Głośny
i nieprzyjemny odgłos, rozbrzmiewający w moich uszach.
Przypominający walenie do drzwi wejściowych, bo pukaniem za nic nie
mogłam tego nazwać. Wybudza mnie z krótkiego i niespokojnego snu.
Przyprawiając o szybsze bicie serca.
Kompletnie
zdezorientowana i nie do końca przytomna. Zapalam niewielką lampkę
z niedowierzaniem spoglądając na godzinę, wskazywaną przez
stojący na szafce zegar. Było kilkanaście minut po
pierwszej w nocy. Co niewątpliwie nie było odpowiednią porą na
żadne odwiedziny. Nie miałam pojęcia, kogo mogę się spodziewać.
Kto był na tyle niecierpliwy i lekkomyślny, że postanowił
nachodzić mnie w środku nocy. Nie dość, że nie miałam za wielu
znajomych, to dodatkowo bardzo niewielka ilość osób
wiedziała, że do mojego mieszkania prowadzi, jeszcze jedna
droga. Nie przechodząca przez restaurację zamkniętą teraz na
trzy spusty.
Zaczynałam
odczuwać przez to zdenerwowanie i irracjonalne poczucie
strachu. Wynikające zapewne z przeczytania i obejrzenia w
swoim życiu, zbyt wielu horrorów. Dających teraz, świetne
pole do popisu mojej wyobraźni.
Przede
wszystkim bałam się, że to Niklas nadal nie dający mi spokoju.
Wpadł na jakiś kolejny w jego mniemaniu genialny pomysł, mający
na celu przekonanie mnie do dania mu, jeszcze jednej szansy. Na
samą myśl o spotkaniu jego osoby, zbierało mi się na mdłości.
Zbieram
się jednak na odwagę i udaję w stronę drzwi z zamiarem ich
otwarcia i przekonania, co jest tak pilną sprawą, że nie
mogła ona poczekać do rana. Chciałam mieć to już za sobą i
móc ponownie zasnąć. Nie zadręczając się przy okazji od nowa
fatalnym końcem minionego wieczora, który przyprawiłam gorzkimi
łzami rozczarowania, plamiącymi moją poduszkę.
Sama
byłam sobie zresztą winna. Przez ostatnie dni, zaczynałam
zapominać z kim mam do czynienia i stopniowo, zacierałam granicę
między zwykłą umową jaką byliśmy związani z Halvorem, a
coraz bliższymi relacjami wynikającymi z naszego bliższego
poznania.
Polubiłam
go i wbrew swoim obietnicom, zaczynałam angażować się w
tę znajomość, choć to nigdy nie powinno mieć miejsca.
Halvor dobitnie mi to dziś uświadomił, jasno i wyraźnie ukazując,
że dla niego nasz wspólnie spędzony czas, nie miał żadnego
znaczenia. Pozbawiając mnie tym samym reszty złudzeń.
Dla niego byłam tylko środkiem do osiągnięcia celu i nikim
więcej. Nie zasłużyłam sobie nawet na status zwykłej
znajomej.
Najgorsze
było jednak to, że mimo wielokrotnych nauczek w przeszłości.
Nadal, zbyt szybko przywiązywałam się do ludzi. Nie wyciągając
żadnych wniosków z odrzucania przez nich mojej osoby.
Dlatego
tym razem, musiałam w porę się opamiętać i zacząć traktować
Halvora, tak jak on mnie. Wyłącznie jako kolejnego, spotkanego na
swojej drodze partnera w interesach. Z którym łączyły mnie
wspólne sprawy, wynikające jedynie z naszych
wcześniejszych założeń.
Otwieram
drzwi, wpatrując się z niedowierzaniem w stojącą naprzeciw mnie
osobę.
-
Halvor, co ty tutaj robisz? Wiesz, która jest godzina? - pytam,
zupełnie zdezorientowana. Za nic się go tutaj nie spodziewałam.
Zwłaszcza po naszej kłótni sprzed kilku godzin.
Spoglądam
na niego, a wszystkie negatywne emocje, jakie wobec niego odczuwałam.
Wracają do mnie z ogromną mocą. Zwłaszcza, że dochodzi do mnie
intensywny zapach alkoholu i jakichś damskich, wyjątkowo mocnych
perfum. W połączeniu tego ze śladami szminki
na kołnierzyku koszuli. Dawało to
jednoznaczny i nie potrzebujący komentarza obraz. Wszystko
wskazywało na to, że przyszedł tutaj wprost z jakiejś imprezy, a
wszystkie moje starania o zmianę jego zachowania poszły po raz
kolejny na marne.
-
Przyszedłeś tutaj w jakiejś konkretnej sprawie, czy aby sobie na
mnie popatrzeć? - nie czułam się komfortowo, stojąc przed nim w
ubraniach nadających się wyłącznie do spania. Zwłaszcza, gdy
przejeżdżał swoim oceniającym i zapewne krytycznym wzrokiem
po całym moim ciele, pozostawiającym sporo do życzenia.
-
Sophie, chciałem cię bardzo przeprosić. Nie wiem, co we mnie
wstąpiło. Nie powinienem był w ogóle zwracać uwagi na
zainteresowanie Vibeke, a już tym bardziej podnosić na ciebie
głosu. Zwłaszcza, że miałaś jak zawsze rację. Mogłem
wszystko zepsuć, gdyby się ktoś zorientował - przyznaje się
ze skruchą do błędów. Choć byłam zadowolona, że
mimo wszystko, postanowił przeprosić i przyznać się do
swojej winy. Nie zamierzałam mu tym razem, aż
tak łatwo odpuszczać. To nie mogło tak dłużej
wyglądać. Najpierw dogłębnie kogoś ranił, a potem
wystarczyło jedno słowo przepraszam i każdy o wszystkim
zapominał. W ten sposób, nie można było odkupić wszystkich
swoich win i Halvor powinien sobie to uświadomić. Wyciągając
przy tym, jakieś wnioski na przyszłość.
-
Teraz przepraszasz, a zaraz znowu zrobisz to samo. To nie ma sensu.
Zwłaszcza, że ponownie wróciłeś do starych nawyków. Imprezy,
alkohol, dziewczyny na jedną noc. Wybacz, ale mam dosyć. Niech
każde z nas, żyje po swojemu bez wtrącania się w życie
tej drugiej osoby. Tak, jak powiedziałeś łączą nas tylko
interesy. Dlatego powinieneś już iść, chciałabym położyć
się spać - na chwilę obecną, uważałam że to najlepsze
rozwiązanie. Skoro moje próby pomocy, spełzły na niczym. Nie było
sensu się dalej starać.
-
Zaczekaj, proszę cię. Wcale nie wróciłem do dawnych
przyzwyczajeń. Owszem, poszedłem się trochę rozerwać, ale szybko
uznałem że nie ma to najmniejszego sensu. Tak samo, jak kolejna
przelotna znajomość. Dużo bardziej od tego, wolę spędzać
czas z tobą. Przy tobie staję się lepszy i to nie dlatego, że
tak wypada, czy na pokaz przed innymi. Po prostu tego
chcę, bo uważam to za słuszne. Wiem, że nadal przede mną
ogrom pracy, ale naprawdę jestem gotowy spróbować. Jednak nie uda
mi się to, bez twojej pomocy. Potrzebuję cię, bo jako
jedyna we mnie uwierzyłaś. Zauważyłaś moją lepszą stronę i
nie skreśliłaś na wstępie z powodu moich licznych potknięć. Tylko
ty potrafisz do mnie dotrzeć i powstrzymać
przed popełnianiem kolejnych błędów. Daj mi ostatnią
szansę. Obiecuję, że postaram się więcej cię nie zawieść -
porażająca szczerość z jaką wypowiadał poszczególne słowa.
Wprost wprawiła mnie w osłupienie. Po tym wyznaniu, niemal cała nagromadzona we mnie na niego złość
znika. Zostaje natomiast zastąpiona, delikatnym
poczuciem radości i dumy. Cieszyłam się, że zaczynało do niego
docierać, iż nadeszła najwyższa pora na
uporządkowanie jego życia. Choć równocześnie wiedziałam,
że usłyszane przeze mnie słowa, to spora zasługa
wypitego przez niego alkoholu. W normalnych okolicznościach w życiu
nie potrafiłby się, aż tak otworzyć. Przez co, musiałam się w
głównej mierze opierać wyłącznie na domysłach. Teraz
przynajmniej wiedziałam na czym stoję i, że dalsza pomoc ma sens.
-
Wejdź. Nie będziemy stali w drzwiach. Jest strasznie zimno -
przenikający chłód, zaczynał przeprawiać mnie o dreszcze. Nie
czekając więc na chłopaka. Wracam do środka. Otulając się
ciepłym swetrem leżącym na fotelu.
Przez
następne minuty, słucham relacji Halvora z minionych godzin.
Zauważając, że moje niektóre słowa nie poszły na marne i powoli
zaczynał wyciągać z nich jakieś użyteczne wnioski. Chociażby
to, że sypianie z każdą napotkaną na swojej drodze chętną
dziewczyną, nie ma zwyczajnie sensu.
-
Nieźle się urządziłeś. Jutro będziesz się fatalnie czuł -
kręcę z dezaprobatą głową. Widząc, że nie znajduje się w
najlepszym stanie. Dlatego też, nigdy nie byłam zwolenniczką
odreagowywania jakichś niepowodzeń za pomocą picia alkoholu.
-
Już się tak czuję. Nie dość, że boli mnie głowa. To jeszcze,
zaczynam odczuwać ogromny niedobór płynów. Powinien wracać do
siebie. Mogłabyś jednak poratować mnie jakąś butelką wody na
drogę? - wbrew swoim wszystkim obietnicom. Znowu zaczynam się
martwić o niego i jego samopoczucie.
-
Zaraz coś ci przyniosę. Poczekaj, chwilę - bez większego
zastanowienia, schodzę na dół do restauracji. Biorąc dwie butelki
z wodą. Przy okazji z przerażeniem spoglądając na zegarek.
Dochodziła trzecia nad ranem. Zdawałam sobie sprawę, że przede
mną bardzo wymagający dzień. Podczas którego, będę musiała
zmagać się z kompletnym niewyspaniem. Jednak, jeśli w końcowym
rozrachunku miało mieć to wpływ na pozytywną zmianę Halvora.
Warto było się poświęcić.
-
Mam tylko gazowaną. Mam nadzieję, że może być - zaczynam na
wejściu. Dostrzegając, że mój zupełnie niespodziewany gość. Po
prostu zasnął i to w dodatku na moim łóżku. Przypatruję się mu
przez chwilę, widząc jak zaczyna się pogrążać w coraz
głębszym śnie. Nie mając serca go budzić.
Przykrywam więc go delikatnie ciepłym kocem, a następnie sama nie
mając innego wyjścia. Kładę się po drugiej stronie łóżka, jak
najdalej od niego. Przez następne minuty leżąc sztywno w
jednej pozycji, czując się bardzo niezręcznie. Czekam na
nadejście upragnionego snu.
💓💓💓💓💓💓💓💓
Ogromny
ból głowy i fatalne samopoczucie. Uniemożliwiają mi dalszy sen.
Otwieram oczy, przyzwyczajając się do dziennego światła późnego
poranka. Uświadamiając sobie, że wcale nie jestem u siebie. W
sekundę ogarnia mnie dyskomfort, że znowu skończyłem w
mieszkaniu jakiejś nowo poznanej dziewczyny. Na szczęście,
zaczynam rozpoznawać to wnętrze. Uzmysławiając, że jestem w
mieszkaniu Sophie. Dzięki czemu, oddycham z wyraźną ulgą. Powoli
przypominam sobie, że przyszedłem do niej wprost od Larsa. A
następnie musiałem chyba skutecznie ją przeprosić, skoro
pozwoliła mi u siebie zostać. Wydarzenia dziejące się po
otworzeniu przez nią drzwi, skutecznie mi umknęły i
niewiele z nich pamiętałem. Liczyłem,
że przynajmniej, zbytnio się przed nią nie
zbłaźniłem. Jakimiś ośmieszającymi słowami,
wypowiedzianymi w przypływie desperacji.
Rozglądam
się w poszukiwaniu jej osoby, ale mieszkanie wyglądało na
puste. Zapewne znajdowała się już na dole. Zamykając we własnym
kulinarnym świecie, do którego nikogo nie wpuszczała.
Siadam
na łóżku z zamiarem wstania i doprowadzenia się do porządku. Gdy
na szafce stojącej tuż przy nim. Dostrzegam wodę, tabletki
przeciwbólowe i przepysznie wyglądające śniadanie. Z karteczką,
że mam u niej przechlapane z powodu zarwania przez nią nocy.
Uśmiech
sam wkrada mi się mimowolnie na usta. Sophie była po prostu
chodzącym aniołem, którego los z niewiadomych mi powodów
postanowił, postawić na mojej drodze.
Nie
pamiętałem już, kiedy ktoś zrobił mi ostatnio śniadanie. Chyba
coś takiego zdarzyło mi się, jeszcze za czasów mieszkania z
rodziną. Nawet Astrid nigdy nie zdobyła się na taki gest.
Najpewniej ze względu jej częstego spania do późnych godzin i
prowadzenia raczej nocnego trybu życia. To najczęściej ja,
przygotowywałem dla niej posiłki. Śpiesząc się na trening, albo
inne zajęcia. Tym bardziej troska Sophie wywoływała u mnie miłe
odczucia.
Wiedziałem,
że będę musiał się jej za to wszystko w jakiś sposób
odwdzięczyć. A przede wszystkim, wynagrodzić moje wczorajsze
zachowanie. Nie miałem tylko pojęcia, w jaki sposób to zrobić.
Po
zjedzeniu śniadania ze smakiem, zbieram wszystkie naczynia i schodzę
z nimi na dół w poszukiwaniu mojej wybawicielki. Odnajduję ją w
restauracyjnej kuchni, gdzie ze słuchawkami na uszach. Myje
naczynia, poruszając się przy tym w rytm tylko sobie
znanej muzyki.
Opieram
się o drzwi przypatrując temu ze sporą ciekawością. Nie znając
dziewczyny od tej strony. Zawsze była w końcu poważna i
ułożona, niezwykle rzadko pozwalając sobie na wygłupy. To
tylko dogłębnie mi pokazywało, że nadal pozostawała dla mnie
nieodgadnioną zagadką. Wciąż było tyle rzeczy, których
o niej nie wiedziałem. Przez co, potrafiła mnie zaskoczyć w
najmniej oczekiwanym momencie.
W
końcu zwracam na siebie uwagę. Dostrzegając jej spore
zawstydzenie, choć nie miała do tego większego powodu.
-
Widzę, że nareszcie się obudziłeś. Jak się czujesz?
- dopytuje z wyraźnym zainteresowaniem moim
samopoczuciem.
-
Jest lepiej niż sądziłem, ale to wyłącznie twoja zasługa. Nie
dość, że mnie przygarnęłaś, to w dodatku ugościłaś po
królewsku. Dziękuję za śniadanie, było przepyszne - uśmiecham
się w jej kierunku ze szczerą wdzięcznością.
-
Tak właściwie, to sam się przygarnąłeś. Po prostu zasnąłeś.
Nie pamiętasz? - przyłapuje mnie na niewielkich lukach w pamięci.
-
Niektóre fakty trochę mi umknęły. Mam nadzieję, że nie
plotłem za dużych głupot – liczyłem, że naprowadzi mnie na
jakieś wspomnienia.
-
Zaskakująco mówiłeś z sensem i to czasami większym niż
zazwyczaj. Trochę mi nawet zaimponowałeś – nie miałem pojęcia,
o czym ona mówi. Nie miałem zamiaru jednak teraz tego roztrząsać.
Najważniejsze, że udało mi się zażegnać kryzys między nami.
- Będę
się zbierał. I tak poświęcałaś mi, zbyt dużo czasu. Mam tylko
nadzieję, że miedzy nami wszystko w porządku - próbuję
się ostatecznie upewnić.
-
Powiedzmy, że tak. Jednak na razie, będziesz u mnie na
cenzurowanym - informuje mnie z powagą. Widocznie tym razem nie
żartowała.
-
Może więc, dasz się gdzieś zaprosić w ramach przeprosin?
Powiedzmy jutro? - przypominając sobie jedną z naszych
rozmów. Nagle wpada mi do głowy, pewien dość
szalony pomysł.
-
Z chęcią bym się zgodziła, ale nie mogę. Wiesz, że nie mogę,
nie otworzyć restauracji. Dla mnie liczą się każde, choćby
najmniejsze pieniądze.
-
Ale moglibyśmy spotkać się przed południem. To nie potrwałoby
długo. Otworzyłabyś ją maksymalnie, dwie godziny później. Zgódź
się, obiecuję że nie pożałujesz - liczyłem, że się zgodzi.
Naprawdę chciałem, aby nasze relacje wróciły do normalności. A
nasza mała wyprawa, mogła mi w tym pomóc.
-
Zastanowię się. Dam ci znać wieczorem. Na razie - żegna się ze
mną. Bez udzielenia jednoznacznej odpowiedzi.
W
niedzielny poranek, czując się zdecydowanie lepiej niż wczoraj.
Parkuję przed restauracją Sophie. Widząc, że już na mnie czeka z
wyraźnym zniecierpliwieniem. Ogromnie się cieszyłem, że jednak
się zgodziła przyjąć moje zaproszenie.
-
Spóźniłeś się. Powiesz mi, gdzie się wybieramy? I dlaczego
kazałeś mi się ubrać ciepło i wygodnie? - próbuje ze mnie
wyciągnąć jakieś szczegóły. Ale ja nie miałem zamiaru, niczego
jej zdradzać.
-
To niespodzianka. Poza tym kazałem ci się ciepło ubrać, abyś się
nie przeziębiła. Dziś jest dosyć chłodno - odpowiadam ze
spokojem. Skręcając w stronę drogi, prowadzącej w stronę wyjazdu
z miasta.
-
Opuszczamy Asker? Halvor, co ty znowu wymyśliłeś? - widzę, jak
zaczyna się denerwować. Czym wzbudza u mnie wyłącznie
rozbawienie. Doskonale wiedziałem, że nie znosiła czegoś nie
wiedzieć.
-
Spokojnie, to nie daleko. Uspokój się i zwyczajnie spróbuj
zrelaksować. Widzę, że zupełnie nie potrafisz, spędzać wolnego
czasu – posyła mi groźne spojrzenie, słysząc ten drobny
komentarz. Po czym, reszta drogi upływa nam w ciszy i spokoju.
-
Jesteśmy na miejscu - mówię, parkując. Po czym Sophie
opuszcza samochód. Przyglądając się z ogromnym zaskoczeniem
i niedowierzaniem miejscu, do którego postanowiłem ją
zabrać. Cieszyłem się, że przynajmniej raz udało mi się ją
czymś zaintrygować.
💓💓💓💓💓💓💓💓
Wysiadam
zaskoczona z samochodu. Spoglądając na majestatyczną i
przerażającą mnie swoją wielkością i wysokością skocznię, położoną w jednej z północnej dzielnic Oslo.
Jej
widok, jak zawsze robił na mnie porażające wrażenie. Zwłaszcza
podczas tak niezwykle słonecznego i bezchmurnego dnia, jak
dzisiejszy. Kiedy skocznia wydawała się sięgać nieba i być czymś
wyjątkowo odległym i niemożliwym do zdobycia dla
przeciętnego człowieka.
Nie
miałam pojęcia, jak można było znaleźć w ogóle wewnątrz
siebie odwagę, aby usiąść na prawie samym jej szczycie na
czymś zwącym się belką startową, a co dopiero wzbić
się w powietrze i oddać przekraczający setne wartości metrów
skok. Nie mieściło mi się to zwyczajnie w głowie. To tylko
dodatkowo podkreślało, że zdecydowanie zadawałam się z szalonym
człowiekiem, skoro nie miał on z tym nawet najmniejszego problemu.
Uważając to za coś codziennego i traktującego, jak zwykłe często
monotonne czynności dnia powszedniego.
-
Wytłumaczysz mi powód naszego pobytu w tym miejscu? Może i nie
interesuję się za bardzo sportem, ale zapewniam cię, że
kilkukrotnie już widziałam tę skocznię. Zwłaszcza, że
wcale nie znajduje się ona przesadnie daleko ode mnie. Nie jestem,
aż takim ignorantem. Dlatego możemy już wracać - gdy przejmowałam
jego zaproszenie, nie spodziewałam się, że będzie dotyczyło
akurat tego miejsca. Ta perspektywa, wcale mi się nie podobała.
Nie widziałam, niczego sensownego w jego pomyśle.
-
Skoro kojarzysz to miejsce. To na pewno wiesz również, że jest
równocześnie najlepszym punktem widokowym na panoramę Oslo i
właśnie tam dziś zmierzamy - słysząc słowa Halvora, po prostu
zamieram. Nie mając pojęcia, co on wyprawia.
-
Żartujesz sobie ze mnie? Nie ma mowy. Za nic tam nie wejdę. Dobrze
wiesz, że mam cholerny lęk wysokości - patrzę na niego z gniewem.
Myśląc, że postanowił sobie ze mnie zakpić.
-
Właśnie dlatego wybrałem to miejsce. Chcę pomóc ci, stopniowo go
przełamywać. Wierzę, że to możliwe. Skoro mój kolega z
drużyny mógł zostać skoczkiem narciarskim, mając tą
samą przypadłość, co ty. To wszystko jest możliwe - odpowiada mi
z delikatnym uśmiechem. Do reszty zaskakując. W życiu
nie podejrzewałabym go o takie zaangażowanie w coś, co dotyczyło
moich problemów.
-
Dziękuję za dobre chęci, ale nie. Nie raz już próbowałam z tym
walczyć, ale nic z tego. Strach jest silniejszy ode mnie - tłumaczę
mu spokojnie. Przypominając sobie wielokrotne próby rodziców
z oswojeniem mnie z wysokościami, a także złość
Niklasa, gdy odmawiałam mu wspólnych wypraw na wspinaczki górskie,
które były jego ogromną pasją. On nie potrafił, zrozumieć
mojego lęku. Zarzucając mi, że to tylko marna wymówka i brak
dobrej woli z mojej strony.
-
Dlatego najlepszym sposobem na pokonanie strachu. Jest zmierzenie się
z nim. Sophie, zaufaj mi. Będę cały czas przy tobie. W każdej
chwili, będziemy mogli zawrócić. Obiecuję, że nic złego ci się
nie stanie. Proszę cię, chociaż spróbujmy - słysząc jego
zachęty, zaczynam rozważać w głowie tą propozycję. Zawsze w
końcu chciałam sprawdzić, jak to jest podziwiać widoki ze
znacznej wysokości. Zachwycać się nimi i spojrzeć na wszystko z
innej, dotąd nieznanej mi perspektywy.
-
Zgoda, spróbujmy. Ale pod warunkiem, że nie odstąpisz mnie, ani na
sekundę. Choćbyś w środku spotkał samą Miss Świata -
Halvor zaczyna jedynie się śmiać na mój uszczypliwy komentarz,
zapewne zadowolony z tego, że udało się mu mnie przekonać.
-
Przysięgam, że dziś liczysz się tylko ty i nikt inny. Nawet
potencjalna Miss Świata. Idziemy? - kiwam głową. Po czym spokojnym
krokiem, udajemy się w stronę wejścia na skocznię.
Gdy
szklane, przesuwane drzwi się za nami zamykają. Biorę głęboki
wdech, rozglądając się po dość nowoczesnym i przyjemnym dla oka
wnętrzu skoczni. Uświadamiając sobie dopiero teraz, w co
najlepszego się wpakowałam. Zamierzałam zmierzyć się
ze swoim lękiem, właściwie bez żadnego przygotowania. To było po
prostu istne szaleństwo.
Mijające
nas osoby, które wyglądały na wyjątkowo zadowolone i
podekscytowane. Cieszyły się dużo bardziej z przebywania w tym
miejscu ode mnie. Zapewne uznając je, jako świetną atrakcję, a
nie spełnienie najgorszych koszmarów.
-
Może jednak wybierzmy się do muzeum albo obejrzyjmy sklep
z pamiątkami? To na pewno, bardzo interesujące miejsca. Może ty
znasz je na pamięć, ale ja chętnie przyjrzę się im bliżej -
zaczynam tchórzyć. Czytając równocześnie tablicę informacyjną,
ułatwiającą mi znalezienie na szybko jakiejś wymówki.
-
Tam wybierzemy się kiedy indziej. Osobiście mogę cię nawet po
nich oprowadzić. Jednak dziś mamy inne plany. Nie rezygnuj teraz,
kiedy jesteśmy w połowie drogi - Halvor świetnie odczytuje moje
zdenerwowanie. Próbując powstrzymać mnie przed rezygnacją, której
byłam coraz bliższa. Nigdy nie należałam do odważnych osób, a
zwłaszcza w kwestii pokonywania swoich słabości. Chyba jedynie
obecność chłopaka i jego dziwnie przesadna wiara we mnie i
to, że będę potrafiła przezwyciężyć własne lęki,
powstrzymują mnie przed poddaniem się.
W
oczekiwaniu na windę, która ma zabrać nas na sam szczyt skoczni.
Stanowiący podobno, zapierający dech w piersiach punkt widokowy.
Mój strach zaczyna wyłącznie przybierać na sile. Czuję, że
zaczynam cała drżeć, a oddech znacząco mi przyśpiesza. Pojawiają
się także, lekkie zawroty głowy. Doskonale znałam te
objawy, które nie zwiastowały powodzenia planu Halvora.
Gdy
tylko wiedziałam że muszę znaleźć się na
jakimś znacząco wysokim piętrze. Za każdym razem,
powtarzał się u mnie ten sam schemat, prowadzący do
utraty kontroli nad własnymi reakcjami organizmu.
-
Weź głęboki wdech i pomyśl o czymś przyjemnym. O czymś, co cię
uspokaja i dzięki czemu, czujesz się bezpieczna - kojący szept
mojego towarzysza, dociera do mnie w momencie, gdy drzwi windy się
przed nami otwierają. Wpatruję się w jej puste wnętrze,
przepuszczając do niej niewielką grupkę osób. Wiedząc, że gdy
do niej wsiądę, nie będzie już odwrotu.
-
Jesteś gotowa? Jeśli jednak czujesz, że to dla ciebie za dużo.
Możemy spróbować innym razem. Nie chcę cię do niczego zmuszać -
widząc moje wahanie, Halvor nie ma zamiaru na mnie naciskać. Będąc
przy tym w pełni wyrozumiałym. Jakby doskonale rozumiał z czym się
zmagam. W przeciwieństwie do moich fałszywych znajomych. Dla
których w przeszłości w takiej sytuacji, stawałam się obiektem
kpin i głupich żartów.
-
Po prostu to zróbmy. W końcu raz się żyje. Najwyżej się przed
wszystkimi ośmieszę, dostając ataku paniki - w przypływie odwagi
wchodzę do środka. Opierając się o ścianę windy. Zamykam oczy,
starając się pójść za wskazówkami Halvora i wyobrazić sobie,
że znajduję się w swoim mieszkaniu, podczas jednego z naszych
licznych spotkań. Które zawsze napawały mnie spokojem i w
jakiś niewytłumaczalny sposób odprężały.
Jednak
w momencie, gdy czuję, że winda ruszyła i zaczyna poruszać się w
coraz szybszym tempie do góry. Całe moje opanowanie znika.
Odruchowo łapię Halvora za rękę, mocno ją ściskając. Jakby od
tego zależało moje dalsze życie.
Następne
sekundy, trwają dla mnie wieczność. Staram się nie myśleć o
tym, że znajduję się na coraz wyższej wysokości. Na jakiej od
niepamiętnych lat, nie bywałam. Recytując w
pamięci składniki do najbardziej złożonych i
skomplikowanych potraw, co odciąga skutecznie moje myśli od
rzeczywistości.
-
Jesteśmy na miejscu. Teraz przed nami najtrudniejsza część. Ale
na pewno, świetnie sobie poradzisz. Tak, jak dotychczas - otwieram
oczy, orientując się że zostaliśmy tylko we dwoje. Reszta
podróżujących z nami osób, zdążyła już dawno wysiąść. Z
oddali słyszałam ich rozentuzjazmowane głosy i zachwyty nad
podziwianym przez nich widokiem.
Wciąż
ściskając mocno dłoń Halvora. Której nie miałam zamiaru, ani na
chwilę puścić. Stawiam kilka niepewnych kroków na zewnątrz.
Opuszczając ostatnie bezpieczne miejsce, łączące mnie z wnętrzem
budynku.
Czując,
jak wiatr rozwiewa mi włosy na wszystkie strony. Dostrzegam jakieś
niewyraźne kontury krajobrazu. Rozpościerającego się przede mną.
W sekundę ogarnia mnie przez to ogromna panika.
-
Przepraszam, ale nie dam rady. Wracajmy - odwracam się za się za
siebie, orientując że winda zdążyła, zacząć zjeżdżać na
dół. Przez co, mimowolnie zaczynam się trząść ze strachu.
Wiedząc, że pojawi się tutaj ponownie najwcześniej za pół
godziny. Przynajmniej tak wyczytałam z tablicy informacyjnej.
-
Sophie, jesteś już tak blisko. Zostało ci tylko kilka kroków.
Zróbmy je razem - ściska delikatnie moje ramiona. Zachęcając do
przejścia tych kilku metrów, dzielących mnie od porządnie
zabezpieczonej krawędzi. Na co, kręcę przecząco głową.
-
Nie mogę. Zbyt mocno się boję - patrzę z zazdrością na inne
osoby. Nie muszące zmagać się z takimi ograniczeniami, jak ja.
Byłam taka żałosna.
-
Zrobimy więc inaczej. Zamknij oczy i złap mnie za ręce. Poprowadzę
cię. Wtedy będzie ci łatwiej - przystaję na jego propozycję. Nie
chcąc go rozczarować. Wykazał się i tak sporą cierpliwością
wobec mnie, podczas pokonanej przez nas drogi prowadzącej tutaj.
Zamykam więc oczy, wyciągając w jego kierunku dłonie. Zdając się
całkowicie na niego. Na oślep, ale uważnie asekurowana. Pokonuję
kilkanaście kroków w przód. Docierając do celu. Nadal jednak nie
mam odwagi, zdobyć się na otwarcie oczu.
-
Sophie, udało ci się. Popatrz, jak tu jest pięknie - podnoszę
swoje powieki. Opierając się mocno o metalową barierkę. Oddycham
głęboko, spychając wewnątrz siebie poczucie
dyskomfortu, czy paraliżującego strachu. Które nadal czaiły
się w mojej głowie. Podziwiam cudowny widok,
rozpościerający się z każdej strony. Wszystkich budynków, lasów,
czy jezior. Właściwie wszystkiego, co składa się na stolicę
państwa i jej najbliższe okolice.
W
całym swoim życiu, nie miałam okazji podziwiać tak rozległego i
pięknego krajobrazu i to z takiej wspaniałej perspektywy.
-
Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu stoję i mam okazję nareszcie
dostrzec to, co było dotychczas dla mnie wyłącznie marzeniem.
Naprawdę tego dokonałam. To wszystko, dzięki tobie. Nie wiem, czy
kiedykolwiek uda mi się, podziękować ci za to - w przypływie
ogromnego poczucia radości. Kompletnie się zapominam i przytulam
mocno do Halvora. Ciesząc niczym małą dziewczynka, której
spełniło się największe marzenie.
-
Nie masz, za co mi dziękować. Sama tego dokonałaś. Ja tylko byłem
przez cały czas obok - odwzajemnia mój uścisk. Deprecjonując
swoje zasługi.
-
Ale, gdyby nie ty. W życiu bym się na to nie odważyła. I nie
doświadczyła tak niesamowitego uczucia - ponownie z szerokim
uśmiechem. Zaczynam podziwiać oszałamiające mnie widoki.
Odnajdując, coraz to nowsze szczegóły.
-
To dopiero początek. Teraz ci już nie odpuszczę. Skoro udało ci
się dokonać przełomowego postępu. Musimy pójść za
ciosem. Zobaczysz, że trochę pracy i za jakiś czas, uda
ci się oswoić ze swoimi lękami - powoli sama zaczynałam wierzyć, że
może mi się to naprawdę udać.
-
Czy teraz mogę liczyć na to, że mój ostatni występek zostanie
wybaczony i zapomniany? - słyszę ciche pytanie, przerywające ciszę
jaka między nami zapanowała.
-
Niech będzie, że udało ci się zrehabilitować. Mam jednak
nadzieję, że taka sytuacja się więcej nie powtórzy - nie
chciałabym doświadczyć czegoś podobnego, jak podczas sytuacji z
Vibeke.
-
Obiecuję, że już nigdy więcej, nie narażę naszego planu na
niepowodzenie - kompletnie niespodziewanie Halvor obejmuje mnie w
talii, przyciągając bliżej do siebie. Choć wiedziałam, że to
nie do końca właściwe. Poddaję się temu przyjemnemu odczuciu.
Przez następne minuty, trwamy w swoich objęciach. Wspólnie
zachwycając się urokami natury. Ciesząc się po prostu,
tą wspólnie dzieloną przez nas chwilą.
-
Liczę, że w marcu. Znowu postanowisz odwiedzić to miejsce. Ale
trochę w innym celu. Już nawet sobie to
wyobrażam. Usiądziesz, gdzieś tam z norweską flagą,
dopingując mnie do uzyskania, jak najlepszych wyników - wskazuje na
kompletnie puste trybuny.
-
Zapomnij. W życiu nie będę wiwatować na twoją cześć.
Wymachując przy tym flagą - oburzam się żartobliwie. Zwyczajnie
się z nim drocząc. W rzeczywistości nie mając nie przeciwko,
pojawieniu się w niedalekiej przyszłości ma tych zawodach. Jeśli
tylko, będzie mi to dane.
-
To się, jeszcze okaże. Pora chyba wracać. Inaczej znowu mi się
oberwie, że przeze mnie, nie możesz otworzyć na czas restauracji -
orientuję się, że rzeczywiście dochodziło wczesne popołudnie.
Które było najwyższą porą na rozpoczęcie działalności, mojego
ukochanego miejsca.
-
Masz rację. Chodźmy - z wielkim żalem, odchodzę z zajmowanego
przez nas od dłuższego czasu punktu.
-
Jeszcze raz dziękuję za ten cudownie spędzony czas. Dawno już nie
doświadczyłam, aż takich przeżyć - uśmiecham się do niego
z wdzięcznością.
-
Zapewniam cię, że ze mną, nigdy nie będziesz się nudzić.
Ja zawsze dostarczam, niezapomnianych przeżyć -
mruga do mnie.
-
Jak zawsze skromny. Ciebie jednak, nie warto chwalić. Widzimy się
jutro? - pytam. Chcąc się upewnić.
-
Oczywiście, jeśli tylko nasze spotkania są nadal
aktualne - nawiązuje do moich słów, wypowiedzianych podczas naszej
sprzeczki.
-
Gdyby nie były, nie zadałabym tego pytania. W takim razie do jutra
- pod wpływem magii tego dnia. Przełamuję się w
kolejnej kwestii i całuję go delikatnie w policzek na pożegnanie.
Następnie szybko wysiadając, nie dając mu żadnej szansy, ani na
jakąś reakcję, ani komentarz.
W
świetnym nastroju, podążam w kierunku restauracji. Z
zamiarem przygotowania się do jej otwarcia. Niestety mój dobry
humor znika, gdy przed samym wejściem. Dostrzegam świetnie znaną
mi dziewczynę, uważającą się kiedyś za moją najlepszą
przyjaciółkę. Mimo sporego upływu czasu od naszego ostatniego
spotkania. Inge właściwie się nie zmieniła. Nie rozumiałam
tylko, dlaczego postanowiła złożyć mi tą niezapowiedzianą i w
moim mniemaniu, zupełnie niepotrzebną wizytę. Od dnia, gdy jej
romans z Niklasem wyszedł na jaw. Nie miałyśmy o czym ze sobą
rozmawiać.
-
Cześć, Sophie. Mogłabyś poświęcić mi chwilę czasu? - posyła
w moją stronę niepewny uśmiech. Który zupełnie ignoruję.
-
Skoro muszę. Proszę, wejdź - otwieram drzwi, przepuszczając ją.
Mogłam przewidzieć, że coś albo ktoś zepsuje mi ten udany dzień.
To byłoby w końcu, zbyt piękne, aby trwał w
takiej pozytywnej formule do końca.
Napiszę to...XD zdążyłam się już przyzwyczaić do tych zakończeń hahaha i jestem świadoma, że czytając rozdział muszę się tego spodziewać, ale nie zmienia to mojej irytacji hahah teraz np zastanawiam się o czym będzie ta rozmowa z dawna przyjaciółka 🤔 mam nadzieję że Sophie jej wszystko wygranie i to tak ostro!
OdpowiedzUsuńHalvor usnął u Sophie 😍 Ale słodko, lepiej być nie mogło, bo jeszcze wcześniej była szczera rozmowa. No kurczę gość zamienia się w ideał 😊 jeszcze zabrał Sophie na taka wycieczkę, no błagam, która by tak nie chciała? Ja w głowie piszczalam z radości, kiedy się przytulili. Wszystko zaczyna iść w dobrym kierunku. Oboje już siebie znają i dzięki temu Halvor pomógł przezwyciężyć największy strach Sophie. To było coś 😀 i przysięgam, że prawie się posikałam jak powiedział że dziewczyna będzie mu kibicowała z flagą w ręce XD strasznie chciałabym żeby tak było...hehe już nawet zaczęłam to sobie wyobrażać 😆
A Sophie? Jakie ona ma dobre serce. Wysłuchała Halvora chociaż ją zranił i kocem przykryłam i śniadanie zrobiła. Faktycznie jest aniołem 😇 Podziwiam ją i strasznie się cieszę, że przezwyciezyla lek wysokości. Może jeszcze nie w stu procentach, ale małymi kroczkami do celu. Miejmy nadzieję, że Halvor pomoże jej tak jak ona pomaga jemu 😎 aha, ale mimo wszystko chciałabym żeby stosunku do jej gościa, który na nią czekał była jednak diabłem 😈 dalej Sophie pojedź ją!
Pozdrawiam,
N
Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, gdy zabieram się za pisanie komentarza na tym blogu, mam pustkę w głowie. Może dlatego, że to kwestia emocji, które dostarczasz?
OdpowiedzUsuńZacznę może od Halvora, który znów odzyskał moją sympatię. Naprawdę zaczyna się zmieniać i to zdecydowanie na plus. Przede wszystkim chyba w końcu zrozumiał, że imprezy tak naprawdę nie są dla niego, że to go nie bawi. Może nie powiedział sobie tego wprost, ale czuję, że jego poprzedni tryb życia wynikał z krzywd, które wyrządziła mu była dziewczyna.
Ale teraz się zmienia. I Sophie też to widzi. Zaczyna dostrzegać w skoczku normalnego, porządnego chłopaka, który po prostu trochę się pogubił w życiu. A ona może pomóc mu się odnaleźć.
Pomysł z wypadem na skocznie genialny. Skoro Sophie pomaga Halvorowi, to dlaczego on nie miałby pomóc jej? Dzięki niemu, dziewczynie udało się przynajmniej częściowo pokonać swój lęk, a to się ceni.
Dodatkowo Sophie zaufała Halvorowi i mam wrażenie, że gdyby był przy niej ktoś inny, to nie zdzierżyłaby tego wyjazdu tak łatwo. A tak, to przynajmniej podświadomie przekonała się, że chłopakowi zawsze może ufać.
No i oczywiście na koniec znów pozostawiłaś nas w niepewności. Przyznam, że nie mam pojęcia, czego może chcieć od Sophie, Inge. Chce przeprosić? Chyba nie rozumie powagi swojego czynu. Po tym co zrobiła, nie powinna nawet myśleć o tym, by pokazywać się byłej przyjaciółce na oczy.
Przyznam, że strasznie ciekawi mnie, jak to dalej rozwiążesz. Dlatego dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Ja również czuję dumę z powodu przeprosin Halvora. Szkoda tylko, że pokazał ludzką twarz pod wpływem procentów :P I nic nie pamięta! Ale przynajmniej wiemy, że gdzieś w środku drzemie wrażliwa dusza ;) Oczywiście Sophie ma zbyt dobre serce, aby go odrzucić. Nie po tych słowach! W jakimś stopniu na pewno jej zależy na chłopaku i jest kimś więcej niż "partnerem w interesach". Oh Boże, żeby tylko wiedziała, co chłopak sobie pomyślał, gdy zobaczył ją w "piżamce" ;D
OdpowiedzUsuńPomysł z odkupieniem win ... cudowny! W końcu skocznia w Oslo jest wręcz magiczna, a i widok z niej na żywo nie lepszy. Ja, jako osoba mająca lęk wysokości, zgadzam się z tym, że trzeba go pokonywać. Ile to razy miałam nogi jak z waty i czułam lekką panikę, ale .... zawsze sobie powtarzałam, że jeśli tego nie zrobię, to będę żałować. Dlatego duży plus dla Sophie, ale jeszcze większy dla Halvora za cierpliwość. Nie śmiał się z niej, a jedynie prowadził krok po kroku :) Dzięki temu Sophie pokonała swój lęk i mogła doświadczyć tego wszystkiego. Jestem ciekawa jakie są jej inne "lęki", które Halvor będzie chciał pomóc jej pokonać ;)
Końcówka jak zawsze wzbudziła we mnie wielką ciekawość! Nagłe pojawienie się Inge na pewno ma drugie dno ... podejrzewam, że będzie to rozmowa o Niklasie. Dziewczyna musiała mieć ważny powód, aby w ogóle się pojawić.
Pozdrawiam! ;*
Ja to bym chyba zawału dostała, jakby o tej godzinie obudziłoby mnie tak intensywne łomotanie w drzwi :D Także brawa dla Sophie, że je otworzyła! Koniec końców okazało się, że to tylko Halvor... Skruszony Halvor ^^ Och, jak on mi zaimponował tymi przeprosinami i szczerymi słowami płynącymi prosto z serca, naprawdę! I mimo, że po ostatnim rozdziale byłam na niego trochę zła, tak teraz... Odkupił winy ^^ Mimo, że nie do końca pamiętał na drugi dzień, co dokładnie mówił haha :D Ach, ten kac... Ale Sophie o niego porządnie zadbała :)
OdpowiedzUsuń"Przy tobie staję się lepszy i to nie dlatego, że tak wypada, czy na pokaz przed innymi. Po prostu tego chcę, bo uważam to za słuszne." - zakochałam się w tym fragmencie! <3 Oj widać, że dziewczyna z dnia na dzień staje się dla niego coraz ważniejsza i widać, że już nawet nie przeszkadza mu to, że chce zmienić jego nawyki i zachowanie. I dobrze! :D
Zresztą, Sophie też darzy go coraz cieplejszym uczuciem :) I nie jest to możliwe, żeby zostali tylko "partnerami w interesach" :D Och, gdyby ona wiedziała, co on tam sobie myśli haha :D
I, o Boże, jak on mi znów zaimponował tym, że przywiózł Sophie w tak piękne miejsce! Niewątpliwie podziwianie widoków i krajobrazów ze szczytu Holmenkollen zapiera dech w piersiach! Dzięki temu i przede wszystkim dzięki Halvorowi Sophie zrobiła pierwszy krok do tego, aby pozbyć się lęku wysokości. Wierzę, że początkowo miała duże obawy i bała się, ale przezwyciężyła to :) I super, że Halvor nie rzucał w jej stronę żadnych uszczypliwych komentarzy! :D Tak... Ciekawe, w jaki sposób pokona jej inne lęki :D ^^
Ech, Sophie to nie ma łatwo... Najpierw niespodziewana wizyta Niklasa, teraz Inge... Ciekawe, czego dziewczyna od niej chce? Kończ dalej w takich momentach, kończ haha :D
Życzę dużo weny i pozdrawiam ;*
I przy okazji zapraszam do siebie na piąty rozdział - http://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ :)
Zapraszam serdecznie na szósty rozdział na http://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ ;*
UsuńJa tak sobie myślę, może my poszukamy się nawzajem ? Spotkamy się w połowie drogi czy coś?😂
OdpowiedzUsuńJa Halvora kocham z każdym rozdziałem coraz bardziej. Ostatnio trochę zawalił, ale dziś znowu zdobył moje serce. On , gdy niczego nie udaje jest taki kochany i uroczy.
Kocham go za te przeprosiny . Za to jaki był szczery.
I za to jak zasnął w jej łóżku 😉
A Sophie chyba sama zaczyna zdawać sobie sprawę z tego że to coś więcej niż tylko układ. Choć usilnie stara się przed tym bronić.
I zrobiła mu śniadanie😍 Oni obydwaj są cudowni.
Oj jak ja bym chciała żeby mnie ktoś zabrał na skocznie w Oslo😉
No znowu muszę to napisać. Halvor jest przeuroczy.
Wpadł na super pomysł. I strasznie się cieszę że Sophie nie zrezygnowała i pokonała swoje lęki . Z pomocą chłopaka. Krok po kroku jej się udało. To że mu zaufala tylko świadczy o tym że jej zwyczajnie na nim zależy i jest to coś więcej .
Koniec jak to koniec. Znowu musiałaś to zrobić. Ja już po prostu nie mam do Ciebie siły 😉
Najwyższy czas chyba się do tego przyzwyczaić 😂
Jestem cholernie ciekawa po ci zjawiła się Inge? Domyślam się że chodzi tutaj o Niklasa.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Ja dziś już powracam do zasięgu więc w końcu będę bez opóźnień 😉
Pozdrawiam.