Dlatego obydwoje z olbrzymią ulgą przyjęliśmy
informację otrzymane od lekarza.
Życie wciąż nie
rozpieszczało Sophie, dlatego musiałem znaleźć jakiś
sposób, aby poprawić jej nastrój. Chciałem wywołać na jej
twarzy szczery uśmiech i poczucie radości. Byłem to winien
jej osobie, zwłaszcza ze względu na ostatnie zachowanie.
Miałem
tylko nadzieję, że niespodzianka jaką miała ode mnie otrzymać
wieczorem okaże się trafiona. Tym bardziej, że nie było już
możliwości wycofania się z tego podarunku.
Mimowolnie
spoglądam na niego, uśmiechając się sam do siebie. Licząc, że dziewczyna się ucieszy.
Zamykam
szafę, ciesząc się że najgorszą część dnia mam już za
sobą. Pakowanie nigdy nie należało do moich ulubionych
czynności.
Spoglądam
na zegarek ze świadomością, że za chwilę czekała mnie jeszcze
poważna rozmowa z Astrid, która miała się tu zjawić lada chwila.
Musiałem jej wszystko wyjaśnić i oznajmić, że dłużej nie będę
mógł jej pomagać. To wszystko i tak zabrnęło stanowczo za
daleko.
-
Coś się stało, że chciałeś się tak pilnie ze mną spotkać?
Gdzie ty w ogóle wczoraj zniknąłeś? I co to za walizka,
wyjeżdżasz gdzieś? - Astrid patrzy na mnie z ciekawością, całując
krótko w policzek. Gdy przepuszczam ją w drzwiach mieszkania.
-
Musimy porozmawiać o nas i naszej dalszej relacji - zaczynam.
Siadając w fotelu. Zajmując miejsce na przeciwko niej.
-
Nareszcie! Zdecydowałeś się do mnie wrócić, prawda? Wiedziałam,
że w końcu to nastąpi. Nigdy nie zwątpiłam w to, że nadal mnie
kochasz - dziewczyna źle interpretuje moje słowa. Zachowując
się niczym w euforii.
-
Astrid, to nie tak. Tyle razy już ci mówiłem, że nie wrócimy do
siebie. Chodzi o to, że przeprowadzam się do Sophie i nie będę
mógł ci dłużej pomagać. Nie kosztem swojego szczęścia, przykro
mi. Oczywiście zawsze będziesz mogła się do mnie zwrócić z
jakimś problemem, ale to nie może już wyglądać tak, jak do tej
pory - w sekundę na jej twarzy pojawia się grymas złości i
niedowierzania.
-
Co takiego? Co się tak nagle zmieniło? Jeszcze wczoraj zapewniałeś
mnie, że zawsze mogę na ciebie liczyć, a teraz oznajmiasz mi coś
takiego? - wstaje nerwowo z zajmowanego przez siebie miejsca - to
pewnie wszystko przez nią. Zapewne zabroniła ci kontaktów ze mną,
bo boi się konkurencji z mojej strony. Przyznaj się,
przynajmniej to jesteś mi winien - staje obok mnie. Żądając
odpowiedzi. Astrid była autentycznie wściekła. Po tej niepewnej i
zagubionej dziewczynie, jaką była jeszcze wczorajszego wieczoru nie
było nawet śladu. Teraz przypominała siebie w najgorszym
wydaniu.
-
Ona ma na imię Sophie i nie ma z tym nic wspólnego. To była
wyłącznie moja decyzja. Astrid, musisz iść dalej i zapomnieć o
przeszłości. Nas już od dawna nie ma. Pogódź się z tym - staram
się przemówić jej do rozsądku. Co na nie wiele się zdaje. Nic
do niej nie docierało.
-
Nie wierzę ci! Całkowicie się jej podporządkowałeś, nie widzisz
tego? Robisz wszystko tak, jak ona powie. Do reszty cię
zmieniła. Kiedyś byłeś inny. Ale ja się tak łatwo nie
poddam. Chce walki to będzie ją miała, możesz jej to nawet
przekazać - nieoczekiwanie siada na moich kolanach - Halvor,
nie rób mi tego. Nie zrywaj ze mną kontaktu. Ja naprawdę
cię potrzebuję - wpija się gwałtownie w moje usta. Podejmując
kolejną desperacką próbę przekonania mnie do siebie.
-
Astrid, nie - odsuwam ją niemal od razu od siebie,
znajdując się na granicy wytrzymałości. Jej zachowanie
przechodziło wszelkie granice. - Właśnie dlatego nie możemy
się dłużej spotykać. Do ciebie nic nie dociera. Tyle razy ci
przecież mówiłem, abyś pogodziła się z tym, że kocham Sophie -
patrzę na nią. Uświadamiając sobie, jak wielki błąd popełniłem.
Ofiarowując jej swoją pomoc.
-
To ty niczego nie rozumiesz, Halvor. Chowasz się za pseudo uczuciem
do tej dziewczyny. Wmawiając sobie coś, czego nie ma. Próbując w
ten sposób mnie ukarać za to, co ci zrobiłam. Choć tak naprawdę
to mnie nadal kochasz. Dlatego mi pomagasz, bo podświadomie wciąż
chcesz być blisko mnie. Bo tylko przy mnie byłeś w pełni
szczęśliwy i nikt ci tego nie zastąpi. Serca nie oszukasz, choćbyś
nie wiem ile się zapierał - Astrid nie ustępuje. Będąc, coraz
mocniej zdesperowana.
-
Mylisz się. To co nas łączyło było wyjątkowo naiwną i
szczeniacką miłością, która bezpowrotnie odeszła. Moje życie
od twojego odejścia się zmieniło. Ja się zmieniłem i teraz
inaczej patrzę na życie, a także na to, co nas łączyło. Z
Sophie jest zupełnie inaczej. Przy niej wszystko jest inne, lepsze.
Ja jestem lepszy. To przy niej chcę się zestarzeć. Założyć
rodzinę i cieszyć się każdym wspólnie spędzonym dniem. To ona
jest miłością mojego życia. Nie ty, Astrid - po wypowiedzeniu
przeze mnie tych słów. Zwyczajnie zamiera. Wpatrując się we mnie
bez słowa. Jakby nie mogła uwierzyć, że naprawdę byłem zdolny
to powiedzieć. W jej oczach przez jedną sekundę dostrzegam
ból, ale w mig zastępuje go wściekłość.
-
To się jeszcze okaże. Wkrótce się przekonasz, że dokonałeś
złego wyboru. Myślisz, że twoja kochana Sophie jest taka idealna?
Nikt nie jest i jeszcze ci to udowodnię - po dłuższej chwili
odzyskuje rezon. Niemal wykrzykując te słowa, kieruje się w
stronę wyjścia. Na odchodne zatrzaskując drzwi z hukiem.
Zostawiając mnie z kompletnym mętlikiem w głowie.
Po jej wyjściu,
staram się uporządkować w głowie wszystko, co się tutaj przed
momentem wydarzyło. Dochodząc do wniosku, że byłem kompletnym
kretynem. Myśląc, że Astrid pogodziła się w pełni z moim
wyborem. Po raz kolejny, udało się jej mnie nabrać. Umiejętnie
podchodząc i manipulując. Wykorzystując dobre chęci z jakimi
podchodziłem do pomocy jej osobie.
Powoli
zaczynałem się, coraz bardziej obawiać do czego Astrid może się
jeszcze posunąć. Bałem się, że będzie chciała się mścić. Z
powodu nie osiągnięcia zamierzonego przez siebie celu i
ponownego związania się ze mną. Burząc w ten sposób moje
i Sophie szczęście. Na własne życzenie prosiłem się o ponowne
kłopoty. Za nic jednak nie mogłem dopuścić do tego, aby Astrid
drugi raz namieszała w moim życiu. Nie teraz, gdy
miałem stanowczo zbyt wiele do stracenia.
Od
ponad półgodziny, przypatruję się ze sporym rozbawieniem
poczynaniom Sophie. Starającej się uprzątnąć lekki nieporządek
panujący w jej mieszkaniu. Który szumnie nazwała ogromnym
bałaganem. Przemieszczała się z miejsca na miejsce, a to
składając ubrania, a to porządkując dokumenty. Pogrążona do
reszty w swoim świecie.
-
Czy naprawdę stanie się wielka tragedia, gdy zetrzesz ten kurz
jutro? Przecież i tak prawie go nie widać - staram się nie
wybuchnąć śmiechem, gdy obdarza mnie morderczym spojrzeniem za
ten komentarz.
-
Może ty go nie widzisz, ale ja tak. Nie znoszę bałaganu i dobrze o
tym wiesz. W takim rozgardiaszu nie da się normalnie
funkcjonować. Przesuń się trochę - niemal zwala
mnie z fotela. Próbując dosięgnąć do najwyższej półki
zastawionej książkami.
-
Wiesz, że jesteś strasznie seksowna i pociągająca, kiedy się tak
na mnie złościsz - łapię ją za biodra, przyciągając do siebie.
-
Za to ty strasznie irytujący, gdy się nudzisz i mi przeszkadzasz -
odpowiada mi wyjątkowo przesłodzonym głosem i ironicznym
uśmiechem.
- Mimo
wszystko i tak mnie kochasz – mówię z całkowitą pewnością.
-
Czasami sama się sobie dziwię – szepcze ukradkiem.
-
Psujesz cały nastrój, a ja się tak staram - skarżę
się. Skradając jej pocałunek.
-
Jesteś niemożliwy - kręci rozbawiona głową - ale i tak się
ogromnie cieszę, że tu jesteś - wkracza
na dużo poważniejszy temat.
-
Jednak potrafię dotrzymywać słowa. Poza tym w ramach przeprosin za
mój ostatni brak czasu. Mam dla ciebie niespodziankę. Wprawdzie
miałaś ją otrzymać we właściwym terminie, ale potraktuj go jako
taki przedświąteczny prezent - miałem jeszcze trochę
poczekać, ale uznaję że to odpowiednia chwila. Nie było
sensu dalej zwlekać.
-
O czym ty mówisz? - słyszę niezrozumienie w jej głosie.
-
Zaraz zobaczysz. Poczekaj chwilę - udaję się do niewielkiego
korytarza. Biorąc do rąk sporej wielkości pudełko, które
ukradkiem tam postawiłem tuż po przyjściu. Uprzednio sprawdzając,
czy wszystko w porządku z moim prezentem.
-
Proszę to dla ciebie. Mam nadzieję, że ci się spodoba i się ze
sobą szybko polubicie. Choć będzie z niego straszny
rozrabiaka. Nieźle dał mi dzisiaj do wiwatu - wręczam podarunek
Sophie. Z niecierpliwością oczekując na jej reakcję. Trochę
się jej obawiając.
Po
chwilowym zawahaniu dziewczyna zagląda do pudełka,
wpatrując się w jego zawartość z prawdziwym szokiem wypisanym na
twarzy. Patrząc to na mnie to na pudełko. Nie mogąc
wykrztusić z siebie, choćby słowa.
-
Nie wierzę. Ja chyba śnię - niczym oniemiała bierze
na ręce, kompletnie zaspanego niewielkiego kociaka z
czerwoną wstążką zawiązaną na szyi, z którą zmagałem się
przez dobre kilkanaście minut. Przyglądając się mu z ogromnym
zaciekawieniem i zachwytem. - Cześć, malutki. Jaki ty jesteś
śliczny i słodki - przytula go do siebie. Głaszcząc delikatnie po
grzbiecie. Na co zwierze wydaję ciche pomruki
zadowolenia.
-
Halvor, skąd wiedziałeś, że marzę o posiadaniu jakiegoś pupila?
- pyta, podchodząc do mnie. Nie wypuszczając, ani na chwilę kota
ze swoich objęć.
-
Kiedyś o tym wspominałaś. Poza tym opowiadałaś mi o marzeniu z
dzieciństwa, które nie mogło się ziścić ze względu na alergię
twojego taty. No i narzekałaś na to, że często jesteś
sama. Teraz przynajmniej nie będziesz czuła się samotna, gdy
nie będzie mnie przy tobie. On mnie zastąpi - wskazuję na nowy
obiekt zainteresowania Sophie. Który zapewne w najbliższych dniach
skradnie całą jej uwagę. Spychając moją osobę na dalszy
plan.
-
Dziękuję, naprawdę jestem ci ogromnie wdzięczna. Lepszego
prezentu, chyba nie mogłam sobie wymarzyć. Zawsze chciałam mieć
kota. Uwielbiam je. Są cudowne. Jesteś kochany i mam
kolejny dowód, że jednak słuchasz mnie z uwagą, a to się bardzo
ceni - w ramach podziękowań, składa na moich ustach czuły
pocałunek. Który natychmiast odwzajemniam. Upewniając się
wyłącznie w tym, że to właśnie przy niej jest moje miejsce.
-
Jak go nazwiemy? Może Halvor Junior? - proponuję, zaczynając się
śmiać.
-
O nie, zapomnij. Jednego Halvora w zupełności mi
wystarczy. Dwóch bym nie zniosła. Jeszcze odziedziczyłby po tobie
charakter. Będzie się nazywał Otis - kładzie go na
łóżko. Na mojej stronie. Przyglądając się mu z uwielbieniem.
-
A ja, gdzie mam spać? Widzę, że Otis już zajmuje moje miejsce. Ja
się tak nie bawię. Mały zdrajca - dołączam do nich.
Obejmując lekko Sophie. Przez następne minuty całą naszą
uwagę pochłania nowy mieszkaniec.
-
Wybierasz się spać? Tak szybko? Myślałam, że dokończymy to, co
nam dziś rano przerwano – słyszę jej zachęcający ton
głosu. Otwierając leniwie oczy. Będąc wykończony po wygłupach z
Otisem. Sophie patrzy na mnie sugestywnie. Nawiązując do
moich porannych słów. Czekając z wyczekiwaniem na
moje dalsze poczynania.
-
Dwa razy nie musisz powtarzać. Co powiesz na wspólny prysznic?
Połączymy przyjemne z pożytecznym, a Otis dokończy swoją drzemkę
- wstaję ochoczo z łóżka. Ogarnięty nową
energią. Ciągnąc ją za sobą do łazienki. Po drodze
obdarzając jej ciało gorącymi pocałunkami. Będące wstępem do
czegoś, jeszcze przyjemniejszego.
💓💓💓💓💓💓💓💓
Dodając
kolejne składniki do przyrządzanego przeze mnie ciasta. Nucę po
cichu jedną ze znanych mi piosenek. Będąc w wyśmienitym nastroju.
Ostatnie dni były bardzo udane, a po ostatnim drobnym kryzysie
między mną a Halvorem nie było najmniejszego śladu.
Wszystko
układało się znakomicie i byliśmy ze sobą szczęśliwi bardziej
niż kiedykolwiek wcześniej. Wspólne mieszkanie naprawdę nam
służyło i umacniało naszą relację.
Po
raz pierwszy od bardzo dawna, moje życie zaczęło w końcu nabierać
kolorytu i układać się na niemal każdej płaszczyźnie. Zarówno
tej prywatnej, jak i zawodowej.
Z
radością wyczekiwałam każdego nowego dnia. Ciesząc się po
prostu życiem.
-
Sophie, ktoś do ciebie przyszedł - niespodziewane pojawienie się
Malcolma. Odrywa mnie od pracy.
-
Kto to taki? - chcę się dowiedzieć czegoś więcej. Zwłaszcza, że
nie spodziewałam się żadnych odwiedzin.
-
Jakaś dziewczyna. Nie znam jej. Ale podobno to pilne. Bardzo nalega
na spotkanie z tobą - wzdycham z lekkim niezadowoleniem, że muszę
przerwać swoje obowiązki.
-
Powiedz jej, że zaraz przyjdę. Umyję tylko ręce -
proszę go. Nie mając pojęcia, kto taki może być moim
niezapowiedzianym gościem.
Ty to potrafisz człowieka trzymać w napięciu. Serio, pierwszą część rozdziału przeczytałam na jednym wdechu, niecierpliwie oczekując jakiś wiadomości o stanie zdrowia Theresy. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że mogłoby się jej stać coś poważnego. Jest w końcu tak wspaniałą, dobrą kobietą. Sophie nigdy nie poradziłaby sobie z jej stratą.
OdpowiedzUsuńNa szczęście na strachu się skończyło. Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że Therese jedynie złamała sobie rękę. Wiadomo, nie jest już najmłodsza i złamanie będzie się zrastało dłużej, ale powinna sobie z tym bez większych problemów poradzić.
Ogólnie to duży plus dla Halvora za wspieranie Sophie. Tak powinien zachowywać się prawdziwy partner. Jest ze swoją lubą na dobre i na złe.
Theresa jest niesamowicie upartą, energiczną kobietą. I przebiegłą. Świetnie wymyśliła te święta u Halvora. Sophie też zasługuje na chwilę odpoczynku. I pewnie będzie się trochę obawiać reakcji rodziny chłopaka, ale wierzę, że spędzi jedne z najlepszych świąt w swoim życiu. Tylko musi się jeszcze na to zgodzić.
Malcolm znów próbuje się wtrącać w nie swoje sprawy. Odpuściłby sobie w końcu i zrozumiał, że nie ma u Sophie żadnych, ale to kompletnie żadnych szans.
Halvor pakuje się w coraz większe bagno. Powinien od razu powiedzieć Sophie o Astrid, bo teraz z każdym kolejnym dniem będzie coraz trudniej.
Szczególnie, że sama Astrid chyba zaczyna popadać w jakąś kompletną paranoje. Sama zaczynam się bać tego, co jeszcze może odstawić Jest kompletnie nieprzewidywalna i coś czuję, że już nie długo wywróci cały poukładany świat Sophie do góry nogami.
Ale za nim to nastąpi niech wszyscy nacieszą się Otisem. Bo czy może być coś wspanialszego i bardziej uroczego niż mały kotek? No chyba nie bardzo.
Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam
Violin
Śmieję się sama z siebie, bo z wielkim zaangażowaniem czytałam ... tfu! Pochłaniałam rozdział! I na koniec poczułam się jakbym uderzyła w ścianę z powodu tego zakończenia :D Ugh, to Astrid przyszła, prawda? Wiedziałam że będzie chciała się pojawić i porozmawiać z Sophie i niestety się nie pomyliłam. Ale zacznijmy od początku.
OdpowiedzUsuńCzekałam z niecierpliwością na wyjaśnienie tajemniczej wiadomości i okazał się nią być wypadek Therese. Niby wszystko dobrze się skończyło, ale złamana ręka to jednak złamana ręka, tym bardziej że w jej wieku to wcale nie są przelewki. Z tego też powodu Sophie straciła niezastąpioną pomoc na kilka tygodni. Ten fragment ukazał jakie są dla siebie bliskie. Sophie prawie zwariowała nam ze strachu o zdrowie Therese, a z kolei kobieta nie wyobraża sobie, aby miała ją zostawić samą w święta. Nawet kosztem wyjazdu do rodziny. To dobrze, że Sophie ma obok siebie kogoś takiego :)
Malcolm znów mi podniósł ciśnienie. Sophie dobrze mu powiedziała! "Przyjaciel powinien się cieszyć moim szczęściem, a nie próbować je zdyskredytować". To właśnie robi Malcolm. Widać na odległość, że jest zazdrosny o Halvora i cały czas próbuje przedstawić go w złym świetle. Nawet jeśli się o nią martwi, to powinien to robić dyskretnie, a nie irytująco, dobijając ją za każdym razem.
Chociaż i tak Astrid pobiła dzisiaj wszelkie normy irytacji. Ta dziewczyna ewidentnie ma coś z głową i żyje w swoim własnym świecie! Jej desperacja jest wręcz żałosna, bo przecież nikt normalny nie uwierzy w to, że kocha ona Halvora. Perfidnie chce zniszczyć jego szczęście z powodu swoich kłopotów finansowych. Na całe szczęście chłopak zmądrzał i teraz wie jak z boku wyglądał jego związek z tą artystką od siedmiu boleści. Jednak do niej nic nie dociera, a jedynie kompromituje się za każdym razem. Oczywiście jej konfrontacja z Sophie to kwestia czasu i podejrzewam że to ona jest tajemniczą dziewczyną z końcówki rozdziału. Ugh, gdyby tylko Halvor przyznał się Sophie o pojawieniu się Astrid ... tak to dziewczyna poczuje się fatalnie gdy wyjdzie to na jaw, na dodatek z ust jego byłej, która na pewno wszystko podkoloryzuje! Bo inaczej nie byłaby sobą! Cóż, czekam na to z ciekawością, ale i lekkim niepokojem :(
Ale prezent od Halvora w postaci kociaka był cudowny <3 Ten fragment był wręcz magiczny i bardzo uroczy :) Boję się, że ta sielanka zostanie zniszczona.
OTIS <3!!! Jak z Asteriksa i Obeliksa hahah, świetnie. Jego imię to jedyna rzecz, dzięki, której skradł moje serce :p nie lubię kotów XD nie ja ich nie cierpię hahah
OdpowiedzUsuńAle było emocjonująco z Therese, ja się zamartwiałam i już miałam się modlić, żebyś nic złego jej nie robiła. Przecież to pierwsza dobra dusza, która zawsze była przy Sophie. Jest jak jej babcia i dobra wróżka w jednym.
Halvor zaczął niebezpieczną zabawę godząc się, na pomaganie swojej byłej i teraz się tego doigra. Po słowach Astrid można wnioskować, że ona wcale się nie poddała i będzie walczyć o Halvora. I to pewne one przyszla teraz do Sophie...Tak obstawiam i licze na to, że nie wprowadzi jakiegoś strasznego zamętu ;/
Sophie i Halvor mieszkający razem, wspaniale! Lepiej być nie mogło. Ta parka jest the best i chociaż przed nimi teraz ciężka próba, to mam nadzieję, że uczucie będzie silniejsze i pokonają wszelkie przeciwności losu :D
A Malcolm? Hm on tutaj jest najciekawszy...Niby przyjaciel, ale jaki przyjaciel jest zazdrosny? Szczególnie, że on nawet jakoś się z tym specjalnie nie kryje!
Oj będzie tutaj wielka drama i z Astrid i Malcolmem, a to, to ja lubię! 3RAZY TAK!!!
Pozdrawiam,
N
Jestem! I z góry przepraszam, że dotarłam z opóźnieniem :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że czytając końcówkę poprzedniego rozdziału w ogóle nie pomyślałam, że coś mogło się stać Therese... Ale mi napędziłaś stracha! Absolutnie nie dziwię się Sophie i jej reakcji. Zaczęła wyobrażać sobie same najgorsze scenariusze mówiące o tym, że nie może stracić kolejnej bliskiej osoby. Okropnie się tym zmartwiłam i byłam zła na panią w szpitalu, która początkowo nie chciała udzielić żadnych informacji... Ale dobrze, że Halvor był na posterunku! Uśmiechnął się, zbajerował i tadam! Dobrze, że pani kupiła tę bajeczkę, a Sophie bez przeszkód mogła zdobyć informacje o stanie zdrowia Therese. Na szczęście na strachu się skończyło :) Oczywiście poza kilkoma urazami, ale najważniejsze jest to, że jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo :) Sophie ma rację. Therese zdecydowanie powinna udać się do rodziny... A jestem pewna, że Halvorowi pomysł spędzenia świąt z Sophie bardzo przypadnie do gustu ^^
Ale bardzo podoba mi się ukazana relacja Sophie z Therese :) Widać, jak bardzo są dla siebie ważne :)
Postać Malcolma działa mi na nerwy... Ewidentnie próbuje namieszać w związku Sophie i Halvora, co wcale mi się nie podoba :( Skoro uważa się za przyjaciela dziewczyny to powinien się tak zachowywać, a nie siać niepotrzebny zamęt. W dodatku widoczne jest to, że nie traktuje Sophie tylko i wyłącznie jak przyjaciółki... Ech, mam nadzieję, że jakoś nie namiesza.
Astrid... Halvor powinien wcześniej zebrać się na odwagę i wyznać Sophie całą prawdę odnośnie swojej byłej. Tymczasem ona poczuła się zbyt pewnie i pokazała pazurki. Tak coś czułam, że jej rzekoma przemiana była tylko na pokaz. Nie dociera do niej, jak Halvor mówi nie i wydaje mi się, że ona nie rzuca swych słów na wiatr. Halvor zmądrzał i pozostaje obojętny na jej sztuczki, ale ona... Obawiam się jej, zwłaszcza po tej końcówce. Bo to ona przyszła złożyć Sophie niezapowiedzianą wizytę? Wyczuwam kłopoty :(
Ale Halvor sprawił Sophie cudowny prezent! Słodki ten kociak <3 W ogóle ten fragment był uroczy, wprost się rozpływam! :) Bardzo bym się cieszyła, jeśli pomysł z wspólnym mieszkaniem by wypalił :) Uwielbiam ich razem <3
Czekam z niecierpliwością na nowość :)
Pozdrawiam ;*
http://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ oraz https://te-entregare-mi-vida.blogspot.com/ zapraszam na nowe rozdziały ;*
UsuńJa też przepraszam za opóźnienie. Mam urwanie głowy i zero czasu na wszystko.
OdpowiedzUsuńStrasznie się bałam o Therese. I całkowicie rozumiem strach Sophie. Dziewczyna musiała przeżywać okropne męki , na samą myśl o tym , że może ją stracić.
Dobrze , że Halvor był przy niej. Bo po drodze do szpitala jeszcze jej mogło się stać coś złego.
Nie cierpię Malcolma. On mnie po prostu drażni. Ciągle miesza pomiędzy Halvorem i Sophie. Niech przestanie ściemniać , że Sophie jest jego przyjaciółką. Ewidentnie widać , że liczy na coś więcej. I tylko czeka na potknięcie się Halvora.
Które jest niestety coraz bliżej. A wszystko przez to , że postanowił pomóc Astrid . I o niczym nie powiedział Sophie. Oj czuję , że to Astrid przyszła do Sophie i teraz zacznę się kłopoty.
Astrid w końcu przestałą udawać i pokazała swoją prawdziwą twarz. Czy do niej nie dociera jak Halvor mówi, jej że nie chce mieć z nią nic wspólnego.
Prezent chłopaka uroczy :) I jeszcze razem zamieszkali :) Oj czemu ja mam wrażenie, że ta sielanka właśnie się kończy....
Za końcówkę uduszę ;) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam :)
http://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ i https://te-entregare-mi-vida.blogspot.com/ zapraszam na nowe rozdziały ;*
OdpowiedzUsuń