Spoglądając
od dłuższego już czasu na Sophie, cieszącą się niczym mała
dziewczynka z powodu padającego śniegu. Z wydawać by się mogło.
Takiej niewielkiej błahostki, która dla większości znanych mi
osób, byłaby czymś niezauważalnym albo zupełnie obojętnym. Nie
mogę powstrzymać uśmiechu, wpływającego mi na usta. Po raz
kolejny uświadamiam sobie, że mam do czynienia z kimś wyjątkowym
i niepowtarzalnym. Kimś, kto nieustannie mnie zaskakiwał i
powodował u mnie, coraz cieplejsze uczucia. O jakie, nigdy bym się
nie podejrzewał. Zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy stałem się
zupełnie obojętny na otaczającą mnie rzeczywistość. Skupiony
wyłącznie na sobie i własnych egoistycznych potrzebach.
Choć
na początku naszej znajomości, wydawało się to kompletnym
absurdem. Teraz już nie wyobrażałem sobie, że z dnia na
dzień mógłbym o niej zapomnieć. Przestać się z nią widywać i
udawać, że ktoś taki, jak stojąca obok mnie dziewczyna nigdy nie
istniał. To było zwyczajnie niemożliwe, co niekiedy wywoływało u
mnie poczucie sporego rozdarcia. W końcu obiecałem samemu sobie, że
po doświadczeniach z Astrid. Nigdy już nie zaangażuję się w
żadną bliższą relację. Mogącą przynieść mi jedynie ból
i rozczarowanie. Z drugiej jednak strony Sophie krok po kroku, często
nawet nieświadomie, przełamywała kolejne moje bariery. Pełne
uprzedzeń i niechęci do ponownego zaufania jakiejkolwiek
dziewczynie. Przy niej po prostu, czułem się inaczej. Na nowo
odzyskiwałem wiarę, że ludzie potrafią być szczerzy w swoich
uczuciach i gotowi bezinteresownie poświęcać czas drugiej osobie.
Pod
wpływem trwającej chwili, przyciągam ją do siebie. Wpatrując
wprost w jej pełne ufności i życzliwości oczy. Wyraźnie
czekała na dalszy rozwój sytuacji. Zaintrygowana moimi
niespodziewanymi poczynaniami. Przez co, tysiące przeciwstawnych
myśli, przelatywało mi przez głowę. Wywołując zupełny chaos i
popychając do czegoś, co nie miało prawa się nigdy między nami
wydarzyć.
Jednak,
gdy znajdowałem się w tak bliskiej odległości od Sophie. Nie
potrafiłem dłużej, powstrzymywać ogromnej chęci zaznania smaku
jej ust, która towarzyszyła mi już od dłuższego
czasu. Narastając do coraz większych
rozmiarów. Wystawiając tym samym, moją samokontrolę
na poważny sprawdzian. Który stopniowo, zaczynałem po prostu
oblewać.
Po
raz kolejny w ciągu ostatnich dni, walczę sam ze sobą
odnosząc ostatecznie porażkę. Doprowadzającą
mnie nieubłaganie do zguby. Ulegam nie dającej mi spokoju
pokusie, zaznania czegoś nowego. Czegoś, co miało pozostać
jedynie nierealnym wyobrażeniem.
Niewiele
więc myśląc, łącze ze sobą nasze usta w pełnym zaskakującej
namiętności pocałunku, tracąc zupełnie zdolność racjonalnego
myślenia.
W
momencie, gdy jej miękkie wargi stykają się z moimi. Wprost
idealnie do siebie pasując. Mam wrażenie, że to zwykły sen, z
którego za chwilę się obudzę.
Dlatego
pragnąc wykorzystać każdą trwającą sekundę. Kładę swoje
dłonie na jej talii. Czując, jak zalewa mnie olbrzymia
fala pożądania, jakiej już od dawna nie doświadczyłem wobec
żadnej dziewczyny. Pragnąłem Sophie całym sobą. Zaznania jej
bliskości i poznania każdego fragmentu jej idealnego ciała.
Choć
doskonale widziałem, że popełniam ogromny błąd i narażam się
na poważne skomplikowanie naszych relacji i inne
nieprzewidziane konsekwencje. Nie zaprzestaję naszego, coraz
bardziej zachłannego pocałunku. Który, ku mojemu ogromnemu
zdziwieniu Sophie odwzajemnia z pełnym zaangażowaniem i oddaniem.
Przybliżając się do mnie, jeszcze bardziej. Jakby ta praktycznie
niedostrzegalna odległość między nami, nadal jej przeszkadzała.
Zachęca mnie tym samym do dalszego kontynuowania tego ogromnego
momentu słabości między nami. Gdzie zdrowy rozsądek, został
przysłonięty namiętnością i pragnieniem doznania czułości
drugiej osoby. Której obydwoje od dawna rozpaczliwie
potrzebowaliśmy.
Byłem
przekonany, że nie tylko ja mam ogromną ochotę na zdecydowanie
więcej niż tylko pocałunki. One zwyczajnie były niewystarczające,
podczas próby poradzenia sobie przez nas z nagromadzonymi w ostatnim
czasie emocjami. Których nadal do końca nie rozumiałem. Starając
je w sobie od długiego już czasu tłumić.
Kieruję
się w stronę kanapy, pociągając za sobą Sophie. Po drodze nie
zaprzestając swoich delikatnych pocałunków, którymi obdarzam
aksamitną szyję dziewczyny. Wywołując tym u niej ciche
westchnienia przyjemności. Pobudzające jeszcze mocniej moje ukryte
do tej pory pragnienia.
Niemal
do szaleństwa doprowadzały mnie jej dłonie, zgrabnie wsuwające
się pod moją koszulkę i nieśmiało błądzące po ciele. Choć
wszystkie jej gesty były pełne zaangażowania i pasji. Nie można
im było również odmówić delikatności. Jaka mogła iść w parze
wyłącznie z Sophie. Żadna inna nie potrafiła oddziaływać na
mnie w taki sposób, jak ta na pierwszy rzut oka niepozorna i
wyglądająca zupełnie zwyczajnie
drobna brunetka.
Gdy
moja koszulka ląduje w końcu na podłodze. Zaczynam zabierać się
z niecierpliwością za odpinanie wyjątkowo małych guzików od
błękitnej koszuli dziewczyny. Coraz bardziej zniecierpliwiony i
niezadowolony z ich sporej ilości. Ostatkiem opanowania,
powstrzymuję się przed rozerwaniem tego aktualnie zupełnie
zbędnego kawałka materiału. Obdarzając lekkimi, ledwo
wyczuwalnymi muśnięciami dekolt brunetki.
Będąc
niemal w połowie osiągnięcia swojego celu. W brutalny sposób,
przychodzi do mnie otrzeźwienie. Uświadamiam sobie, że dziewczyna
leżącą pode mną to nie jakaś pierwsza lepsza, o której o
poranku zapomnę. Nigdy więcej już jej nie spotykając. Tylko, że
jest to Sophie. Ta sama, która pomogła mi zawrócić z drogi
prowadzącej na samo dno. Zawsze gotowa mi we wszystkim pomóc.
Cholernie wrażliwa Sophie, którą
można było bardzo łatwo zranić. O czym
już nie raz się przekonałem. Sophie, która po prostu była nie
dla mnie. Ona zasługiwała na o wiele więcej niż kiedykolwiek
mogłaby ode mnie otrzymać. Dlatego nie mogłem perfidnie wykorzystać
jej potrzeby zaznania bliskości drugiego człowieka w
tym trudnym dla niej czasie. Kiedy to była zagubiona, przez co nie
kontrolowała do końca swoich reakcji.
Byłem pewien,
że gdyby nie jej ostanie problemy i kompletne zamieszanie w życiu.
Za nic nie odwzajemniłaby tego pocałunku, a już na pewno nie
pozwoliłaby, aby to wszystko zaszło tak daleko. Nie mogłem
więc dopuścić do tego, aby po fakcie i chęci zeznania
chwili odskoczni. Zaczęła czegokolwiek żałować. Nie chciałem
być powodem jej kolejnych wyrzutów sumienia i
przysporzyć niepotrzebnego cierpienia oraz rozczarowania.
-
Przepraszam. Kompletnie mnie poniosło. Nie wiem, co mnie
napadło - odsuwam się od niej w pośpiechu, niczym poparzony.
Podnoszę z ziemi swoją koszulkę i zakładam ją na
siebie. Niszcząc do reszty, panującą między nami atmosferę.
Uważałem jednak, że to najlepsze, co mogłem w tej
chwili zrobić. Nieprzerwanie tego praktycznie w ostatnim
dogodnym do tego momencie, mogłoby wszystko między nami zniszczyć.
A najbardziej na świecie, nie chciałem jej stracić.
Patrzę
niepewnie na Sophie, zauważając że jest zupełnie zdezorientowana.
W dodatku przez sekundę mam wrażenie, że na jej twarzy
pojawia się spore rozczarowanie.
-
Masz rację, to nie powinno było się wydarzyć. Po prostu o tym
zapomnijmy. W końcu od samego początku jasno ustaliłeś granicę.
Zresztą, przecież ja nawet nie jestem w twoim typie - choć stara
się być obojętna. Byłem przekonany, że to tylko pozory i czuła
się przeze mnie odrzucona. Mylnie odczytując powód
przerwania tego szaleństwa między nami.
-
Sophie, to nie o to chodzi - próbuję się tłumaczyć. Co na
niewiele się zdaje. Ona już wyrobiła sobie zdanie na ten
temat.
-
Daj spokój. Wszystko jest jasne. Jesteśmy wyłącznie znajomymi,
którzy starają się sobie pomóc. A to przed chwilą, było
tylko zwykłą chwilą zapomnienia. Błędem,
który się więcej nie powtórzy. Ostatnie zamieszanie źle
na nas wpływa i trochę się zapomnieliśmy, to wszystko. Pójdę
się położyć. Jestem zmęczona - zapina guziki od swojej koszuli
na oślep. W mgnieniu oka, znikając w swoim tymczasowym pokoju.
Przeklinam
cicho, wiedząc że swoją bezmyślnością wszystko popsułem.
Jeszcze tylko tego brakowało, aby Sophie zaczęła mnie unikać i
stronić od mojego towarzystwa. Zamykając się do reszty w
sobie. Miałem być jej wsparciem i otoczyć ją opieką,
tymczasem zupełnie straciłem nad sobą panowanie. Doprowadzając do
czegoś takiego. Uderzam ze złością w oparcie kanapy,
wściekły na samego siebie. Jakby tego było mało, złośliwa
podświadomość podsuwa mi wyobrażenia tego, co mogłoby się teraz
dziać, gdybym uległ swojemu pożądaniu. Zdecydowanie potrzebowałem
lodowatego prysznica. Który wybije mi wszelkie głupie pomysły z
głowy.
Po
raz kolejny przekręcam się na bok. Wzdychając z niezadowoleniem,
gdy zauważam godzinę wskazywaną przez zegar. Nie dość, że na
treningu będę zupełnie nieprzytomny. Narażając się na
kolejne uwagi. To w dodatku, miałem fatalny nastrój.
Który tylko jedna osoba, mogłaby mi poprawić. Aktualnie
śpiąca za ścianą.
Mimo
późnej pory sen, ani myślał nadejść. Dając pełne pole do
popisu moim niedającym, choćby chwili wytchnienia myślą.
W których nieustannie pojawiały się wydarzenia sprzed kilku
godzin. Zaczynałem się zastanawiać, jak dalej będzie wyglądać
moja relacja z Sophie. Czy nic się między nami nie popsuje i
będziemy w stanie udawać, że nic się nie stało. Skoro ja
zupełnie nie potrafiłem o tym zapomnieć. Raz po raz odtwarzając
przed oczami wspomnienia jej dotyku, czy pocałunków.
Moje
rozmyślania przerywa niespodziewanie, stłumiony przez
ściany krzyk przerażenia. W sekundę ogarnia mnie złe
przeczucie. Wstaję więc z łóżka, wychodząc na korytarz.
Gdzie jeszcze wyraźniej, słychać pełne lęku odgłosy dochodzące
z pokoju Sophie.
Bez
żadnego zastanowienia, wchodzę do środka. Dostrzegając, że jest
ona pogrążona w wyjątkowo niespokojnym śnie. Wyglądającym na
senny koszmar. Rzucała się niemal po całym łóżku,
szepcząc pojedyncze nie mające większego sensu słowa.
-
Sophie, obudź się. To tylko zły sen, słyszysz -
podchodzę do niej, potrząsając delikatnie za jej ramiona. Próbując
ją wybudzić. Na szczęście po kilku sekundach, patrzy na mnie
zamglonym i rozbieganym wzrokiem.
- Co
się stało? - pyta zupełnie zdezorientowana, podnosząc się
do pozycji siedzącej. Przykrywając przy okazji kołdrą,
niemal po samą szyję. Jak gdyby się mnie wstydziła.
Wiedziałem, że to efekty tego, co się dzisiaj stało.
-
Coś cię okropnie przeraziło. Pewnie śnił ci się jakiś
koszmar. - tłumaczę, siadając obok. Zachowując mimo wszystko,
większy niż zazwyczaj dystans.
-
Zaczynam sobie przypominać. To wszystko przez to, że żyję w
nieustannym napięciu. Dziękuję za obudzenie. Nie chciałabym trwać
w tym koszmarze, ani sekundę dłużej - posyła w moją stronę
uśmiech wdzięczności.
-
Nie ma za co. Sophie, czy między nami wszystko w porządku? Nie
chciałbym, aby to, co się stało... - nie pozwala mi
dokończyć. Kręcąc przecząco głową.
-
Mieliśmy do tego więcej nie wracać. Potraktujemy to tak, jakby się
nigdy nie wydarzyło. Tak będzie najlepiej - pewność z jaką
wypowiadała te słowa, utwierdzały mnie wyłącznie w
przekonaniu, że wyraźnie żałowała tego zdarzenia.
-
Masz rację. Pójdę do siebie. Dobranoc - zbieram się do
wyjścia. Nie chcąc jej dłużej przeszkadzać.
-
Halvor, czy...? Zresztą nie ważne. Śpij dobrze - patrzę
z delikatnym rozbawieniem na Sophie. Domyślając się, o co chciała
poprosić. Z jakiegoś jednak względu, wstydziła się
wyartykułować na głos swoją
prośbę.
-
Po prostu się trochę przesuń - wracam się. Chwytając za brzeg
kołdry. Kładąc się bez większego zastanowienia przy
niej. Spanie ze sobą, powoli zaczynało stanowić naszą rutynę.
Nie miałem jednak nic przeciwko takiemu obrotowi sprawy. Miło
było zasypiać i budzić się przy kimś.
-
Skąd wiedziałeś, co miałam na myśli? - zastanawia się. Wyraźnie
zaskoczona moją reakcją i bezbłędnym odczytaniem jej
intencji.
- Nie
wiedziałaś, że czytam ci w myślach? A tak na poważnie.
Zdążyłem cię już trochę poznać i wiem, kiedy potrzebujesz
kogoś przy sobie - odpowiadam, wzruszając ramionami. Nie widząc w
tym nic nadzwyczajnego.
-
Coraz bardziej mnie zadziwiasz. Czasami mam wrażenie, że ktoś cię
podmienił. Albo, że masz brata bliźniaka i to jego poznałam, a
potem się zamieniliście - wybucham głośnym śmiechem.
Nie mogąc się opanować.
-
Po prostu jestem jedyny w swoim rodzaju. Ale tą pogawędkę możemy
dokończyć rano. Teraz idziemy spać. Obydwojgu z nas przyda
się kilka godzin snu - zarządzam. Ciesząc się, że napięta
atmosfera między nami, zaczynała powoli znikać. Wszystko znowu
wracało na swoje miejsce. Miałem nadzieję, że tak już
pozostanie.
-
Dobranoc - bez większych oporów. Przytula się do mnie, co uznaję
za dobry znak w kwestii podtrzymania naszych relacji w takiej
formie, jak były dotychczas.
Głośny
dzwonek do drzwi, informujący że mam niespodziewanego gościa.
Wybudza mnie z wyjątkowo krótkiego, lecz przyjemnego snu.
Otwieram oczy, będąc kompletnie nieprzytomny. Spoglądam na
zegarek nie mając pojęcia, kto postanowił złożyć mi wizytę
tak wczesnym rankiem. Delikatnie więc wyswobadzam się z
wyjątkowo mocnego uścisku Sophie, starając się jej nie obudzić.
Po czym idę do drzwi wejściowych, nie chcąc aby irytujący dzwonek
znów dał o sobie znać.
Otwieram
drzwi będąc zupełnie zaskoczony, z powodu widoku doskonale
znanej mi kobiety stojącej naprzeciw mnie.
-
Mamo, co ty tutaj robisz? - pytam, zdezorientowany jej odwiedzinami,
które były mi bardzo nie na rękę w obecnej sytuacji. Zjawiła
się w najgorszym do tego momencie.
-
Sprawdzam, czy jeszcze żyjesz. Próbuję się z tobą skontaktować
od kilku dni, ale oczywiście jak zawsze, nie masz czasu dla
swojej matki - przypominam sobie, że faktycznie. Miałem kilka
nieodebranych połączeń od swojej rodzicielki. Ale to nie
był jeszcze powód, aby robić z tego wielką aferę.
-
Miałem zamiar dziś zadzwonić. Poza tym, jak widzisz wszystko ze
mną w porządku. Obiecuję, że niedługo wpadnę do domu - miałem
nadzieję, że teraz odpuści i nie będzie chciała
wchodzić do środka. Gdzie znajdowała się zupełnie niczego
nieświadoma Sophie.
-
Synu, nie zaprosisz mnie do środka? Chyba możesz mi poświęcić
kilka minut, skoro już się tutaj pofatygowałam. Naprawdę, aż
tak jesteś zajęty, że nie masz czasu nawet na chwilę rozmowy? -
nie mając wyjścia, przepuszczam ją w drzwiach. Modląc się, aby
Sophie nie obudziła się do czasu opuszczenia mieszkania przez
moją rodzicielkę. One w końcu nie tak miały się poznać.
-
Halvor, kto to był? - będąc w połowie drogi do kuchni.
Słyszę zaspany głos Sophie, opuszczającej pokój. Zamiera
w pół kroku, dostrzegając towarzyszącą mi kobietę. W
sekundę domyśla się, kim ona jest. Przez co zupełnie
nie wiedziała, jak ma się zachować. Będąc nieprzygotowana
na takie niespodziewane spotkanie. Nie mogłem wprost uwierzyć
w naszego pecha.
-
Nie będę przeszkadzała - natrafiając na przenikliwy wzrok mojej
mamy. Wycofuje się zażenowana do pokoju. Byłem przekonany, że
czekają mnie spore wyjaśnienia. W końcu mama nie odpuści
sobie poznania wszystkich szczegółów.
-
Nie masz mi nic do powiedzenia? Powoli zaczynałam nawet wierzyć
Karoline, że naprawdę zmieniasz się na lepsze. Teraz
widzę, że twoja siostra niestety bardzo się pomyliła.
Po raz kolejny się na tobie bardzo zawiodłam. Znowu robisz to samo.
Kiedy ty w końcu dorośniesz? - widzę, że mama siada przy stole.
Kręcąc z dezaprobatą głową. Wyciągając pochopne wnioski z
tego, czego była świadkiem.
-
To wcale nie tak, jak myślisz. Sophie to nie jest żadna przypadkowa
dziewczyna na jedną noc. Od jakiegoś już czasu, jesteśmy ze
sobą w związku - zaczynam tłumaczyć. Szukając cukru do kawy.
Którego, jak na złość nigdzie nie było.
-
Słucham? To była twoja dziewczyna? Błagam, tylko mi nie mów, że
się doigrałeś i zostanę za chwilę babcią. Bo to pewnie stąd
ten związek. Innego wyjścia po prostu nie ma - z wrażenia
na usłyszane słowa, upuszczam z hukiem na podłogę trzymaną przez
siebie puszkę z kawą. Której zawartość rozsypuje się po
całej podłodze. Nie dość, że nie miałem cukru, to
teraz jeszcze kawy. Sophie się na pewno wścieknie, gdy nie będzie
mogła się jej napić.
-
Mamo, co ty w ogóle wymyśliłaś? Nie zostaniesz żadną
babcią. Przynajmniej nie z mojej strony. Nie planuję
w najbliższej przyszłości dzieci. Mam na to ogrom
czasu. Czy tak trudno zrozumieć, że zwyczajnie mogłem się
zakochać? - pytam, będąc coraz bardziej zażenowany tą rozmową.
-
Zakochać? Naprawdę myślisz, że jakaś dziewczyna o wątpliwej
moralności. Poznana na imprezie zapewni ci szczęście? Chcesz
powtórki ze związku z Astrid? - niesprawiedliwe słowa
mamy, wywołują u mnie ogromny sprzeciw.
-
Dlaczego wyciągasz tak pochopne wnioski o Sophie? Nie znasz jej i
nie masz pojęcia, kim ona tak naprawdę jest. Ale, jak już
musisz wiedzieć to nie poznaliśmy się na żadnej imprezie. Ona
wcale nie jest ich zwolenniczką – w spojrzeniu mamy, pojawia
się zaintrygowanie.
-
Muszę przyznać, że jestem zaskoczona. Jednak to, że u ciebie
nocuje po tak krótkim czasie znajomości, nadal nie najlepiej o niej
świadczy – przekręcam oczami, nie mogąc tego słuchać.
-
Mamo, jesteśmy dorośli! Poza tym to dwudziesty pierwszy wiek. Nie
robimy niczego złego, Sophie to najbardziej porządna dziewczyna
jaką poznałem. Sama się, jeszcze o tym przekonasz – bronię
dziewczyny.
-
Z wielką chęcią. Poproś ją tutaj. Chcę ją poznać – nie
przyjmujący sprzeciwu ton głosu mojej rodzicielki. Wyraźnie mi
sugerował, że mamy przechlapane.
-
Może innym razem – mimo wszystko podejmuję próbę, przekonania
jej do zmiany zdania.
-
Bez żadnej dyskusji, Halvorze – ucina temat, nie
pozostawiając mi wyboru.
Udaję
się do pokoju Sophie, po którym krążyła w kółko ze
zdenerwowania.
-
Przepraszam, ale myślałam że to nikt ważny. Po co ja w ogóle
stąd wychodziłam? Przecież to była zupełna katastrofa. Wszystko
zepsułam – panikuje, niepotrzebnie się obwiniając.
-
Uspokój się. Przecież nie stało się nic złego. I tak w końcu
musiałabyś poznać moich rodziców. Mama prosiła, abyś do nas
dołączyła – wiedziałem, że na pewno się jej to nie
spodoba.
💓💓💓💓💓💓💓💓💓💓
-
Co takiego? Teraz? - byłam przerażona. Ten poranek zaczął się
wprost koszmarnie.
-
Tak. Ale nie denerwuj się. Wszystko się nam uda, musisz się tylko
przestać denerwować – Halvor stara się mnie pocieszyć.
-
Niby jak mam to zrobić? Co mam jej powiedzieć, gdy zacznie mnie
wypytywać o szczegóły naszego związku? To się nie uda –
przemawia przeze mnie pesymizm.
-
Będziemy improwizować – patrzę na niego z politowaniem, nie
komentując jego pomysłu.
-
Muszę się najpierw ubrać. Nie poznam twojej mamy w piżamie – to
wszystko zaczynało po prostu przypominać jakąś parodię.
Przez
następne minuty szukam jakiś godnie prezentujących się ubrań.
Przeklinając w myślach dosłownie cały świat. Ubierając się w
końcu w jeden z ładniejszych moich swetrów i jasne spodnie oraz
czesząc włosy w wysokiego kucyka. Postanawiam stawić czoła temu
wyzwaniu, idąc do kuchni. Przeczuwając, że to spotkanie skończy
się prawdziwą katastrofą.
-
Przepraszam za ten wcześniejszy incydent. Bardzo miło mi panią
poznać. Jestem Sophie – witam się uprzejmie ze starszą kobietą.
Która jest wyraźnie wobec mnie zdystansowana.
-
Miło mi cię poznać, Sophie. Proszę, usiądź obok mnie. Spokojnie
sobie porozmawiamy – zanim spełniam jej prośbę. Posyłam
Halvorowi błagalne spojrzenie. Doskonale jednak wiedząc, że w żaden sposób
nie mógł mi pomóc.
Całą
następną godzinę, która jest dla mnie wiecznością. Odpowiadamy
wraz z chłopakiem na często bardzo szczegółowe pytania jego mamy.
Czułam się niczym na jakimś przesłuchaniu, gdzie każda moja
następna odpowiedź, coraz bardziej mnie pogrążała. Miałam
wrażenie, że rodzicielka Halvora jest do mnie wyjątkowo wrogo
nastawiona i czego bym nie powiedziała za każdym razem była z tego
niezadowolona.
Dlatego
też oddycham z ogromną ulgą, gdy się z nami żegna. Uprzednio
zapraszając nas do swojego domu w przyszłym tygodniu. Już teraz
byłam przerażona tą perspektywą.
- Wypadłam
koszmarnie. Twoja mama nigdy mnie nie polubi – odzywam się, gdy
tylko Halvor pojawia się w zasięgu mojego wzroku.
-
Przesadzasz. Wcale nie było źle. Wiesz, że moja mama rzadko kiedy
obdarza kogoś sympatią po pierwszym spotkaniu. Poza tym była w
szoku, że rzekomo jesteśmy ze sobą razem. Ale jestem pewien, że
już niedługo skradniesz jej serce. Zresztą, jak całej mojej
rodziny – nie podzielałam jego entuzjazmu, ale starałam się nie
popadać w skrajny pesymizm.
-
Trzeba zrobić zakupy. W lodówce już niczego nie ma – mówię z
niezadowoleniem, gdy próbuję przygotować dla nas jakieś
śniadanie.
-
Zapisz mi, co potrzeba. Wracając kupię wszystkie niezbędne produkty –
odkrzykuje mi z pokoju. Szykując się powoli do wyjścia.
-
Nie możemy ich zrobić razem? - chciałam, choć na chwilę wyjść
do ludzi. W dodatku byłam umówiona z Therese.
-
Wolałbym, abyś na razie stąd nie wychodziła. Kto wie, czy Niklas
się gdzieś nie czai – słyszę jego autentyczne przejęcie.
-
Nie zamknę się z tego powodu w czterech ścianach. Wystarczy, że
prześladuje mnie widmo możliwości opublikowania przez niego tych
przeklętych zdjęć. Kto wie, ile policji zajmie zatrzymanie go. Nie
będę się do tego czasu ukrywać, chcę wrócić do normalnego
życia. Dlatego albo podrzucisz mnie do Therese, a jak będziesz
wracał, odbierzesz i wybierzemy się na zakupy. Albo zrobię to
sama – upieram się.
-
Dobrze, niech ci będzie. Musisz być jednak taka uparta? – kiwam
potakująco głową z uśmiechem. Ciesząc się, że postawiłam tym
razem na swoim.
Dzwonię
do drzwi mieszkania Therese. Czekając cierpliwie, aż je otworzy.
Doskonale wiedziałam, że już wcześniej powinnam ją odwiedzić i
wszystko na spokojnie wytłumaczyć, zamiast pozwolić aby się
denerwowała i snuła własne, często bardzo stresujące
przypuszczenia. Jednak wczorajsze spotkanie z Niklasem, skutecznie
pokrzyżowało wszystkie moje plany. Po raz kolejny
wyprowadzając z równowagi.
-
Sophie, tak bardzo się o ciebie martwiłam. Na pewno nic ci nie
jest? - przytula mnie mocno do siebie na powitanie, próbując się
upewnić.
-
Wszystko ze mną w porządku - zapewniam ją. Starając się nie dać
po sobie poznać, że ostatnie wydarzenia zostawiły spory ślad na
mojej psychice. Porządnie ją rozstrajając.
-
Nie powinnam cię była wtedy zostawiać samej. Przecież doskonale
wiedziałam, że może ci grozić niebezpieczeństwo. To moja wina -
słyszę jej pełne wyrzutów sumienia słowa.
-
Nawet nie próbuj się obwiniać. Jedyną winną osobą jest Niklas.
Nikt nie mógł przewidzieć, że może być zdolny do czegoś
takiego. Na szczęście być może niedługo ten koszmar się w końcu
skończy i znowu będę mogła żyć, jak dawniej - podążam za nią
do kuchni, zdając krótką relację z wizyty na
posterunku. Nie wdając się w szczegóły. Wolałam
jej tego oszczędzić. Na dodatek nigdy nie byłabym w stanie wyznać
jej całej prawdy.
Pijąc
swoją ulubioną herbatę, przysłuchuje się jej opowieściom na
temat wnuków i ostaniach odwiedzin rodziny. Choć przez
chwilę, zapominając o własnych nie dających mi
spokoju problemach.
- Else zaproponowała
swoją pomoc, gdybyś oczywiście była chętna. Podsunęłaby nam
kilka pomysłów, jak możemy przyciągnąć więcej klientów do
restauracji. Wiesz, że świetnie czuje się w branży marketingowej.
Pracuje w niej w końcu od lat - miło było mi słyszeć o takiej
propozycji, która wydawała się naprawdę dobrym rozwiązaniem w
niedalekiej przyszłości.
-
Z chęcią jej wysłucham. Mogłam pomyśleć o tym już wcześniej.
Na razie jednak, musimy zająć się przywróceniem prądu.
Podobno cała zewnętrzna instalacja jest do wymiany. To będzie
kosztowało majątek - byłam załamana wstępną rozmową
telefoniczną z pogotowiem energetycznym. W której pokrótce
objaśniłam im mój problem.
-
Jak zawsze, jakoś sobie ze wszystkim poradzimy. Zostaw tą sprawę
mnie. Obiecuję, że wszystkim się zajmę, a ty potraktuj ten czas,
jako zasłużony odpoczynek. Bez wątpienia ci się przyda. Nie
próbuj nawet protestować. Poza tym nie zaszkodzi ci trochę więcej wspólnie spędzonego czasu ze swoim chłopakiem. Od
samego początku, trzeba dbać o uczucie. W innym przypadku nic z
tego nie wyjdzie - patrzę na Therese z niedowierzaniem.
-
O czym ty mówisz? Tyle razy ci przecież mówiłam, że nie jestem z
Halvorem. My się tylko przyjaźnimy - próbuję iść w zaparte.
Szybko odrzucając od siebie, wspomnienie wczorajszego incydentu
między nami. Który dobitnie mi uświadomił, że nigdy nie powinnam
robić sobie złudnej nadziei w kwestii naszych relacji.
-
I dlatego za każdym razem, wprost świecą ci się oczy, gdy tylko o
nim wspominasz? Albo błądzisz daleko myślami, uśmiechając się
sama do siebie. Będąc zupełnie rozkojarzona po powrocie z waszych
spotkań? Sophie, zbyt długo cię znam, aby w to uwierzyć. Ty już
od jakiegoś czasu, jesteś w nim zakochana i nie próbuj się
wypierać - uśmiecha się do mnie życzliwie. Wprawiając mnie w
prawdziwą konsternację. Doskonale wiedziałam, że miała sporo racji.
Wbrew sobie i szumnym zapewnieniom, stopniowo przekraczałam jasno
wyznaczoną granicę. Doprowadzając do tego, że obdarzyłam
uczuciem kogoś, kto nigdy tego nie odwzajemni. Narażając
się tylko na
kolejne cierpienie. Dłużej już nie mogłam okłamywać samej
siebie. Czas było spojrzeć wprawdzie w oczy i przyznać, że byłam
beznadziejnie zakochana. Po raz kolejny nie wyciągnęłam żadnych
wniosków z przeszłych doświadczeń i
znowu ulokowałam uczucia w niewłaściwej osobie.
-
To bez znaczenia, co czuję. Gdy jest to tylko jednostronne - żalę
się. Doskonale wiedząc, że Therese jest osobą godną zaufania,
której bez żadnych przeszkód mogę powierzyć swoje niektóre
przemyślenia.
-
Dlaczego w dzisiejszych czasach, młodzi ludzie lubią tak wszystko
komplikować? Naprawdę myślisz, że jesteś mu obojętna? Gdybyś
nic dla niego nie znaczyła, to na pewno nie udzieliłby ci takiego
wsparcia i pomocy. Zwykli znajomi, aż tyle dla siebie nie
poświęcają, co wy - stara się mnie przekonać do spojrzenia z
innej perspektywy na moją relację z Halvorem.
-
Może jesteśmy wyjątkiem? Zresztą mam teraz większe zmartwienia
niż swoje życie uczuciowe - kończę wyjątkowo niewygodny
dla mnie temat. Zaczynając na powrót rozmawiać o restauracji i
innych często mało istotnych rzeczach. Wolałam jednak
nie roztrząsać relacji z Halvorem. Bojąc się, że nie będę
dłużej potrafiła, utrzymać jej w takim stanie, jak jest
dotychczas.
-
Może jednak powinnam ci jutro towarzyszyć? Nie czuję się dobrze z
tym, że zrzucam na ciebie wszystkie obowiązki. To trochę
niesprawiedliwe - na pożegnanie z kobietą. Staram się upewnić, że
na pewno sobie ze wszystkim sama poradzi.
-
Sophie, może i nie jestem już najmłodsza, ale potrafię sobie
jeszcze poradzić z dopilnowaniem naprawy. O nic nie musisz się
martwić. Będę cię o wszystkim informowała na bieżąco i gdyby
faktycznie coś wymagało twojej interwencji. Od razu się o tym
dowiesz. Ty masz teraz przede wszystkim odpocząć i trochę się
uspokoić. Stres jaki przeżywasz, bardzo źle na ciebie wpływa -
wiedziałam, że ma rację. Ostatnio byłam nieustannie rozdrażniona
i sfrustrowana swoim strachem i niewiedzą, czy policja zdąży
aresztować Niklasa przed jego kolejnym desperackim atakiem na moją
osobę. Mimo braku kontaktu z jego strony od naszego wczorajszego
spotkania. Nie wierzyłam, aby odpuścił i dał mi spokój. On
był na to za bardzo mściwy, szczególnie gdy
ktoś próbował się mu przeciwstawić.
-
Niech będzie. Nie wiem tylko, jak ja ci się za to wszystko
odwdzięczę - gdyby nie Therese na pewno nie poradziłabym sobie tak
dobrze, ani teraz, ani po śmierci rodziców. Gdy to ona wszystkim
się zajęła, otaczając swoim ogromnym wsparciem.
-
Wystarczy, że będziesz w końcu szczęśliwa. Dość już tych
tragedii, jakie spotkały cię w życiu - patrzy na mnie z taką samą
troską i szczerą miłością, jak rodzice. Przez co mam ochotę się
rozpłakać, ale tym razem ze szczęścia. Nareszcie zaczynając
doceniać fakt, że mimo okrutnego losu, który odebrał
mi najbliższe osoby. Nadal mam obok siebie życzliwych
ludzi gotowych mi zawsze pomóc.
-
Dziękuję, Therese za wszystko. Bez ciebie w życiu nie dałabym
sobie rady. Dzięki tobie znowu poczułam, jak to jest mieć rodzinę
- kilka pojedynczych łez spływa mi po policzkach.
-
Tylko mi się tutaj nie rozklejaj - ponownie już dzisiejszego
dnia, przytula mnie do siebie. Wyrażając tym gestem dużo
więcej niż mogłaby słowami.
Opuszczając
mieszkanie z zamiarem poczekania na świeżym powietrzu, tych kilku
minut pozostających mi do przyjazdu Halvora. Zauważam świetnie
znanego mi chłopaka wychodzącego z mieszkania obok.
Poznaliśmy
się z nim dzięki Therese i bardzo
szybko obydwoje obdarzyliśmy się
sporą sympatią i znaleźliśmy wspólny język, ale przez brak
czasu właściwie straciliśmy ze sobą kontakt.
-
Sophie? Ile czasu ja cię nie widziałem, co słychać? - przygląda
mi się z ciekawością. Wyraźnie zadowolony z naszego spotkania.
-
Nic ciekawego. Praktycznie to samo, co zawsze. A u ciebie, Malcolm?
- odpowiadam wymijająco. Nie miałam zamiaru, zwierzać się dawnym
znajomym ze swoich aktualnych problemów. Im mniej
wtajemniczonych w to osób tym lepiej.
-
Podobnie. Trochę pracy, trochę nauki. Sama nuda. Oczywiście
zaraz znowu spóźnię się na swoją zmianę - schodzimy
po schodach. Zaczynając się śmiać z jego wiecznego braku
punktualności.
-
Czekasz na kogoś? - zastanawia się, gdy opieram się o ścianę
budynku. Nie ruszając w dalszą drogę.
-
Tak. Na znajomego, który ma mnie podrzucić - tłumaczę ogólnikowo.
-
To może ci potowarzyszę? Przy okazji chwilę sobie porozmawiamy,
jak za dawnych czasów - zaskakuje mnie jego propozycja.
-
Przecież się śpieszyłeś do pracy. Zapomniałeś już? -
zastanawiam się na głos.
-
Kilka minut nie zrobi mi różnicy. Każdy i tak jest przyzwyczajony,
że nigdy nie jestem na czas. Poza tym kto wie, kiedy będę miał
okazję znowu się z tobą spotkać - nie odpuszcza. Wystosowując
kolejne argumenty.
-
Jak chcesz. To twoja decyzja - odpuszczam, wzruszając ramionami.
Śmieję
się z kolejnego żartu Malcolma, nie potrafiąc się
powstrzymać. Rozmowa z chłopakiem naprawdę była świetnym
pomysłem. Dzięki niej trochę się odstresowałam
i przynajmniej przez chwilę nie musiałam się niczym
martwić.
-
Koniecznie musimy się umówić na jakąś kawę. Dasz mi swój
numer? Gdzieś go już jakiś czas temu zgubiłem –
prośba chłopaka kompletnie mnie zaskakuje. Przez chwilę
zupełnie nie wiem, co mam mu odpowiedzieć. Nie spodziewałam się,
że będzie chciał odnowić naszą znajomość i zacząć
się regularnie ze mną spotykać.
-
Raczej nie sądzę, aby Sophie znalazła czas na spotkanie. Jest
tak zapracowana, że często nie ma czasu nawet dla mnie. Prawda,
kochanie? - słyszę za sobą świetnie znany mi głos. W dodatku
czuję, jak po chwili Halvor obejmuje mnie w talii. Nie miałam
pojęcia, co on wyprawiał i jakim cudem go wcześniej nie
zauważyłam.
-
Nie wiedziałem, że masz chłopaka - Malcolm wydaje się
zawiedziony tą informacją. Co jest dla mnie zupełnie
niezrozumiałe. W końcu nigdy nie wykazywał moją osobą większego
zainteresowania, a już zwłaszcza w kwestii bliższych relacji.
-
Jakoś nie było okazji, aby o tym wspomnieć - uśmiecham się
sztucznie w jego kierunku. Czując się bardzo niezręcznie. Nie
wiedziałam, dlaczego Halvor odgrywał tutaj to marne przedstawienie.
W końcu to by mój znajomy, a nie jego.
-
Jasne, rozumiem. Pójdę już. Pewnie macie jakieś plany. Cześć -
odchodzi od nas zawiedziony. Gdy tylko znika z pola mojego widzenia.
Odwracam się w stronę mojego rzekomego chłopka, będąc na niego
wściekła.
-
Co to miało znaczyć? - pytam zirytowana do granic możliwości.
-
O to samo, mógłbym zapytać ciebie. Nie zapominasz się
przypadkiem? Flirtujesz z innym, będąc ze mną w rzekomym związku?
Chcesz wszystko zepsuć? - wprost nie mogłam uwierzyć, że to
słyszę.
-
Słucham, co takiego robię? Do reszty zwariowałeś? Po
pierwsze to był tylko mój znajomy, a po drugie udajemy parę, ale
przed twoimi bliskimi i znajomymi. Nie moimi - specjalnie akcentuję
ostatnie słowo.
-
Dopóki nasz układ się nie skończy. Nie masz prawa spotykać się
z innymi. Ktoś was w końcu może zobaczyć. Naprawdę tego nie
rozumiesz? Układ to układ, więc masz trzymać się ustalonych
zasad - rozkazujący ton głosu Halvora do reszty
wyprowadza mnie z równowagi.
-
Nie jestem twoją własnością, abyś mógł mi rozkazywać. Już
raz sobie na to pozwoliłam. Drugiego na pewno nie będzie -
wzburzona jego zachowaniem. Odchodzę od niego w pośpiechu. Idąc
bez celu naprzód. Wprost kipiąc ze złości na jego bezczelne
słowa.
-
Sophie, poczekaj. Gdzie ty znowu idziesz? - za chwilę mnie dogania.
Próbując zatrzymać.
-
Przed siebie. Zresztą to nie twoja sprawa - staram się go wyminąć.
Nie mając ochoty na dalszą rozmowę. Zdecydowanie przesadził.
-
Poczekaj, proszę cię. Przepraszam za to, co zrobiłem i
powiedziałem. Po prostu się o ciebie martwię. Zasługujesz na
kogoś dużo lepszego niż ten typek, z którym rozmawiałaś -
Halvor stara się usprawiedliwiać. Wyraźnie żałując swojego
zachowania.
-
Skąd ty możesz to wiedzieć? W ogóle nie znasz Malcolma, a z
góry wydajesz opinię. Na dodatek bezpodstawnie oskarżasz mnie o
łamanie naszej umowy. Doskonale wiedziałam na co się piszę, gdy
zgadzałam się udawać twoją dziewczynę. I w pełni się trzymam
naszych ustaleń. Z nim tylko rozmawiałam. To mój znajomy. W
dodatku kompletnie nie w moim typie, jak już musisz wiedzieć -
tłumaczę mu wszystko od początku do końca. Nie mając ochoty na
dalsze przepychanki słowne między nami.
-
To jaki jest twój typ? Nigdy mi tego nie zdradziłaś - patrzy na
mnie z ciekawością. Nie mogłam uwierzyć, że uczepił się akurat
tego kawałka rozmowy. Czasami potrafił być naprawdę
upierdliwy.
-
Jak go znajdę, to ci powiem - wykręcam się. Doskonale wiedząc, że
prawdziwa odpowiedź nie wchodziła w grę.
-
Nie gniewaj się już na mnie. Wiesz, że proces mojej zmiany nadal
trwa i czasami zdarzają się mi jeszcze spore potknięcia - w drodze
do samochodu. Słyszę jego skruszony ton głosu.
-
Następnym razem po prostu nad sobą panuj i nie zachowuj się, jak
skończony zazdrośnik. Czyżbyś za bardzo wczuł się w rolę? -
odpłacam się mu tym samym komentarzem, którym mnie uraczył
podczas naszej kłótni o Vibeke. Posyłając przy okazji cierpki uśmiech.
-
Byłem pewien, że kiedyś mi to wypomnisz. Tylko, że ja wcale
nie jestem zazdrosny, moja droga. Między nami zgoda? - wypiera się,
robiąc proszącą minę, której nie potrafię się oprzeć.
-
Zgoda. Możemy już wybrać się na te zakupy? - pytam. Chcąc
zakończyć tą naszą małą sprzeczkę.
-
Zapowiada się naprawdę długie popołudnie - wzdycha z
niezadowoleniem. Przez co zaczynam się głośno śmiać. Z
powodu jego niechęci do zakupów.
Hej! Pierwszy śnieg to zawsze coś magicznego *o* Mimo, że kilka tygodni później mamy go po dziurki w nosie. Mnie jednak ogarnia przyjemne uczucie, gdy widzę pierwsze płatki śniegu <3 Dlatego doskonale rozumiem Sophie!
OdpowiedzUsuńCóż, myślałam że ich pocałunek inaczej się skończy, jednak to kolejny dowód na to, że Halvor się zmienia. Wcześniej wykorzystałby taką sytuację. Jednak otrzeźwiał i zdał sobie sprawę z tego, jak to mogłoby wyglądać. A przecież zależy mu na Sophie i nie chce jej potraktować jak innych. Mimo że to ją rozczarowało i źle go zrozumiała. Na całe jednak szczęście nie stronią od swojego towarzystwa, co cieszy mnie najbardziej :)
Niezapowiedziana wizyta mamusi ^^ Ugh, choćbym chciała być oburzona na zachowanie matki pani Granerud to ... no rozumiem ją z jednej strony! Miała prawo mieć podejrzenia i nie traktować nowej kobiety w życiu jej syna poważnie. W końcu sam do tego doprowadził! Sądzę jednak, że przekona się do Sophie. Po prostu musi zrozumieć, że jednak jej syn się zakochał ... bo się zakochał pani mamo! :P I na pewno będzie szczęśliwa z tego powodu. Mimo, że początki nie były udane.
Sophie będzie miała kilka wolnych dni, które na pewno pomogą jej powrócić do jako takiej równowagi. O ile nie wydarzy się coś niespodziewanego!
Zazdrosny Halvor ... tego jeszcze tu nie było! :D Naskoczył na Sophie, ale to z powodu zazdrości parującej mu uszami! Oh gdyby tylko dobrze zinterpretowała jego zachowanie. Chociaż to wcale nie usprawiedliwia jego zachowania! Ale facet to facet ... testosteron odbiera im ostatnie szare komórki ^^
Pozdrawiam i czekam na kolejny! :*
Ojć ;/ a myślałam, że z tego magicznego pocałunku wyniknie coś więcej...Ech i dalej muszę na to czekać! A zapowiadało się romantycznie. Te pocałunki, Halvor nawet stracił koszulkę i nic! Trzeba było obejść się ze smakiem ;/ Szkoda, bo Sophie nie zrozumiała, że chłopak przerwał wszystko ze względu na nią ;( ona naprawdę się w niego wkręciła i nawet tego nie ukrywa, znaczy przed nim tak, ale sama wie co do niego czuje :)
OdpowiedzUsuńOgólnie to wparowanie mamy zawsze jest śmieszne. Nieważne na jakim blogu hahah a tutaj było i smieszne i w pewnym momencie poważne. Aż się przestraszyłam! Mama Halvora to konkretna kobieta, dobrze, że Halvor trochę zmienił jej nastawienie do Sophie. No ale w sumie co ona mogła innego sobie o niej pomyśleć?
Pojawił się też tajemniczy Malcolm. Byłam pewna, ze zacznie zarywać do Sophie i spowoduje to wybuch zazdrości Halvora. I idealnie tak się stało :D Halvor jak wbił z tym 'kochanie' hahahah to było mocne
Ogólnie to ja już bym chciała ich razem :)))) proszę nie każ mi na to długo czekać, oni są dla siebie stworzeni i tyle! Musza być razem <3
Życzę dużo, dużo weny,
N
Tym razem komentuję w trakcie czytania rozdziału, więc za ewentualną chaotyczność z góry przepraszam.
OdpowiedzUsuńZacznę od Halvora, który od początku wkurzył mnie totalnie. On jest ślepy, czy co? Faceci są czasami skrajnie nie kumaci. Czy on naprawdę nie widział, że Sophie chciała dokładnie tego samego, że pragnęła czegoś więcej niż pocałunku.
A potem jeszcze te wyjaśnienia… Pogubił się we własnych słowach, a Sophie źle to zinterpretowała. Dobrze, że chociaż sam zdaje sobie sprawę z tego, co czuje do dziewczyny, jak ważna dla niego jest. To ważne z punktu widzenia ich późniejszych losów.
Scena, gdy uspokaja przerażoną Sophie była straszni urocza. Koszmary to nic przyjemnego, ale dobrze, że kobieta ma przy sobie kogoś, na kim zawsze może polegać.
Pojawienie się mamy Halvora kompletnie mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się, że postanowi tak znienacka odwiedzić syna. Rozumiem jej wątpliwości, co do osoby Sophie, ale jednak mogłaby być dla niej trochę milsza. Przecież chyba wierzy w to, że jej syn może się zmienić.
Na szczęście Sophie wypadła najprawdopodobniej lepiej niż jej się wydaje. I mama Halvora prędzej, czy później się do niej przekona.
Theresa to wspaniała kobieta. Nie dość, że nie porzuciła swojej pracodawczyni, gdy ta popadła w kłopoty finansowe, to jeszcze robi wszystko by jej pomóc. Ma naprawdę wielkie serce, a Sophie jest prawdziwą szczęściarą, że ma kogoś takiego.
Malcolm mi się nie podoba. Koniec kropka. Może i pojawił się tylko na moment, ale wydaje mi się cokolwiek podejrzany. W każdym razie ma się trzymać jak najdalej od Sophie, bo jej serce już do kogoś należy.
Scena zazdrości Halvora słodka do kwadratu. On naprawdę jest po uszy zakochany Sophie. Nie w końcu jej to powie, a nie krąży wokół jak głupi. Bo w takim tempie to oni do emerytury sobie miłości nie wyznają.
Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Normalnie czytałam i zastanawiałam się czy ja mam Cię w końcu zamordować czy nie?
OdpowiedzUsuńHalvor jak w ogóle mogłeś to przerwać? Tak bardzo liczyłam że w końcu pomiędzy nimi dojdzie do czegoś więcej.
A tak chłopak się wycofał. Co ona ma w tej główce? Czy naprawdę nie potrafi zauważyć tego że jej na nim zależy? Że też chciała czegoś więcej?
A tak Sophie znowu pomyślała że on jej nie chce. Że to nadal tylko układ między nimi. A to całkowita nieprawda. Przecież od razu widać że oni nie potrafią bez siebie żyć.
Widok mamy Halvora. Musiał być dla Sophie szokiem. Mam nadzieję że jego mama szybko się do niej przekona. I polubi ją tak samo mocno jak jego siostra.
Mnie też się Malcolm nie podoba. U mam nadzieję że nic nam tutaj nie namiesza. A Halvora jest po prostu zazdrośnik 😉
On jest taki uroczy. Tylko dlaczego zarazem taki glupiutki ? Czy oni obydwoje nie mogą w końcu dostrzec tego co widzą wszyscy ?
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam cieplutko 😉
Och, jak Halvor mógł przerwać tę ich wspaniałą i magiczną chwilę w takim momencie? Tego to ja się nie spodziewałam, bo myślałam, że jednak emocje i wzajemne pożądanie wezmą górę, ale skoczek postanowił to przerwać, a Sophie zrozumiała to tak, jakby on jej nie chciał, co jest kompletną bzdurą. Kiedy oni sobie uświadomią, że bardzo chcą siebie nawzajem, co? <3
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Halvor nie zauważył, że Sophie pragnie tego równie mocno, jak on... Dobrze, że w tym wszystkim dostrzega, jak Sophie na niego wpłynęła i jak ważną rolę odgrywa w jego życiu :) I cieszy mnie to, że mimo tej sytuacji nie stronili od swojego towarzystwa, a noce spędzone w jednym łóżku wchodzą im w rutynę, co bardzo mi się podoba ^^ Sophie miała koszmar, ale obecność Halvora skutecznie sprawiła, że później w spokoju przespała noc.
Niezapowiedziana wizyta mamy Halvora szalenie mnie rozbawiła :D Też sobie moment wybrała! Z jednej strony jestem w stanie zrozumieć jej obawy, co do Sophie ze względu na dawniejszy tryb życia Halvora, ale z drugiej nie powinna tak szybko oceniać dziewczyny. Tym bardziej, że całe to spotkanie i późniejsza rozmowa z rodzicielką skoczka było dla niej stresujące. Ale czuję, że niepotrzebnie martwi się tym, jak wypadła. Oby polubiła Sophie i doceniła, jakim człowiekiem dzięki niej stał się jej syn :)
Och, zazdrośnik Halvor! <3 Lubię go w takim wydaniu, mimo że troszeczkę zdenerwował Sophie swoim wybuchem :D Czy postać Malcolma zagości tutaj na dłużej? Jak na razie nie wiem, co mam o nim myśleć, ale mam nadzieję, że nie namiesza w życiu Sophie. Chociaż... Na posterunku zawsze czai się Halvor w razie czego :D
Bardzo polubiłam postać Therese! Widać, jak bardzo zależy jej na dobru i szczęściu Sophie, co jakoś bardzo mnie wzrusza :)
Czekam z niecierpliwością na nowość, ciekawa jak dalej potoczą się ich losy :) '
Pozdrawiam ;*
http://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ zapraszam na trzynasty rozdział ;*
Usuń