piątek, 14 września 2018

Rozdział 13


Spoglądając od dłuższego już czasu na Sophie, cieszącą się niczym mała dziewczynka z powodu padającego śniegu. Z wydawać by się mogło. Takiej niewielkiej błahostki, która dla większości znanych mi osób, byłaby czymś niezauważalnym albo zupełnie obojętnym. Nie mogę powstrzymać uśmiechu, wpływającego mi na usta. Po raz kolejny uświadamiam sobie, że mam do czynienia z kimś wyjątkowym i niepowtarzalnym. Kimś, kto nieustannie mnie zaskakiwał i powodował u mnie, coraz cieplejsze uczucia. O jakie, nigdy bym się nie podejrzewał. Zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy stałem się zupełnie obojętny na otaczającą mnie rzeczywistość. Skupiony wyłącznie na sobie i własnych egoistycznych potrzebach.





Choć na początku naszej znajomości, wydawało się to kompletnym absurdem. Teraz już nie wyobrażałem sobie, że z dnia na dzień mógłbym o niej zapomnieć. Przestać się z nią widywać i udawać, że ktoś taki, jak stojąca obok mnie dziewczyna nigdy nie istniał. To było zwyczajnie niemożliwe, co niekiedy wywoływało u mnie poczucie sporego rozdarcia. W końcu obiecałem samemu sobie, że po doświadczeniach z Astrid. Nigdy już nie zaangażuję się w żadną bliższą relację. Mogącą przynieść mi jedynie ból i rozczarowanie. Z drugiej jednak strony Sophie krok po kroku, często nawet nieświadomie, przełamywała kolejne moje bariery. Pełne uprzedzeń i niechęci do ponownego zaufania jakiejkolwiek dziewczynie. Przy niej po prostu, czułem się inaczej. Na nowo odzyskiwałem wiarę, że ludzie potrafią być szczerzy w swoich uczuciach i gotowi bezinteresownie poświęcać czas drugiej osobie.





Pod wpływem trwającej chwili, przyciągam ją do siebie. Wpatrując wprost w jej pełne ufności i życzliwości oczy. Wyraźnie czekała na dalszy rozwój sytuacji. Zaintrygowana moimi niespodziewanymi poczynaniami. Przez co, tysiące przeciwstawnych myśli, przelatywało mi przez głowę. Wywołując zupełny chaos i popychając do czegoś, co nie miało prawa się nigdy między nami wydarzyć.





Jednak, gdy znajdowałem się w tak bliskiej odległości od Sophie. Nie potrafiłem dłużej, powstrzymywać ogromnej chęci zaznania smaku jej ust, która towarzyszyła mi już od dłuższego czasu. Narastając do coraz większych rozmiarów. Wystawiając tym samym, moją samokontrolę na poważny sprawdzian. Który stopniowo, zaczynałem po prostu oblewać.
Po raz kolejny w ciągu ostatnich dni, walczę sam ze sobą odnosząc ostatecznie porażkę. Doprowadzającą mnie nieubłaganie do zguby. Ulegam nie dającej mi spokoju pokusie, zaznania czegoś nowego. Czegoś, co miało pozostać jedynie nierealnym wyobrażeniem.
Niewiele więc myśląc, łącze ze sobą nasze usta w pełnym zaskakującej namiętności pocałunku, tracąc zupełnie zdolność racjonalnego myślenia.






W momencie, gdy jej miękkie wargi stykają się z moimi. Wprost idealnie do siebie pasując. Mam wrażenie, że to zwykły sen, z którego za chwilę się obudzę.
Dlatego pragnąc wykorzystać każdą trwającą sekundę. Kładę swoje dłonie na jej talii. Czując, jak zalewa mnie olbrzymia fala pożądania, jakiej już od dawna nie doświadczyłem wobec żadnej dziewczyny. Pragnąłem Sophie całym sobą. Zaznania jej bliskości i poznania każdego fragmentu jej idealnego ciała.





Choć doskonale widziałem, że popełniam ogromny błąd i narażam się na poważne skomplikowanie naszych relacji i inne nieprzewidziane konsekwencje. Nie zaprzestaję naszego, coraz bardziej zachłannego pocałunku. Który, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu Sophie odwzajemnia z pełnym zaangażowaniem i oddaniem. Przybliżając się do mnie, jeszcze bardziej. Jakby ta praktycznie niedostrzegalna odległość między nami, nadal jej przeszkadzała. Zachęca mnie tym samym do dalszego kontynuowania tego ogromnego momentu słabości między nami. Gdzie zdrowy rozsądek, został przysłonięty namiętnością i pragnieniem doznania czułości drugiej osoby. Której obydwoje od dawna rozpaczliwie potrzebowaliśmy.
Byłem przekonany, że nie tylko ja mam ogromną ochotę na zdecydowanie więcej niż tylko pocałunki. One zwyczajnie były niewystarczające, podczas próby poradzenia sobie przez nas z nagromadzonymi w ostatnim czasie emocjami. Których nadal do końca nie rozumiałem. Starając je w sobie od długiego już czasu tłumić.





Kieruję się w stronę kanapy, pociągając za sobą Sophie. Po drodze nie zaprzestając swoich delikatnych pocałunków, którymi obdarzam aksamitną szyję dziewczyny. Wywołując tym u niej ciche westchnienia przyjemności. Pobudzające jeszcze mocniej moje ukryte do tej pory pragnienia.





Niemal do szaleństwa doprowadzały mnie jej dłonie, zgrabnie wsuwające się pod moją koszulkę i nieśmiało błądzące po ciele. Choć wszystkie jej gesty były pełne zaangażowania i pasji. Nie można im było również odmówić delikatności. Jaka mogła iść w parze wyłącznie z Sophie. Żadna inna nie potrafiła oddziaływać na mnie w taki sposób, jak ta na pierwszy rzut oka niepozorna i wyglądająca zupełnie zwyczajnie drobna brunetka.






Gdy moja koszulka ląduje w końcu na podłodze. Zaczynam zabierać się z niecierpliwością za odpinanie wyjątkowo małych guzików od błękitnej koszuli dziewczyny. Coraz bardziej zniecierpliwiony i niezadowolony z ich sporej ilości. Ostatkiem opanowania, powstrzymuję się przed rozerwaniem tego aktualnie zupełnie zbędnego kawałka materiału. Obdarzając lekkimi, ledwo wyczuwalnymi muśnięciami dekolt brunetki.





Będąc niemal w połowie osiągnięcia swojego celu. W brutalny sposób, przychodzi do mnie otrzeźwienie. Uświadamiam sobie, że dziewczyna leżącą pode mną to nie jakaś pierwsza lepsza, o której o poranku zapomnę. Nigdy więcej już jej nie spotykając. Tylko, że jest to Sophie. Ta sama, która pomogła mi zawrócić z drogi prowadzącej na samo dno. Zawsze gotowa mi we wszystkim pomóc. Cholernie wrażliwa Sophie, którą można było bardzo łatwo zranić. O czym już nie raz się przekonałem. Sophie, która po prostu była nie dla mnie. Ona zasługiwała na o wiele więcej niż kiedykolwiek mogłaby ode mnie otrzymać. Dlatego nie mogłem perfidnie wykorzystać jej potrzeby zaznania bliskości drugiego człowieka w tym trudnym dla niej czasie. Kiedy to była zagubiona, przez co nie kontrolowała do końca swoich reakcji.
Byłem pewien, że gdyby nie jej ostanie problemy i kompletne zamieszanie w życiu. Za nic nie odwzajemniłaby tego pocałunku, a już na pewno nie pozwoliłaby, aby to wszystko zaszło tak daleko. Nie mogłem więc dopuścić do tego, aby po fakcie i chęci zeznania chwili odskoczni. Zaczęła czegokolwiek żałować. Nie chciałem być powodem jej kolejnych wyrzutów sumienia i przysporzyć niepotrzebnego cierpienia oraz rozczarowania.






- Przepraszam. Kompletnie mnie poniosło. Nie wiem, co mnie napadło - odsuwam się od niej w pośpiechu, niczym poparzony. Podnoszę z ziemi swoją koszulkę i zakładam ją na siebie. Niszcząc do reszty, panującą między nami atmosferę. Uważałem jednak, że to najlepsze, co mogłem w tej chwili zrobić. Nieprzerwanie tego praktycznie w ostatnim dogodnym do tego momencie, mogłoby wszystko między nami zniszczyć. A najbardziej na świecie, nie chciałem jej stracić. 
Patrzę niepewnie na Sophie, zauważając że jest zupełnie zdezorientowana. W dodatku przez sekundę mam wrażenie, że na jej twarzy pojawia się spore rozczarowanie.
- Masz rację, to nie powinno było się wydarzyć. Po prostu o tym zapomnijmy. W końcu od samego początku jasno ustaliłeś granicę. Zresztą, przecież ja nawet nie jestem w twoim typie - choć stara się być obojętna. Byłem przekonany, że to tylko pozory i czuła się przeze mnie odrzucona. Mylnie odczytując powód przerwania tego szaleństwa między nami.
- Sophie, to nie o to chodzi - próbuję się tłumaczyć. Co na niewiele się zdaje. Ona już wyrobiła sobie zdanie na ten temat.
- Daj spokój. Wszystko jest jasne. Jesteśmy wyłącznie znajomymi, którzy starają się sobie pomóc. A to przed chwilą, było tylko zwykłą chwilą zapomnienia. Błędem, który się więcej nie powtórzy. Ostatnie zamieszanie źle na nas wpływa i trochę się zapomnieliśmy, to wszystko. Pójdę się położyć. Jestem zmęczona - zapina guziki od swojej koszuli na oślep. W mgnieniu oka, znikając w swoim tymczasowym pokoju.






Przeklinam cicho, wiedząc że swoją bezmyślnością wszystko popsułem. Jeszcze tylko tego brakowało, aby Sophie zaczęła mnie unikać i stronić od mojego towarzystwa. Zamykając się do reszty w sobie. Miałem być jej wsparciem i otoczyć ją opieką, tymczasem zupełnie straciłem nad sobą panowanie. Doprowadzając do czegoś takiego. Uderzam ze złością w oparcie kanapy, wściekły na samego siebie. Jakby tego było mało, złośliwa podświadomość podsuwa mi wyobrażenia tego, co mogłoby się teraz dziać, gdybym uległ swojemu pożądaniu. Zdecydowanie potrzebowałem lodowatego prysznica. Który wybije mi wszelkie głupie pomysły z głowy. 





Po raz kolejny przekręcam się na bok. Wzdychając z niezadowoleniem, gdy zauważam godzinę wskazywaną przez zegar. Nie dość, że na treningu będę zupełnie nieprzytomny. Narażając się na kolejne uwagi. To w dodatku, miałem fatalny nastrój. Który tylko jedna osoba, mogłaby mi poprawić. Aktualnie śpiąca za ścianą.
Mimo późnej pory sen, ani myślał nadejść. Dając pełne pole do popisu moim niedającym, choćby chwili wytchnienia myślą. W których nieustannie pojawiały się wydarzenia sprzed kilku godzin. Zaczynałem się zastanawiać, jak dalej będzie wyglądać moja relacja z Sophie. Czy nic się między nami nie popsuje i będziemy w stanie udawać, że nic się nie stało. Skoro ja zupełnie nie potrafiłem o tym zapomnieć. Raz po raz odtwarzając przed oczami wspomnienia jej dotyku, czy pocałunków. 





Moje rozmyślania przerywa niespodziewanie, stłumiony przez ściany krzyk przerażenia. W sekundę ogarnia mnie złe przeczucie. Wstaję więc z łóżka, wychodząc na korytarz. Gdzie jeszcze wyraźniej, słychać pełne lęku odgłosy dochodzące z pokoju Sophie.
Bez żadnego zastanowienia, wchodzę do środka. Dostrzegając, że jest ona pogrążona w wyjątkowo niespokojnym śnie. Wyglądającym na senny koszmar. Rzucała się niemal po całym łóżku, szepcząc pojedyncze nie mające większego sensu słowa.





- Sophie, obudź się. To tylko zły sen, słyszysz - podchodzę do niej, potrząsając delikatnie za jej ramiona. Próbując ją wybudzić. Na szczęście po kilku sekundach, patrzy na mnie zamglonym i rozbieganym wzrokiem.
- Co się stało? - pyta zupełnie zdezorientowana, podnosząc się do pozycji siedzącej. Przykrywając przy okazji kołdrą, niemal po samą szyję. Jak gdyby się mnie wstydziła. Wiedziałem, że to efekty tego, co się dzisiaj stało.
- Coś cię okropnie przeraziło. Pewnie śnił ci się jakiś koszmar. - tłumaczę, siadając obok. Zachowując mimo wszystko, większy niż zazwyczaj dystans. 
- Zaczynam sobie przypominać. To wszystko przez to, że żyję w nieustannym napięciu. Dziękuję za obudzenie. Nie chciałabym trwać w tym koszmarze, ani sekundę dłużej - posyła w moją stronę uśmiech wdzięczności.
- Nie ma za co. Sophie, czy między nami wszystko w porządku? Nie chciałbym, aby to, co się stało... - nie pozwala mi dokończyć. Kręcąc przecząco głową.
- Mieliśmy do tego więcej nie wracać. Potraktujemy to tak, jakby się nigdy nie wydarzyło. Tak będzie najlepiej - pewność z jaką wypowiadała te słowa, utwierdzały mnie wyłącznie w przekonaniu, że wyraźnie żałowała tego zdarzenia.
- Masz rację. Pójdę do siebie. Dobranoc - zbieram się do wyjścia. Nie chcąc jej dłużej przeszkadzać.





- Halvor, czy...? Zresztą nie ważne. Śpij dobrze - patrzę z delikatnym rozbawieniem na Sophie. Domyślając się, o co chciała poprosić. Z jakiegoś jednak względu, wstydziła się wyartykułować na głos swoją prośbę.
- Po prostu się trochę przesuń - wracam się. Chwytając za brzeg kołdry. Kładąc się bez większego zastanowienia przy niej. Spanie ze sobą, powoli zaczynało stanowić naszą rutynę. Nie miałem jednak nic przeciwko takiemu obrotowi sprawy. Miło było zasypiać i budzić się przy kimś. 
- Skąd wiedziałeś, co miałam na myśli? - zastanawia się. Wyraźnie zaskoczona moją reakcją i bezbłędnym odczytaniem jej intencji. 
- Nie wiedziałaś, że czytam ci w myślach? A tak na poważnie. Zdążyłem cię już trochę poznać i wiem, kiedy potrzebujesz kogoś przy sobie - odpowiadam, wzruszając ramionami. Nie widząc w tym nic nadzwyczajnego.
- Coraz bardziej mnie zadziwiasz. Czasami mam wrażenie, że ktoś cię podmienił. Albo, że masz brata bliźniaka i to jego poznałam, a potem się zamieniliście - wybucham głośnym śmiechem. Nie mogąc się opanować. 
- Po prostu jestem jedyny w swoim rodzaju. Ale tą pogawędkę możemy dokończyć rano. Teraz idziemy spać. Obydwojgu z nas przyda się kilka godzin snu - zarządzam. Ciesząc się, że napięta atmosfera między nami, zaczynała powoli znikać. Wszystko znowu wracało na swoje miejsce. Miałem nadzieję, że tak już pozostanie. 
- Dobranoc - bez większych oporów. Przytula się do mnie, co uznaję za dobry znak w kwestii podtrzymania naszych relacji w takiej formie, jak były dotychczas.






Głośny dzwonek do drzwi, informujący że mam niespodziewanego gościa. Wybudza mnie z wyjątkowo krótkiego, lecz przyjemnego snu. Otwieram oczy, będąc kompletnie nieprzytomny. Spoglądam na zegarek nie mając pojęcia, kto postanowił złożyć mi wizytę tak wczesnym rankiem. Delikatnie więc wyswobadzam się z wyjątkowo mocnego uścisku Sophie, starając się jej nie obudzić. Po czym idę do drzwi wejściowych, nie chcąc aby irytujący dzwonek znów dał o sobie znać.
Otwieram drzwi będąc zupełnie zaskoczony, z powodu widoku doskonale znanej mi kobiety stojącej naprzeciw mnie.
- Mamo, co ty tutaj robisz? - pytam, zdezorientowany jej odwiedzinami, które były mi bardzo nie na rękę w obecnej sytuacji. Zjawiła się w najgorszym do tego momencie. 
- Sprawdzam, czy jeszcze żyjesz. Próbuję się z tobą skontaktować od kilku dni, ale oczywiście jak zawsze, nie masz czasu dla swojej matki - przypominam sobie, że faktycznie. Miałem kilka nieodebranych połączeń od swojej rodzicielki. Ale to nie był jeszcze powód, aby robić z tego wielką aferę. 
- Miałem zamiar dziś zadzwonić. Poza tym, jak widzisz wszystko ze mną w porządku. Obiecuję, że niedługo wpadnę do domu - miałem nadzieję, że teraz odpuści i nie będzie chciała wchodzić do środka. Gdzie znajdowała się zupełnie niczego nieświadoma Sophie. 
- Synu, nie zaprosisz mnie do środka? Chyba możesz mi poświęcić kilka minut, skoro już się tutaj pofatygowałam. Naprawdę, aż tak jesteś zajęty, że nie masz czasu nawet na chwilę rozmowy? - nie mając wyjścia, przepuszczam ją w drzwiach. Modląc się, aby Sophie nie obudziła się do czasu opuszczenia mieszkania przez moją rodzicielkę. One w końcu nie tak miały się poznać.






- Halvor, kto to był? - będąc w połowie drogi do kuchni. Słyszę zaspany głos Sophie, opuszczającej pokój. Zamiera w pół kroku, dostrzegając towarzyszącą mi kobietę. W sekundę domyśla się, kim ona jest. Przez co zupełnie nie wiedziała, jak ma się zachować. Będąc nieprzygotowana na takie niespodziewane spotkanie. Nie mogłem wprost uwierzyć w naszego pecha. 
- Nie będę przeszkadzała - natrafiając na przenikliwy wzrok mojej mamy. Wycofuje się zażenowana do pokoju. Byłem przekonany, że czekają mnie spore wyjaśnienia. W końcu mama nie odpuści sobie poznania wszystkich szczegółów. 







- Nie masz mi nic do powiedzenia? Powoli zaczynałam nawet wierzyć Karoline, że naprawdę zmieniasz się na lepsze. Teraz widzę, że twoja siostra niestety bardzo się pomyliła. Po raz kolejny się na tobie bardzo zawiodłam. Znowu robisz to samo. Kiedy ty w końcu dorośniesz? - widzę, że mama siada przy stole. Kręcąc z dezaprobatą głową. Wyciągając pochopne wnioski z tego, czego była świadkiem.
- To wcale nie tak, jak myślisz. Sophie to nie jest żadna przypadkowa dziewczyna na jedną noc. Od jakiegoś już czasu, jesteśmy ze sobą w związku - zaczynam tłumaczyć. Szukając cukru do kawy. Którego, jak na złość nigdzie nie było.
- Słucham? To była twoja dziewczyna? Błagam, tylko mi nie mów, że się doigrałeś i zostanę za chwilę babcią. Bo to pewnie stąd ten związek. Innego wyjścia po prostu nie ma - z wrażenia na usłyszane słowa, upuszczam z hukiem na podłogę trzymaną przez siebie puszkę z kawą. Której zawartość rozsypuje się po całej podłodze. Nie dość, że nie miałem cukru, to teraz jeszcze kawy. Sophie się na pewno wścieknie, gdy nie będzie mogła się jej napić. 
- Mamo, co ty w ogóle wymyśliłaś? Nie zostaniesz żadną babcią. Przynajmniej nie z mojej strony. Nie planuję w najbliższej przyszłości dzieci. Mam na to ogrom czasu. Czy tak trudno zrozumieć, że zwyczajnie mogłem się zakochać? - pytam, będąc coraz bardziej zażenowany tą rozmową.
- Zakochać? Naprawdę myślisz, że jakaś dziewczyna o wątpliwej moralności. Poznana na imprezie zapewni ci szczęście? Chcesz powtórki ze związku z Astrid? - niesprawiedliwe słowa mamy, wywołują u mnie ogromny sprzeciw.
- Dlaczego wyciągasz tak pochopne wnioski o Sophie? Nie znasz jej i nie masz pojęcia, kim ona tak naprawdę jest. Ale, jak już musisz wiedzieć to nie poznaliśmy się na żadnej imprezie. Ona wcale nie jest ich zwolenniczką – w spojrzeniu mamy, pojawia się zaintrygowanie.
- Muszę przyznać, że jestem zaskoczona. Jednak to, że u ciebie nocuje po tak krótkim czasie znajomości, nadal nie najlepiej o niej świadczy – przekręcam oczami, nie mogąc tego słuchać.
- Mamo, jesteśmy dorośli! Poza tym to dwudziesty pierwszy wiek. Nie robimy niczego złego, Sophie to najbardziej porządna dziewczyna jaką poznałem. Sama się, jeszcze o tym przekonasz – bronię dziewczyny.
- Z wielką chęcią. Poproś ją tutaj. Chcę ją poznać – nie przyjmujący sprzeciwu ton głosu mojej rodzicielki. Wyraźnie mi sugerował, że mamy przechlapane.
- Może innym razem – mimo wszystko podejmuję próbę, przekonania jej do zmiany zdania.
- Bez żadnej dyskusji, Halvorze – ucina temat, nie pozostawiając mi wyboru.







Udaję się do pokoju Sophie, po którym krążyła w kółko ze zdenerwowania.
- Przepraszam, ale myślałam że to nikt ważny. Po co ja w ogóle stąd wychodziłam? Przecież to była zupełna katastrofa. Wszystko zepsułam – panikuje, niepotrzebnie się obwiniając.
- Uspokój się. Przecież nie stało się nic złego. I tak w końcu musiałabyś poznać moich rodziców. Mama prosiła, abyś do nas dołączyła – wiedziałem, że na pewno się jej to nie spodoba.





💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓






- Co takiego? Teraz? - byłam przerażona. Ten poranek zaczął się wprost koszmarnie.
- Tak. Ale nie denerwuj się. Wszystko się nam uda, musisz się tylko przestać denerwować – Halvor stara się mnie pocieszyć.
- Niby jak mam to zrobić? Co mam jej powiedzieć, gdy zacznie mnie wypytywać o szczegóły naszego związku? To się nie uda – przemawia przeze mnie pesymizm.
- Będziemy improwizować – patrzę na niego z politowaniem, nie komentując jego pomysłu.
- Muszę się najpierw ubrać. Nie poznam twojej mamy w piżamie – to wszystko zaczynało po prostu przypominać jakąś parodię.





Przez następne minuty szukam jakiś godnie prezentujących się ubrań. Przeklinając w myślach dosłownie cały świat. Ubierając się w końcu w jeden z ładniejszych moich swetrów i jasne spodnie oraz czesząc włosy w wysokiego kucyka. Postanawiam stawić czoła temu wyzwaniu, idąc do kuchni. Przeczuwając, że to spotkanie skończy się prawdziwą katastrofą.





- Przepraszam za ten wcześniejszy incydent. Bardzo miło mi panią poznać. Jestem Sophie – witam się uprzejmie ze starszą kobietą. Która jest wyraźnie wobec mnie zdystansowana.
- Miło mi cię poznać, Sophie. Proszę, usiądź obok mnie. Spokojnie sobie porozmawiamy – zanim spełniam jej prośbę. Posyłam Halvorowi błagalne spojrzenie. Doskonale jednak wiedząc, że w żaden sposób nie mógł mi pomóc.





Całą następną godzinę, która jest dla mnie wiecznością. Odpowiadamy wraz z chłopakiem na często bardzo szczegółowe pytania jego mamy. Czułam się niczym na jakimś przesłuchaniu, gdzie każda moja następna odpowiedź, coraz bardziej mnie pogrążała. Miałam wrażenie, że rodzicielka Halvora jest do mnie wyjątkowo wrogo nastawiona i czego bym nie powiedziała za każdym razem była z tego niezadowolona.
Dlatego też oddycham z ogromną ulgą, gdy się z nami żegna. Uprzednio zapraszając nas do swojego domu w przyszłym tygodniu. Już teraz byłam przerażona tą perspektywą.





- Wypadłam koszmarnie. Twoja mama nigdy mnie nie polubi – odzywam się, gdy tylko Halvor pojawia się w zasięgu mojego wzroku.
- Przesadzasz. Wcale nie było źle. Wiesz, że moja mama rzadko kiedy obdarza kogoś sympatią po pierwszym spotkaniu. Poza tym była w szoku, że rzekomo jesteśmy ze sobą razem. Ale jestem pewien, że już niedługo skradniesz jej serce. Zresztą, jak całej mojej rodziny – nie podzielałam jego entuzjazmu, ale starałam się nie popadać w skrajny pesymizm.





- Trzeba zrobić zakupy. W lodówce już niczego nie ma – mówię z niezadowoleniem, gdy próbuję przygotować dla nas jakieś śniadanie.
- Zapisz mi, co potrzeba. Wracając kupię wszystkie niezbędne produkty – odkrzykuje mi z pokoju. Szykując się powoli do wyjścia.
- Nie możemy ich zrobić razem? - chciałam, choć na chwilę wyjść do ludzi. W dodatku byłam umówiona z Therese.
- Wolałbym, abyś na razie stąd nie wychodziła. Kto wie, czy Niklas się gdzieś nie czai – słyszę jego autentyczne przejęcie.
- Nie zamknę się z tego powodu w czterech ścianach. Wystarczy, że prześladuje mnie widmo możliwości opublikowania przez niego tych przeklętych zdjęć. Kto wie, ile policji zajmie zatrzymanie go. Nie będę się do tego czasu ukrywać, chcę wrócić do normalnego życia. Dlatego albo podrzucisz mnie do Therese, a jak będziesz wracał, odbierzesz i wybierzemy się na zakupy. Albo zrobię to sama – upieram się.
- Dobrze, niech ci będzie. Musisz być jednak taka uparta? – kiwam potakująco głową z uśmiechem. Ciesząc się, że postawiłam tym razem na swoim. 






Dzwonię do drzwi mieszkania Therese. Czekając cierpliwie, aż je otworzy. Doskonale wiedziałam, że już wcześniej powinnam ją odwiedzić i wszystko na spokojnie wytłumaczyć, zamiast pozwolić aby się denerwowała i snuła własne, często bardzo stresujące przypuszczenia. Jednak wczorajsze spotkanie z Niklasem, skutecznie pokrzyżowało wszystkie moje plany. Po raz kolejny wyprowadzając z równowagi.





- Sophie, tak bardzo się o ciebie martwiłam. Na pewno nic ci nie jest? - przytula mnie mocno do siebie na powitanie, próbując się upewnić.
- Wszystko ze mną w porządku - zapewniam ją. Starając się nie dać po sobie poznać, że ostatnie wydarzenia zostawiły spory ślad na mojej psychice. Porządnie ją rozstrajając.
- Nie powinnam cię była wtedy zostawiać samej. Przecież doskonale wiedziałam, że może ci grozić niebezpieczeństwo. To moja wina - słyszę jej pełne wyrzutów sumienia słowa.
- Nawet nie próbuj się obwiniać. Jedyną winną osobą jest Niklas. Nikt nie mógł przewidzieć, że może być zdolny do czegoś takiego. Na szczęście być może niedługo ten koszmar się w końcu skończy i znowu będę mogła żyć, jak dawniej - podążam za nią do kuchni, zdając krótką relację z wizyty na posterunku. Nie wdając się w szczegóły. Wolałam jej tego oszczędzić. Na dodatek nigdy nie byłabym w stanie wyznać jej całej prawdy. 





Pijąc swoją ulubioną herbatę, przysłuchuje się jej opowieściom na temat wnuków i ostaniach odwiedzin rodziny. Choć przez chwilę, zapominając o własnych nie dających mi spokoju problemach.
- Else zaproponowała swoją pomoc, gdybyś oczywiście była chętna. Podsunęłaby nam kilka pomysłów, jak możemy przyciągnąć więcej klientów do restauracji. Wiesz, że świetnie czuje się w branży marketingowej. Pracuje w niej w końcu od lat - miło było mi słyszeć o takiej propozycji, która wydawała się naprawdę dobrym rozwiązaniem w niedalekiej przyszłości. 
- Z chęcią jej wysłucham. Mogłam pomyśleć o tym już wcześniej. Na razie jednak, musimy zająć się przywróceniem prądu. Podobno cała zewnętrzna instalacja jest do wymiany. To będzie kosztowało majątek - byłam załamana wstępną rozmową telefoniczną z pogotowiem energetycznym. W której pokrótce objaśniłam im mój problem.
- Jak zawsze, jakoś sobie ze wszystkim poradzimy. Zostaw tą sprawę mnie. Obiecuję, że wszystkim się zajmę, a ty potraktuj ten czas, jako zasłużony odpoczynek. Bez wątpienia ci się przyda. Nie próbuj nawet protestować. Poza tym nie zaszkodzi ci trochę więcej wspólnie spędzonego czasu ze swoim chłopakiem. Od samego początku, trzeba dbać o uczucie. W innym przypadku nic z tego nie wyjdzie - patrzę na Therese z niedowierzaniem.




- O czym ty mówisz? Tyle razy ci przecież mówiłam, że nie jestem z Halvorem. My się tylko przyjaźnimy - próbuję iść w zaparte. Szybko odrzucając od siebie, wspomnienie wczorajszego incydentu między nami. Który dobitnie mi uświadomił, że nigdy nie powinnam robić sobie złudnej nadziei w kwestii naszych relacji.
- I dlatego za każdym razem, wprost świecą ci się oczy, gdy tylko o nim wspominasz? Albo błądzisz daleko myślami, uśmiechając się sama do siebie. Będąc zupełnie rozkojarzona po powrocie z waszych spotkań? Sophie, zbyt długo cię znam, aby w to uwierzyć. Ty już od jakiegoś czasu, jesteś w nim zakochana i nie próbuj się wypierać - uśmiecha się do mnie życzliwie. Wprawiając mnie w prawdziwą konsternację. Doskonale wiedziałam, że miała sporo racji. Wbrew sobie i szumnym zapewnieniom, stopniowo przekraczałam jasno wyznaczoną granicę. Doprowadzając do tego, że obdarzyłam uczuciem kogoś, kto nigdy tego nie odwzajemni. Narażając się tylko na kolejne cierpienie. Dłużej już nie mogłam okłamywać samej siebie. Czas było spojrzeć wprawdzie w oczy i przyznać, że byłam beznadziejnie zakochana. Po raz kolejny nie wyciągnęłam żadnych wniosków z przeszłych doświadczeń i znowu ulokowałam uczucia w niewłaściwej osobie.
- To bez znaczenia, co czuję. Gdy jest to tylko jednostronne - żalę się. Doskonale wiedząc, że Therese jest osobą godną zaufania, której bez żadnych przeszkód mogę powierzyć swoje niektóre przemyślenia.
- Dlaczego w dzisiejszych czasach, młodzi ludzie lubią tak wszystko komplikować? Naprawdę myślisz, że jesteś mu obojętna? Gdybyś nic dla niego nie znaczyła, to na pewno nie udzieliłby ci takiego wsparcia i pomocy. Zwykli znajomi, aż tyle dla siebie nie poświęcają, co wy - stara się mnie przekonać do spojrzenia z innej perspektywy na moją relację z Halvorem.
- Może jesteśmy wyjątkiem? Zresztą mam teraz większe zmartwienia niż swoje życie uczuciowe - kończę wyjątkowo niewygodny dla mnie temat. Zaczynając na powrót rozmawiać o restauracji i innych często mało istotnych rzeczach. Wolałam jednak nie roztrząsać relacji z Halvorem. Bojąc się, że nie będę dłużej potrafiła, utrzymać jej w takim stanie, jak jest dotychczas.






- Może jednak powinnam ci jutro towarzyszyć? Nie czuję się dobrze z tym, że zrzucam na ciebie wszystkie obowiązki. To trochę niesprawiedliwe - na pożegnanie z kobietą. Staram się upewnić, że na pewno sobie ze wszystkim sama poradzi.
- Sophie, może i nie jestem już najmłodsza, ale potrafię sobie jeszcze poradzić z dopilnowaniem naprawy. O nic nie musisz się martwić. Będę cię o wszystkim informowała na bieżąco i gdyby faktycznie coś wymagało twojej interwencji. Od razu się o tym dowiesz. Ty masz teraz przede wszystkim odpocząć i trochę się uspokoić. Stres jaki przeżywasz, bardzo źle na ciebie wpływa - wiedziałam, że ma rację. Ostatnio byłam nieustannie rozdrażniona i sfrustrowana swoim strachem i niewiedzą, czy policja zdąży aresztować Niklasa przed jego kolejnym desperackim atakiem na moją osobę. Mimo braku kontaktu z jego strony od naszego wczorajszego spotkania. Nie wierzyłam, aby odpuścił i dał mi spokój. On był na to za bardzo mściwy, szczególnie gdy ktoś próbował się mu przeciwstawić.
- Niech będzie. Nie wiem tylko, jak ja ci się za to wszystko odwdzięczę - gdyby nie Therese na pewno nie poradziłabym sobie tak dobrze, ani teraz, ani po śmierci rodziców. Gdy to ona wszystkim się zajęła, otaczając swoim ogromnym wsparciem.
- Wystarczy, że będziesz w końcu szczęśliwa. Dość już tych tragedii, jakie spotkały cię w życiu - patrzy na mnie z taką samą troską i szczerą miłością, jak rodzice. Przez co mam ochotę się rozpłakać, ale tym razem ze szczęścia. Nareszcie zaczynając doceniać fakt, że mimo okrutnego losu, który odebrał mi najbliższe osoby. Nadal mam obok siebie życzliwych ludzi gotowych mi zawsze pomóc.
- Dziękuję, Therese za wszystko. Bez ciebie w życiu nie dałabym sobie rady. Dzięki tobie znowu poczułam, jak to jest mieć rodzinę - kilka pojedynczych łez spływa mi po policzkach.
- Tylko mi się tutaj nie rozklejaj - ponownie już dzisiejszego dnia, przytula mnie do siebie. Wyrażając tym gestem dużo więcej niż mogłaby słowami.





Opuszczając mieszkanie z zamiarem poczekania na świeżym powietrzu, tych kilku minut pozostających mi do przyjazdu Halvora. Zauważam świetnie znanego mi chłopaka wychodzącego z mieszkania obok.
Poznaliśmy się z nim dzięki Therese i bardzo szybko obydwoje obdarzyliśmy się sporą sympatią i znaleźliśmy wspólny język, ale przez brak czasu właściwie straciliśmy ze sobą kontakt.
- Sophie? Ile czasu ja cię nie widziałem, co słychać? - przygląda mi się z ciekawością. Wyraźnie zadowolony z naszego spotkania.
- Nic ciekawego. Praktycznie to samo, co zawsze. A u ciebie, Malcolm? - odpowiadam wymijająco. Nie miałam zamiaru, zwierzać się dawnym znajomym ze swoich aktualnych problemów. Im mniej wtajemniczonych w to osób tym lepiej. 
- Podobnie. Trochę pracy, trochę nauki. Sama nuda. Oczywiście zaraz znowu spóźnię się na swoją zmianę - schodzimy po schodach. Zaczynając się śmiać z jego wiecznego braku punktualności.





- Czekasz na kogoś? - zastanawia się, gdy opieram się o ścianę budynku. Nie ruszając w dalszą drogę.
- Tak. Na znajomego, który ma mnie podrzucić - tłumaczę ogólnikowo.
- To może ci potowarzyszę? Przy okazji chwilę sobie porozmawiamy, jak za dawnych czasów - zaskakuje mnie jego propozycja.
- Przecież się śpieszyłeś do pracy. Zapomniałeś już? - zastanawiam się na głos.
- Kilka minut nie zrobi mi różnicy. Każdy i tak jest przyzwyczajony, że nigdy nie jestem na czas. Poza tym kto wie, kiedy będę miał okazję znowu się z tobą spotkać - nie odpuszcza. Wystosowując kolejne argumenty.
- Jak chcesz. To twoja decyzja - odpuszczam, wzruszając ramionami.





Śmieję się z kolejnego żartu Malcolma, nie potrafiąc się powstrzymać. Rozmowa z chłopakiem naprawdę była świetnym pomysłem. Dzięki niej trochę się odstresowałam i przynajmniej przez chwilę nie musiałam się niczym martwić.
- Koniecznie musimy się umówić na jakąś kawę. Dasz mi swój numer? Gdzieś go już jakiś czas temu zgubiłem – prośba chłopaka kompletnie mnie zaskakuje. Przez chwilę zupełnie nie wiem, co mam mu odpowiedzieć. Nie spodziewałam się, że będzie chciał odnowić naszą znajomość i zacząć się regularnie ze mną spotykać.





- Raczej nie sądzę, aby Sophie znalazła czas na spotkanie. Jest tak zapracowana, że często nie ma czasu nawet dla mnie. Prawda, kochanie? - słyszę za sobą świetnie znany mi głos. W dodatku czuję, jak po chwili Halvor obejmuje mnie w talii. Nie miałam pojęcia, co on wyprawiał i jakim cudem go wcześniej nie zauważyłam.
- Nie wiedziałem, że masz chłopaka - Malcolm wydaje się zawiedziony tą informacją. Co jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. W końcu nigdy nie wykazywał moją osobą większego zainteresowania, a już zwłaszcza w kwestii bliższych relacji.
- Jakoś nie było okazji, aby o tym wspomnieć - uśmiecham się sztucznie w jego kierunku. Czując się bardzo niezręcznie. Nie wiedziałam, dlaczego Halvor odgrywał tutaj to marne przedstawienie. W końcu to by mój znajomy, a nie jego.
- Jasne, rozumiem. Pójdę już. Pewnie macie jakieś plany. Cześć - odchodzi od nas zawiedziony. Gdy tylko znika z pola mojego widzenia. Odwracam się w stronę mojego rzekomego chłopka, będąc na niego wściekła.






- Co to miało znaczyć? - pytam zirytowana do granic możliwości.
- O to samo, mógłbym zapytać ciebie. Nie zapominasz się przypadkiem? Flirtujesz z innym, będąc ze mną w rzekomym związku? Chcesz wszystko zepsuć? - wprost nie mogłam uwierzyć, że to słyszę.
- Słucham, co takiego robię? Do reszty zwariowałeś? Po pierwsze to był tylko mój znajomy, a po drugie udajemy parę, ale przed twoimi bliskimi i znajomymi. Nie moimi - specjalnie akcentuję ostatnie słowo.
- Dopóki nasz układ się nie skończy. Nie masz prawa spotykać się z innymi. Ktoś was w końcu może zobaczyć. Naprawdę tego nie rozumiesz? Układ to układ, więc masz trzymać się ustalonych zasad - rozkazujący ton głosu Halvora do reszty wyprowadza mnie z równowagi.
- Nie jestem twoją własnością, abyś mógł mi rozkazywać. Już raz sobie na to pozwoliłam. Drugiego na pewno nie będzie - wzburzona jego zachowaniem. Odchodzę od niego w pośpiechu. Idąc bez celu naprzód. Wprost kipiąc ze złości na jego bezczelne słowa.





- Sophie, poczekaj. Gdzie ty znowu idziesz? - za chwilę mnie dogania. Próbując zatrzymać.
- Przed siebie. Zresztą to nie twoja sprawa - staram się go wyminąć. Nie mając ochoty na dalszą rozmowę. Zdecydowanie przesadził. 
- Poczekaj, proszę cię. Przepraszam za to, co zrobiłem i powiedziałem. Po prostu się o ciebie martwię. Zasługujesz na kogoś dużo lepszego niż ten typek, z którym rozmawiałaś - Halvor stara się usprawiedliwiać. Wyraźnie żałując swojego zachowania.
- Skąd ty możesz to wiedzieć? W ogóle nie znasz Malcolma, a z góry wydajesz opinię. Na dodatek bezpodstawnie oskarżasz mnie o łamanie naszej umowy. Doskonale wiedziałam na co się piszę, gdy zgadzałam się udawać twoją dziewczynę. I w pełni się trzymam naszych ustaleń. Z nim tylko rozmawiałam. To mój znajomy. W dodatku kompletnie nie w moim typie, jak już musisz wiedzieć - tłumaczę mu wszystko od początku do końca. Nie mając ochoty na dalsze przepychanki słowne między nami.
- To jaki jest twój typ? Nigdy mi tego nie zdradziłaś - patrzy na mnie z ciekawością. Nie mogłam uwierzyć, że uczepił się akurat tego kawałka rozmowy. Czasami potrafił być naprawdę upierdliwy. 
- Jak go znajdę, to ci powiem - wykręcam się. Doskonale wiedząc, że prawdziwa odpowiedź nie wchodziła w grę.





- Nie gniewaj się już na mnie. Wiesz, że proces mojej zmiany nadal trwa i czasami zdarzają się mi jeszcze spore potknięcia - w drodze do samochodu. Słyszę jego skruszony ton głosu.
- Następnym razem po prostu nad sobą panuj i nie zachowuj się, jak skończony zazdrośnik. Czyżbyś za bardzo wczuł się w rolę? - odpłacam się mu tym samym komentarzem, którym mnie uraczył podczas naszej kłótni o Vibeke. Posyłając przy okazji cierpki uśmiech. 
- Byłem pewien, że kiedyś mi to wypomnisz. Tylko, że ja wcale nie jestem zazdrosny, moja droga. Między nami zgoda? - wypiera się, robiąc proszącą minę, której nie potrafię się oprzeć.
- Zgoda. Możemy już wybrać się na te zakupy? - pytam. Chcąc zakończyć tą naszą małą sprzeczkę. 
- Zapowiada się naprawdę długie popołudnie - wzdycha z niezadowoleniem. Przez co zaczynam się głośno śmiać. Z powodu jego niechęci do zakupów. 


6 komentarzy:

  1. Hej! Pierwszy śnieg to zawsze coś magicznego *o* Mimo, że kilka tygodni później mamy go po dziurki w nosie. Mnie jednak ogarnia przyjemne uczucie, gdy widzę pierwsze płatki śniegu <3 Dlatego doskonale rozumiem Sophie!
    Cóż, myślałam że ich pocałunek inaczej się skończy, jednak to kolejny dowód na to, że Halvor się zmienia. Wcześniej wykorzystałby taką sytuację. Jednak otrzeźwiał i zdał sobie sprawę z tego, jak to mogłoby wyglądać. A przecież zależy mu na Sophie i nie chce jej potraktować jak innych. Mimo że to ją rozczarowało i źle go zrozumiała. Na całe jednak szczęście nie stronią od swojego towarzystwa, co cieszy mnie najbardziej :)
    Niezapowiedziana wizyta mamusi ^^ Ugh, choćbym chciała być oburzona na zachowanie matki pani Granerud to ... no rozumiem ją z jednej strony! Miała prawo mieć podejrzenia i nie traktować nowej kobiety w życiu jej syna poważnie. W końcu sam do tego doprowadził! Sądzę jednak, że przekona się do Sophie. Po prostu musi zrozumieć, że jednak jej syn się zakochał ... bo się zakochał pani mamo! :P I na pewno będzie szczęśliwa z tego powodu. Mimo, że początki nie były udane.
    Sophie będzie miała kilka wolnych dni, które na pewno pomogą jej powrócić do jako takiej równowagi. O ile nie wydarzy się coś niespodziewanego!
    Zazdrosny Halvor ... tego jeszcze tu nie było! :D Naskoczył na Sophie, ale to z powodu zazdrości parującej mu uszami! Oh gdyby tylko dobrze zinterpretowała jego zachowanie. Chociaż to wcale nie usprawiedliwia jego zachowania! Ale facet to facet ... testosteron odbiera im ostatnie szare komórki ^^
    Pozdrawiam i czekam na kolejny! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojć ;/ a myślałam, że z tego magicznego pocałunku wyniknie coś więcej...Ech i dalej muszę na to czekać! A zapowiadało się romantycznie. Te pocałunki, Halvor nawet stracił koszulkę i nic! Trzeba było obejść się ze smakiem ;/ Szkoda, bo Sophie nie zrozumiała, że chłopak przerwał wszystko ze względu na nią ;( ona naprawdę się w niego wkręciła i nawet tego nie ukrywa, znaczy przed nim tak, ale sama wie co do niego czuje :)
    Ogólnie to wparowanie mamy zawsze jest śmieszne. Nieważne na jakim blogu hahah a tutaj było i smieszne i w pewnym momencie poważne. Aż się przestraszyłam! Mama Halvora to konkretna kobieta, dobrze, że Halvor trochę zmienił jej nastawienie do Sophie. No ale w sumie co ona mogła innego sobie o niej pomyśleć?
    Pojawił się też tajemniczy Malcolm. Byłam pewna, ze zacznie zarywać do Sophie i spowoduje to wybuch zazdrości Halvora. I idealnie tak się stało :D Halvor jak wbił z tym 'kochanie' hahahah to było mocne
    Ogólnie to ja już bym chciała ich razem :)))) proszę nie każ mi na to długo czekać, oni są dla siebie stworzeni i tyle! Musza być razem <3
    Życzę dużo, dużo weny,
    N

    OdpowiedzUsuń
  3. Tym razem komentuję w trakcie czytania rozdziału, więc za ewentualną chaotyczność z góry przepraszam.
    Zacznę od Halvora, który od początku wkurzył mnie totalnie. On jest ślepy, czy co? Faceci są czasami skrajnie nie kumaci. Czy on naprawdę nie widział, że Sophie chciała dokładnie tego samego, że pragnęła czegoś więcej niż pocałunku.
    A potem jeszcze te wyjaśnienia… Pogubił się we własnych słowach, a Sophie źle to zinterpretowała. Dobrze, że chociaż sam zdaje sobie sprawę z tego, co czuje do dziewczyny, jak ważna dla niego jest. To ważne z punktu widzenia ich późniejszych losów.
    Scena, gdy uspokaja przerażoną Sophie była straszni urocza. Koszmary to nic przyjemnego, ale dobrze, że kobieta ma przy sobie kogoś, na kim zawsze może polegać.
    Pojawienie się mamy Halvora kompletnie mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się, że postanowi tak znienacka odwiedzić syna. Rozumiem jej wątpliwości, co do osoby Sophie, ale jednak mogłaby być dla niej trochę milsza. Przecież chyba wierzy w to, że jej syn może się zmienić.
    Na szczęście Sophie wypadła najprawdopodobniej lepiej niż jej się wydaje. I mama Halvora prędzej, czy później się do niej przekona.
    Theresa to wspaniała kobieta. Nie dość, że nie porzuciła swojej pracodawczyni, gdy ta popadła w kłopoty finansowe, to jeszcze robi wszystko by jej pomóc. Ma naprawdę wielkie serce, a Sophie jest prawdziwą szczęściarą, że ma kogoś takiego.
    Malcolm mi się nie podoba. Koniec kropka. Może i pojawił się tylko na moment, ale wydaje mi się cokolwiek podejrzany. W każdym razie ma się trzymać jak najdalej od Sophie, bo jej serce już do kogoś należy.
    Scena zazdrości Halvora słodka do kwadratu. On naprawdę jest po uszy zakochany Sophie. Nie w końcu jej to powie, a nie krąży wokół jak głupi. Bo w takim tempie to oni do emerytury sobie miłości nie wyznają.
    Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  4. Normalnie czytałam i zastanawiałam się czy ja mam Cię w końcu zamordować czy nie?
    Halvor jak w ogóle mogłeś to przerwać? Tak bardzo liczyłam że w końcu pomiędzy nimi dojdzie do czegoś więcej.
    A tak chłopak się wycofał. Co ona ma w tej główce? Czy naprawdę nie potrafi zauważyć tego że jej na nim zależy? Że też chciała czegoś więcej?
    A tak Sophie znowu pomyślała że on jej nie chce. Że to nadal tylko układ między nimi. A to całkowita nieprawda. Przecież od razu widać że oni nie potrafią bez siebie żyć.
    Widok mamy Halvora. Musiał być dla Sophie szokiem. Mam nadzieję że jego mama szybko się do niej przekona. I polubi ją tak samo mocno jak jego siostra.
    Mnie też się Malcolm nie podoba. U mam nadzieję że nic nam tutaj nie namiesza. A Halvora jest po prostu zazdrośnik 😉
    On jest taki uroczy. Tylko dlaczego zarazem taki glupiutki ? Czy oni obydwoje nie mogą w końcu dostrzec tego co widzą wszyscy ?
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam cieplutko 😉

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, jak Halvor mógł przerwać tę ich wspaniałą i magiczną chwilę w takim momencie? Tego to ja się nie spodziewałam, bo myślałam, że jednak emocje i wzajemne pożądanie wezmą górę, ale skoczek postanowił to przerwać, a Sophie zrozumiała to tak, jakby on jej nie chciał, co jest kompletną bzdurą. Kiedy oni sobie uświadomią, że bardzo chcą siebie nawzajem, co? <3
    Szkoda, że Halvor nie zauważył, że Sophie pragnie tego równie mocno, jak on... Dobrze, że w tym wszystkim dostrzega, jak Sophie na niego wpłynęła i jak ważną rolę odgrywa w jego życiu :) I cieszy mnie to, że mimo tej sytuacji nie stronili od swojego towarzystwa, a noce spędzone w jednym łóżku wchodzą im w rutynę, co bardzo mi się podoba ^^ Sophie miała koszmar, ale obecność Halvora skutecznie sprawiła, że później w spokoju przespała noc.
    Niezapowiedziana wizyta mamy Halvora szalenie mnie rozbawiła :D Też sobie moment wybrała! Z jednej strony jestem w stanie zrozumieć jej obawy, co do Sophie ze względu na dawniejszy tryb życia Halvora, ale z drugiej nie powinna tak szybko oceniać dziewczyny. Tym bardziej, że całe to spotkanie i późniejsza rozmowa z rodzicielką skoczka było dla niej stresujące. Ale czuję, że niepotrzebnie martwi się tym, jak wypadła. Oby polubiła Sophie i doceniła, jakim człowiekiem dzięki niej stał się jej syn :)
    Och, zazdrośnik Halvor! <3 Lubię go w takim wydaniu, mimo że troszeczkę zdenerwował Sophie swoim wybuchem :D Czy postać Malcolma zagości tutaj na dłużej? Jak na razie nie wiem, co mam o nim myśleć, ale mam nadzieję, że nie namiesza w życiu Sophie. Chociaż... Na posterunku zawsze czai się Halvor w razie czego :D
    Bardzo polubiłam postać Therese! Widać, jak bardzo zależy jej na dobru i szczęściu Sophie, co jakoś bardzo mnie wzrusza :)
    Czekam z niecierpliwością na nowość, ciekawa jak dalej potoczą się ich losy :) '
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ zapraszam na trzynasty rozdział ;*

      Usuń