poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Rozdział 8



Głośny i nieprzyjemny odgłos, rozbrzmiewający w moich uszach. Przypominający walenie do drzwi wejściowych, bo pukaniem za nic nie mogłam tego nazwać. Wybudza mnie z krótkiego i niespokojnego snu. Przyprawiając o szybsze bicie serca.
Kompletnie zdezorientowana i nie do końca przytomna. Zapalam niewielką lampkę z niedowierzaniem spoglądając na godzinę, wskazywaną przez stojący na szafce zegar. Było kilkanaście minut po pierwszej w nocy. Co niewątpliwie nie było odpowiednią porą na żadne odwiedziny. Nie miałam pojęcia, kogo mogę się spodziewać. Kto był na tyle niecierpliwy i lekkomyślny, że postanowił nachodzić mnie w środku nocy. Nie dość, że nie miałam za wielu znajomych, to dodatkowo bardzo niewielka ilość osób wiedziała, że do mojego mieszkania prowadzi, jeszcze jedna droga. Nie przechodząca przez restaurację zamkniętą teraz na trzy spusty.
Zaczynałam odczuwać przez to zdenerwowanie i irracjonalne poczucie strachu. Wynikające zapewne z przeczytania i obejrzenia w swoim życiu, zbyt wielu horrorów. Dających teraz, świetne pole do popisu mojej wyobraźni.
Przede wszystkim bałam się, że to Niklas nadal nie dający mi spokoju. Wpadł na jakiś kolejny w jego mniemaniu genialny pomysł, mający na celu przekonanie mnie do dania mu, jeszcze jednej szansy. Na samą myśl o spotkaniu jego osoby, zbierało mi się na mdłości. 





Zbieram się jednak na odwagę i udaję w stronę drzwi z zamiarem ich otwarcia i przekonania, co jest tak pilną sprawą, że nie mogła ona poczekać do rana. Chciałam mieć to już za sobą i móc ponownie zasnąć. Nie zadręczając się przy okazji od nowa fatalnym końcem minionego wieczora, który przyprawiłam gorzkimi łzami rozczarowania, plamiącymi moją poduszkę.
Sama byłam sobie zresztą winna. Przez ostatnie dni, zaczynałam zapominać z kim mam do czynienia i stopniowo, zacierałam granicę między zwykłą umową jaką byliśmy związani z Halvorem, a coraz bliższymi relacjami wynikającymi z naszego bliższego poznania.
Polubiłam go i wbrew swoim obietnicom, zaczynałam angażować się w tę znajomość, choć to nigdy nie powinno mieć miejsca. Halvor dobitnie mi to dziś uświadomił, jasno i wyraźnie ukazując, że dla niego nasz wspólnie spędzony czas, nie miał żadnego znaczenia. Pozbawiając mnie tym samym reszty złudzeń. Dla niego byłam tylko środkiem do osiągnięcia celu i nikim więcej. Nie zasłużyłam sobie nawet na status zwykłej znajomej. 





Najgorsze było jednak to, że mimo wielokrotnych nauczek w przeszłości. Nadal, zbyt szybko przywiązywałam się do ludzi. Nie wyciągając żadnych wniosków z odrzucania przez nich mojej osoby.
Dlatego tym razem, musiałam w porę się opamiętać i zacząć traktować Halvora, tak jak on mnie. Wyłącznie jako kolejnego, spotkanego na swojej drodze partnera w interesach. Z którym łączyły mnie wspólne sprawy, wynikające jedynie z naszych wcześniejszych założeń. 





Otwieram drzwi, wpatrując się z niedowierzaniem w stojącą naprzeciw mnie osobę.
- Halvor, co ty tutaj robisz? Wiesz, która jest godzina? - pytam, zupełnie zdezorientowana. Za nic się go tutaj nie spodziewałam. Zwłaszcza po naszej kłótni sprzed kilku godzin.
Spoglądam na niego, a wszystkie negatywne emocje, jakie wobec niego odczuwałam. Wracają do mnie z ogromną mocą. Zwłaszcza, że dochodzi do mnie intensywny zapach alkoholu i jakichś damskich, wyjątkowo mocnych perfum. W połączeniu tego ze śladami szminki na kołnierzyku koszuli. Dawało to jednoznaczny i nie potrzebujący komentarza obraz. Wszystko wskazywało na to, że przyszedł tutaj wprost z jakiejś imprezy, a wszystkie moje starania o zmianę jego zachowania poszły po raz kolejny na marne.
- Przyszedłeś tutaj w jakiejś konkretnej sprawie, czy aby sobie na mnie popatrzeć? - nie czułam się komfortowo, stojąc przed nim w ubraniach nadających się wyłącznie do spania. Zwłaszcza, gdy przejeżdżał swoim oceniającym i zapewne krytycznym wzrokiem po całym moim ciele, pozostawiającym sporo do życzenia.






- Sophie, chciałem cię bardzo przeprosić. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nie powinienem był w ogóle zwracać uwagi na zainteresowanie Vibeke, a już tym bardziej podnosić na ciebie głosu. Zwłaszcza, że miałaś jak zawsze rację. Mogłem wszystko zepsuć, gdyby się ktoś zorientował - przyznaje się ze skruchą do błędów. Choć byłam zadowolona, że mimo wszystko, postanowił przeprosić i przyznać się do swojej winy. Nie zamierzałam mu tym razem, aż tak łatwo odpuszczać. To nie mogło tak dłużej wyglądać. Najpierw dogłębnie kogoś ranił, a potem wystarczyło jedno słowo przepraszam i każdy o wszystkim zapominał. W ten sposób, nie można było odkupić wszystkich swoich win i Halvor powinien sobie to uświadomić. Wyciągając przy tym, jakieś wnioski na przyszłość.
- Teraz przepraszasz, a zaraz znowu zrobisz to samo. To nie ma sensu. Zwłaszcza, że ponownie wróciłeś do starych nawyków. Imprezy, alkohol, dziewczyny na jedną noc. Wybacz, ale mam dosyć. Niech każde z nas, żyje po swojemu bez wtrącania się w życie tej drugiej osoby. Tak, jak powiedziałeś łączą nas tylko interesy. Dlatego powinieneś już iść, chciałabym położyć się spać - na chwilę obecną, uważałam że to najlepsze rozwiązanie. Skoro moje próby pomocy, spełzły na niczym. Nie było sensu się dalej starać.





- Zaczekaj, proszę cię. Wcale nie wróciłem do dawnych przyzwyczajeń. Owszem, poszedłem się trochę rozerwać, ale szybko uznałem że nie ma to najmniejszego sensu. Tak samo, jak kolejna przelotna znajomość. Dużo bardziej od tego, wolę spędzać czas z tobą. Przy tobie staję się lepszy i to nie dlatego, że tak wypada, czy na pokaz przed innymi. Po prostu tego chcę, bo uważam to za słuszne. Wiem, że nadal przede mną ogrom pracy, ale naprawdę jestem gotowy spróbować. Jednak nie uda mi się to, bez twojej pomocy. Potrzebuję cię, bo jako jedyna we mnie uwierzyłaś. Zauważyłaś moją lepszą stronę i nie skreśliłaś na wstępie z powodu moich licznych potknięć. Tylko ty potrafisz do mnie dotrzeć i powstrzymać przed popełnianiem kolejnych błędów. Daj mi ostatnią szansę. Obiecuję, że postaram się więcej cię nie zawieść - porażająca szczerość z jaką wypowiadał poszczególne słowa. Wprost wprawiła mnie w osłupienie. Po tym wyznaniu, niemal cała nagromadzona we mnie na niego złość znika. Zostaje natomiast zastąpiona, delikatnym poczuciem radości i dumy. Cieszyłam się, że zaczynało do niego docierać, iż nadeszła najwyższa pora na uporządkowanie jego życia. Choć równocześnie wiedziałam, że usłyszane przeze mnie słowa, to spora zasługa wypitego przez niego alkoholu. W normalnych okolicznościach w życiu nie potrafiłby się, aż tak otworzyć. Przez co, musiałam się w głównej mierze opierać wyłącznie na domysłach. Teraz przynajmniej wiedziałam na czym stoję i, że dalsza pomoc ma sens. 
- Wejdź. Nie będziemy stali w drzwiach. Jest strasznie zimno - przenikający chłód, zaczynał przeprawiać mnie o dreszcze. Nie czekając więc na chłopaka. Wracam do środka. Otulając się ciepłym swetrem leżącym na fotelu. 




Przez następne minuty, słucham relacji Halvora z minionych godzin. Zauważając, że moje niektóre słowa nie poszły na marne i powoli zaczynał wyciągać z nich jakieś użyteczne wnioski. Chociażby to, że sypianie z każdą napotkaną na swojej drodze chętną dziewczyną, nie ma zwyczajnie sensu.




- Nieźle się urządziłeś. Jutro będziesz się fatalnie czuł - kręcę z dezaprobatą głową. Widząc, że nie znajduje się w najlepszym stanie. Dlatego też, nigdy nie byłam zwolenniczką odreagowywania jakichś niepowodzeń za pomocą picia alkoholu. 
- Już się tak czuję. Nie dość, że boli mnie głowa. To jeszcze, zaczynam odczuwać ogromny niedobór płynów. Powinien wracać do siebie. Mogłabyś jednak poratować mnie jakąś butelką wody na drogę? - wbrew swoim wszystkim obietnicom. Znowu zaczynam się martwić o niego i jego samopoczucie.
- Zaraz coś ci przyniosę. Poczekaj, chwilę - bez większego zastanowienia, schodzę na dół do restauracji. Biorąc dwie butelki z wodą. Przy okazji z przerażeniem spoglądając na zegarek. Dochodziła trzecia nad ranem. Zdawałam sobie sprawę, że przede mną bardzo wymagający dzień. Podczas którego, będę musiała zmagać się z kompletnym niewyspaniem. Jednak, jeśli w końcowym rozrachunku miało mieć to wpływ na pozytywną zmianę Halvora. Warto było się poświęcić.





- Mam tylko gazowaną. Mam nadzieję, że może być - zaczynam na wejściu. Dostrzegając, że mój zupełnie niespodziewany gość. Po prostu zasnął i to w dodatku na moim łóżku. Przypatruję się mu przez chwilę, widząc jak zaczyna się pogrążać w coraz głębszym śnie. Nie mając serca go budzić. Przykrywam więc go delikatnie ciepłym kocem, a następnie sama nie mając innego wyjścia. Kładę się po drugiej stronie łóżka, jak najdalej od niego. Przez następne minuty leżąc sztywno w jednej pozycji, czując się bardzo niezręcznie. Czekam na nadejście upragnionego snu. 





💓💓💓💓💓💓💓💓





Ogromny ból głowy i fatalne samopoczucie. Uniemożliwiają mi dalszy sen. Otwieram oczy, przyzwyczajając się do dziennego światła późnego poranka. Uświadamiając sobie, że wcale nie jestem u siebie. W sekundę ogarnia mnie dyskomfort, że znowu skończyłem w mieszkaniu jakiejś nowo poznanej dziewczyny. Na szczęście, zaczynam rozpoznawać to wnętrze. Uzmysławiając, że jestem w mieszkaniu Sophie. Dzięki czemu, oddycham z wyraźną ulgą. Powoli przypominam sobie, że przyszedłem do niej wprost od Larsa. A następnie musiałem chyba skutecznie ją przeprosić, skoro pozwoliła mi u siebie zostać. Wydarzenia dziejące się po otworzeniu przez nią drzwi, skutecznie mi umknęły i niewiele z nich pamiętałem. Liczyłem, że przynajmniej, zbytnio się przed nią nie zbłaźniłem. Jakimiś ośmieszającymi słowami, wypowiedzianymi w przypływie desperacji.
Rozglądam się w poszukiwaniu jej osoby, ale mieszkanie wyglądało na puste. Zapewne znajdowała się już na dole. Zamykając we własnym kulinarnym świecie, do którego nikogo nie wpuszczała.








Siadam na łóżku z zamiarem wstania i doprowadzenia się do porządku. Gdy na szafce stojącej tuż przy nim. Dostrzegam wodę, tabletki przeciwbólowe i przepysznie wyglądające śniadanie. Z karteczką, że mam u niej przechlapane z powodu zarwania przez nią nocy.
Uśmiech sam wkrada mi się mimowolnie na usta. Sophie była po prostu chodzącym aniołem, którego los z niewiadomych mi powodów postanowił, postawić na mojej drodze.
Nie pamiętałem już, kiedy ktoś zrobił mi ostatnio śniadanie. Chyba coś takiego zdarzyło mi się, jeszcze za czasów mieszkania z rodziną. Nawet Astrid nigdy nie zdobyła się na taki gest. Najpewniej ze względu jej częstego spania do późnych godzin i prowadzenia raczej nocnego trybu życia. To najczęściej ja, przygotowywałem dla niej posiłki. Śpiesząc się na trening, albo inne zajęcia. Tym bardziej troska Sophie wywoływała u mnie miłe odczucia. 
Wiedziałem, że będę musiał się jej za to wszystko w jakiś sposób odwdzięczyć. A przede wszystkim, wynagrodzić moje wczorajsze zachowanie. Nie miałem tylko pojęcia, w jaki sposób to zrobić. 







Po zjedzeniu śniadania ze smakiem, zbieram wszystkie naczynia i schodzę z nimi na dół w poszukiwaniu mojej wybawicielki. Odnajduję ją w restauracyjnej kuchni, gdzie ze słuchawkami na uszach. Myje naczynia, poruszając się przy tym w rytm tylko sobie znanej muzyki.
Opieram się o drzwi przypatrując temu ze sporą ciekawością. Nie znając dziewczyny od tej strony. Zawsze była w końcu poważna i ułożona, niezwykle rzadko pozwalając sobie na wygłupy. To tylko dogłębnie mi pokazywało, że nadal pozostawała dla mnie nieodgadnioną zagadką. Wciąż było tyle rzeczy, których o niej nie wiedziałem. Przez co, potrafiła mnie zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. 






W końcu zwracam na siebie uwagę. Dostrzegając jej spore zawstydzenie, choć nie miała do tego większego powodu.
- Widzę, że nareszcie się obudziłeś. Jak się czujesz? - dopytuje z wyraźnym zainteresowaniem moim samopoczuciem.
- Jest lepiej niż sądziłem, ale to wyłącznie twoja zasługa. Nie dość, że mnie przygarnęłaś, to w dodatku ugościłaś po królewsku. Dziękuję za śniadanie, było przepyszne - uśmiecham się w jej kierunku ze szczerą wdzięcznością. 
- Tak właściwie, to sam się przygarnąłeś. Po prostu zasnąłeś. Nie pamiętasz? - przyłapuje mnie na niewielkich lukach w pamięci.
- Niektóre fakty trochę mi umknęły. Mam nadzieję, że nie plotłem za dużych głupot – liczyłem, że naprowadzi mnie na jakieś wspomnienia.
- Zaskakująco mówiłeś z sensem i to czasami większym niż zazwyczaj. Trochę mi nawet zaimponowałeś – nie miałem pojęcia, o czym ona mówi. Nie miałem zamiaru jednak teraz tego roztrząsać. Najważniejsze, że udało mi się zażegnać kryzys między nami.
- Będę się zbierał. I tak poświęcałaś mi, zbyt dużo czasu. Mam tylko nadzieję, że miedzy nami wszystko w porządku - próbuję się ostatecznie upewnić.
- Powiedzmy, że tak. Jednak na razie, będziesz u mnie na cenzurowanym - informuje mnie z powagą. Widocznie tym razem nie żartowała.
- Może więc, dasz się gdzieś zaprosić w ramach przeprosin? Powiedzmy jutro? - przypominając sobie jedną z naszych rozmów. Nagle wpada mi do głowy, pewien dość szalony pomysł. 
- Z chęcią bym się zgodziła, ale nie mogę. Wiesz, że nie mogę, nie otworzyć restauracji. Dla mnie liczą się każde, choćby najmniejsze pieniądze.
- Ale moglibyśmy spotkać się przed południem. To nie potrwałoby długo. Otworzyłabyś ją maksymalnie, dwie godziny później. Zgódź się, obiecuję że nie pożałujesz - liczyłem, że się zgodzi. Naprawdę chciałem, aby nasze relacje wróciły do normalności. A nasza mała wyprawa, mogła mi w tym pomóc. 
- Zastanowię się. Dam ci znać wieczorem. Na razie - żegna się ze mną. Bez udzielenia jednoznacznej odpowiedzi.





W niedzielny poranek, czując się zdecydowanie lepiej niż wczoraj. Parkuję przed restauracją Sophie. Widząc, że już na mnie czeka z wyraźnym zniecierpliwieniem. Ogromnie się cieszyłem, że jednak się zgodziła przyjąć moje zaproszenie. 
- Spóźniłeś się. Powiesz mi, gdzie się wybieramy? I dlaczego kazałeś mi się ubrać ciepło i wygodnie? - próbuje ze mnie wyciągnąć jakieś szczegóły. Ale ja nie miałem zamiaru, niczego jej zdradzać.
- To niespodzianka. Poza tym kazałem ci się ciepło ubrać, abyś się nie przeziębiła. Dziś jest dosyć chłodno - odpowiadam ze spokojem. Skręcając w stronę drogi, prowadzącej w stronę wyjazdu z miasta.
- Opuszczamy Asker? Halvor, co ty znowu wymyśliłeś? - widzę, jak zaczyna się denerwować. Czym wzbudza u mnie wyłącznie rozbawienie. Doskonale wiedziałem, że nie znosiła czegoś nie wiedzieć. 
- Spokojnie, to nie daleko. Uspokój się i zwyczajnie spróbuj zrelaksować. Widzę, że zupełnie nie potrafisz, spędzać wolnego czasu – posyła mi groźne spojrzenie, słysząc ten drobny komentarz. Po czym, reszta drogi upływa nam w ciszy i spokoju.





- Jesteśmy na miejscu - mówię, parkując. Po czym Sophie opuszcza samochód. Przyglądając się z ogromnym zaskoczeniem i niedowierzaniem miejscu, do którego postanowiłem ją zabrać. Cieszyłem się, że przynajmniej raz udało mi się ją czymś zaintrygować. 





💓💓💓💓💓💓💓💓





Wysiadam zaskoczona z samochodu. Spoglądając na majestatyczną i przerażającą mnie swoją wielkością i wysokością skocznię, położoną w jednej z północnej dzielnic Oslo.
Jej widok, jak zawsze robił na mnie porażające wrażenie. Zwłaszcza podczas tak niezwykle słonecznego i bezchmurnego dnia, jak dzisiejszy. Kiedy skocznia wydawała się sięgać nieba i być czymś wyjątkowo odległym i niemożliwym do zdobycia dla przeciętnego człowieka.
Nie miałam pojęcia, jak można było znaleźć w ogóle wewnątrz siebie odwagę, aby usiąść na prawie samym jej szczycie na czymś zwącym się belką startową, a co dopiero wzbić się w powietrze i oddać przekraczający setne wartości metrów skok. Nie mieściło mi się to zwyczajnie w głowie. To tylko dodatkowo podkreślało, że zdecydowanie zadawałam się z szalonym człowiekiem, skoro nie miał on z tym nawet najmniejszego problemu. Uważając to za coś codziennego i traktującego, jak zwykłe często monotonne czynności dnia powszedniego. 





- Wytłumaczysz mi powód naszego pobytu w tym miejscu? Może i nie interesuję się za bardzo sportem, ale zapewniam cię, że kilkukrotnie już widziałam tę skocznię. Zwłaszcza, że wcale nie znajduje się ona przesadnie daleko ode mnie. Nie jestem, aż takim ignorantem. Dlatego możemy już wracać - gdy przejmowałam jego zaproszenie, nie spodziewałam się, że będzie dotyczyło akurat tego miejsca. Ta perspektywa, wcale mi się nie podobała. Nie widziałam, niczego sensownego w jego pomyśle.
- Skoro kojarzysz to miejsce. To na pewno wiesz również, że jest równocześnie najlepszym punktem widokowym na panoramę Oslo i właśnie tam dziś zmierzamy - słysząc słowa Halvora, po prostu zamieram. Nie mając pojęcia, co on wyprawia.
- Żartujesz sobie ze mnie? Nie ma mowy. Za nic tam nie wejdę. Dobrze wiesz, że mam cholerny lęk wysokości - patrzę na niego z gniewem. Myśląc, że postanowił sobie ze mnie zakpić.
- Właśnie dlatego wybrałem to miejsce. Chcę pomóc ci, stopniowo go przełamywać. Wierzę, że to możliwe. Skoro mój kolega z drużyny mógł zostać skoczkiem narciarskim, mając tą samą przypadłość, co ty. To wszystko jest możliwe - odpowiada mi z delikatnym uśmiechem. Do reszty zaskakując. W życiu nie podejrzewałabym go o takie zaangażowanie w coś, co dotyczyło moich problemów.
- Dziękuję za dobre chęci, ale nie. Nie raz już próbowałam z tym walczyć, ale nic z tego. Strach jest silniejszy ode mnie - tłumaczę mu spokojnie. Przypominając sobie wielokrotne próby rodziców z oswojeniem mnie z wysokościami, a także złość Niklasa, gdy odmawiałam mu wspólnych wypraw na wspinaczki górskie, które były jego ogromną pasją. On nie potrafił, zrozumieć mojego lęku. Zarzucając mi, że to tylko marna wymówka i brak dobrej woli z mojej strony.
- Dlatego najlepszym sposobem na pokonanie strachu. Jest zmierzenie się z nim. Sophie, zaufaj mi. Będę cały czas przy tobie. W każdej chwili, będziemy mogli zawrócić. Obiecuję, że nic złego ci się nie stanie. Proszę cię, chociaż spróbujmy - słysząc jego zachęty, zaczynam rozważać w głowie tą propozycję. Zawsze w końcu chciałam sprawdzić, jak to jest podziwiać widoki ze znacznej wysokości. Zachwycać się nimi i spojrzeć na wszystko z innej, dotąd nieznanej mi perspektywy.
- Zgoda, spróbujmy. Ale pod warunkiem, że nie odstąpisz mnie, ani na sekundę. Choćbyś w środku spotkał samą Miss Świata - Halvor zaczyna jedynie się śmiać na mój uszczypliwy komentarz, zapewne zadowolony z tego, że udało się mu mnie przekonać.
- Przysięgam, że dziś liczysz się tylko ty i nikt inny. Nawet potencjalna Miss Świata. Idziemy? - kiwam głową. Po czym spokojnym krokiem, udajemy się w stronę wejścia na skocznię.






Gdy szklane, przesuwane drzwi się za nami zamykają. Biorę głęboki wdech, rozglądając się po dość nowoczesnym i przyjemnym dla oka wnętrzu skoczni. Uświadamiając sobie dopiero teraz, w co najlepszego się wpakowałam. Zamierzałam zmierzyć się ze swoim lękiem, właściwie bez żadnego przygotowania. To było po prostu istne szaleństwo.





Mijające nas osoby, które wyglądały na wyjątkowo zadowolone i podekscytowane. Cieszyły się dużo bardziej z przebywania w tym miejscu ode mnie. Zapewne uznając je, jako świetną atrakcję, a nie spełnienie najgorszych koszmarów.
- Może jednak wybierzmy się do muzeum albo obejrzyjmy sklep z pamiątkami? To na pewno, bardzo interesujące miejsca. Może ty znasz je na pamięć, ale ja chętnie przyjrzę się im bliżej - zaczynam tchórzyć. Czytając równocześnie tablicę informacyjną, ułatwiającą mi znalezienie na szybko jakiejś wymówki.
- Tam wybierzemy się kiedy indziej. Osobiście mogę cię nawet po nich oprowadzić. Jednak dziś mamy inne plany. Nie rezygnuj teraz, kiedy jesteśmy w połowie drogi - Halvor świetnie odczytuje moje zdenerwowanie. Próbując powstrzymać mnie przed rezygnacją, której byłam coraz bliższa. Nigdy nie należałam do odważnych osób, a zwłaszcza w kwestii pokonywania swoich słabości. Chyba jedynie obecność chłopaka i jego dziwnie przesadna wiara we mnie i to, że będę potrafiła przezwyciężyć własne lęki, powstrzymują mnie przed poddaniem się.






W oczekiwaniu na windę, która ma zabrać nas na sam szczyt skoczni. Stanowiący podobno, zapierający dech w piersiach punkt widokowy. Mój strach zaczyna wyłącznie przybierać na sile. Czuję, że zaczynam cała drżeć, a oddech znacząco mi przyśpiesza. Pojawiają się także, lekkie zawroty głowy. Doskonale znałam te objawy, które nie zwiastowały powodzenia planu Halvora.
Gdy tylko wiedziałam że muszę znaleźć się na jakimś znacząco wysokim piętrze. Za każdym razem, powtarzał się u mnie ten sam schemat, prowadzący do utraty kontroli nad własnymi reakcjami organizmu.







- Weź głęboki wdech i pomyśl o czymś przyjemnym. O czymś, co cię uspokaja i dzięki czemu, czujesz się bezpieczna - kojący szept mojego towarzysza, dociera do mnie w momencie, gdy drzwi windy się przed nami otwierają. Wpatruję się w jej puste wnętrze, przepuszczając do niej niewielką grupkę osób. Wiedząc, że gdy do niej wsiądę, nie będzie już odwrotu.
- Jesteś gotowa? Jeśli jednak czujesz, że to dla ciebie za dużo. Możemy spróbować innym razem. Nie chcę cię do niczego zmuszać - widząc moje wahanie, Halvor nie ma zamiaru na mnie naciskać. Będąc przy tym w pełni wyrozumiałym. Jakby doskonale rozumiał z czym się zmagam. W przeciwieństwie do moich fałszywych znajomych. Dla których w przeszłości w takiej sytuacji, stawałam się obiektem kpin i głupich żartów.
- Po prostu to zróbmy. W końcu raz się żyje. Najwyżej się przed wszystkimi ośmieszę, dostając ataku paniki - w przypływie odwagi wchodzę do środka. Opierając się o ścianę windy. Zamykam oczy, starając się pójść za wskazówkami Halvora i wyobrazić sobie, że znajduję się w swoim mieszkaniu, podczas jednego z naszych licznych spotkań. Które zawsze napawały mnie spokojem i w jakiś niewytłumaczalny sposób odprężały.





Jednak w momencie, gdy czuję, że winda ruszyła i zaczyna poruszać się w coraz szybszym tempie do góry. Całe moje opanowanie znika. Odruchowo łapię Halvora za rękę, mocno ją ściskając. Jakby od tego zależało moje dalsze życie.
Następne sekundy, trwają dla mnie wieczność. Staram się nie myśleć o tym, że znajduję się na coraz wyższej wysokości. Na jakiej od niepamiętnych lat, nie bywałam. Recytując w pamięci składniki do najbardziej złożonych i skomplikowanych potraw, co odciąga skutecznie moje myśli od rzeczywistości.






- Jesteśmy na miejscu. Teraz przed nami najtrudniejsza część. Ale na pewno, świetnie sobie poradzisz. Tak, jak dotychczas - otwieram oczy, orientując się że zostaliśmy tylko we dwoje. Reszta podróżujących z nami osób, zdążyła już dawno wysiąść. Z oddali słyszałam ich rozentuzjazmowane głosy i zachwyty nad podziwianym przez nich widokiem.
Wciąż ściskając mocno dłoń Halvora. Której nie miałam zamiaru, ani na chwilę puścić. Stawiam kilka niepewnych kroków na zewnątrz. Opuszczając ostatnie bezpieczne miejsce, łączące mnie z wnętrzem budynku.
Czując, jak wiatr rozwiewa mi włosy na wszystkie strony. Dostrzegam jakieś niewyraźne kontury krajobrazu. Rozpościerającego się przede mną. W sekundę ogarnia mnie przez to ogromna panika.
- Przepraszam, ale nie dam rady. Wracajmy - odwracam się za się za siebie, orientując że winda zdążyła, zacząć zjeżdżać na dół. Przez co, mimowolnie zaczynam się trząść ze strachu. Wiedząc, że pojawi się tutaj ponownie najwcześniej za pół godziny. Przynajmniej tak wyczytałam z tablicy informacyjnej.
- Sophie, jesteś już tak blisko. Zostało ci tylko kilka kroków. Zróbmy je razem - ściska delikatnie moje ramiona. Zachęcając do przejścia tych kilku metrów, dzielących mnie od porządnie zabezpieczonej krawędzi. Na co, kręcę przecząco głową.
- Nie mogę. Zbyt mocno się boję - patrzę z zazdrością na inne osoby. Nie muszące zmagać się z takimi ograniczeniami, jak ja. Byłam taka żałosna.





- Zrobimy więc inaczej. Zamknij oczy i złap mnie za ręce. Poprowadzę cię. Wtedy będzie ci łatwiej - przystaję na jego propozycję. Nie chcąc go rozczarować. Wykazał się i tak sporą cierpliwością wobec mnie, podczas pokonanej przez nas drogi prowadzącej tutaj. Zamykam więc oczy, wyciągając w jego kierunku dłonie. Zdając się całkowicie na niego. Na oślep, ale uważnie asekurowana. Pokonuję kilkanaście kroków w przód. Docierając do celu. Nadal jednak nie mam odwagi, zdobyć się na otwarcie oczu.





- Sophie, udało ci się. Popatrz, jak tu jest pięknie - podnoszę swoje powieki. Opierając się mocno o metalową barierkę. Oddycham głęboko, spychając wewnątrz siebie poczucie dyskomfortu, czy paraliżującego strachu. Które nadal czaiły się w mojej głowie. Podziwiam cudowny widok, rozpościerający się z każdej strony. Wszystkich budynków, lasów, czy jezior. Właściwie wszystkiego, co składa się na stolicę państwa i jej najbliższe okolice.
W całym swoim życiu, nie miałam okazji podziwiać tak rozległego i pięknego krajobrazu i to z takiej wspaniałej perspektywy.





- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu stoję i mam okazję nareszcie dostrzec to, co było dotychczas dla mnie wyłącznie marzeniem. Naprawdę tego dokonałam. To wszystko, dzięki tobie. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się, podziękować ci za to - w przypływie ogromnego poczucia radości. Kompletnie się zapominam i przytulam mocno do Halvora. Ciesząc niczym małą dziewczynka, której spełniło się największe marzenie.
- Nie masz, za co mi dziękować. Sama tego dokonałaś. Ja tylko byłem przez cały czas obok - odwzajemnia mój uścisk. Deprecjonując swoje zasługi.
- Ale, gdyby nie ty. W życiu bym się na to nie odważyła. I nie doświadczyła tak niesamowitego uczucia - ponownie z szerokim uśmiechem. Zaczynam podziwiać oszałamiające mnie widoki. Odnajdując, coraz to nowsze szczegóły.
- To dopiero początek. Teraz ci już nie odpuszczę. Skoro udało ci się dokonać przełomowego postępu. Musimy pójść za ciosem. Zobaczysz, że trochę pracy i za jakiś czas, uda ci się oswoić ze swoimi lękami - powoli sama zaczynałam wierzyć, że może mi się to naprawdę udać.






- Czy teraz mogę liczyć na to, że mój ostatni występek zostanie wybaczony i zapomniany? - słyszę ciche pytanie, przerywające ciszę jaka między nami zapanowała.
- Niech będzie, że udało ci się zrehabilitować. Mam jednak nadzieję, że taka sytuacja się więcej nie powtórzy - nie chciałabym doświadczyć czegoś podobnego, jak podczas sytuacji z Vibeke.
- Obiecuję, że już nigdy więcej, nie narażę naszego planu na niepowodzenie - kompletnie niespodziewanie Halvor obejmuje mnie w talii, przyciągając bliżej do siebie. Choć wiedziałam, że to nie do końca właściwe. Poddaję się temu przyjemnemu odczuciu. Przez następne minuty, trwamy w swoich objęciach. Wspólnie zachwycając się urokami natury. Ciesząc się po prostu, tą wspólnie dzieloną przez nas chwilą.





- Liczę, że w marcu. Znowu postanowisz odwiedzić to miejsce. Ale trochę w innym celu. Już nawet sobie to wyobrażam. Usiądziesz, gdzieś tam z norweską flagą, dopingując mnie do uzyskania, jak najlepszych wyników - wskazuje na kompletnie puste trybuny.
- Zapomnij. W życiu nie będę wiwatować na twoją cześć. Wymachując przy tym flagą - oburzam się żartobliwie. Zwyczajnie się z nim drocząc. W rzeczywistości nie mając nie przeciwko, pojawieniu się w niedalekiej przyszłości ma tych zawodach. Jeśli tylko, będzie mi to dane.
- To się, jeszcze okaże. Pora chyba wracać. Inaczej znowu mi się oberwie, że przeze mnie, nie możesz otworzyć na czas restauracji - orientuję się, że rzeczywiście dochodziło wczesne popołudnie. Które było najwyższą porą na rozpoczęcie działalności, mojego ukochanego miejsca.
- Masz rację. Chodźmy - z wielkim żalem, odchodzę z zajmowanego przez nas od dłuższego czasu punktu.






- Jeszcze raz dziękuję za ten cudownie spędzony czas. Dawno już nie doświadczyłam, aż takich przeżyć - uśmiecham się do niego z wdzięcznością.
- Zapewniam cię, że ze mną, nigdy nie będziesz się nudzić. Ja zawsze dostarczam, niezapomnianych przeżyć - mruga do mnie.
- Jak zawsze skromny. Ciebie jednak, nie warto chwalić. Widzimy się jutro? - pytam. Chcąc się upewnić.
- Oczywiście, jeśli tylko nasze spotkania są nadal aktualne - nawiązuje do moich słów, wypowiedzianych podczas naszej sprzeczki.
- Gdyby nie były, nie zadałabym tego pytania. W takim razie do jutra - pod wpływem magii tego dnia. Przełamuję się w kolejnej kwestii i całuję go delikatnie w policzek na pożegnanie. Następnie szybko wysiadając, nie dając mu żadnej szansy, ani na jakąś reakcję, ani komentarz.





W świetnym nastroju, podążam w kierunku restauracji. Z zamiarem przygotowania się do jej otwarcia. Niestety mój dobry humor znika, gdy przed samym wejściem. Dostrzegam świetnie znaną mi dziewczynę, uważającą się kiedyś za moją najlepszą przyjaciółkę. Mimo sporego upływu czasu od naszego ostatniego spotkania. Inge właściwie się nie zmieniła. Nie rozumiałam tylko, dlaczego postanowiła złożyć mi tą niezapowiedzianą i w moim mniemaniu, zupełnie niepotrzebną wizytę. Od dnia, gdy jej romans z Niklasem wyszedł na jaw. Nie miałyśmy o czym ze sobą rozmawiać.






- Cześć, Sophie. Mogłabyś poświęcić mi chwilę czasu? - posyła w moją stronę niepewny uśmiech. Który zupełnie ignoruję.
- Skoro muszę. Proszę, wejdź - otwieram drzwi, przepuszczając ją. Mogłam przewidzieć, że coś albo ktoś zepsuje mi ten udany dzień. To byłoby w końcu, zbyt piękne, aby trwał w takiej pozytywnej formule do końca.



6 komentarzy:

  1. Napiszę to...XD zdążyłam się już przyzwyczaić do tych zakończeń hahaha i jestem świadoma, że czytając rozdział muszę się tego spodziewać, ale nie zmienia to mojej irytacji hahah teraz np zastanawiam się o czym będzie ta rozmowa z dawna przyjaciółka 🤔 mam nadzieję że Sophie jej wszystko wygranie i to tak ostro!
    Halvor usnął u Sophie 😍 Ale słodko, lepiej być nie mogło, bo jeszcze wcześniej była szczera rozmowa. No kurczę gość zamienia się w ideał 😊 jeszcze zabrał Sophie na taka wycieczkę, no błagam, która by tak nie chciała? Ja w głowie piszczalam z radości, kiedy się przytulili. Wszystko zaczyna iść w dobrym kierunku. Oboje już siebie znają i dzięki temu Halvor pomógł przezwyciężyć największy strach Sophie. To było coś 😀 i przysięgam, że prawie się posikałam jak powiedział że dziewczyna będzie mu kibicowała z flagą w ręce XD strasznie chciałabym żeby tak było...hehe już nawet zaczęłam to sobie wyobrażać 😆
    A Sophie? Jakie ona ma dobre serce. Wysłuchała Halvora chociaż ją zranił i kocem przykryłam i śniadanie zrobiła. Faktycznie jest aniołem 😇 Podziwiam ją i strasznie się cieszę, że przezwyciezyla lek wysokości. Może jeszcze nie w stu procentach, ale małymi kroczkami do celu. Miejmy nadzieję, że Halvor pomoże jej tak jak ona pomaga jemu 😎 aha, ale mimo wszystko chciałabym żeby stosunku do jej gościa, który na nią czekał była jednak diabłem 😈 dalej Sophie pojedź ją!
    Pozdrawiam,
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, gdy zabieram się za pisanie komentarza na tym blogu, mam pustkę w głowie. Może dlatego, że to kwestia emocji, które dostarczasz?
    Zacznę może od Halvora, który znów odzyskał moją sympatię. Naprawdę zaczyna się zmieniać i to zdecydowanie na plus. Przede wszystkim chyba w końcu zrozumiał, że imprezy tak naprawdę nie są dla niego, że to go nie bawi. Może nie powiedział sobie tego wprost, ale czuję, że jego poprzedni tryb życia wynikał z krzywd, które wyrządziła mu była dziewczyna.
    Ale teraz się zmienia. I Sophie też to widzi. Zaczyna dostrzegać w skoczku normalnego, porządnego chłopaka, który po prostu trochę się pogubił w życiu. A ona może pomóc mu się odnaleźć.
    Pomysł z wypadem na skocznie genialny. Skoro Sophie pomaga Halvorowi, to dlaczego on nie miałby pomóc jej? Dzięki niemu, dziewczynie udało się przynajmniej częściowo pokonać swój lęk, a to się ceni.
    Dodatkowo Sophie zaufała Halvorowi i mam wrażenie, że gdyby był przy niej ktoś inny, to nie zdzierżyłaby tego wyjazdu tak łatwo. A tak, to przynajmniej podświadomie przekonała się, że chłopakowi zawsze może ufać.
    No i oczywiście na koniec znów pozostawiłaś nas w niepewności. Przyznam, że nie mam pojęcia, czego może chcieć od Sophie, Inge. Chce przeprosić? Chyba nie rozumie powagi swojego czynu. Po tym co zrobiła, nie powinna nawet myśleć o tym, by pokazywać się byłej przyjaciółce na oczy.
    Przyznam, że strasznie ciekawi mnie, jak to dalej rozwiążesz. Dlatego dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również czuję dumę z powodu przeprosin Halvora. Szkoda tylko, że pokazał ludzką twarz pod wpływem procentów :P I nic nie pamięta! Ale przynajmniej wiemy, że gdzieś w środku drzemie wrażliwa dusza ;) Oczywiście Sophie ma zbyt dobre serce, aby go odrzucić. Nie po tych słowach! W jakimś stopniu na pewno jej zależy na chłopaku i jest kimś więcej niż "partnerem w interesach". Oh Boże, żeby tylko wiedziała, co chłopak sobie pomyślał, gdy zobaczył ją w "piżamce" ;D
    Pomysł z odkupieniem win ... cudowny! W końcu skocznia w Oslo jest wręcz magiczna, a i widok z niej na żywo nie lepszy. Ja, jako osoba mająca lęk wysokości, zgadzam się z tym, że trzeba go pokonywać. Ile to razy miałam nogi jak z waty i czułam lekką panikę, ale .... zawsze sobie powtarzałam, że jeśli tego nie zrobię, to będę żałować. Dlatego duży plus dla Sophie, ale jeszcze większy dla Halvora za cierpliwość. Nie śmiał się z niej, a jedynie prowadził krok po kroku :) Dzięki temu Sophie pokonała swój lęk i mogła doświadczyć tego wszystkiego. Jestem ciekawa jakie są jej inne "lęki", które Halvor będzie chciał pomóc jej pokonać ;)
    Końcówka jak zawsze wzbudziła we mnie wielką ciekawość! Nagłe pojawienie się Inge na pewno ma drugie dno ... podejrzewam, że będzie to rozmowa o Niklasie. Dziewczyna musiała mieć ważny powód, aby w ogóle się pojawić.
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to bym chyba zawału dostała, jakby o tej godzinie obudziłoby mnie tak intensywne łomotanie w drzwi :D Także brawa dla Sophie, że je otworzyła! Koniec końców okazało się, że to tylko Halvor... Skruszony Halvor ^^ Och, jak on mi zaimponował tymi przeprosinami i szczerymi słowami płynącymi prosto z serca, naprawdę! I mimo, że po ostatnim rozdziale byłam na niego trochę zła, tak teraz... Odkupił winy ^^ Mimo, że nie do końca pamiętał na drugi dzień, co dokładnie mówił haha :D Ach, ten kac... Ale Sophie o niego porządnie zadbała :)
    "Przy tobie staję się lepszy i to nie dlatego, że tak wypada, czy na pokaz przed innymi. Po prostu tego chcę, bo uważam to za słuszne." - zakochałam się w tym fragmencie! <3 Oj widać, że dziewczyna z dnia na dzień staje się dla niego coraz ważniejsza i widać, że już nawet nie przeszkadza mu to, że chce zmienić jego nawyki i zachowanie. I dobrze! :D
    Zresztą, Sophie też darzy go coraz cieplejszym uczuciem :) I nie jest to możliwe, żeby zostali tylko "partnerami w interesach" :D Och, gdyby ona wiedziała, co on tam sobie myśli haha :D
    I, o Boże, jak on mi znów zaimponował tym, że przywiózł Sophie w tak piękne miejsce! Niewątpliwie podziwianie widoków i krajobrazów ze szczytu Holmenkollen zapiera dech w piersiach! Dzięki temu i przede wszystkim dzięki Halvorowi Sophie zrobiła pierwszy krok do tego, aby pozbyć się lęku wysokości. Wierzę, że początkowo miała duże obawy i bała się, ale przezwyciężyła to :) I super, że Halvor nie rzucał w jej stronę żadnych uszczypliwych komentarzy! :D Tak... Ciekawe, w jaki sposób pokona jej inne lęki :D ^^
    Ech, Sophie to nie ma łatwo... Najpierw niespodziewana wizyta Niklasa, teraz Inge... Ciekawe, czego dziewczyna od niej chce? Kończ dalej w takich momentach, kończ haha :D
    Życzę dużo weny i pozdrawiam ;*
    I przy okazji zapraszam do siebie na piąty rozdział - http://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam serdecznie na szósty rozdział na http://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ ;*

      Usuń
  5. Ja tak sobie myślę, może my poszukamy się nawzajem ? Spotkamy się w połowie drogi czy coś?😂
    Ja Halvora kocham z każdym rozdziałem coraz bardziej. Ostatnio trochę zawalił, ale dziś znowu zdobył moje serce. On , gdy niczego nie udaje jest taki kochany i uroczy.
    Kocham go za te przeprosiny . Za to jaki był szczery.
    I za to jak zasnął w jej łóżku 😉
    A Sophie chyba sama zaczyna zdawać sobie sprawę z tego że to coś więcej niż tylko układ. Choć usilnie stara się przed tym bronić.
    I zrobiła mu śniadanie😍 Oni obydwaj są cudowni.
    Oj jak ja bym chciała żeby mnie ktoś zabrał na skocznie w Oslo😉
    No znowu muszę to napisać. Halvor jest przeuroczy.
    Wpadł na super pomysł. I strasznie się cieszę że Sophie nie zrezygnowała i pokonała swoje lęki . Z pomocą chłopaka. Krok po kroku jej się udało. To że mu zaufala tylko świadczy o tym że jej zwyczajnie na nim zależy i jest to coś więcej .
    Koniec jak to koniec. Znowu musiałaś to zrobić. Ja już po prostu nie mam do Ciebie siły 😉
    Najwyższy czas chyba się do tego przyzwyczaić 😂
    Jestem cholernie ciekawa po ci zjawiła się Inge? Domyślam się że chodzi tutaj o Niklasa.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Ja dziś już powracam do zasięgu więc w końcu będę bez opóźnień 😉
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń