poniedziałek, 29 października 2018

Rozdział 20







Niemal biegnę, pokonując ostatni odcinek drogi dzielącej mnie od szpitala, zostawiając za sobą Halvora, który musiał uporać się z zaparkowaniem samochodu daleko w tyle. Nie przejmowałam się, ani okropnym chłodem, który przenikał przez moją niezapiętą kurtkę, ani śliską nawierzchnią chodnika. Nie zważałam na nic, będąc w stanie myśleć jedynie o tym, aby jak najszybciej dotrzeć do miejsca, którego wolałabym nigdy więcej nie oglądać. Niosło ono w końcu za sobą jedynie ból i smutek oraz długie dni, podczas których złudna nadzieja, że wszystko skończy się dobrze i nie będę musiała opłakiwać najbliższych zwyczajnie gasła.
Ze zbyt wieloma już osobami musiałam się w nim na zawsze pożegnać. Przez co, kojarzył mi się teraz z samymi najgorszymi rzeczami.





Dostrzegając spory gmach z daleka, którego elewacja nadal prosiła się o renowację. Przed oczami stają mi najboleśniejsze wspomnienia. Wypadek taty, czuwanie przy jego łóżku, gdy był pogrążony w śpiączce, czy przegrana walka z chorobą mojej rodzicielki. Zagojone rany znów zaczynają dawać o sobie znać, znacznie przyśpieszając bicie mojego serca.
Czuję, jak piekące łzy cierpienia i braku zrozumienia dla niesprawiedliwego losu, starają się znaleźć ujście. Jednak ze wszystkich sił, próbuję je powstrzymać. Wiedząc, że to był najgorszy moment na nie.
Nie mogłam się teraz rozkleić i ponownie rozpamiętywać przeszłości. Miałam obecnie coś ważniejszego do zrobienia. Teraz powinna liczyć się tylko osoba Therese i jej stan.






Po kompletnie niespodziewanym telefonie otrzymanym od Else, córki Therese z informacją, że jej mama przed kilkoma godzinami uległa nieszczęśliwemu wypadkowi, podczas powrotu do domu i została zabrana przez służby medyczne do jednego ze szpitali położonych w stolicy. Nie potrafiłam powstrzymać swojego strachu o osobę, która była mi niezwykle bliska. Zwłaszcza, że nie otrzymałam żadnych szczegółowych informacji, co do jej stanu zdrowia i tego, co w ogóle się wydarzyło. Jedynie jakieś szczątkowe fakty, które wywoływały wyłącznie poczucie niepokoju i coraz większego przerażenia.
Else znajdowała się kilkaset kilometrów stąd i poza jedną wiadomością otrzymaną od kogoś ze szpitala. Nie była w stanie dowiedzieć się niczego więcej. Prosząc o to mnie. Była poruszona nie mniej niż ja, a fakt dzielącej jej odległości niczego nie ułatwiał. Zwłaszcza, że najwcześniej mogła się tutaj pojawić dopiero jutro. Doskonale słyszałam w jej głosie strach i poczucie winy, że nie może być przy swojej mamie, gdy ona tego najbardziej potrzebuje.





Przez to wszystko musiałam się opierać na domysłach, które wcale nie były optymistyczne. Nie dopuszczałam jednak do siebie myśli, że mogłabym stracić tę energiczną i niezwykle pozytywnie nastawioną do świata kobietę, która jako jedyna się mną zajęła po śmierci mamy. Nie zostawiając samej sobie i nie pozwalając ostatecznie załamać i pogrążyć w rozpaczy.
Otaczając swoim ogromnym wsparciem i opieką przez wszystkie te długie dni, gdy życie nie miało dla mnie większego sensu czy znaczenia. To dzięki niej stanęłam na nogi i podjęłam walkę o ratowanie ukochanego miejsca mojej rodzicielki. Za co będę jej dozgonnie wdzięczna. 
W dodatku to właśnie Therese zastępowała mi rodzinę od kilku już lat. Wiele jej zawdzięczałam i nadal potrzebowałam w swoim życiu. Wiedząc, że była nieliczną ze znanych mi osób, na którą zawsze mogłam liczyć i bezgranicznie zaufać.






- Sophie, uważaj. Co ty najlepszego wyprawiasz? Wiesz, co mogłoby się stać, gdybyś weszła na tą ulicę? - wracam do rzeczywistości, dopiero gdy czuję dość mocne szarpnięcie za rękę, uniemożliwiające mi przejście przez ulicę na czerwonym świetle, które zauważam po raz pierwszy w tym momencie.
Patrzę na pełną strachu twarz Halvora, który w ostatniej chwili, uchronił mnie od możliwej tragedii.
- Przepraszam. Zupełnie odpłynęłam, ale to wszystko przez to, że okropnie boję się o Therese. Co jeśli stało się jej coś poważnego? Ja jej nie mogę stracić, rozumiesz? Na dodatek nawet nie wiem, co ją spotkało. Nie mogę znieść tej bezsilności - przytulam się mocno do niego. Pozwalając sobie na chwilę słabości. Nie mając dłużej siły udawać, że radzę sobie z tą sytuacją. 
- Wszystko będzie dobrze. Jestem pewien, że gdyby jej stan był poważny. Else na pewno zostałaby o tym poinformowana. Nie mogliby czegoś takiego przed nią zataić. Musisz się uspokoić. Nerwy w niczym nam na pewno nie pomogą - jego spokojny i kojący ton głosu. Przemawia mi do rozsądku. Nie mogłam przecież zakładać z góry najgorszego. Biorę dlatego głęboki wdech i staram się opanować targające mną emocje.
- Masz rację. Dziękuję, że przy mnie jesteś. Sama chyba bym tutaj oszalała - patrzę na niego z ogromnym pokładem wdzięczności. Ciesząc się, że w tym trudnym momencie mogę liczyć na jego wsparcie. - Idziemy? - łapię go za rękę, po czym już dużo spokojniej. Pokonujemy drogę dzielącą nas od wejścia do szpitala. 






Będąc w środku. Rozglądam się dokładnie po wnętrzu, w którym panuje zaskakująca cisza i spokój. Jaka byłaby nie do pomyślenia podczas dziennych godzin, gdy panował tu nieustanny ruch i zamieszanie.
Aktualnie szpital wyglądał niemal na opustoszały. Jedynie gdzie nie gdzie dostrzegałam pojedyncze osoby. Dlatego też nie chcąc tracić więcej czasu. Szukam miejsca, gdzie mogłabym otrzymać potrzebne mi informacje. Prowadząc Halvora wszędzie za sobą, ani na chwilę nie puszczając jego dłoni. Jego obecność była dla mnie w tym momencie zbawienna.





Odnajdując w końcu punkt informacyjny, wyglądający na kształt recepcji. Bez wahania podążam w jego kierunku, chcąc zobaczyć się, jak najszybciej z Therese. Albo przynajmniej dowiedzieć się czegoś o jej stanie zdrowia. Tylko to było teraz dla mnie ważne. 
- Dobry wieczór. Przed kilkoma godzinami, podobno trafiła tutaj Therese Iversen. Mogłaby mi pani powiedzieć na jakim oddziale się znajduje i kto zajmuje się jej przypadkiem? To bardzo pilne - pytam, mając nadzieję, że kobieta siedząca za kontuarem udzieli mi wszystkich potrzebnych informacji. Wykazując się odrobiną dobrej woli. Choć po wyrazie jej twarzy, nie liczyłam zbytnio na powodzenie tego planu.
- Czy państwo wiedzą, która jest w ogóle godzina? Dochodzi północ. Czas odwiedzin minął dawno temu. Proszę przyjść rano i nie przeszkadzać mi w pracy oraz nie zakłócać spokoju. Trochę wyobraźni - odpowiada kategorycznie, czego się spodziewałam. Doskonale wiedziałam, że pora była zbyt późna, aby liczyć na przychylność kogokolwiek tutaj. Nie chciałam się jednak poddawać.
- Ale tu nie chodzi o odwiedziny. Chcę tylko się dowiedzieć, co się stało i w jakim jest stanie. To dla mnie naprawdę ważne. Bardzo panią proszę - nie ustępuję. Za wszelką cenę musiałam sprawdzić, co się dzieje z Therese. Nie wytrzymałabym życia w niepewności przez następne kilka godzin. 
- Przykro mi, ale takie są przepisy - moje błagania na nic się nie zdają. Ta kobieta była wyjątkową służbistką, której przebłaganie graniczyło z cudem.
- Za to ja jestem pewien, że ten jeden raz można zrobić wyjątek. To dla nas ogromnie ważne. Zrobiłaby nam pani ogromną przysługę - do rozmowy dołącza Halvor, który do tej pory milczał. Posyłając w stronę recepcjonistki wyjątkowo przymilny uśmiech, któremu trudno było się oprzeć. Nie tylko ja miałam takie zdanie, sądząc po błysku w oku naszej rozmówczyni. 
- Państwo są z rodziny? - byłam pewna, że to pytanie do reszty nas pogrąży. W końcu w świetle prawa byłam dla Therese zupełnie obcą osobą, której nikt nie miał prawa udzielać informacji o jej stanie zdrowia. 
- Oczywiście. Pani Iversen to babcia mojej dziewczyny. Są ze sobą bardzo zżyte. W końcu Sophie została przez nią wychowana. Mają tylko siebie. Dlatego bardzo proszę nie utrudniać nam uzyskania informacji - gdy mam już opowiedzieć, jak przedstawia się sytuacja. Wyręcza mnie Halvor. Kłamiąc jak z nut. Posyłam mu ostrzegawcze spojrzenie, jednak on nic sobie z tego nie robi. Mając zamiar nadal koloryzować rzeczywistość. 
- Dobrze, niech będzie. To czwarte piętro. O resztę proszę pytać lekarza dyżurującego. Ja nic więcej nie wiem. Nikt nie uzupełnił jeszcze szczegółowo karty - patrzy na mnie ze współczuciem, przekazując istotne informacje.
- Bardzo pani dziękujemy. Jestem ogromnie wdzięczna - udając się w stronę windy, nadal nie mogłam uwierzyć, że naprawdę się udało.






- Halvor, wiesz że gdy prawda się wyda. Będziemy mieli spory problem? Kłamstwo zawsze prędzej czy później wychodzi na jaw - nie czułam się dobrze z tym, że musieliśmy posunąć do kłamania, aby osiągnąć zamierzony cel.
- Daj spokój. Wiesz, że inaczej niczego byśmy się nie dowiedzieli. Ona była na to zbyt uparta. Zresztą niewinne kłamstwo od czasu do czasu, jeszcze nikomu nie zaszkodziło – wzrusza ramionami, nie widząc w tym nic złego. Przypatruję się mu przez chwilę. Zastanawiając, czy w stosunku do mnie także stosował taką taktykę.





Wpatruję się z wyczekiwaniem w lekarza. Którego wiek jasno wskazywał, że stosunkowo niedawno rozpoczął swoją pracę. Czekając, aż zacznie w końcu mówić. Swoim milczeniem, wystawiał moje poczucie cierpliwości na poważną próbę. 
- Na początku wyglądało to naprawdę poważnie, ponieważ Pani Iversen upadła na mocno oblodzony chodnik. Niestety upadek był tak niefortunny, że doszło do złamania prawej ręki i dość silnego uderzenia w głowę, które spowodowało utratę przytomności. Na szczęście po wykonanych przez nas badaniach, okazało się ono niegroźne. Pani babcia jest już przytomna i nic nie zagraża jej życiu. Założyliśmy gips na rękę i na wszelki wypadek zostawiliśmy ją na obserwacji, aby w pełni wykluczyć wstrząśnienie mózgu albo inne powikłania. Jutro jednak powinna opuścić szpital. Proszę się nie martwić. Tym razem skończyło się tylko na strachu, jednakże powinna bardziej na siebie uważać. Kości w tym wieku, nie są już tak wytrzymałe jak kiedyś - oddycham z ogromną ulgą. Ciesząc, że to wszystko nie skończyło się o wiele poważniej. Ogromny kamień spada mi z serca, a napięcie stopniowo ustępuje.
- Mogę się z nią zobaczyć? Ogromnie mi na tym zależy - proszę. Chcąc osobiście sprawdzić, jak miewa się Therese. 
- Dobrze, ale tylko na chwilę. Choć pacjentka raczej jeszcze nie śpi i tak już dawno minęły pory odwiedzin. Pani babcia to wyjątkowo energiczna osoba, jak na swój wiek, a jaka wygadana. Myślałem, że zagada mnie na śmierć, gdy nie chciałem jej stąd dziś wypuścić - wymieniamy się porozumiewawczymi uśmiechami. W końcu sama doskonale zdawałam sobie sprawę, że potrafi być bardzo uparta. Po czym opuszczam gabinet.





- Therese, tak strasznie się bałam, że coś ci się stało - podchodzę do łóżka, które zajmowała. Mocno się do niej przytulając. Zważając jednak na jej rękę, aby jej nie urazić.
- Już dobrze. Po prostu zrobiła się ze mnie ostatnio straszna niezdara. Chyba naprawdę się starzeję. Narobiłam nam wszystkim strasznego bałaganu - uśmiecha się do mnie, odwzajemniając uścisk.
- Na pewno nic ci się nie stało, poza tą ręką? - chcę się upewnić. Obawiając, że lekarze mogli coś przeoczyć.
- Nic mi nie jest. Ręka trochę boli, ale to normalne przy złamaniu. Elsa niepotrzebnie zaczęła panikować. Tylko cię wystraszyła. Sama bym cię jutro na spokojnie o wszystkim powiadomiła, a tak postawiła na nogi tyle osób - kręcę głową z niedowierzaniem, że bagatelizuje ten wypadek, aż do tego stopnia.
- Bardzo dobrze, że mnie zawiadomiła. Czegoś takiego nie można lekceważyć. Powinnam do niej zadzwonić - pewnie wciąż czekała w ogromnym napięciu na jakieś wiadomości.
- Nie trzeba. Przed chwilą skończyłam z nią rozmawiać. Uspokoiłam ją, ale i tak jutro przyjedzie. Ze względu na to złamanie, chce mnie zabrać do siebie na trochę. Ale muszę ją odwieść od tego pomysłu - Therese z góry postanowiła odrzucić propozycję córki. 
- Dlaczego? Spędziłabyś trochę czasu z rodziną. Odpoczęła i nabrała sił. To świetny pomysł - staram się ją przekonać.
- Sophie, a jak ty sama sobie ze wszystkim poradzisz? Nie mogę cię zostawić. Zwłaszcza nie na święta. Nie spędzisz ich w samotności. Nie dopuszczę do tego - planowałyśmy, że tradycyjnie spędzimy Wigilię razem, a potem rodzina odwiedzi ją w pierwszy albo drugi dzień świąt. Nic nie miałyśmy zamiaru zmieniać w tej kwestii, przynajmniej jeszcze w tym roku. Ale teraz trzeba było wszystko zweryfikować i wybrać najlepszą opcję. 
- O pracy i tak możesz zapomnieć na kilka następnych tygodni. A mi nic się nie stanie, jak jedne święta spędzę sama. Dlatego wrócisz razem z Else do niej - choć ta perspektywa nie brzmiała kusząco. Zdrowie i samopoczucie Therese były ważniejsze. Ja jakoś sobie poradzę.
- Nie ma mowy. Pojadę do Else, ale jeśli spędzisz te święta z rodziną Halvora. To mój warunek. Przecież już ci to proponował, ale ze względu na mnie odmówiłaś - przypominam sobie o tym fakcie. Nie mogłam jednak skorzystać z tego zaproszenia. Na coś takiego, było zdecydowanie za wcześnie. Oficjalnie nie byliśmy ze sobą nawet miesiąca. Dla większości jego rodziny byłam kompletnie obcą osobą, przy której na pewno nie czuliby się swobodnie w tym wyjątkowym okresie w roku. Nie chciałam się dlatego nikomu narzucać. 
- Porozmawiamy o tym później. Teraz są ważniejsze rzeczy - zmieniam szybko temat. Przysuwając sobie krzesło bliżej łóżka. Po czym przez następne kilka minut omawiamy bieżące sprawy. Przy okazji staram się pozbyć poczucia winy Therese w związku z jej niemożnością pracy w restauracji przez najbliższy czas.






- Powinnaś odpocząć. Pójdę już, ale na pewno cię jeszcze jutro odwiedzę przed twoim wyjazdem - nie mogłabym się z nią nie pożegnać. 
- W porządku. Dobranoc, Sophie. Zrób sobie jutro wolny dzień i wyśpij się porządnie, dziecko. Inaczej w końcu się mi wykończysz - nalega. Doskonale widząc, że byłam ogromnie zmęczona.
- Chyba tak zrobię. Dobranoc – popieram jej pomysł. Przytulam się do niej ostatni raz. Następnie wychodzę na korytarz, gdzie czekał już na mnie Halvor. Dziękując ogromnie losowi, że skończyło się tylko na strachu i Therese nie stało się nic poważnego. Innego obrotu sytuacji chyba bym nie wytrzymała. 






Dość późnym porankiem. Otwieram oczy z uśmiechem na ustach, skutecznie obudzona przez czułe pocałunki składane na mojej twarzy. To był najlepszy sposób na moje pobudki, który mógłby się powtarzać codziennie. Nie miałabym nic przeciwko temu.
Spoglądam z uczuciem na mój największy powód do szczęścia. Ciesząc się, że po raz pierwszy od dawna mogłam z nim spędzić wspólny poranek. To znaczyło dla mnie o wiele więcej niż myślał. 





- Dzień dobry, kochanie. Mam nadzieję, że się wyspałaś. Śniadanie czeka na stole, więc masz się za nie zaraz zabrać i nie chcę słyszeć sprzeciwu. Ja niestety muszę już iść. Mam kilka spraw do załatwienia - wyglądało na to, że z moich planów odnośnie wspólnie spędzonego czasu nici.
- Nie możesz zostać? Moglibyśmy spędzić trochę czasu razem. Proszę - chciałam się nacieszyć jego obecnością, której ostatnio miałam, jak na lekarstwo.
- Niestety nie mogę, choć bardzo bym chciał. Muszę wpaść do rodziców, bo mają do mnie jakąś pilną sprawę. Potem mam trening, a muszę jeszcze zabrać kilka rzeczy z mieszkania. Ale obiecuję, że wieczór spędzimy razem. Wtedy będę tylko do twojej dyspozycji - miałam nadzieję, że tym razem dotrzyma słowa i niczego w ostatniej chwili nie odwoła, jak to ostatnio miał w zwyczaju. 
- Co z twoimi przenosinami do mnie? - dopytuję. Nawiązując do naszej wczorajszej rozmowy, która została niedokończona. 
- Na pewno tego chcesz? - patrzy na mnie uważnie. Chcąc się ostatecznie upewnić. 
- Oczywiście, inaczej bym nie pytała. Czekam na ciebie wieczorem. Masz być z rzeczami i nie przyjmuję żadnych wymówek, słyszysz? Do świąt się stąd nie ruszysz - odpowiadam z rozbawieniem.
- A zawody w Engelbergu? Wiesz, że wiele osób poczuje się zawiedzionych, gdy mnie zabraknie - droczy się ze mną. Przybliżając się bliżej. 
- Nad nimi się jeszcze zastanowię - mówię ze śmiechem. - Chodź, przynajmniej odprowadzę cię do drzwi - wstaję w pośpiechu z łóżka. Wkładając po drodze na siebie sweter.





- Miłego dnia i wracaj do mnie szybko - całuję Halvora na pożegnanie. Wcale nie mając ochoty się z nim rozstawać.
- Postaram się być, jak najszybciej - mówi, po czym zdecydowanie pogłębia nasz pocałunek, a na dodatek wsuwa dłonie pod moją koszulkę. Błądząc nimi sprawnie po moim ciele. Skutecznie wzbudzając we mnie pożądanie. Wiedziałam, że robi to wszystko specjalnie.
- Chyba się gdzieś śpieszyłeś - mruczę, gdy zjeżdża swoimi ustami na moją szyję. Przyprawiając mnie tym o uderzenie gorąca.
- Nic się nie stanie, jak trochę się spóźnię - w momencie, gdy mam zostać pozbawiona swetra i koszulki. Ktoś nieoczekiwanie otwiera drzwi od restauracji. Zupełnie nie zwracając uwagi na wywieszoną kartkę z informacją, że dziś jest zamknięta.
- Sophie, to ja. Przyszedłem sprawdzić, jak się masz. Po tym, co wczoraj się wydarzyło z Therese. Może napijemy się razem... - Malcolm przerywa, wpatrując się we mnie i Halvora z jawnym rozczarowaniem i wyraźnym niezadowoleniem - kawy - kończy swoją wypowiedź. Odsuwam się od swojego chłopaka zawstydzona, że nakryto nas w tak jednoznacznej sytuacji.
- Jasne. Czemu nie - odpowiadam mu, starając się zachowywać normalnie. Nie potrafiłam jednak na niego spojrzeć.
- Pójdę już. Do zobaczenia - Halvor żegna się ze mną. Całując lekko w policzek. Nie zważając na obecność mojego niespodziewanego gościa. Traktując go niczym powietrze. - Dokończymy wieczorem, to co nam przerwał twój niezbyt lubiany przeze mnie kolega. On to ma dopiero wyczucie czasu - szepcze mi do ucha na odchodne. Mrugając do mnie.
Po chwili zostawia nas samych z Malcolmem. Uprzednio żegnając go niezbyt przyjaznym spojrzeniem, na które wcale nie pozostawał mu dłużny. Coraz bardziej wątpiłam, że oni kiedykolwiek zaczną się chociażby tolerować. Obydwaj zachowywali się jak dzieci, a ja nie miałam już do nich siły. 






- Widzę, że jednak kryzys zażegnany. Pogodziliście się? - słyszę pytanie Malcolma, gdy tylko stawiam przed nim filiżankę z kawą. Choć starał się zachowywać normalnie, widziałam że było mu to wyraźnie nie na rękę. 
- Nie musieliśmy się godzić, bo wcale nie byliśmy pokłóceni - wzruszam ramionami. Nie rozumiejąc skąd te dziwne pytania z jego strony i przesadna dociekliwość. 
- Sophie, nie myśl, że próbuję się wtrącać, ale ja na twoim miejscu byłbym mniej ufny. Gdy jesteśmy zakochani, pewnych rzeczy nie dostrzegamy - patrzę na niego z niezrozumieniem.
- O czym ty mówisz? - pytam, coraz mocniej zaniepokojona przebiegiem tej rozmowy.
- Po prostu mam wrażenie, że Halvor nie jest z tobą całkowicie szczery. Ktoś z taką bujną przeszłością, jak on. Nie mógłby się w tak krótkim czasie, aż tak diametralnie zmienić. To wręcz niemożliwe, a ja w cuda nie wierzę - wprost nie mogłam uwierzyć, że słyszę coś takiego.
- Malcolm, przestań! Nie znasz go, dlatego nie osądzaj z góry. Ufam mu, bo mam do tego podstawy. Gdybyś nie wiedział, to naprawdę zdążyłam go bardzo dobrze poznać i wiem o nim o wiele więcej niż inni, którzy zamiast mu pomóc od razu wydawali mylne osądy. Tak naprawdę oceniając Halvora wyłącznie po pozorach i na podstawie tego, co widzą. Zamiast zagłębić się zdecydowanie głębiej w jego postępowanie - mimowolnie bronię chłopaka. Nie znosząc takiego powierzchownego traktowania. Jednak w głębi duszy, czuję lekkie zawahanie i obawę, że w mój rozmówca może mieć trochę racji.
- Przepraszam. Nie chciałem cię zdenerwować. Po prostu jako przyjaciel, zwyczajnie się o ciebie martwię. Widziałem w końcu, jak smutna byłaś na przestrzeni ostatnich dni - próbuje się tłumaczyć. Jednak niezbyt to do mnie przemawia.
- Przyjaciel powinien się cieszyć moim szczęściem, a nie próbować je zdyskredytować - odwracam od niego wzrok, zawiedziona jego postępowaniem.
- Sophie, to nie o to chodzi. Ja tylko nie chcę, abyś cierpiała - dotyka delikatnie mojej dłoni leżącej na stoliku, która niemal od razu odsuwam od niego.
- Malcolm, nikt nie uchroni mnie przed całym złem tego świata. Jestem w pełni świadoma swoich wyborów i dopóki będą mnie uszczęśliwiać, to będę się ich trzymać. Zresztą lepiej będzie, jak przestaniemy dyskutować na takie tematy, ponieważ nigdy się w tych kwestiach ze sobą nie zgodzimy - mówię z pełnym przekonaniem.
- Jak uważasz. Porozmawiajmy więc lepiej o pracy. Musimy się jakoś zorganizować pod nieobecność Therese - w pełni się z nim zgadzałam. Dlatego też przez następne minuty staramy się znaleźć, jak najlepsze wyjście z obecnej sytuacji. Planując dokładnie nasze obowiązki w najbliższych dniach.
Czuję, jak stopniowo atmosfera między nami zaczyna się rozluźniać i powracać do normalności. Co przyjmuję z zadowoleniem. Lubiłam Malcolma i nie chciałam, abyśmy się sprzeczali. Był naprawdę dobrym kolegą, ale nie mogłam dopuścić, aby znacząco przekraczał pewne granice i zaczął sobie wyobrażać coś, co nigdy nie stanie się rzeczywistością.







💓💓💓💓💓💓💓💓💓







Pakuję najpotrzebniejsze rzeczy, które przydadzą mi się w ciągu następnych kilku dni pobytu u Sophie. Mając zamiar, jak najszybciej się u niej zjawić. Tak jak rano jej obiecałem. Tym razem pod żadnym pozorem nie mogąc jej zawieść. W końcu już wczoraj obiecałem samemu sobie, że skończę z kłamstwami i zaniedbywaniem naszego związku. Tego było stanowczo za wiele.
Nadal jednak wahałem się, czy przyznać się jej do pomocy Astrid i wyznać całą prawdę odnośnie ostatnich dni. Odwaga z wczorajszego wieczoru, zupełnie mnie opuściła. W dodatku może fakt, że przerwano mi akurat zanim się do wszystkiego przyznałem był znakiem od losu, żebym po prostu milczał.
Bałem się reakcji dziewczyny, a zwłaszcza tego, że mogłaby mi nie wybaczyć nieszczerości i nie uwierzyć, że nic mnie z Astrid nie łączy. Złe doświadczenia z przeszłości na pewno zostawiły w niej jakiś ślad. Przez co była okropnie wyczulona na tym punkcie. Z góry zakładając najgorsze. Dla niej coś takiego mogło być jednoznaczne. Nie chciałem dokładać jej kolejnych zmartwień, a co gorsza przysporzyć niepotrzebnego cierpienia. 
Sophie zwłaszcza teraz potrzebowała mojej obecności i wsparcia. Po raz kolejny przeżywając trudne chwile. Tym razem pod postacią obawy o zdrowie Therese. Doskonale widziałem w jej oczach olbrzymi strach podczas wczorajszej nocy. Byłem pewien, że starty kolejnej bliskiej osoby po prostu by nie zniosła. Dlatego obydwoje z olbrzymią ulgą przyjęliśmy informację otrzymane od lekarza.
Życie wciąż nie rozpieszczało Sophie, dlatego musiałem znaleźć jakiś sposób, aby poprawić jej nastrój. Chciałem wywołać na jej twarzy szczery uśmiech i poczucie radości. Byłem to winien jej osobie, zwłaszcza ze względu na ostatnie zachowanie. 
Miałem tylko nadzieję, że niespodzianka jaką miała ode mnie otrzymać wieczorem okaże się trafiona. Tym bardziej, że nie było już możliwości wycofania się z tego podarunku.
Mimowolnie spoglądam na niego, uśmiechając się sam do siebie. Licząc, że dziewczyna się ucieszy. 






Zamykam szafę, ciesząc się że najgorszą część dnia mam już za sobą. Pakowanie nigdy nie należało do moich ulubionych czynności.
Spoglądam na zegarek ze świadomością, że za chwilę czekała mnie jeszcze poważna rozmowa z Astrid, która miała się tu zjawić lada chwila. Musiałem jej wszystko wyjaśnić i oznajmić, że dłużej nie będę mógł jej pomagać. To wszystko i tak zabrnęło stanowczo za daleko.





- Coś się stało, że chciałeś się tak pilnie ze mną spotkać? Gdzie ty w ogóle wczoraj zniknąłeś? I co to za walizka, wyjeżdżasz gdzieś? - Astrid patrzy na mnie z ciekawością, całując krótko w policzek. Gdy przepuszczam ją w drzwiach mieszkania.
- Musimy porozmawiać o nas i naszej dalszej relacji - zaczynam. Siadając w fotelu. Zajmując miejsce na przeciwko niej.
- Nareszcie! Zdecydowałeś się do mnie wrócić, prawda? Wiedziałam, że w końcu to nastąpi. Nigdy nie zwątpiłam w to, że nadal mnie kochasz - dziewczyna źle interpretuje moje słowa. Zachowując się niczym w euforii.
- Astrid, to nie tak. Tyle razy już ci mówiłem, że nie wrócimy do siebie. Chodzi o to, że przeprowadzam się do Sophie i nie będę mógł ci dłużej pomagać. Nie kosztem swojego szczęścia, przykro mi. Oczywiście zawsze będziesz mogła się do mnie zwrócić z jakimś problemem, ale to nie może już wyglądać tak, jak do tej pory - w sekundę na jej twarzy pojawia się grymas złości i niedowierzania.






- Co takiego? Co się tak nagle zmieniło? Jeszcze wczoraj zapewniałeś mnie, że zawsze mogę na ciebie liczyć, a teraz oznajmiasz mi coś takiego? - wstaje nerwowo z zajmowanego przez siebie miejsca - to pewnie wszystko przez nią. Zapewne zabroniła ci kontaktów ze mną, bo boi się konkurencji z mojej strony. Przyznaj się, przynajmniej to jesteś mi winien - staje obok mnie. Żądając odpowiedzi. Astrid była autentycznie wściekła. Po tej niepewnej i zagubionej dziewczynie, jaką była jeszcze wczorajszego wieczoru nie było nawet śladu. Teraz przypominała siebie w najgorszym wydaniu.
- Ona ma na imię Sophie i nie ma z tym nic wspólnego. To była wyłącznie moja decyzja. Astrid, musisz iść dalej i zapomnieć o przeszłości. Nas już od dawna nie ma. Pogódź się z tym - staram się przemówić jej do rozsądku. Co na nie wiele się zdaje. Nic do niej nie docierało.
- Nie wierzę ci! Całkowicie się jej podporządkowałeś, nie widzisz tego? Robisz wszystko tak, jak ona powie. Do reszty cię zmieniła. Kiedyś byłeś inny. Ale ja się tak łatwo nie poddam. Chce walki to będzie ją miała, możesz jej to nawet przekazać - nieoczekiwanie siada na moich kolanach - Halvor, nie rób mi tego. Nie zrywaj ze mną kontaktu. Ja naprawdę cię potrzebuję - wpija się gwałtownie w moje usta. Podejmując kolejną desperacką próbę przekonania mnie do siebie.
- Astrid, nie - odsuwam ją niemal od razu od siebie, znajdując się na granicy wytrzymałości. Jej zachowanie przechodziło wszelkie granice. - Właśnie dlatego nie możemy się dłużej spotykać. Do ciebie nic nie dociera. Tyle razy ci przecież mówiłem, abyś pogodziła się z tym, że kocham Sophie - patrzę na nią. Uświadamiając sobie, jak wielki błąd popełniłem. Ofiarowując jej swoją pomoc.






- To ty niczego nie rozumiesz, Halvor. Chowasz się za pseudo uczuciem do tej dziewczyny. Wmawiając sobie coś, czego nie ma. Próbując w ten sposób mnie ukarać za to, co ci zrobiłam. Choć tak naprawdę to mnie nadal kochasz. Dlatego mi pomagasz, bo podświadomie wciąż chcesz być blisko mnie. Bo tylko przy mnie byłeś w pełni szczęśliwy i nikt ci tego nie zastąpi. Serca nie oszukasz, choćbyś nie wiem ile się zapierał - Astrid nie ustępuje. Będąc, coraz mocniej zdesperowana.
- Mylisz się. To co nas łączyło było wyjątkowo naiwną i szczeniacką miłością, która bezpowrotnie odeszła. Moje życie od twojego odejścia się zmieniło. Ja się zmieniłem i teraz inaczej patrzę na życie, a także na to, co nas łączyło. Z Sophie jest zupełnie inaczej. Przy niej wszystko jest inne, lepsze. Ja jestem lepszy. To przy niej chcę się zestarzeć. Założyć rodzinę i cieszyć się każdym wspólnie spędzonym dniem. To ona jest miłością mojego życia. Nie ty, Astrid - po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów. Zwyczajnie zamiera. Wpatrując się we mnie bez słowa. Jakby nie mogła uwierzyć, że naprawdę byłem zdolny to powiedzieć. W jej oczach przez jedną sekundę dostrzegam ból, ale w mig zastępuje go wściekłość. 
- To się jeszcze okaże. Wkrótce się przekonasz, że dokonałeś złego wyboru. Myślisz, że twoja kochana Sophie jest taka idealna? Nikt nie jest i jeszcze ci to udowodnię - po dłuższej chwili odzyskuje rezon. Niemal wykrzykując te słowa, kieruje się w stronę wyjścia. Na odchodne zatrzaskując drzwi z hukiem. Zostawiając mnie z kompletnym mętlikiem w głowie.






Po jej wyjściu, staram się uporządkować w głowie wszystko, co się tutaj przed momentem wydarzyło. Dochodząc do wniosku, że byłem kompletnym kretynem. Myśląc, że Astrid pogodziła się w pełni z moim wyborem. Po raz kolejny, udało się jej mnie nabrać. Umiejętnie podchodząc i manipulując. Wykorzystując dobre chęci z jakimi podchodziłem do pomocy jej osobie.
Powoli zaczynałem się, coraz bardziej obawiać do czego Astrid może się jeszcze posunąć. Bałem się, że będzie chciała się mścić. Z powodu nie osiągnięcia zamierzonego przez siebie celu i ponownego związania się ze mną. Burząc w ten sposób moje i Sophie szczęście. Na własne życzenie prosiłem się o ponowne kłopoty. Za nic jednak nie mogłem dopuścić do tego, aby Astrid drugi raz namieszała w moim życiu. Nie teraz, gdy miałem stanowczo zbyt wiele do stracenia.






Od ponad półgodziny, przypatruję się ze sporym rozbawieniem poczynaniom Sophie. Starającej się uprzątnąć lekki nieporządek panujący w jej mieszkaniu. Który szumnie nazwała ogromnym bałaganem. Przemieszczała się z miejsca na miejsce, a to składając ubrania, a to porządkując dokumenty. Pogrążona do reszty w swoim świecie. 
- Czy naprawdę stanie się wielka tragedia, gdy zetrzesz ten kurz jutro? Przecież i tak prawie go nie widać - staram się nie wybuchnąć śmiechem, gdy obdarza mnie morderczym spojrzeniem za ten komentarz.
- Może ty go nie widzisz, ale ja tak. Nie znoszę bałaganu i dobrze o tym wiesz. W takim rozgardiaszu nie da się normalnie funkcjonować. Przesuń się trochę - niemal zwala mnie z fotela. Próbując dosięgnąć do najwyższej półki zastawionej książkami.
- Wiesz, że jesteś strasznie seksowna i pociągająca, kiedy się tak na mnie złościsz - łapię ją za biodra, przyciągając do siebie.
- Za to ty strasznie irytujący, gdy się nudzisz i mi przeszkadzasz - odpowiada mi wyjątkowo przesłodzonym głosem i ironicznym uśmiechem.
- Mimo wszystko i tak mnie kochasz – mówię z całkowitą pewnością.
- Czasami sama się sobie dziwię – szepcze ukradkiem. 
- Psujesz cały nastrój, a ja się tak staram - skarżę się. Skradając jej pocałunek.
- Jesteś niemożliwy - kręci rozbawiona głową - ale i tak się ogromnie cieszę, że tu jesteś - wkracza na dużo poważniejszy temat.
- Jednak potrafię dotrzymywać słowa. Poza tym w ramach przeprosin za mój ostatni brak czasu. Mam dla ciebie niespodziankę. Wprawdzie miałaś ją otrzymać we właściwym terminie, ale potraktuj go jako taki przedświąteczny prezent - miałem jeszcze trochę poczekać, ale uznaję że to odpowiednia chwila. Nie było sensu dalej zwlekać. 
- O czym ty mówisz? - słyszę niezrozumienie w jej głosie.
- Zaraz zobaczysz. Poczekaj chwilę - udaję się do niewielkiego korytarza. Biorąc do rąk sporej wielkości pudełko, które ukradkiem tam postawiłem tuż po przyjściu. Uprzednio sprawdzając, czy wszystko w porządku z moim prezentem.





- Proszę to dla ciebie. Mam nadzieję, że ci się spodoba i się ze sobą szybko polubicie. Choć będzie z niego straszny rozrabiaka. Nieźle dał mi dzisiaj do wiwatu - wręczam podarunek Sophie. Z niecierpliwością oczekując na jej reakcję. Trochę się jej obawiając.
Po chwilowym zawahaniu dziewczyna zagląda do pudełka, wpatrując się w jego zawartość z prawdziwym szokiem wypisanym na twarzy. Patrząc to na mnie to na pudełko. Nie mogąc wykrztusić z siebie, choćby słowa.
- Nie wierzę. Ja chyba śnię - niczym oniemiała bierze na ręce, kompletnie zaspanego niewielkiego kociaka z czerwoną wstążką zawiązaną na szyi, z którą zmagałem się przez dobre kilkanaście minut. Przyglądając się mu z ogromnym zaciekawieniem i zachwytem. - Cześć, malutki. Jaki ty jesteś śliczny i słodki - przytula go do siebie. Głaszcząc delikatnie po grzbiecie. Na co zwierze wydaję ciche pomruki zadowolenia.
- Halvor, skąd wiedziałeś, że marzę o posiadaniu jakiegoś pupila? - pyta, podchodząc do mnie. Nie wypuszczając, ani na chwilę kota ze swoich objęć.
- Kiedyś o tym wspominałaś. Poza tym opowiadałaś mi o marzeniu z dzieciństwa, które nie mogło się ziścić ze względu na alergię twojego taty. No i narzekałaś na to, że często jesteś sama. Teraz przynajmniej nie będziesz czuła się samotna, gdy nie będzie mnie przy tobie. On mnie zastąpi - wskazuję na nowy obiekt zainteresowania Sophie. Który zapewne w najbliższych dniach skradnie całą jej uwagę. Spychając moją osobę na dalszy plan.
- Dziękuję, naprawdę jestem ci ogromnie wdzięczna. Lepszego prezentu, chyba nie mogłam sobie wymarzyć. Zawsze chciałam mieć kota. Uwielbiam je. Są cudowne. Jesteś kochany i mam kolejny dowód, że jednak słuchasz mnie z uwagą, a to się bardzo ceni - w ramach podziękowań, składa na moich ustach czuły pocałunek. Który natychmiast odwzajemniam. Upewniając się wyłącznie w tym, że to właśnie przy niej jest moje miejsce.






- Jak go nazwiemy? Może Halvor Junior? - proponuję, zaczynając się śmiać.
- O nie, zapomnij. Jednego Halvora w zupełności mi wystarczy. Dwóch bym nie zniosła. Jeszcze odziedziczyłby po tobie charakter. Będzie się nazywał Otis - kładzie go na łóżko. Na mojej stronie. Przyglądając się mu z uwielbieniem.
- A ja, gdzie mam spać? Widzę, że Otis już zajmuje moje miejsce. Ja się tak nie bawię. Mały zdrajca - dołączam do nich. Obejmując lekko Sophie. Przez następne minuty całą naszą uwagę pochłania nowy mieszkaniec.








- Wybierasz się spać? Tak szybko? Myślałam, że dokończymy to, co nam dziś rano przerwano – słyszę jej zachęcający ton głosu. Otwierając leniwie oczy. Będąc wykończony po wygłupach z Otisem. Sophie patrzy na mnie sugestywnie. Nawiązując do moich porannych słów. Czekając z wyczekiwaniem na moje dalsze poczynania. 
- Dwa razy nie musisz powtarzać. Co powiesz na wspólny prysznic? Połączymy przyjemne z pożytecznym, a Otis dokończy swoją drzemkę - wstaję ochoczo z łóżka. Ogarnięty nową energią. Ciągnąc ją za sobą do łazienki. Po drodze obdarzając jej ciało gorącymi pocałunkami. Będące wstępem do czegoś, jeszcze przyjemniejszego.





💓💓💓💓💓💓💓💓



                                  


Dodając kolejne składniki do przyrządzanego przeze mnie ciasta. Nucę po cichu jedną ze znanych mi piosenek. Będąc w wyśmienitym nastroju. Ostatnie dni były bardzo udane, a po ostatnim drobnym kryzysie między mną a Halvorem nie było najmniejszego śladu.
Wszystko układało się znakomicie i byliśmy ze sobą szczęśliwi bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Wspólne mieszkanie naprawdę nam służyło i umacniało naszą relację.
Po raz pierwszy od bardzo dawna, moje życie zaczęło w końcu nabierać kolorytu i układać się na niemal każdej płaszczyźnie. Zarówno tej prywatnej, jak i zawodowej.
Z radością wyczekiwałam każdego nowego dnia. Ciesząc się po prostu życiem.







- Sophie, ktoś do ciebie przyszedł - niespodziewane pojawienie się Malcolma. Odrywa mnie od pracy.
- Kto to taki? - chcę się dowiedzieć czegoś więcej. Zwłaszcza, że nie spodziewałam się żadnych odwiedzin.
- Jakaś dziewczyna. Nie znam jej. Ale podobno to pilne. Bardzo nalega na spotkanie z tobą - wzdycham z lekkim niezadowoleniem, że muszę przerwać swoje obowiązki.
- Powiedz jej, że zaraz przyjdę. Umyję tylko ręce - proszę go. Nie mając pojęcia, kto taki może być moim niezapowiedzianym gościem.

7 komentarzy:

  1. Ty to potrafisz człowieka trzymać w napięciu. Serio, pierwszą część rozdziału przeczytałam na jednym wdechu, niecierpliwie oczekując jakiś wiadomości o stanie zdrowia Theresy. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że mogłoby się jej stać coś poważnego. Jest w końcu tak wspaniałą, dobrą kobietą. Sophie nigdy nie poradziłaby sobie z jej stratą.
    Na szczęście na strachu się skończyło. Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że Therese jedynie złamała sobie rękę. Wiadomo, nie jest już najmłodsza i złamanie będzie się zrastało dłużej, ale powinna sobie z tym bez większych problemów poradzić.
    Ogólnie to duży plus dla Halvora za wspieranie Sophie. Tak powinien zachowywać się prawdziwy partner. Jest ze swoją lubą na dobre i na złe.
    Theresa jest niesamowicie upartą, energiczną kobietą. I przebiegłą. Świetnie wymyśliła te święta u Halvora. Sophie też zasługuje na chwilę odpoczynku. I pewnie będzie się trochę obawiać reakcji rodziny chłopaka, ale wierzę, że spędzi jedne z najlepszych świąt w swoim życiu. Tylko musi się jeszcze na to zgodzić.
    Malcolm znów próbuje się wtrącać w nie swoje sprawy. Odpuściłby sobie w końcu i zrozumiał, że nie ma u Sophie żadnych, ale to kompletnie żadnych szans.
    Halvor pakuje się w coraz większe bagno. Powinien od razu powiedzieć Sophie o Astrid, bo teraz z każdym kolejnym dniem będzie coraz trudniej.
    Szczególnie, że sama Astrid chyba zaczyna popadać w jakąś kompletną paranoje. Sama zaczynam się bać tego, co jeszcze może odstawić Jest kompletnie nieprzewidywalna i coś czuję, że już nie długo wywróci cały poukładany świat Sophie do góry nogami.
    Ale za nim to nastąpi niech wszyscy nacieszą się Otisem. Bo czy może być coś wspanialszego i bardziej uroczego niż mały kotek? No chyba nie bardzo.
    Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  2. Śmieję się sama z siebie, bo z wielkim zaangażowaniem czytałam ... tfu! Pochłaniałam rozdział! I na koniec poczułam się jakbym uderzyła w ścianę z powodu tego zakończenia :D Ugh, to Astrid przyszła, prawda? Wiedziałam że będzie chciała się pojawić i porozmawiać z Sophie i niestety się nie pomyliłam. Ale zacznijmy od początku.
    Czekałam z niecierpliwością na wyjaśnienie tajemniczej wiadomości i okazał się nią być wypadek Therese. Niby wszystko dobrze się skończyło, ale złamana ręka to jednak złamana ręka, tym bardziej że w jej wieku to wcale nie są przelewki. Z tego też powodu Sophie straciła niezastąpioną pomoc na kilka tygodni. Ten fragment ukazał jakie są dla siebie bliskie. Sophie prawie zwariowała nam ze strachu o zdrowie Therese, a z kolei kobieta nie wyobraża sobie, aby miała ją zostawić samą w święta. Nawet kosztem wyjazdu do rodziny. To dobrze, że Sophie ma obok siebie kogoś takiego :)
    Malcolm znów mi podniósł ciśnienie. Sophie dobrze mu powiedziała! "Przyjaciel powinien się cieszyć moim szczęściem, a nie próbować je zdyskredytować". To właśnie robi Malcolm. Widać na odległość, że jest zazdrosny o Halvora i cały czas próbuje przedstawić go w złym świetle. Nawet jeśli się o nią martwi, to powinien to robić dyskretnie, a nie irytująco, dobijając ją za każdym razem.
    Chociaż i tak Astrid pobiła dzisiaj wszelkie normy irytacji. Ta dziewczyna ewidentnie ma coś z głową i żyje w swoim własnym świecie! Jej desperacja jest wręcz żałosna, bo przecież nikt normalny nie uwierzy w to, że kocha ona Halvora. Perfidnie chce zniszczyć jego szczęście z powodu swoich kłopotów finansowych. Na całe szczęście chłopak zmądrzał i teraz wie jak z boku wyglądał jego związek z tą artystką od siedmiu boleści. Jednak do niej nic nie dociera, a jedynie kompromituje się za każdym razem. Oczywiście jej konfrontacja z Sophie to kwestia czasu i podejrzewam że to ona jest tajemniczą dziewczyną z końcówki rozdziału. Ugh, gdyby tylko Halvor przyznał się Sophie o pojawieniu się Astrid ... tak to dziewczyna poczuje się fatalnie gdy wyjdzie to na jaw, na dodatek z ust jego byłej, która na pewno wszystko podkoloryzuje! Bo inaczej nie byłaby sobą! Cóż, czekam na to z ciekawością, ale i lekkim niepokojem :(
    Ale prezent od Halvora w postaci kociaka był cudowny <3 Ten fragment był wręcz magiczny i bardzo uroczy :) Boję się, że ta sielanka zostanie zniszczona.

    OdpowiedzUsuń
  3. OTIS <3!!! Jak z Asteriksa i Obeliksa hahah, świetnie. Jego imię to jedyna rzecz, dzięki, której skradł moje serce :p nie lubię kotów XD nie ja ich nie cierpię hahah
    Ale było emocjonująco z Therese, ja się zamartwiałam i już miałam się modlić, żebyś nic złego jej nie robiła. Przecież to pierwsza dobra dusza, która zawsze była przy Sophie. Jest jak jej babcia i dobra wróżka w jednym.
    Halvor zaczął niebezpieczną zabawę godząc się, na pomaganie swojej byłej i teraz się tego doigra. Po słowach Astrid można wnioskować, że ona wcale się nie poddała i będzie walczyć o Halvora. I to pewne one przyszla teraz do Sophie...Tak obstawiam i licze na to, że nie wprowadzi jakiegoś strasznego zamętu ;/
    Sophie i Halvor mieszkający razem, wspaniale! Lepiej być nie mogło. Ta parka jest the best i chociaż przed nimi teraz ciężka próba, to mam nadzieję, że uczucie będzie silniejsze i pokonają wszelkie przeciwności losu :D
    A Malcolm? Hm on tutaj jest najciekawszy...Niby przyjaciel, ale jaki przyjaciel jest zazdrosny? Szczególnie, że on nawet jakoś się z tym specjalnie nie kryje!
    Oj będzie tutaj wielka drama i z Astrid i Malcolmem, a to, to ja lubię! 3RAZY TAK!!!
    Pozdrawiam,
    N

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem! I z góry przepraszam, że dotarłam z opóźnieniem :)
    Przyznam się, że czytając końcówkę poprzedniego rozdziału w ogóle nie pomyślałam, że coś mogło się stać Therese... Ale mi napędziłaś stracha! Absolutnie nie dziwię się Sophie i jej reakcji. Zaczęła wyobrażać sobie same najgorsze scenariusze mówiące o tym, że nie może stracić kolejnej bliskiej osoby. Okropnie się tym zmartwiłam i byłam zła na panią w szpitalu, która początkowo nie chciała udzielić żadnych informacji... Ale dobrze, że Halvor był na posterunku! Uśmiechnął się, zbajerował i tadam! Dobrze, że pani kupiła tę bajeczkę, a Sophie bez przeszkód mogła zdobyć informacje o stanie zdrowia Therese. Na szczęście na strachu się skończyło :) Oczywiście poza kilkoma urazami, ale najważniejsze jest to, że jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo :) Sophie ma rację. Therese zdecydowanie powinna udać się do rodziny... A jestem pewna, że Halvorowi pomysł spędzenia świąt z Sophie bardzo przypadnie do gustu ^^
    Ale bardzo podoba mi się ukazana relacja Sophie z Therese :) Widać, jak bardzo są dla siebie ważne :)
    Postać Malcolma działa mi na nerwy... Ewidentnie próbuje namieszać w związku Sophie i Halvora, co wcale mi się nie podoba :( Skoro uważa się za przyjaciela dziewczyny to powinien się tak zachowywać, a nie siać niepotrzebny zamęt. W dodatku widoczne jest to, że nie traktuje Sophie tylko i wyłącznie jak przyjaciółki... Ech, mam nadzieję, że jakoś nie namiesza.
    Astrid... Halvor powinien wcześniej zebrać się na odwagę i wyznać Sophie całą prawdę odnośnie swojej byłej. Tymczasem ona poczuła się zbyt pewnie i pokazała pazurki. Tak coś czułam, że jej rzekoma przemiana była tylko na pokaz. Nie dociera do niej, jak Halvor mówi nie i wydaje mi się, że ona nie rzuca swych słów na wiatr. Halvor zmądrzał i pozostaje obojętny na jej sztuczki, ale ona... Obawiam się jej, zwłaszcza po tej końcówce. Bo to ona przyszła złożyć Sophie niezapowiedzianą wizytę? Wyczuwam kłopoty :(
    Ale Halvor sprawił Sophie cudowny prezent! Słodki ten kociak <3 W ogóle ten fragment był uroczy, wprost się rozpływam! :) Bardzo bym się cieszyła, jeśli pomysł z wspólnym mieszkaniem by wypalił :) Uwielbiam ich razem <3
    Czekam z niecierpliwością na nowość :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ oraz https://te-entregare-mi-vida.blogspot.com/ zapraszam na nowe rozdziały ;*

      Usuń
  5. Ja też przepraszam za opóźnienie. Mam urwanie głowy i zero czasu na wszystko.
    Strasznie się bałam o Therese. I całkowicie rozumiem strach Sophie. Dziewczyna musiała przeżywać okropne męki , na samą myśl o tym , że może ją stracić.
    Dobrze , że Halvor był przy niej. Bo po drodze do szpitala jeszcze jej mogło się stać coś złego.
    Nie cierpię Malcolma. On mnie po prostu drażni. Ciągle miesza pomiędzy Halvorem i Sophie. Niech przestanie ściemniać , że Sophie jest jego przyjaciółką. Ewidentnie widać , że liczy na coś więcej. I tylko czeka na potknięcie się Halvora.
    Które jest niestety coraz bliżej. A wszystko przez to , że postanowił pomóc Astrid . I o niczym nie powiedział Sophie. Oj czuję , że to Astrid przyszła do Sophie i teraz zacznę się kłopoty.
    Astrid w końcu przestałą udawać i pokazała swoją prawdziwą twarz. Czy do niej nie dociera jak Halvor mówi, jej że nie chce mieć z nią nic wspólnego.
    Prezent chłopaka uroczy :) I jeszcze razem zamieszkali :) Oj czemu ja mam wrażenie, że ta sielanka właśnie się kończy....
    Za końcówkę uduszę ;) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. http://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ i https://te-entregare-mi-vida.blogspot.com/ zapraszam na nowe rozdziały ;*

    OdpowiedzUsuń